– Mój Boże! Widziała pani? Jaka piękna młodość…
A więc żyję w iluzji. Zobaczyłam rzeczy, które nie są. Czas z tym skończyć.
Wczoraj w nocy wrócił Adam. Leżałam w łóżku, ale postanowiłam nie odkładać rozmowy. Wszystko jedno, o której wróci – decyzję podjęłam. Dość kłamstw.
Kiedy usłyszałam zgrzyt klucza w zamku, zapaliłam lampkę. Wszedł do pokoju i uśmiechnął się:
– Nie śpisz?
– Czekam na ciebie – powiedziałam, a on się znów uśmiechnął, i wydawało mi się, że w jego oczach zobaczyłam to, czego już jakiś czas nie widziałam, i nawet nie zauważyłam braku. Adam, zamiast iść najpierw do łazienki, podszedł do mnie i mnie ucałował. I wtedy poczułam mocny, uderzająco mocny zapach. Niestety, rozpoznałam ten zapach natychmiast.
Adam wszedł pod prysznic, a ja leżałam jak sparaliżowana. Ponieważ Adam pachniał damskimi perfumami, perfumami, które kupiłam, żeby Tosia mi położyła pod choinkę za parę miesięcy, perfumami, które wąchałam po raz pierwszy w łazience, która ma saunę, jaccuzi i fotele rattanowe.
Adam pachniał Kenzo Jungle Elephant.
Teraz nie mogę nikomu o tym powiedzieć. Jeśli mężczyzna wraca do domu o drugiej w nocy i pachnie damskimi perfumami, wszystko jest jasne. Nie muszę sprawdzać, kontrolować, szukać, grzebać w jego rzeczach i pytać przyjaciółek o radę. Szczególnie, jeśli jedna z nich używa takich perfum.
Jestem jak martwa i nie wiem, co robić. Z Tym od Joli wszystko było jasne, po prostu nie mogłam już z nim być ani chwili dłużej. Ale na myśl, że mogę stracić Adama, ogarniała mnie absolutna martwota. Już go straciłam. Przypomniałam sobie wszystko – to nagłe zaprzyjaźnianie się Reńki, te niedomówienia, to: “Jak będzie chciał cię zdradzić, to się nie zorientujesz, zadbaj o siebie, każdy facet to pies na kobiety”. Przypomniałam sobie, jak chętnie wysłał mnie na wieś z Ulą i jak Artur wracał późno do domu. I jak Reńka wypytywała, czy może zadzwonić do niego do radia.
Czy ja całe życie będę taką idiotką? A te cholerne jego buty, utytłane w czerwonym błocku? Tylko w jednym miejscu, w tej cholernej dziurze koło Reńki, jest taka czerwona glina. A ja mu jeszcze te buty prałam! I żona Konrada, która myślała, że jestem ruda. Bo go widziała z rudą, dlatego była zaskoczona. Albo Konrad ich widział razem i powiedział żonie: “Adam ma fajną rudą dupę”. Mój Adam.
Nie mój Adam. I dlatego było mu obojętne, jak wyglądam, mogłam sobie być gruba. Miał szczupłą i rudą. Nie wiem, co robić. Nie ma bajek na świecie, jest tylko rzeczywistość. Nie ma monogamii, są zdrady. Każdy zdradzi zawsze każdego. Niedobrze mi, jak o tym pomyślę. Może powinnam się zachować tak, jak radzę w listach. Nie podejmować decyzji pod wpływem emocji. Renka jest idealną kandydatką na niezobowiązującą kochankę – nie ma dzieci, za to ma ciężko pracującego męża, którego nic nie obchodzi, co ona robi. A ja? Z Tosią? Wiecznie między młotem a kowadłem? Reńka się nieźle urządziła. I Reńka wcale nie chce wyjść za mąż, bo ma męża. I Reńka na pewno się nie rozwiedzie i nie postawi go w niezręcznej sytuacji, i nie wyłażą z niej chciejstwa na trwały i dobry związek. Trzeba to przetrzymać. Po prostu mają romans. Sam seks. Seks jest nieistotny. Dobry związek przetrwa. Ludzie popełniają błędy. I Adam popełnił błąd. Gdyby nie chciał być ze mną, to by nie był.
Jak jest? Po tej rudej dziwce? Pęknie mi serce. Nie mogę o tym myśleć.
Pamiętaj, że kochasz
Więc zrobiłam to, co robią najgłupsze kobiety świata. Sprawdziłam go, pojechałam do żony Konrada. Przyznała się, że widziała Adama, dawno temu, przed wakacjami z jakąś rudą pindą, atrakcyjną (nie przeczę), młodziutką (tu przesadziła), niósł za nią jakieś torby. Tak jak Ten od Joli za Jolą. To nie pędzel do golenia w łazience świadczy o związku, ale noszenie bagaży za kobietą.
Więc niech bierze swoje i idzie. Nie będę się musiała wyprowadzać, zaczynać wszystkiego od początku, budować domu, dbać o siebie. Poradzimy sobie z Tosią. Zawsze sobie musiałam radzić sama. Powiem mu o tym cholernym koncie, spłacę w końcu te pieniądze, najwyżej sobie poczeka. Przynajmniej ja będę uczciwa w tym całym bagnie, w które wpadłam.
Wsiadłam do kolejki. Niechętnie. Po raz pierwszy wracam do domu niechętnie. Pada deszcz, zaczęła się prawdziwa jesień. Okna, których nie można było otworzyć w lecie, teraz nie dają się zamknąć. Wieje wiatr i moknie siedzenie obok. Smutno. Szaro.
Zwykle pocieszałam się tym, że przynajmniej w mojej pięknej ojczyźnie nie ma wulkanów, huraganów i trzęsień ziemi, ale okazało się, że ja żyłam pod wulkanem, i niepotrzebne mi są trzęsienia ziemi, jeśli obok mieszka taka Reńka. Ale umówmy się, jak nie ta, to byłaby inna. I nie ona mi obiecywała szczerość i miłość.
Jadę więc sobie kolejką i myśli mam niewesołe. Na dodatek siada koło mnie dwóch mężczyzn, bardzo, ale to bardzo wczorajszych. A może nawet przedwczorajszych. Przetrawiony alkohol zmieszany ze świeżym piwem to mieszanka druzgocąca dla mojego nosa. Nie dość, że tłum ludzi, nie dość, że obok mnie w przejściu leży rottweiler (co prawda w kagańcu), nie dość, że deszcz za oknem, słońca ani widu, ani słychu, do następnego lata daleko – to jeszcze żyć mi się nie chce.
I tak mi się żyć nie chce i nie chce, czwartą już stację, dobrych dwanaście minut, kiedy rottweiler wychodzi razem ze swoim panem. Pierwsza optymistyczna rzecz tego dnia. Na następnej stacji wysiadło trochę ludzi, zrobiło się luźniej, ale panowie wczorajsi siedzą obok i nie mogę udawać, że ich nie widzę, nie słyszę, nie czuję. Choć nie jestem z miasta. Siedzę cierpliwie, patrzę w okno. Ale do moich uszu dochodzą strzępki rozmów panów wczorajszych.
I pan do pana mówi:
– A co jej powiesz?
– Nie wiem – głos drugiego pana brzmi smutno. – A ty?
– Ja też nie wiem – mówi pan pytający uprzednio.
– Może prawdę?
– Nie zrozumie.
– To wymyśl coś…
– Co ja tam mogę wymyślić… – poskarżył się pierwszy pan.
Udaję, że na nich nie patrzę, bo co mnie w końcu obchodzi dwóch panów wczorajszych, skoro w ogóle wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. Ale przecież uszu nie zamknę i, chcąc nie chcąc, uczestniczę biernie w tej rozmowie.
– Jak zmyślę coś, to mi już nigdy nie uwierzy – kończy pierwszy pan.
– No – potakuje drugi. – Lepiej nie kłamać. Jak się zacznie kłamać, to potem końca nie widać.
– No – potwierdza pan pierwszy. – Nie lubię kłamać.
Panowie milkną, a ja jestem ciekawa, co im wpadnie do głowy. Zawsze można się czegoś w środkach komunikacji podmiejskiej nauczyć.
– A kochasz ją?
– Najbardziej na świecie – mówi pan drugi, a głos jego jest smutny jak to, co widzę za oknem.
– Człowieku! – pan pierwszy z radości aż podniósł głos. – To, człowieku, czym się martwisz? Najważniejsze to kochać! Jak wiesz, że ją kochasz, to wszystko będzie dobrze! – i nachyla się do pana pierwszego, nie słyszę, co mu tłumaczy, ale aż macha rękami.
Za oknem szaro, do mojego domu jeszcze trzy stacje – pierwszy pan się podnosi – nie wygląda jak degenerat, gorzej o nim świadczy zapach niż ubranie, i żegna się z panem drugim. Wysiada z wagonu, kolejka rusza, a pan drugi wychyla się z tego okna, co go nie można zamknąć, i krzyczy do niego:
– Tylko nie zapominaj, że ją kochasz! O tym pamiętaj!
Potem domyka jakimś cudem to okno i na następnej stacji wysiada.
A potem wysiadam ja.
Nic się na świecie nie zmieniło. Było tak samo szaro i deszczowo. Zimno. I do lata wciąż prawie cały rok. I Adam nie pamiętał, że mnie kochał. Może mnie nie kochał? Może jest niezdolny do miłości? Ale ja na pewno umiem kochać. I będę o tym pamiętać. Przez to, że jakiś facet okazał się zwykłym złamasem, nie dam się wpuścić w kanał, z którego życie będzie wyglądało jak kupa gnoju. Nie. Tym razem nie. Nie będzie tak jak po Tym od Joli. Nie zniszczy mnie żaden mężczyzna!
Wchodzę do domu, pies rzuca się na mnie, w ogóle nie zauważając, że mam w ręku torby z zakupami, w kuchni niepozmywane, córka moja siedzi przed telewizorem i zajada pizzę. Na końcu języka mam awanturę. Bo siedzi w domu od Bóg wie jak dawna, a ja tutaj i tak dalej. I oto staje mi przed oczyma pan drugi i słyszę jego zachrypnięty głos: “Nie zapominaj, że ją kochasz!”
Odkładam torby z zakupami i witam się z tym durnym psem, który mnie kocha nad życie. Potem idę do pokoju i witam się z Tosią. Skoro ją kocham, nie będę zaczynać od pyszczenia.
– Zostawiłam ci pizzę w piekarniku – oznajmia moja córka. – Przed chwilą wróciłam.
Zjadam pizzę. Naczynia w zlewie. Nie uciekną – to przynajmniej jest pewne.
„Nie zapominaj, że ją kochasz” – prześladuje mnie w dalszym ciągu. Adam dzwoni, że trochę się spóźni, wróci koło ósmej, chciałby, żebym jednak znalazła czas, z nim pogadała, czy mogę nie umawiać się z Ulą, Reńką… Pierwszy raz coś takiego mówi. Więc dobrze, tak się kończy związek między ludźmi koło czterdziestki. Zresztą jaki to związek, nawet nie byliśmy małżeństwem. Nie jestem zła, jestem tylko smutna. Po południu dzwonię do brata, który mieszka czterysta kilometrów stąd.
– Czy coś się stało? – słyszę jego przerażony głos i uświadamiam sobie, że zwykle dzwonię do niego z okazji świąt, imienin albo urodzin, albo… Jednym słowem, nie dzwonię do niego bez powodu – bo po co. Jakbym nie pamiętała, że go kocham.
Pogadaliśmy chwilę o niczym, bardzo przyjemnie, potem umyłam naczynia, a moja córka zabrała się do porządków w łazience. Zadzwoniłam do Uli, teraz mogę jej powiedzieć, jak bardzo się myliła co do Adama, ale okazało się, że Mańka po nią przyjechała wczoraj wieczorem i zabrała na trzy dni do Krasnegostawu, do przyjaciół, na chmielaki – pyszne święto piwa.
– Ty nie pojechałeś? – pytam Krzysia.
– Mam do skończenia projekt na jutro, ale wpadnę do was wieczorem – zapowiada Krzyś i nawet nie mogę mu powiedzieć, że do nas już nigdy nie wpadnie.
"Serce na temblaku" отзывы
Отзывы читателей о книге "Serce na temblaku". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Serce na temblaku" друзьям в соцсетях.