– Powinnaś była mnie obudzić – strofował ją i opadł na matę koło niej. Jego palce leciutko gładziły jej wygięte plecy. Na ramieniu jej złożył miękki, ciepły pocałunek.
Bernadette myślała o tym, co ma powiedzieć… ale jej skóra rozpływała się już w rozkoszy.
– Mój dziadek opowiadał mi podobne historie.
Cieszę się, że ci się podobają – powiedział Danton leniwie, a jego palce prześlizgnęły się wzdłuż gumki jej kostiumu. – Zdejmijmy to.
Zacisnęła zęby, zdecydowana, by nie poddawać się zawsze jego woli. Jeśli nie odzyska choćby częściowej kontroli – będzie całkowicie zgubiona.
– Nie, Dantonie – powiedziała na tyle stanowczo, na ile było ją stać. – Nadszedł czas wspólnej refleksji.
– To prawda – przyznał, z zadowoleniem pieszcząc jej atłasową skórę i bawiąc się jedwabistymi długimi włosami.
To ją bardzo rozpraszało. Bernadette nie wiedziała, co powiedzieć dalej. Była tak całkowicie skupiona na tym, co robił, że wszystkie myśli o kontrolowaniu sytuacji po prostu się rozbiegły. – Popływajmy – powiedziała ochryple i pomknęła w kierunku ciepłej wody laguny.
Ale Danton ją dogonił, tak jak przypuszczała, tak jak chciała. Jakaś resztka rozsądku podpowiadała jej, że to szaleństwo – że to gra, której reguł nie zna i w którą nie umie grać. Tylko Danton umiał. Mógł przygarnąć ją do siebie i pozbawić ją rozsądku z rozkoszy. To on kontrolował sytuację.
Ale to jest i jej świat… w którym tak dobrze jej żyć, w cieple wody, w jasnych promieniach porannego słońca, pod cudownie błękitnym niebem – z Dantonem… Nacisk jego ciała już niweczył jej gorączkowe pragnienie, by wszystko dokładnie przemyśleć.
I raz jeszcze Bernadette poddała się magii, którą roztoczył wokół niej z mistrzostwem wielkiego czarodzieja. Była jego tworem, każde drgnienie jej duszy utwierdzało ich związek – posiadającego i posiadanej. Wszystkie te głębokie, pulsujące uczucia, jakie w niej budził domagały się reakcji i odpowiedzi.
Kiedy już skończyli, Danton uśmiechnął się tylko i powiedział:
– Czy czujesz się już teraz lepiej?
Serce Bernadette ścisnęło się z bólu. Dla niego to wszystko miało jedynie na celu rozładowanie fizycznego napięcia! Kochankowie jedynie w znaczeniu zmysłowym… tylko o to mu chodziło. Chcieć wierzyć w coś więcej, to oszukiwać samą siebie. A wiedziała, że ból, który odczuwała teraz, może się tylko powiększyć. Ma tylko jedno wyjście i bez względu na to, jak będzie dla niej rozdzierające, musi go użyć.
– Dantonie… – jak to trudno było powiedzieć! – Nie chcę cię obrazić, ale…
– Nie możesz mnie obrazić – powiedział ze śmiechem.
Powiedziała to szybko, zanim słowa zdążyły uwięznąć jej w gardle:
– Chcę stąd wyjechać.
W jego roześmianych oczach pojawiła się niewiara zmieszana z kpiną.
– Dlaczego?
– Bo źle na mnie działasz! – krzyknęła, starając się zachować resztkę równowagi umysłowej.
– Nonsens! Działam na ciebie bardzo dobrze. Promieniejesz szczęściem. Przez cały czas pobytu tutaj nie miałaś ani jednego ataku astmy. Twoje ciało wykazuje wszelkie oznaki zdrowia. Może to nieprawda? – upierał się i nachylił się, by pocałować jej piersi. Chwycił ją w ramiona i uniósł w wodzie tak, że nie miała żadnego punktu oparcia, żeby się od niego odsunąć.
Słodkie ukłucia rozkoszy przeszyły ciało Bernadette i aż jęknęła, zmagając się z jego władzą, jaką podstępnie nad nią zdobył. To było tylko fizyczne… fizyczne… jej umysł buntował się z powodu zdradliwej reakcji ciała. Musi za wszelką cenę zdobyć choć trochę kontroli, zanim będzie za późno. Ona nic dla niego nie znaczy. Pragnął jej i ją zdobył. I to wszystko. Nie obchodziło go, że zerwanie będzie oznaczało dla niej katastrofę.
– Przestań – próbowała być stanowcza, choć drżała od jego pieszczot i chciała, żeby nie przestawał.
On to wiedział. Oczywiście, że to wiedział. Jego oczy miotały błyskawice pożądania. W odruchu buntu przeciwko jego bezlitosnej manipulacji stłumiła swoje podniecenie i z bólem wypowiedziała jedyne słowa, które mogły ją uchronić przed całkowitym zniewoleniem:
– Nigdy nie będę cię kochała, Dantonie.
I słodka męka się skończyła. Danton wziął głęboki oddech, a następnie chwycił ją w ramiona, próbując przekonać ją całym swoim ciałem. Całował jej powieki, delikatnie zmuszając ją, by je uniosła.
– Zostań do końca. To tylko dwadzieścia dni. Pozwól mi tylko, a postaram się zmienić twoje zdanie – mówił cicho. Pokochasz mnie. Obiecuję ci to.
Nie musiał obiecywać. Nawet jeśli to nie było prawdą teraz, stać się nią mogło w każdej chwili. Bernadette chciała wierzyć, że burza w jego oczach oznacza, że mu naprawdę na niej zależy, ale te dwadzieścia dni było dla niej zbyt poważną przeszkodą. Już teraz była prawie stracona. W ciągu dwudziestu dni posiądzie ją całkowicie.
Takie zadanie sobie wyznaczył i nie stracił wcale rachuby czasu. Jego kalkulujący na zimno umysł odliczał precyzyjnie dni. Kiedy uzyska od niej wszystko, czego chciał, kiedy ona zdecyduje o losie wyspy na jego korzyść, odeśle ją. A ona zrani swego ojca tak samo, jak skrzywdziła siebie.
Patrzyła na niego oskarżycielsko:
– Chcę, żebyś pozwolił mi odjechać, Dantonie. Jestem dla ciebie jedynie chwilową przyjemnością.
– To nieprawda, Bernadette – powiedział łagodnie. – Jesteś radością wszystkich moich chwil.
Te słowa podważyły jej kruchą obronę i na twarzy Dantona, który chyba czuł swoją przewagę, pojawił się wyraz czułości. Podniósł ręce, by odgarnąć jej włosy z twarzy. W jego oczach lśniła ciemna hipnotyczna łagodność, sięgająca w głąb jej miękkiego serca.
– Zapomnij o tym, co powiedziałaś. To był tylko chwilowy nastrój. Posłuchaj, powiem ci, w jaki sposób cię kocham…
– Nie! – wydała z siebie okrzyk czystej rozpaczy. Nie mogła znieść jego gładkich słów o miłości! Używał ich prawdopodobnie w stosunku do setek kobiet! A może tysięcy!
– To koniec! Nie mogę tego ciągnąć dłużej! – krzyczała gwałtownie. – Nie będziemy się więcej kochać! Nie będzie już między nami nić! To musi się skończyć! Natychmiast!
Nie odważyła się czekać na odpowiedź ani na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Popłynęła w kierunku plaży, a potem pobiegła do domu, serce biło jej ze strachu, że będzie ją ścigał. Nie może dać się złapać. To się nie może znowu powtórzyć. Zamknęła za sobą drzwi domu, a potem drzwi łazienki i oparła się o nie drżąc ze zdenerwowania.
Nie słychać było głośnych kroków, żadnego pościgu. Powlokła się ciężko pod prysznic i z ulgą pozwoliła, by silny strumień wody smagał ją i spłukiwał piasek z jej ciała. Nie zdobyła się nawet na wysiłek, by umyć sobie włosy. To jest skończone, powtarzała sobie. Koniec! Musi być skończone!
Ale Danton czekał na nią w salonie, kiedy wyszła z łazienki. Wstał z bambusowego fotela z ponurą twarzą, a napięcie jego było tak silne, że i jej się udzieliło. Ale przynajmniej związał pareu wokół bioder, tak, że jego obecność nie była aż tak trudna do zniesienia.
Bernadette była głęboko wdzięczna losowi, że sama zostawiła lokalny strój w łazience poprzedniej nocy. Nie było to zbyt zgrabne okrycie, dawało jej jednak trochę ochrony przed Dantonem, gdyby czegokolwiek próbował.
Ale on się nie ruszał.
– Dlaczego? – nalegał, głosem nabrzmiałym gniewem, podczas gdy jego czarne oczy zagłębiały się bezlitośnie w jej duszy i sercu.
Było więcej niż oczywiste, że Danton nie miał zamiaru pokornie poddać się jej zadaniom, i Bernadette nie miała pojęcia, w jaki sposób wprowadzi w czyn swoje ultimatum. Ale jakoś musi. To był jedyny sposób, żeby przeżyć.
– Ponieważ mam cel w życiu. A to posunęło się za daleko – oznajmiła zimnym, zduszonym głosem.
– Jesteś doskonałym kochankiem, Dantonie. Jestem ci wdzięczna za czas, jaki mi poświęciłeś. Ale co za dużo, to niezdrowo. Teraz chcę wyjechać.
– Nie możesz pozwolić sobie na to, by kogoś pokochać, Bernadette?
– Na pewno nie ciebie – odrzuciła z całą swoją dawną ognistą dumą.
– Czy w ogóle istnieje jakiś odpowiedni dla ciebie mężczyzna? – naciskał.
Ta uwaga jeszcze bardziej rozjątrzyła świeżą ranę w jej sercu. Potrzeba ranienia jego także umocniła ją w postanowieniu. Dopóki nie wskaże mężczyzny, który mógłby zdobyć jej miłość, Danton nie puści jej wolno.
– Tak, jest mężczyzna, którego mogłabym pokochać. Ktoś, kto byłby dla mnie odpowiedni – powiedziała z pewnością.
W oczach Dantona lśniły trudne do określenia, niebezpieczne emocje.
– Kto?
Bernadette uniosła głowę w pełnym pogardy buncie.
– Autor opowiadań, które czytałam tego ranka. On ma zalety, które podziwiam – prawdziwą troskę o innych, głębokie zrozumienie człowieczeństwa. Ma wrażliwość, poczucie humoru, jest konsekwentny
– wszystko to, co dla ciebie nie ma znaczenia. Jest wszystkim, czym ty nie jesteś!
– Jakie to pouczające. Jacques Henri mógłby zdobyć twoje serce. – Wargi Dantona skrzywiły się w ironicznym grymasie. – Mogłabyś kochać takiego człowieka?
– Tak. – Bernadette patrzyła na niego zjadliwie. – Porozumienie dusz jest ważniejsze i trwalsze niż porozumienie ciał. I dlatego ciebie już nie chcę, Dantonie.
– Więc – wysyczał przez zęby – nareszcie dotarliśmy do sedna sprawy!
Zacisnął szczęki. Przygryzł wargi w dzikim gniewie. Wyraźnie było widać, że stara się zachować spokój. Kiedy wreszcie zaczął mówić, jego głos pozbawiony był jakiejkolwiek barwy… zimny, monotonny monolog.
– Pozwól sobie powiedzieć, Bernadette – a nie sprawia mi to żadnej satysfakcji – że popełniłaś właśnie największy błąd w swoim życiu. I niech mi Bóg będzie świadkiem, że nigdy nie pozwolę ci zapomnieć tych słów, aż do dnia twojej śmierci. Zadajesz sobie cios własną ręką. Nieodwołalnie.
Serce jej zamarło, gdy ponura, gniewna namiętność pojawiła się na jego twarzy. Widziała jego zaciskające się i otwierające pięści. Czy posunęła się za daleko? Czy Danton może stracić opanowanie? Cofnęła się o krok w stronę łazienki, instynktownie szukając ochrony przed jego groźnym, chmurnym gniewem.
"Siła i namiętność" отзывы
Отзывы читателей о книге "Siła i namiętność". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Siła i namiętność" друзьям в соцсетях.