– Masz duże, soczyste wargi, że aż chce się je kąsać. Dlaczego ich nie wydepilujesz? Byłabyś ładniejsza.
Nie odpowiedziałam, to nie jego sprawa, co robię z moimi wargami.
Przestraszył nas hałas jakiegoś samochodu, ubraliśmy się szybko (już nie mogłam się doczekać) i wyjechaliśmy z garażu. Dotknął pieszczotliwie mojej brody i powiedział:
– Następnym razem, mała, zrobimy to w wygodniejszym miejscu.
Wysiadłam z samochodu, który miał zaparowane szyby, i wszyscy na ulicy zauważyli, że byłam rozczochrana i poruszona, opuszczając auto, prowadzone przez szpakowatego typa z rozchełstanym krawatem.
11 lutego
W szkole nie idzie mi najlepiej. Albo to ja jestem leniwa i do niczego, albo profesorzy zbyt schematyczni i wymagający… Być może mam trochę idealistyczne wyobrażenie o szkole i nauczaniu w ogóle, ale rzeczywistość całkowicie mnie rozczarowuje. Nienawidzę matematyki! Wkurza mnie jej niepodważalność. I do tego ta idiotyczna nauczycielka, która ciągle wyzywa mnie od nieuków, a nie umie mi niczego wytłumaczyć! Szukałam w „Mercatino" ogłoszeń o korepetycjach i znalazłam kilka interesujących propozycji. Tylko jeden korepetytor miał czas. To facet, z głosu wydaje się dość młody, jutro mamy się spotkać, by omówić szczegóły.
Letizia chodzi mi po głowie od rana do wieczora, nie wiem, co się ze mną dzieje. Czasami wydaje mi się, że jestem gotowa na wszystko.
22.40
Zadzwonił do mnie Fabrizo, długo rozmawialiśmy. Na koniec spytał, czy mam jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy to robić. Odpowiedziałam, że nie.
– A więc nadszedł moment, żebym ci zrobił piękny prezent – powiedział.
12 lutego
Otworzył mi drzwi w białej koszuli i czarnych bokserkach, w okularach i z mokrymi włosami. Przygryzłam usta i przywitałam się z nim. Pozdrowił mnie uśmiechem i kiedy powiedział: – Proszę, Melissa, usiądź – miałam to samo uczucie jak wtedy, gdy jako dziewczynka pochłaniałam razem mleko, pomarańcze, czekoladę, kawę i truskawki. Krzyknął do kogoś, kto był w innym pomieszczeniu, że idzie ze mną do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i po raz pierwszy weszłam do sypialni normalnego mężczyzny – żadnych zdjęć pornograficznych, żadnych kretyńskich trofeów, żadnego bałaganu. Ściany były oklejone starymi zdjęciami, plakatami starych grup heavy metalowych i reprodukcjami impresjonistów. Upajał mnie jakiś szczególny, pociągający zapach.
Nie przeprosił za ten ewidentnie nieformalny strój i było to dla mnie bardzo zabawne, że tego nie zrobił. Powiedział, żebym usiadła na łóżku, natomiast on wziął krzesło od biurka i przysunął je, siadając naprzeciwko. Byłam trochę zmieszana… Do diabła! Wyobrażałam sobie suchego profesorka w żółtym, kanarkowym sweterku z wycięciem w serek, z pożyczką na łysinie i włosami w kolorze pasującym do swetra. Ujrzałam przed sobą młodego mężczyznę, opalonego, pachnącego i nadzwyczaj pociągającego. Jeszcze nie zdjęłam płaszcza, gdy z uśmiechem powiedział mi:
– No, na pewno cię nie zjem, gdy go zdejmiesz.
Ja też się roześmiałam, ale z żalu, że nie może mnie zjeść. Był boso: na szczęście żadnych białych skarpetek, tylko szczupła kostka i zadbana, opalona stopa, która wykonywała koliste ruchy, gdy mówiliśmy o stawce, programie i godzinach lekcji.
– Musimy powtórzyć bardzo wiele materiału – powiedziałam.
– Nie martw się, każę ci zacząć od mnożenia przez dwa. – Mrugnął porozumiewawczo.
Siedziałam na brzegu łóżka, z nogą założoną na nogę i ze splecionymi dłońmi.
– Jak ładnie siedzisz – przerwał mi, gdy mówiłam o mojej profesorce od matematyki.
Ponownie przygryzłam usta i parsknęłam, jakbym chciała powiedzieć: No nie, nie mogę, co pan mówi!…
– Ach, zapomniałem. Mam na imię Valerio, nigdy nie mów do mnie profesorze, bo poczuję się za stary. – Pogroził mi przekornie palcem.
Trochę zwlekałam z odpowiedzią – po tylu żartobliwych stwierdzeniach z jego strony było oczywiste, że też powinnam coś wymyślić.
Odchrząknęłam i powiedziałam cicho:
– A gdybym tak specjalnie chciała cię nazywać profesorem?
Tym razem to on przygryzł wargi, potrząsnął głową i spytał:
– A niby dlaczego miałabyś tego chcieć? Wzruszyłam ramionami.
– Bo tak jest fajniej, nieprawda, profesorze?
– Mów do mnie, jak chcesz, ale nie patrz na mnie takim wzrokiem – powiedział, wyraźnie zmieszany.
No i zaczynam, znowu ta sama historia. Cóż mogę na to poradzić, że nie potrafię powstrzymać się od prowokowania tych, których mam przed sobą i którzy mi się podobają. Atakuję go każdym słowem i każdym milczeniem, bawi mnie to. To jest gra.
18 lutego 20.35
W kuchni już jedzą kolację. Ja wygospodarowałam chwilę na pisanie, ponieważ chciałabym poważnie zastanowić się nad tym, co się wydarzyło.
Dziś miałam pierwszą lekcję z Valerio. Przy nim jestem w stanie coś zrozumieć, pewnie dlatego, że ma piękne ramiona, które mogę obserwować i wysmukłe dłonie, które eleganckim ruchem prowadzą pióro. Udało mi się zrobić kilka zadań, choć z trudem. Zachowywał się bardzo poważnie, profesjonalnie, a to czyniło go jeszcze bardziej pociągającym. Omotał mnie. Spojrzenia, które kierował ku mnie, były pełne zachwytu, a jednak starał się zachować pomiędzy nami pewien dystans, nie pozwalając, by moje gierki zakłóciły mu pracę.
Włożyłam na tę okoliczność wąską spódniczkę, chciałam bezczelnie go uwieść. Gdy wstałam, kierując się do drzwi, zaczął iść za mną, niemal przyklejony do mnie. Ja, dla zabawy, robiłam na przemian albo szybkie i długie, albo wolne kroki, w taki sposób, by mógł się zbliżyć, po czym natychmiast mu umykałam.
Gdy naciskałam guzik, by przywołać windę, poczułam jego oddech na szyi.
– Postaraj się mieć jutro wolny telefon pomiędzy 22 a 22.15 – powiedział szeptem.
19 lutego 2002 22.30
Dwie wiadomości (jak zwykle jedna dobra, druga zła). Fabrizio kupił małe mieszkanie w centrum, gdzie możemy się spotykać bez strachu, że zostaniemy nakryci przez nasze rodziny.
Zadowolony z siebie krzyczał do telefonu: „Zamontowałem ogromny ekran na wprost łóżka, będziemy mogli oglądać pewne filmiki, co malutka? Oczywiście też będziesz miała klucze. Całuję mocno twą piękną buźkę. Cześć, cześć". Oczywiście to jest ta zła wiadomość.
Nie dał mi czasu na odpowiedź, na wyrażenie moich obaw, moich wątpliwości. Wydaje mi się, że zrobił to zbyt pochopnie. Miałam zamiar iść z nim do łóżka tylko jeden raz, a potem powiedzieć mu: do zobaczenia i dziękuję, nie chcę być kochanką żonatego mężczyzny z dzieckiem na głowie! Nie chcę jego, jego mieszkania, jego wielkiego ekranu z filmami pornograficznymi, nie chcę, żeby kupił sobie moją beztroskę tak, jakby kupował kolejną nowinkę techniczną. Dość się już nacierpiałam z Danielem i z wyniosłym aniołem, a teraz, gdy zaczynam żyć po swojemu, przybywa gruby wilkołak pod krawatem i mówi mi, że chce się ze mną związać seksualnie. Ale kara czyha nad naszymi głowami, ostre końce szpad są gotowe, by ugodzić w środek naszych krtani, kiedy najmniej się tego spodziewamy. A szpada dosięgnie też jego, dlatego że ja sama będę trzymała jej rękojeść.
Teraz dobra wiadomość.
Nasza rozmowa zaczęła się i skończyła dokładnie o wyznaczonym czasie.
Siedziałam nago na podłodze, a moja skóra dotykała bezpośrednio zimnego marmuru w moim pokoju. Telefon w ręku i jego upragniony głos, płynny i zmysłowy. Opowiedział mi pewną fantazję. Byłam w klasie na jego lekcji, w pewnym momencie spytałam, czy mogę iść do łazienki, a gdy to robiłam, podałam mu karteczkę, na której było napisane: „Przyjdź do mnie". Czekałam na niego w łazience, on przyszedł, zerwał ze mnie koszulkę i opuszkami palców zbierał kropelki wody, które ciekły po uszkodzonej umywalce. Przenosił je na moją pierś, a one powoli spływały. Potem podniósł moją plisowaną spódniczkę i wszedł we mnie, a ja opierałam się o ścianę i chłonęłam całym swym wnętrzem jego rozkosz; kropelki wody dalej spływały po mym ciele, zwilżając je lekko i pozostawiając na skórze drobne smużki. Ogarnęliśmy się i wróciliśmy do klasy, gdzie z pierwszej ławki śledziłam wzrokiem kredę, która posuwała się po tablicy, podobnie jak on posuwał się wcześniej we mnie.
Dotknęliśmy się przez telefon. Moja pochwa była pełna jak nigdy, a wezbrana Leta zalewała mój Sekret, moje ręce nasączyły się mną, ale i nim, bo mimo okoliczności czułam jego bliskość, czułam jego ciepło, jego zapach i wyobrażałam sobie jego smak. O 22.15 powiedział:
– Dobranoc, Loly.
– Dobranoc, panie profesorze.
20 lutego 2002
Są takie dni, kiedy nie wiem, czy raz na zawsze mam przestać oddychać, czy też pozostać w bezdechu przez resztę czasu, który mi zostaje. Dni, kiedy pod kołdrą oddycham i łykam swoje łzy, i czuję ich smak na języku. Budzę się w rozgrzebanym łóżku, z poczochranymi włosami i pogwałconą skórą. Stojąc nago przed lustrem, obserwuję swe ciało. Dostrzegam łzę, która spada z oka na policzek, wycieram ją palcem i lekko drapię się po twarzy paznokciem. Przeciągam dłońmi po włosach, zgarniam je do tyłu, robię grymas, by poczuć do siebie sympatię i pośmiać się z samej siebie. Ale nie wychodzi mi to, mam ochotę płakać, mam ochotę się ukarać. Podchodzę do pierwszej szuflady w komodzie. Najpierw patrzę na wszystko w środku, potem wyjmuję to, co mam włożyć. Układam złożone rzeczy na łóżku i przesuwam lustro tak, by znalazło się na wprost mnie. Obserwuję dalej swe ciało. Mięśnie są jeszcze napięte, ale skóra jest miękka i gładka, biała i niewinna jak u dziewczynki. Jestem dziewczynką. Siadam na skraju łóżka, unoszę stopę i wciągam pończochy samonośne, przesuwając cienką materię po skórze, aż koronkowa guma dosięgnie uda, ucisnąwszy je lekko. Potem przychodzi kolej na czarny jedwabny gorset ze sznurówkami i tasiemkami. Ściska mi klatkę i wyszczupla talię, która i tak jest już bardzo szczupła, uwydatniając jeszcze bardziej moje biodra, zbyt obfite, zbyt krągłe i zbyt apetyczne, by zniechęcić mężczyzn do rzucania się na nie z bestialską zapalczywością. Piersi są jeszcze małe; jędrne, białe i krągłe, można je zmieścić w jednej dłoni i ogrzać ją ich ciepłem. Gorset jest ciasny, piersi ściśnięte i blisko siebie. To jeszcze nie czas na obserwowanie się. Wkładam buty na szpilkach, wsuwam stopę aż po cienką kostkę i czuję, jak mój metr sześćdziesiąt zyskał nagle dziesięć centymetrów. Idę do łazienki, biorę czerwoną szminkę i maluję swe soczyste, miękkie usta. Potem pogrubiam rzęsy tuszem, czeszę długie, gładkie włosy i trzy razy spryskuję się perfumami stojącymi nad lustrem. Wracam do swego pokoju. Tam zobaczę osobę, która przyprawia moją duszę i ciało o silne dreszcze. Patrzę na siebie z oczarowaniem, oczy lśnią i niemal łzawią; specjalne światło okala moje ciało, a włosy, które spadają delikatnie na ramiona, aż się proszą, by je pieścić. Z włosów ręka zsuwa się powoli – tak że prawie nie zdaję sobie z tego sprawy – na szyję, pieści delikatną skórę, a dwa palce opasują ją lekko dokoła, wywierając delikatny nacisk. Zaczynam wyczuwać zbliżającą się rozkosz, jeszcze prawie niezauważalną. Ręka schodzi nieco niżej, zaczyna pieścić gładką pierś. Dziewczynka ubrana jak kobieta, którą mam przed sobą, ma żarliwe i pełne pożądania oczy (żądne czego? seksu? miłości? prawdziwego życia?). Dziewczynka jest tylko panią samej siebie. Jej palce wsuwają się pomiędzy włosy łonowe, a pożądanie wywołuje dreszcz przeszywający ją aż po czubek głowy, przeżywa tysiące uniesień.
"Sto pociągnięć szczotką przed snem" отзывы
Отзывы читателей о книге "Sto pociągnięć szczotką przed snem". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Sto pociągnięć szczotką przed snem" друзьям в соцсетях.