– Tu jest tak… cudownie. – Uśmiechała się szeroko do Claire, która rozpakowywała zakupy.
– Powiedz to bratu.
Claire wyjrzała przez kuchenne okno. Patrzyła na Seana, który przysiadł na starej huśtawce na tarasie, jednym palcem u nogi dotykając desek podłogi. Przymrużył oczy i z posępną miną wpatrywał się w jezioro.
Claire też skierowała wzrok na drugi brzeg i zobaczyła chatę. Serce w niej zadrżało, kiedy uświadomiła sobie, że jest do dom rodzinny Kane’a Morana. Tam mieszkał w dzieciństwie. Ktoś zadał sobie trud i zmienił dach. Pomalował go szarą farbą. Promienie słońca odbijały się od jakiegoś pojazdu niedbale pozostawionego na podjeździe.
Krtań jej się ścisnęła. Czy to możliwe, żeby Kane tam się wprowadził? Ojciec nie wspomniał, gdzie się zatrzymała jego nemezis, ale ktoś mieszkał w domu po drugiej stronie jeziora.
– Przestań walczyć z cieniami – mruknęła.
– Co? – Samantha, która już chwytała za klamkę, zatrzymała się.
– Nic. Sama ze sobą rozmawiałam. Idź, zapytaj brata czy jest głodny. Mogę mu zrobić kanapkę z indyka albo podgrzać kawałek pizzy.
– On nie chce gadać. – Sam wzruszyła chudymi ramionami. – Jest obrażony na cały świat.
Amen, pomyślała Claire, sięgając do jednej z reklamówek i wstawiając torbę truskawek do lodówki. Najpierw wahała się, nie chcąc przyjąć od ojca jałmużny. Ale potem doszła do wniosku, że nie powinna być taka samolubna i że dzieci mogłyby się lepiej poczuć tutaj, w tym domu pośród lasów, zupełnie innym niż miejskie pudełka. Może nawet byłyby tu radosne. Więc przypomniała ojcu o jego propozycji i wprowadziła się. Dom wciąż wyglądał na opustoszały. Kilka jej własnych mebli plus te, które pozostały z dawnych lat, nie mogło zapełnić dwudziestu ogromnych pokoi. Z oddali słychać było tryl świergotka i cichy plusk wody, po której powoli płynęła łódka.
– Cóż, to ja już lecę. – Samantha łatwo strzepnęła kurz Kolorado ze swoich stóp. Była entuzjastycznie nastawiona do tej przeprowadzki, zadowolona z odmiany, Sean natomiast znienawidził nowe życie w Oregonie i traktował Claire jak osobistego wroga, osobę odpowiedzialną za wszystkie jego niepowodzenia. I miał rację.
– Zrobię lemoniady.
– To nic nie da, mamo – powiedziała Samantha, patrząc na matkę zbyt doświadczonym, jak na jej wiek, okiem. – On postanowił, że będzie chamem. – Powoli wyszła na podwórze, podeszła do Seana. I chociaż Claire przez zamknięte okno nie słyszała rozmowy, znała jej treść. Sean siedział z założonymi rękami i mocno zaciśniętymi szczękami. Nic nie odpowiedział. Samantha obejrzała się za siebie, rzucając matce porozumiewawcze spojrzenie. Nie musiała mówić: „A nie mówiłam?”, Claire wyczytała to z jej oczu.
Świetnie. Claire bezskutecznie usiłowała się opędzić od nienawistnych myśli o byłym mężu. Akurat na tym etapie życia Sean potrzebował kogoś takiego jak ojciec, człowieka, który byłby dla niego autorytetem. Ale z pewnością nie kogoś, kto uważa szesnastolatkę za odpowiednią dla siebie partnerkę. Trzęsąc się, Claire wypakowała z toreb resztę żywności i kątem oka zerknęła na Samanthę, która pobiegła zbadać las nad jeziorem. Sean wyprostował się, z daleka rzucił matce rozżalone spojrzenie i – jakby chciał znaleźć się jak najdalej od niej – powolnym krokiem ruszył w kierunku stajni, którą teraz zamieszkiwały trzy konie – dwa wykastrowane samce i klacz, podarunki od Dutcha Hollanda.
Gdy zamknęła lodówkę, usłyszała głośne pukanie do drzwi wejściowych.
Wytarła ręce o ścierkę. Może to Tessa albo Randa wstąpiły ją odwiedzić? Od konfrontacji z Denverem Stylesem minęło kilka dni i od tego czasu nie zamieniła słowa z żadną z sióstr.
– Już idę! – krzyknęła, pędząc przez korytarz do sieni. Pośpiesznie otworzyła drzwi na oścież.
Na ganku stał Kane.
Claire uchwyciła się klamki, żeby nie upaść. Serce o mało jej nie wyskoczyło z piersi.
– Claire. – Jeden kącik jego ust wygiął się w aroganckim, nieznośnie znajomym uśmiechu. Był wyższy niż Kane, którego pamiętała. Przez te lata zmężniał, nie można go już było uważać za chłopca. Wiatr miał czelność zrobić mu na czubku głowy miotłę z jasnobrązowych, ozłoconych słońcem włosów. Przydałby mu się dobry fryzjer. Skrzyżował ręce na piersi. Na ramionach miał przewieszony bawełniany sweter w słomkowym kolorze.
Jej żołądek fiknął kozła, z trudem oddychała. To był jedyny mężczyzna, na którego nie miała prawa nigdy więcej spojrzeć. I oto stał przed nią na ganku – równie zuchwały i hardy, jak krnąbrny i nieokrzesany był we wczesnej młodości.
– Co ty tutaj robisz?
– Pomyślałem, że może byśmy się przywitali. Jak starzy sąsiedzi po latach.
– Ale ty… ty… – Zdołała się powstrzymać przed wypowiedzeniem swoich myśli jak nastolatka, której przykazano, aby trzymała język za zębami. Kiedyś nią była: dziewczyną, którą adorował, a która nim pogardzała, chociaż… tylko przez jakiś czas… Oblizała wargi i skrzyżowała ręce na piersiach, jak gdyby chciała osłonić serce.
– Tata mówi, że piszesz jakąś książkę ujawniającą wszystkie szczegóły z jego życia, naszego życia. Książkę na temat śmierci Harleya.
Ciemna chmura zasnuła jego piwne oczy, ale po chwili znikła.
– To prawda.
– Dlaczego?
Wykrzywił usta w cynicznym uśmiechu.
– Bo już czas najwyższy.
– Bo tata zamierza kandydować na stanowisko gubernatora? Nieznacznie uniósł brwi.
– To jeden z powodów.
– A inne? – Ręce zaczęły jej się pocić.
Przymrużył oczy i zerknął na jej usta, by znów spojrzeć w oczy. Serce Claire waliło bezlitośnie.
– Sądzę, że jestem… jesteśmy to winni Harleyowi.
– Nie przypominam sobie, żebyś się przyjaźnił z Harleyem. Znów ten lodowaty uśmiech.
– Nie uważasz, że powody tego stanu rzeczy są zbyt złożone, by je teraz roztrząsać?
Gardło jej wyschło aż do bólu. Z trudem przełknęła ślinę.
– To, co zaszło między nami… – urwała, opanowała się. Tym razem nie pozwól mu na to. – Czy masz mi jeszcze coś do powiedzenia?
– Więcej, niż chciałabyś usłyszeć. Podejrzewam, że stary naopowiadał ci niestworzonych rzeczy o moich zamiarach i przedstawił je jako polowanie na czarownice.
Skinęła głową.
– Mniej więcej. Parsknął.
– No tak. Jest trochę prawdy w tym, że mam wielką ochotę pokazać poczciwemu, staremu Benedictowi, że nie stoi ponad prawem, że nie zawsze może za łapówkę wybrnąć z brudów i że dla mnie nie jest wielmożnym panem.
– I jaki to ma sens?
Wskazał palcem masywny słup, który podpierał dach.
– Myślałem, że wiesz, jak wiele się tu pozmieniało. I to bardzo. Na przykład, że Neal Taggert kilka lat temu miał wylew i teraz porusza się na wózku inwalidzkim. Weston przejął firmę.
Ciarki przeszły po plecach Claire. Weston Taggert był przeciwieństwem młodszego brata. Wysoki, dobrze zbudowany, pewny siebie i wybuchowy. Zaprzeczenie wszystkich zalet Harleya.
– Nie jest tajemnicą, że Weston jeszcze bardziej niż Neal nienawidzi waszej rodziny. A jego żona…
– Kendall – wtrąciła Claire. Czuła się tak, jak gdyby ciężar całego świata właśnie opadł na jej ramiona. Drogi obu kobiet znów się zbiegły.
Kiedyś łączył ich Harley. A teraz Kendall Forsythe wyszła za starszego brata Harleya, za człowieka, który publicznie oświadczył, że jego największym pragnieniem jest upokorzyć Dutcha Hollanda, a potem wypędzić go z miasteczka. – Wszystko wskazuje na to, że ty i Weston jesteście ulepieni z jednej gliny.
Oczy Kane’a gniewnie błysnęły, zmarszczył nieznacznie czoło. Gdy pochylił się nad jej twarzą, dech jej zaparło.
– Nie mam nic przeciwko tobie ani przeciwko twoim siostrom. Dobrze o tym wiesz.
– Nic o tobie nie wiem, Kane. Nie wiem, dlaczego podjąłeś się misji zniszczenia mojej rodziny.
– Nie rodziny. To twego ojca chcę…
– Przecież wiesz, że on nie ma nic wspólnego ze śmiercią Harleya. Tata myśli, że Taggertowie cię opłacili. Zresztą nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że ma rację. – Odrobinę uniosła podbródek i wyzywająco spojrzała w oczy koloru drogiej whisky. – Przypuszczam, że dostałeś fortunę za odmalowanie mojego ojca jako wilkołaka.
– Tu nie chodzi o pieniądze.
– A o cóż innego? Wielka książka, ciosy od przeciwnika politycznego mojego ojca i mała łapówka od Taggertów.
– I tu się mylisz, skarbie. – Musiała odwrócić głowę, tak przenikliwe było jego spojrzenie. Była pewna, że za chwilę porwie ją w ramiona i z całych sił przyciśnie do piersi. Ale się nie poruszył. Za to źrenice mu się rozszerzyły, gdy patrzył na nią spod oka. – Wiesz, czego chciałem wiele lat temu, a czego nie mogłem mieć.
Nie mogła wydobyć z siebie głosu.
– To prawda, Claire. Wówczas pragnąłem ciebie. Skoczyłbym w ogień dla jednego twojego spojrzenia, prawdziwego spojrzenia, takiego jakim się patrzy na kogoś, kogo się kocha, a nie z zaciekawienia, dla jednej nocy z tobą, malutkiego kroczku w szaloną przepaść, kiedy prócz mnie nie byłoby przy tobie…
– Przestań! Nie wiem, dlaczego tu przyszedłeś i po co to wszystko znów wywlekasz. Ale to błąd. Wierz mi. Daj sobie z tym spokój. Znajdź jakiś inny brudny skandal do pokazania światu, tylko… tylko nie rób tego.
– Za późno, kochanie. Karty już zostały rozdane.
– Jak już powiedziałam: pieniądze.
– Mamo? – Sean, który słyszał ostatnią część rozmowy, wyłonił się zza węgła. Jego spojrzenie najpierw skupiło się na intruzie, a dopiero potem na matce. – Wszystko w porządku?
Tylko tego brakowało! Ile z tej rozmowy usłyszał? Claire nagle odstąpiła na krok od Kane’a, jakby poraził ją prąd. Musiała zachować stosowną odległość pomiędzy nim a sobą. Siłą opanowała drżenie. W tej chwili nie mogła sobie pozwolić na utratę zimnej krwi. Nie na oczach syna. Nie w obecności Kane’a Morana.
– Twój syn? – spytał Kane.
– Tak… A, poznaj Seana. Sean, to jest pan Moran. – Jej głos zabrzmiał pewnie, choć dygotała wewnętrznie.
– Miło mi cię poznać – powiedział Kane, podchodząc do Seana i podając mu dłoń. – Znałem twoją mamę, kiedy była w twoim wieku.
"Szept" отзывы
Отзывы читателей о книге "Szept". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Szept" друзьям в соцсетях.