– To prawda. Kane był… sąsiadem.

– Mój tata pracował u twego dziadka.

– I co z tego? – Na Seanie nie zrobiło to żadnego wrażenia i nie ukrywał tego. Ton jego głosu wyrażał ostentacyjne lekceważenie.

– Mieszkałem po drugiej stronie jeziora. O, w tej starej chacie. Sean bezwiednie obrócił głowę i spojrzał na malutką chatynkę stojącą w kępce jodeł.

– Nie ma się czym chwalić.

– Sean!

– Nic szczególnego.

Kane najwyraźniej sienie obraził. Sztywnym skinieniem głowy przyznał Seanowi rację.

– Zgadzam się. Ta chata zawsze wyglądała na ruderę. I wtedy, i teraz. Jako dziecko czułem się upokorzony i zażenowany z tego powodu. Dlatego tak często, jak to było możliwe, starałem się spędzać czas poza domem.

Sean zrobił podejrzliwą minę. Nie wierzył, że Kane może odbierać rzeczywistość podobnie jak on.

– Mój stary był kaleką i zgryźliwym gburem. Wynajdywałem sposoby, żeby jak najrzadziej z nim przebywać, i zwykle za to obrywałem. Ale mnie to nie ruszało. Uważałem, że życie dało mi mocnego kopa i dość długo byłem skłócony z całym światem. Zawsze pakowałem się w kłopoty.

– Powiedziałem tylko, że ten dom to nic szczególnego – wymamrotał Sean.

– A ja zgodziłem się z tobą. – Kane poklepał Seana po plecach. Chłopak wyraźnie się cofnął. – Powinieneś się cieszyć, że mieszkasz w takim domu.

Sean znacząco odchrząknął.

– Ależ oczywiście – mruknął i zerknął na matkę. Chyba się uspokoił, stwierdziwszy, że nic złego się nie dzieje, bo przeskoczył przez barierkę i zniknął za rogiem domu.

– To w końcu czego ode mnie chcesz? – spytała.

– Tego samego, czego zawsze chciałem.

Jej puls odrobinę przyśpieszył i musiała upomnieć samą siebie, że jest dorosłą rozwiedzioną kobietą, matką dwojga dzieci i nie wolno jej ulegać młodzieńczym porywom.

– Myślę, że powinieneś już sobie pójść. Jego usta zacisnęły się w cienką kreskę.

– Masz rację. Powinienem. Ale pomyślałem sobie, że dam ci szansę przedstawienia twojej wersji zdarzenia.

– Mojej wersji?

– …wydarzeń tej nocy, kiedy zginął Harley Taggert.

– Więc znów do tego wracamy?

– Nigdy od tego nie odchodziliśmy. Pomimo to, co zaszło pomiędzy nami, nigdy nie powiedziałaś mi prawdy.

– Dobry Boże, Kane, daj spokój.

Przeszył ją na wylot surowym spojrzeniem, ale po chwili jego twarzy nieco złagodniała i pojawiło się na niej coś w rodzaju żalu.

– Słuchaj, Claire, wiem, że to będzie przykre. Dobrze, możesz mnie nazwać niegodziwcem. Ale robię to, ponieważ nadszedł czas i dano mi szansę, jasne? Cokolwiek się stanie, chcę, żebyś wiedziała, że nie próbuję zranić ani ciebie, ani twoich sióstr.

– Och, dzięki Bogu! Ulżyło mi – powiedziała, nie skrywając sarkazmu, który wkradł się w jej słowa. – Nareszcie będę mogła spać spokojnie.

– Pomyślałem sobie, że powinnaś to wiedzieć.

– A ja sobie pomyślałam, że powinieneś iść do diabła.

– Jestem w pobliżu. – Podrapał się po brodzie i przez dłuższą chwilę jej się przyglądał. – Do zobaczenia, Claire. Jeśli dojdziesz do wniosku, że chcesz mi coś powiedzieć o tamtej nocy, po prostu krzyknij. Będę po drugiej stronie, dokładnie naprzeciwko ciebie. – Obrócił się na pięcie, włożył ręce do kieszeni i leniwym krokiem odszedł w stronę pomostu, gdzie zacumował małą motorówkę. Wszedł na pokład, odbił od brzegu, zapalił silnik, zatoczył szeroki łuk i oddalił się, pozostawiając za sobą spieniony kilwater. Łódka pomknęła na drugi brzeg jeziora.

Claire czuła się tak, jakby jej wnętrze było z galarety. Dlaczego Kane tak uparcie rozgrzebuje przeszłość? Dlaczego wrócił do chaty, której – jak sam przysięgał – tak nienawidził w dzieciństwie? I – na litość boską! – dlaczego na jego widok jej nieposłuszne serce biło szybciej?

Jak zawsze.

Bo jesteś idiotką w kontaktach z mężczyznami. Zawsze byłaś, zawsze będziesz.

Przygryzła dolną wargę, patrząc, jak kilwater wtapia się w gładką toń wody. Czuła się winna.

Kane Moran zawsze był jej zmorą. Biedny, zaniedbany dzieciak, który kiedyś miał nieszczęście się w niej zakochać. Jako nastolatka przeważnie unikała go, jak mogła. Ale nie zawsze było to możliwe. Czasem zastanawiała się, czy więź, jaka łączyła ją z Harleyem, przypadkiem nie wynikała z lęku. Może przylgnęła do dobrego i porządnego Harleya, ponieważ Moran, zadziorny i nieuleczalnie lekkomyślny, budził w niej niższe, bardziej prymitywne instynkty.

Kane’a Morana nie ograniczały żadne zasady.

Nienawidził władzy i pluł jej w twarz.

Był buntownikiem z krwi i kości.

Był zły przez duże Z.

A jednak w głębi serca czuła, że nie potrafi mu się oprzeć. Po całych nocach modliła się na kolanach, żeby to chwilowe zauroczenie, które rozgrzało jej krew i ożywiło rytm serca, minęło, zanim ktokolwiek – a zwłaszcza Kane – je zauważy. Wmawiała sobie, że wszystkie marzenia, w których Kane tkliwie w zapamiętaniu ją pieści, to tylko fantazje i nie należy się nimi przejmować. Wiele razy przepływała długość basenu, usiłując wybić go sobie z głowy. Ale późną nocą, kiedy księżyc unosił się wysoko, a jego srebrzysta poświata oświetlała czarne wody jeziora, siadała na parapecie okiennym w swojej sypialni i szeroko otwierała okno, żeby słony wiatr od strony Pacyfiku rozwiewał jej włosy i przytulał nocną koszulę do nagiego ciała. Patrzyła w czarną dal, na jedyne światełko, które paliło się na poddaszu domu Kane’a. Zamykała oczy i wyobrażała sobie, jak jego dłonie i język pieszczą jej omdlałe ciało. W głębi serca niepokoiły ją te porywy. Wiedziała, że gdyby nie siła woli, która trzymała ją w ryzach, to zrobiłaby wszystko, żeby chociaż raz w życiu skosztować tej słodyczy. A potem niech się dzieje, co chce.

Teraz, wiele lat później, patrzyła poprzez zasnute woalem nocy wody tego samego jeziora i czuła głęboko skrywaną tęsknotę, pulsujące pożądanie, które niegdyś, we wczesnej młodości, nie pozwalało jej zasnąć. Przyłożyła dłoń do gardła i miała nadzieję, że tym razem historia nie popełni tego głupiego błędu i nie powtórzy się.

Jeden raz z Kane’em Moranem to był niewłaściwy krok. Drugi raz byłby dla nich obojga fatalny.

Część druga 1980

1.

Nie wiem, co ty widzisz w tym Harleyu Taggercie. – Tessa nawinęła kolejne pasemko blond włosów na elektryczną lokówkę. Siedziała na toaletce w łazience w majtkach i biustonoszu i ze skupioną miną przyglądała się odbiciu Claire w lustrze. – Mnie tam Weston bardziej się podoba.

– Przecież to cham. – Claire nie ufała starszemu z braci Taggertów. Weston był wypolerowany i naoliwiony jak dobrze wyregulowany silnik.

– Tak, ale musisz przyznać, że Harley to ciepłe kluchy. Auć! – Tessa syknęła, potrząsnęła dłońmi i upuściła lokówkę na podłogę. – Zawsze muszę się poparzyć!

Claire ostrożnie podniosła gorącą lokówkę i położyła ją na rozgrzaną podstawkę stojącą się na szafce Tessy. Tessa polizała palec i skrzywiła się.

– Problem z Harleyem…

– Nie ma żadnego problemu.

– Oczywiście, że jest. To chorągiewka na wietrze. Zrobi wszystko, co mu każe stary.

– Nieprawda.

Claire jednak nie była do końca przekonana, czy Tessa przypadkiem nie ma racji. Jeśli Harley ma jakąś wadę – a to „jeśli” jest bardzo wielkie – to jest nią odrobinę za słaba wola.

– To dlaczego nie zerwał z Kendall? – Tessa pytająco uniosła brwi, sięgając po lokówkę. – Pamiętasz ją, prawda? Kendall Forsythe z Portland. Zanim się tutaj przeprowadzili, jej ojciec był jednym z najbogatszych agentów nieruchomości czy czegoś tam, jak zwał, tak zwał, w San Francisco i…

– Wiem, kto to jest Kendall.

– Harley jest z nią zaręczony.

– Ich zaręczyny nigdy nie zostały oficjalnie ogłoszone. – Claire znów musiała go bronić, nie znosiła tego. Harley jest dobry, słodki, uprzejmy. I cóż z tego, że nie jest tak dobrze zbudowany i czarujący jak Weston? Nieważne, że czasem ma problemy z podjęciem decyzji. Jest po prostu rozważny.

– Kendal sugerowała, że ich zaręczyny są oficjalne. Wczoraj na plaży rozmawiałam z małą Paige, siostrą Harleya. Powiedziała, że Kendall jest załamana i nie może uwierzyć, że to koniec. Twierdzi, że Kendall spędza jak najwięcej czasu na farmie rodziców w Manzanita, żeby być jak najbliżej Harleya.

– Paige Taggert to utrapienie. – Claire stawała na głowie, żeby zaprzyjaźnić się z jedyną córką Taggertów, ale ostatnio Paige zadzierała nosa i nie chciała z nią nawet rozmawiać.

– Cóż, ona przepada za Kendall i cokolwiek Kendall powie lub zrobi, jest dla niej święte. – Gładkie czoło Tessy zmarszczyło się, gdy nawijała ostatnie pasemko włosów na lokówkę. – Jeśli chcesz znać moje zdanie na ten temat, to jest jakieś chore. Jakby to ona napaliła się na Kendall albo co?

– To ty jesteś jakoś chora.

– Mówię ci, to nie jest normalne. – Tessa przyłożyła do twarzy chusteczkę. – Harley dzisiaj nie zadzwonił, co?

– Nie, ale…

– Ani wczoraj?

– Jest zajęty.

– A przedwczoraj?

– Nie zapisuję, kiedy dzwoni.

– Ale pamiętasz. Warujesz jak pies przy telefonie i pierwsza dopadasz słuchawki, kiedy rozlegnie się dzwonek. Ciągle masz nadzieję, że usłyszysz jego głos. Dlaczego sama do niego nie zadzwonisz? – spytała Tessa, poprawiając ramiączko biustonosza. Sięgnęła po koralową szminkę.

– Wiem, że ty byś tak zrobiła, ale ja nie jestem taka jak ty.

– I na tym polega problem, nie uważasz? Bo ja nigdy w życiu, słyszysz? Nigdy w życiu nie zadręczałabym się z powodu chłopaka, nawet takiego jak Weston Taggert. To jest niezdrowe, wierz mi. Żaden chłopak nie jest tego wart, a już na pewno nie Harley Taggert.

Claire przewróciła oczami i doszła do wniosku, że nie warto ciągnąć tej rozmowy. Wszyscy, z Tessą i Randa włącznie, potępiali ją za bliższą znajomość z Harleyem. Jakby był Judaszem albo kimś w tym rodzaju. Atmosfera w domu się zagęszczała i Claire postanowiła, jak zawsze, gdy siostry jej dokuczały, nie przeszkadzać Tessie w robieniu makijażu, a Randę zostawić z książkami i pojechać na przejażdżkę na wzgórza. Zawsze lubiła przebywać na świeżym powietrzu i czasami wręcz nie mogła znieść zamknięcia w czterech ścianach.