– Naprawdę myślisz, że w to uwierzę?

– Nie. – Pokręcił głową i wstał. Dopiero wtedy zobaczyła, że jest wysoki i dobrze zbudowany. – Guzik mnie obchodzi, co ty o tym myślisz.

Rozejrzała się po jego obozie: stary śpiwór, drogi aparat fotograficzny, brezentowy plecak i pusta butelka po taniej whisky. W pobliskich krzakach błyszczał motocykl, olbrzymia chromowo-czarna maszyna, którą gnał po autostradach lub odbywał przejażdżki wokół miasteczka. Jednak – przynajmniej dla Claire – dziwne było, że sypia przy tym ognisku, patrząc w gwiazdy i słuchając bezustannego szumu oceanu. Nie tego by się spodziewała po miejscowym chuliganie.

– No, teraz twoja kolej – powiedział, podchodząc do konia i dotykając jego miękkiego nosa. – A od czego ty uciekasz?

– Od niczego nie uciekam. Wzrokiem oskarżał ją o kłamstwo.

– Niech ci będzie.

– Po prostu chciałam się wyrwać z domu.

– Stary dał ci się we znaki? – Odrobinę się najeżył, wykrzywiając kąciki ust.

– Co? Nie. Nie, wszystko w porządku… Czasami potrzebuję odetchnąć od tych starych ścian, które wciąż mnie otaczają.

– A gdzie Taggert?

– Słucham? – To pytanie ją zaskoczyło. Wprawdzie chodziła z Harleyem od kilku miesięcy, ale nie sądziła, że wszyscy o tym wiedzą czy interesują się tym. Zwłaszcza ci, którzy jej nie znają.

– Twój chłopak, księżniczko. Kojarzysz sobie? Gdzie on jest? – Sięgnął do kieszeni i wyciągnął paczkę papierosów. Wydobył kilka na wierzch i poczęstował ją. Kiedy pokręciła głową odmownie, wykrzywił kącik ust, jakby go coś rozbawiło. Pstryknęła zapalniczka. Głęboko się zaciągnął.

– A co cię to obchodzi?

– Nie obchodzi mnie – odpowiedział zza kłębu dymu. – Tylko grzecznie rozmawiam.

Wiedziała, że ją prowokuje, ale nie mogła się oprzeć pokusie podskoczenia w stronę przynęty jak łosoś, który porywa się na wabik.

– Rozmawiasz niegrzecznie.

– Może i tak.

– Słuchaj, nie lubię rozmawiać o osobistych sprawach z obcymi ludźmi.

– Nie jestem obcy, Claire. Przez całe życie mieszkamy naprzeciwko siebie po dwóch stronach tego samego jeziora.

– Wiesz, co mam na myśli…

– Oczywiście, skarbie. – Znów zaciągnął się papierosem i wypuścił dym kącikiem ust. – Oczywiście. – Nie podjął tematu, tylko poklepał bok konia tuż przy jej nagiej nodze i odwrócił się. Bez słowa zebrał swoje rzeczy, tak jak leżały, przewiesił przez ramię aparat, resztę wcisnął do śpiwora i gumowymi pasami przytwierdził to wszystko do siedzenia motocykla.

– Chcesz się przejechać? – spytał. Pokręciła głową.

– Mam swój. – Wskazała Marty’ego.

Ku jej zaskoczeniu Kane podniósł aparat, zrobił jej kilka zdjęć, gdy tak siedziała okrakiem na koniu, a potem z powrotem włożył małoobrazkowy aparat do pokrowca, wrzucił niedopałek papierosa do dawno wygasłego paleniska i zapalił silnik motocykla. Marty stanął dęba, gdy motor ruszył, ale Claire zdołała się na nim utrzymać. Kane Moran oddalił się i znikł w błękitnym tumanie spalin, który pozostawiał za sobą, mknąc przez skalisty szlak.

Claire pozostała z niezrozumiałym poczuciem zawodu. Wzbierała w niej rwąca rzeka rozpaczy. Nie pojmowała dlaczego, a jednak z pewnością miało to jakiś związek z Kane’em Moranem.

– Na Boga, synu, trzymaj się z dala od Claire Holland! – Neal Taggert rzucił segregator na skraj biurka, krzywiąc się z odrazą. Dokumenty wysypały się jak stado wystraszonych kur z kurnika i opadły na pluszowy dywan. Neal zdawał się tego nie widzieć. Może było to dla niego mało ważne.

Harley pragnął uciec albo zapaść się pod ziemię. Złe humory ojca zawsze napawały go lękiem. Jakoś się jednak trzymał, stojąc na przed wypolerowanym mahoniowym biurkiem na baczność jak sierżant w czasie musztry. A niech sobie stary gdera i wścieka się. Tym razem nie zamierzał się wycofać.

– Jestem w niej zakochany.

– Jezu Chryste! Miłość? – Neal obsypał syna taką wiązanką przekleństw, że Harleyowi uszy zwiędły. – Coś takiego jak miłość nie istnieje i pozwól, że ci coś wytłumaczę. – Przeszył młodszego syna gniewnym spojrzeniem i wycelował masywny palec wskazujący w jego nos. – Już samo pojęcie „miłość” jest puste, pozbawione znaczenia.

– Nie przestanę się z nią spotykać.

– Akurat! – Starszy pan okrążył biurko szybciej, niż Harley się spodziewał. Jak na sześćdziesiątkę na karku i ponad sto kilo wagi był bardzo zwinny. – Posłuchaj mnie, szczeniaku. Przestaniesz się interesować tą dziewczyną, i to szybko – strzelił palcami – albo pozbawię cię zapisu w testamencie. Zrozumiałeś?

Serce Harleya na chwilę zamarło. W sekundzie zobaczył swoje przyszłe życie z Claire. Byliby pozbawieni jakiegokolwiek wsparcia, luksusów, mieszkaliby w wynajętym mieszkaniu nad garażem albo tanią włoską restauracją, skazani na uciążliwe odgłosy wrzeszczących i stukających garnkami kucharzy i klientów. Musieliby wdychać przykre kuchenne zapachy, na przykład czosnku albo mocno przyprawionego sosu pomidorowego. Pożegnałby się ze swoim jaguarem. Do bólu zacisnął zęby i pięści.

Neal, jakby czytał w jego myślach, uśmiechnął się od ucha do ucha, ukazując złoty ząb.

– Ładny obrazek, co?

– Nieważne. I tak z niej nie zrezygnuję.

Neal westchnął i przeczesał palcami rzadkie kosmyki włosów zakrywające zakole łysiny.

– Cholera, synu, przy mnie nie musisz udawać. Jasne, że chcesz myśleć o sobie jako o szlachetnym, romantycznym mężczyźnie i pewnie majaczą ci się inne tego rodzaju brednie. Ale prawda jest taka, że nie jesteś lepszy niż ja czy Weston. Wygodne życie kochasz bardziej – znów parsknął – niż jakąkolwiek kobietę.

– Ale Claire…

– Jest Holland. Tak jak jej stary. – Neal przysiadł na rogu biurka i westchnął z głębi duszy. Jeśli ją miał. Trudno powiedzieć, czy Neal w ogóle miał coś takiego jak dusza lub sumienie.

– Wiesz, próbowałem udobruchać starego Dutcha. Kiedy przyjechałem tutaj, zaproponowałem, że może byśmy utworzyli… swego rodzaju alians, jeśli już nie spółkę. Ale Benedict Holland nie mógł się pogodzić z tym, że ktoś wkroczył na jego terytorium. Nie widział, ile pieniędzy moglibyśmy zarobić, gdybyśmy pracowali razem, zamiast rywalizować. I od chwili, kiedy twoja matka i ja tu się przeprowadziliśmy, Dutch stawał na głowie, żeby obmyślić jakiś sposób wykurzenia nas. Mnie, twojej matki i wszystkiego, co jest związane z przedsiębiorstwem Taggertów. Gdybyś chciał znać moje zdanie, choć wiem, że nie zechcesz, to sądzę, że Dutch płaci swojej córce za robienie do ciebie pięknych oczu. Po prostu chce się odegrać na mnie.

– Jesteś niesamowity – odparł Harley cicho, niemal szeptem. – Taki z ciebie egocentryk, że uważasz, że cały świat kręci się wokół ciebie. Naprawdę jest inaczej i mam zamiar dalej spotykać się z Claire, czy ci się to podoba, czy nie.

– To lepiej przygotuj się do przeprowadzki i zapomnij o powrocie do Berkeley jesienią. A samochód… wiesz, tylko ci go pożyczyłem i oczekuję zwrotu kluczyków.

Harley z trudem opanował lęk, który go ogarnął. Walczył z tym lękiem od dziecka. Był to strach, czy poradzi sobie w życiu. Od lat żył w cieniu Westona. Starszy brat był wysokim i dobrze zbudowanym, niesłychanie zaradnym chłopakiem, który w dodatku osiągał najlepsze wyniki w piłce nożnej. Weston przeszedł przez szkołę średnią śpiewająco, a potem otrzymał cholerne stypendium w Stanfordzie. Weston Wielki, król Weston – piekielna zmora.

– Nie możesz mnie zastraszyć, tato – upierał się Harley, czując, jak przeklęte jabłko Adama podskakuje mu w gardle.

– Oczywiście, że mogę, synu – Neal sprawiał wrażenie rozluźnionego. Splótł dłonie i wyglądał tak, jak gdyby rozkoszował się swoją władzą. – Jak długo wytrzymasz w prawdziwym świecie z małą pensyjką i stosem rachunków do zapłacenia? Claire Holland ma luksusowe upodobania, podobnie jak ty. Nie uszczęśliwisz jej samą, jak ty to nazywasz, miłością. Siebie też.

– Kendall przyjechała! – Paige, siostra Harleya, nie zadała sobie trudu, żeby zapukać, tylko otworzyła drzwi na oścież i pędem wbiegła do pokoju.

Przygnębiony wyjrzał przez okno. Mały czerwony triumph podjeżdżał pod garaż. Wysiadła z niego krucha dziewczyna o bladej cerze, bardzo jasnych włosach i okrągłych błękitnych oczach, które wciąż go oskarżały o zdradę, nieuczciwość i różne inne grzechy.

Zły dzień zmienił się na jeszcze gorszy.

– Mam nadzieję, że jej to wytłumaczysz lepiej niż mnie – oświadczył Neal, wstając. Harley przeszedł przez podwójne drzwi foyer, by podejść do drzwi wejściowych, które właśnie otwierała Paige.

– Myślałam, że jesteś w Portland – powiedziała Paige, promieniejąc na widok starszej, ładniejszej dziewczyny. Paige uwielbiała Kendall tak samo, jak czciła miejscowe gwiazdy lub dziewczyny wybierane na księżniczkę obozu, królową balu czy inną młodą miss. Podobne hołdy składała swoim idiotycznym lalkom Barbie, kiedy była kilka lat młodsza. Nawet wówczas miała skłonność do przesadnych, wręcz obsesyjnych pasji.

Kendall często się rumieniła.

– Ja… eee… przyjechałam zobaczyć się z Harleyem. – Zerknęła na niego rozżalonym wzrokiem, pod którym chłopak aż się skurczył w sobie.

– Och! – Z twarzy Paige zniknął sztuczny uśmiech, spoważniała.

– Ale przed odjazdem zajdę do ciebie, żeby porozmawiać. – Kendall dorzuciła do obietnicy uśmiech. Harley tymczasem wziął się w garść.

– Kendall! – Neal posłał jej tak promienny uśmiech, że mógłby mu go pozazdrościć każdy kandydat na prezydenta. – Jak się masz, ty i twoi bliscy?

– Świetnie.

– Jak twemu staruszkowi leci gra w golfa?

– Jeśli wierzyć jemu, to bardzo źle.

– Coś takiego! Najlepszą formę chowa na finał. – Neal dobrodusznie zachichotał i po ojcowsku poklepał dziewczynę po ramieniu, nawet nie zauważając własnej córki. Zerknął z ukosa na Harleya i nic nie powiedział, ale przesłanie było oczywiste: „Patrz, oto dziewczyna dla ciebie”.

Harley wiedział swoje. Gdy ojciec wrócił do gabinetu, a Paige niechętnie się wyniosła, Harley i Kendall poszli w głąb domu.