– Nie wiem, co tutaj robisz – powiedział, otwierając ciężkie, rozsuwane drzwi. Przytrzymał je dla Kendall, a potem wyszedł za nią na cedrowy taras zawieszony wysoko nad jarem. Wiele metrów poniżej burzyła się rwąca rzeka Chinook, przecinająca wąwóz w dolnym biegu. Najwyższe gałęzie jodeł zapewniały miły cień. Szum rzeki zagłuszał ich słowa.

Kendal westchnęła głęboko.

– Kocham cię – oświadczyła.

– Już to słyszałem.

– Chcę za ciebie wyjść. – Kendal wyglądała na wystraszoną. Jej biała cera wydawała się jeszcze bardziej przezroczysta.

– Nie chcesz.

– Na Boga, Harley, przecież wiesz, że chcę. – Zbliżyła się do niego i woń jej perfum przyćmiła wilgotny zapach pobliskiego lasu. – Kochaliśmy się. Tu, na tym tarasie. W twoim samochodzie. W twoim łóżku. Byłam dziewicą, a ty… ty wtedy mówiłeś, że mnie kochasz…

Zacisnął zęby, a jego palce zakleszczyły się na balustradzie. Z jej oczu popłynęły pierwsze łzy.

– A jeśli… jeślibym ci powiedziała, że jestem w ciąży? – spytała. Serce Harleya na moment zamarło. W ciąży? Kendall? Grunt usuwał mu się spod nóg. Niemożliwe, żeby wpadli. Przecież uważali. On uważał.

– Nie jesteś w ciąży.

– Nie. – Pokręciła głową. Promienie słońca tańczyły na jej jasnej czuprynie. – Szkoda, że nie jestem.

– Bo wówczas ożeniłbym się z tobą.

– Tak! Byłbyś ze mną szczęśliwy, Harley – Jeszcze bardziej zbliżyła się do niego i chwyciła jego dłoń w obie ręce. Zaczęła podnosić ją do ust, ale nie pozwolił na to. Nie chciał, żeby płaszczyła się przed nim. I tak już wystarczająco się poniżyła.

– To koniec, Kendall. Już nie wiem, co mam powiedzieć albo zrobić, żeby cię przekonać.

– Wciąż mnie kochasz.

– Nie.

Drgnęła, jakby ktoś w nią wbił gwóźdź. Łzy jak groch spływały jej po policzkach, lecz tłumiła szloch. Harley nigdy nie był bez serca. Głupi, owszem, bywał. Wiele razy okazał się naiwny, ale nigdy bez serca. Nigdy. Nie mógł spokojnie patrzeć, jak płacze.

Wiedział, że popełnia kolosalny błąd, a jednak westchnął i wziął ją w objęcia.

– Przepraszam, Kendall – szepnął w jej włosy. – Naprawdę mi przykro.

– Tylko mnie kochaj, Harley. Czy zbyt wiele od ciebie żądam? – Uniosła twarz i mrugnęła. Nagle pocałowała go tak namiętnie, że go to zaskoczyło. Pocałunek był płomienny, pełen pożądania, słony od łez. Przez sekundę się poddał. Nogi zaczęły się pod nim uginać. Jednak szybko odstąpił od niej o krok, a ramiona mu opadły.

– Przepraszam. – Powiedział to szczerze. Nigdy nie zamierzał jej zranić ani zbałamucić. Po prostu zawsze miał cholerny problem z podjęciem decyzji. A kiedy wreszcie mu się to udało, czuł się jak szmata.

– To wszystko przez Claire Holland! – powiedziała, łkając.

Mała chmura na chwilę przysłoniła słońce, zanim leniwie przesunęła się dalej.

– To, co zaszło między nami, nie ma nic wspólnego z Claire Holland.

– Owszem, ma. – Opuszkami palców wytarła oczy, rozmazując tusz do rzęs, który już wcześniej zaczął spływać wraz ze łzami. – Jeśli będę zmuszona o ciebie walczyć, będę walczyć.

– To nie jest bitwa.

– Kendall? – Głos Paige niósł się po wąwozie.

Harley przymrużył oczy i spojrzał w górę. Siostra siedziała w otwartym oknie swego pokoju. Proste brązowe włosy opadały w dół. Patrzyła na brata krwiożerczym wzrokiem. Prawdopodobnie słyszała całą kłótnię i obserwowała tę nieprzyjemną scenę. Świetnie! Tylko tego mu brakowało do szczęścia! Nawet ta mała usiłuje wywrzeć na niego wpływ.

– Za chwilę… Zaraz do ciebie przyjdę – obiecała z uśmiechem Kendall, choć jej oczy były czerwone od płaczu, twarz brudna, a ramiona przygarbione. Gdy Paige znikła w pokoju, Kendall szepnęła:

– Ta mała powinna pilnować własnego nosa.

Tym razem Harley zgodził się z nią i zastanawiał, ile jeszcze par oczu oglądało ten spektakl zza uchylonych okien ponad wąwozem. Wydawało mu się, że zobaczył jeszcze jedną postać ukrytą za odbijającą słońce szybą, ale doszedł do wniosku, że to chyba złudzenie.

– Daj mi tylko jedną szansę – błagała Kendall, chwytając go za rękę i ciągnąc w stronę schodów na północnej stronie tarasu, gdzie wiło się klematis, chyląc ku słońcu ogromne fioletowe kwiaty. Zszedł za nią na dół, wciąż oglądając się przez ramię i ostrzegając samego siebie, że to się może źle skończyć. Prowadziła go po leśną ścieżką, szli z prądem rzeki. Był pewny, że zatrzyma się tam gdzie zawsze, w zacienionej dolince, gdzie słońce prześwitywało przez korony drzew, a sucha trawa chyliła się pod powiewami wiatru.

– Powinnaś już sobie pójść, Kendall – rzekł, ale serce zaczęło mu mocniej bić i kiedy zarzuciła mu ramiona na szyję i zaczęła całować, pierwotny instynkt okazał się silniejszy niż rozum. – Nie – szepnął bez przekonania, gdy jej palce wślizgnęły się pod jego sweter. – Przestań, Kendall… – Ścisnął ją za ramiona, gdy rozpięła mu pasek, a zaraz potem suwak u spodni. Osunęła się w dół i uklękła przed nim. Dalej nie miał sił się bronić. W zapomnieniu tarmosił ją za blond włosy, jednocześnie przeklinając siebie za to, co robi.

Paige otworzyła okno nieco szerzej i aż do bólu przygryzła dolną wargę. Harleya i Kendall nie było już ponad pół godziny i zaczynała się niepokoić. To, że pewnie Kendall przekonuje Harleya, iż jest dla niego tą jedyną, było pocieszające. Paige martwiło jednak, że kiedy wróci, pewnie nie zechce nawet na nią spojrzeć.

Dziewczynka westchnęła i zaczęła bazgrać w notesie, który trzymała na kolanach. Skrzywiła się, kiedy rozległo się głośne bzyczenie. Właśnie przez okno wleciała osa w żółte cętki i zaczęła uderzać o szybę, bezskutecznie domagając się wolności.

Paige wciąż od nowa pisała imię Kendall. Ćwiczyła podpis, którym nigdy nie będzie mogła się poszczycić. Po cichu marzyła, żeby kiedyś upodobnić się do swojego bożyszcza. Kendall była tak szczupła, że aż krucha. Poza tym miała wdzięk, naturalną urodę i potrafiła flirtować. Miała swoje sposoby na to, żeby zawrócić chłopakom w głowie, nie zabiegając o to.

Więc dlaczego Kendall tak zależy na Harleyu? Jejku, przecież to takie ciepłe kluchy! I co on widzi w tej Claire Holland? Ona woli jazdę konną od zakupów w ekskluzywnych sklepach!

Kendall Forsythe, dziewczyna o figurze modelki, twarzy wprost z okładki czasopisma dla nastolatek i nienagannie prostych włosach, mieszkała w Portland, chodziła do prywatnej szkoły dla najbogatszych dzieci i jeździła własnym triumphem. Należała do elity i naprawdę była dla rówieśniczek wzorem do naśladowania.

Paige po raz kolejny westchnęła, przeszła się po pokoju i otworzyła swój album z wycinkami na jednej ze stron w całości poświęconych Kendall. Tam czarno na białym widniała jej gwiazda, ubrana w skąpe koronkowe majteczki i biustonosz, kupione za pół ceny z okazji rocznicowej promocji. Paige zamknęła oczy i przez chwilę wyobrażała sobie, że to ona jest Kendall Forsythe, choć dobrze wiedziała, że nigdy się nią nie stanie. Żadna dieta, ćwiczenia czy zabiegi nie zapewnią jej nigdy ani takiej gracji, ani takiej dystynkcji.

Kiedyś przez moment widziała prawie nagą Kendall, która przebierała się właśnie w kostium kąpielowy. Gdy Paige weszła do łazienki, dziewczyna była już w jednej części kostiumu. Za linią opalenizny miała bielutką cerę, pępek tyci-tyci, a talię tak wąską, że nie do wiary! Jakim cudem wątroba, śledziona, nerki i wiele innych rzeczy tam się mieściło?

Pan Minkę uczył ich o tym wszystkim na lekcji biologii. Jednak najbardziej zadziwiającą częścią ciała Kendall były jej piersi. Dwie blade kule z ogromnymi krążkami sutek, osadzone wysoko na klatce piersiowej, przez sekundę sterczały nagie, zanim ich pośpiesznie nie ukryła czerwono-biała lycra.

Paige zaczerwieniła się i usiłowała przepraszać z całego serca, ale Kendall tylko się zaśmiała, machnęła ręką i zachowywała tak, jak gdyby nagość była dla niej czymś naturalnym. Nawet teraz policzki Paige zarumieniły się na wspomnienie pięknych piersi Paige.

Ależ ten Harley jest głupi!

Biust Paige to obraz nędzy i rozpaczy – niewielki, z malutkimi brodawkami o wiele za ciemnymi w stosunku do koloru cery. Nie tylko piersi – o ile tak je można nazwać – miała kiepskie. Z jakichś tam względów nie była tak piękna jak reszta Taggertów. Urodę odziedziczyła po ciotce Idzie, miała jej orli nos i małe oczka. Za to była bystra, możliwe nawet, że bystrzejsza od Westona, który miał ordynarne maniery. A już na pewno inteligencją przewyższała Harleya, co wcale nie było wielkim osiągnięciem.

Weston, najstarsze dziecko Taggertów, był prawie bosko piękny. Miał pofalowane brązowe włosy, oczy tak błękitne jak niebo Kalifornii, kształt twarzy, jakiego mógłby mu pozazdrościć Rock Hudson oraz ciało ukształtowane i wygimnastykowane kulturystyką i boksem. Harleya Paige uważała za idiotę, choć na swój sposób był przystojny. Miał proste czarne włosy, orzechowozielone błyszczące oczy w oprawie prostych czarnych rzęs, których los poskąpił siostrze. Na jego cerze, czasem pociemniałej od zarostu, nie było widać najmniejszego pryszcza.

Najwyraźniej, zanim przyszła kolej na trzecie dziecko Mikki i Neala Taggertów, wszystkie dobre geny zostały już rozdane dwóm synom. Mikki często narzekała, że trzecia ciąża o mało jej nie wykończyła. Może to, że matka była zmęczona uganianiem się za dwoma żwawymi urwisami, pozbawiło córkę wyglądu i energii opatrzonej znakiem jakości Taggertów.

Paige nawet nie chciała patrzeć w lustro. Widziała tam żywy dowód na to, że rodzice nie powinni jej mieć. Była brzydka, pyzata i nie można było tego zmienić. Drogie ubrania źle na niej wyglądały. Każda próba zmiany koloru jej prostych, brązowych włosów na inny kończyła się druzgocącą klęską. Och, gdyby mogła być taka jak Kendall…

Usłyszała głosy i znów podbiegła do okna. Harley i Kendall wchodzili po schodach na taras z tyłu domu. Oboje byli zaczerwieniem, a Harley wyglądał tak, jakby za chwilę miał zwymiotować. Kendall płakała. Łzy spływały jej po policzkach, przylgnęła do Harleya desperacko.