– Jak chcesz. – Zarzucił kurtkę na ramiona i postawił kołnierz. – To jak? Dlaczego nie? Harley najprawdopodobniej jest z Kendall albo z inną dziewczyną. Już miała odpowiedzieć krótkim „nie”, ale powstrzymała się.
– No dobrze – odpowiedziała w końcu, odrzucając do tyłu włosy. W jego uśmiechu było coś groźnego. Chwycił ją za rękę.
– Chodź.
Wyszli na parking i wsiedli na srebrno-czarny motocykl. Przez cały czas Claire miała wątpliwości, czy dobrze robi. A jeśli ktoś ich zobaczy? Albo jeśli przytrafi się im wypadek? A jeśli Kane zawiezie ją gdzieś i powróci przed dziesiątą trzydzieści? Poza tym przecież nawet go nie znała. Mówiono, że jest złodziejaszkiem podejrzanym o większość przestępstw dokonywanych w okolicy. Wiedziała, że ma chorego ojca, którym musi się opiekować, i marzy o tym, żeby czym prędzej wyjechać z Chinook. I w głębi duszy przeczuwała, że jest lepszy niż plotki o nim.
Gdy motocykl gwałtownie ruszył, nie zważając na własne myśli, objęła go w pół. Prychając i warcząc, maszyna nabrała szybkości.
– Trzymaj się – krzyknął.
Wtuliwszy twarz pomiędzy jego łopatki, poczuła duszący zapach skóry i dymu papierosowego. Żwir tryskał spod tylnego koła.
W kilka sekund wyjechali z parkingu i włączyli się do ruchu. Na miejskiej ulicy było niezbyt tłoczno. Ponad dachami pustych moteli i barów świeciły neonowe napisy. Światła nadjeżdżających z przeciwka pojazdów przez chwilę ich oślepiały, odgłos silnika wibrował w jej głowie. Na początku był niski, ale stopniowo jego brzmienie się podwyższało i tak do chwili, kiedy pojazd skręcił. W mgnieniu oka znaleźli się poza miastem i mknęli po szosie. Z oczu Claire płynęły łzy, które wycierał jedynie smagający japo twarzy i targający włosy wiatr.
To obłęd! – pomyślała. Uświadomiła sobie, że z pewnością odebrało jej rozum, kiedy zgadzała się na tę szaloną przejażdżkę przy świetle księżyca. A mimo to było jej lekko na sercu. Czuła się wolna, gdy przemykali obok żelaznych bram Stone Illahee – ośrodka wypoczynkowego jej ojca. Przez jakiś czas miała wyrzuty sumienia, że zadaje się z innym chłopakiem niż Harley, ale minęły, gdy oparła się o plecy Kane’a. Ten ubogi, zawzięty i cyniczny buntownik tak bardzo różnił się od Harleya Taggerta jak żaden inny chłopak.
Pędzili przez plażę, łamiąc przepisy. Potem znów wjechali na drogę i pomknęli w górę, ku ciemnemu lasowi. Gałęzie drzew pochylały się nad nimi, osłaniając przed bladym światłem księżyca, który zbliżał się ku pełni. Jedynym oświetleniem była niegasnąca wiązka z reflektora. Motocykl podskakiwał na coraz węższej drodze. Skręcił w dół. Asfalt pod kołami zmienił się w sypki żwir.
– Dokąd jedziemy? – spytała Claire, krzycząc pod wiatr. Nagle okazało się, że to nie był dobry pomysł.
– Zobaczysz.
Slalomem ominęli rdzewiejące słupki bramy i wjechali na opustoszałą drogę. Kane skierował się ku wyższym partiom gór. Motocykl mknął po jednym z dwóch równoległych skalistych, dzikich szlaków przecinających połacie białych gnijących pniaków, które stały niczym upiorni stróże na niegdyś zalesionych grzbietach. Stary las został wycięły w pień, teraz straszyły tu ogołocone zbocza górskie. Serce Claire waliło jak młotem. Ciarki ją przeszły. Żałowała, że się zgodziła z nim pojechać i że wsiadła na motocykl.
Motor z hukiem pędził w górę, ku szczytowi, gdzie stała samotna kępa jodeł, jakimś cudem ocalała przed ostrzem piły. Kane zwolnił i zgasił silnik.
– Wiesz, gdzie jesteśmy? – spytał.
Wziął ją za rękę i poprowadził do skalistej krawędzi, skąd rozpościerał się widok na wszystkie strony. Poniżej migotały z oddali światła Chinook. Na wschodzie na plaży kilka ognisk jaśniało na tle czarnej, wzburzonej tafli oceanu.
– W lesie. W opustoszałym, wyciętym przez drwali lesie…
– Własności twego ojca.
– Och! – Dlaczego jego głos brzmiał jak dzwon po umarłym?
– Popatrz. – Jedną ręką objął ją w pasie, oparł podbródek o jej bark i wskazał palcem małą dolinkę na ogołoconym stoku. – To tam mój stary miał wypadek.
Claire żołądek podszedł do gardła. Choć noc była ciepła i gwiaździsta, przebiegł ją lodowaty dreszcz.
– Przywiozłeś mnie tutaj, żeby mi pokazać miejsce, gdzie twój ojciec się okaleczył?
Nie odpowiedział. Po prostu odstąpił o kilka kroków od niej i siadł na pniu. Poszperał w kieszeni kurtki i wyjął nową paczkę papierosów. Zamknął oczy, pochylił głowę, jakby usiłował się skupić.
– Czasem tu przychodzę, żeby trochę podumać. – Wcisnął camela do ust, potarł zapałkę o kamień. Zaskwierczał fosfor i błysnął płomyk, rzucając na sekundę złocistą łunę na jego wyraziste rysy. Głęboko zaciągnął się dymem.
– I o czym tak rozmyślasz? – spytała nieśmiało.
Zgasił zapałkę, uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów, między którymi tkwił rozżarzony papieros.
– Czasami o tobie. Oniemiała.
– O mnie?
– Od czasu do czasu – przyznał. Mimo ciemności wzrokiem odnalazł jej oczy. – A czy ty o mnie nigdy nie myślisz?
Stojąc przy motocyklu, nerwowo poruszała palcami.
– Staram się… nie myśleć o tobie.
– Ale myślisz.
– Czasami – potwierdziła. Poczuła się jak zdrajczyni.
– Zaciągnąłem się do wojska.
– Co? – Na moment serce jej zamarło. Jego słowa zabrzmiały echem pośród okalających gór. – Co zrobiłeś?
– Podpisałem. Wczoraj.
– Dlaczego?
Odniosła wrażenie, że cząstka jej duszy uschła, obumarła – cząstka, z której istnienia wcześniej nie zdawała sobie sprawy. On wyjedzie. Wmawiała sobie, że nie ma to dla niej większego znaczenia, ale wiedziała, że miasteczko opustoszeje, bez niego będzie jakby pozbawione życia.
– Przyszła pora. Przygryzła wargę.
– Kiedy… Kiedy wyjeżdżasz?
Wzruszył ramionami i głęboko zaciągnął się dymem z papierosa.
– Za kilka tygodni. – Objął ramionami kolana i popatrzył na zachód. – Usiądź – powiedział poważnie. – Nie gryzę… Przynajmniej nie na pierwszej randce.
– To nie jest… randka.
Nie odezwał się ani słowem, skupił się na papierosie, ale wiedziała, że w duchu zarzuca jej fałsz.
– Myślisz, że się ciebie boję? – spytała odważnie.
– Myślę, że powinnaś się bać.
– Dlaczego? – Niespokojna jak wystraszony źrebak i prawie gotowa do wierzgnięcia podeszła do skalistej krawędzi i usiadła przy nim.
– Podobno mam złą reputację. – Jego zamyślony wzrok skupił się na jej twarzy. Dech jej zaparło. – A ty nie, Claire. Jeszcze nie. – Przydeptał niedopałek.
– Nie sądzę, że to jednorazowe sam na sam z tobą może coś zmienić w tym względzie.
Siedząc bardzo blisko niego, usiłowała wziąć się w garść, opanować nerwy. Wmawiała sobie, że ręce jej się pocą dlatego, że noc jest gorąca i wilgotna. Nierównomierne bicie serca tłumaczyła arytmią, na którą od czasu do czasu cierpiała.
– Wierzysz we mnie bardziej, niż powinnaś.
– Chyba nie.
Nie odpowiedział. Jego przenikliwe spojrzenie rozgrzewało krew. Ciepły wiaterek muskał jej twarz i mierzwił włosy. Mimowolnie zastanawiała się, jak by to było, gdyby ten szaleniec pocałował ją w usta i wziął w ramiona, a ona zamknęłaby oczy i poddałaby mu się. Ale nigdy sobie na to nie pozwoli. Kochała innego.
– Dlaczego mnie tu przywiozłeś? – Przestraszyła się własnego głosu, który brzmiał dziwnie ochryple i nisko.
Skrzywił się i przez dłuższy czas przenikał wzrokiem jej twarz. Nie dotknął jej.
– To był błąd.
– Dlaczego?
Westchnął. Przechylił się do tyłu, oparł na łokciach i uniósł głowę, żeby na nią popatrzeć. Po raz pierwszy od chwili, kiedy go poznała, zdjął na chwilę maskę twardziela i ukazał twarz wykrzywioną nienazwanym cierpieniem.
– Nie rozumiesz, co?
– Co tu jest do rozumienia? Mocno zacisnął szczęki.
Nie miała zamiaru tak łatwo dać za wygraną.
– To ty zacząłeś, Kane – przypomniała. – Namówiłeś mnie, żebym tu z tobą przyjechała…
– Nie musiałem cię zbyt długo namawiać, prawda? I chyba nie wykręciłem ci ręki, żeby cię ze sobą zabrać?
Zbliżył się do niej. Nagle zaschło jej w gardle.
– Przyznaj, Claire, że chciałaś się dowiedzieć, co we mnie siedzi. Jesteś znudzona swoim bezbarwnym życiem, w którym wszystko można przewidzieć, zmęczona robieniem tylko tego, czego się od ciebie oczekuje. Dlatego zajęłaś się Taggertem. Żeby rozdrażnić starego. Ale ten Taggert nie doprowadza twojej krwi do wrzenia. Prawda?
– Nie mieszaj w to Harleya. – Jej wzburzone serce biło mocno.
– Dlaczego? Boisz się, że się dowie, że jesteś nim znudzona?
– Nie jestem… – Ugryzła się w język. Obrona Harleya nic jej nie pomoże. Poza tym Kane przekręcał jej słowa, jak chciał, i manipulował rozmową. – Kane, sprowadziłeś mnie tutaj. Chcę wiedzieć dlaczego. I proszę, oszczędź mi analizy moich motywów pójścia za tobą.
Sceptycznie uniósł brwi.
Bez zastanowienia wyciągnęła ręce, włożyła palce w rękawy jego skórzanej kurtki. Poczuła, że napinają mu się mięśnie. Powoli przeniósł wzrok na jej dłonie, a potem spojrzał jej prosto w oczy. Z trudem łapała oddech. Pot spływał jej po plecach.
– Uważaj, igrasz z ogniem, księżniczko – ostrzegł i tak bardzo zbliżył do niej twarz, że wyraźnie widziała jego oczy, w których czaiła się obietnica.
Nerwowo polizała usta. Westchnął.
– Za kilka minut będę tego żałował – oświadczył. Z bliska poczuła tytoń w jego oddechu. Jego spojrzenie zasnute było wątpliwością. – Ale skoro i tak wyjeżdżam z miasteczka, chyba pora wyjawić prawdę.
Claire zadrżała. Desperacko pragnęła usłyszeć, co ma do powiedzenia, choć bardzo się tego bała.
Silnymi rękami chwycił ją za ramiona i mocno je ścisnął.
– Nigdy nie powiem tego po raz drugi i przed nikim innym do tego się nie przyznam. Rozumiesz?
Skinęła głową.
– Sam nie wiem dlaczego tak jest, ale kocham cię, Claire Holland – oświadczył jednym tchem. – Bóg mi świadkiem, że nie chcę tego. Szczerze mówiąc, pogardzam sobą za to, ale taka jest prawda.
"Szept" отзывы
Отзывы читателей о книге "Szept". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Szept" друзьям в соцсетях.