Pocałował ją, krew w niej zawrzała. Stary materac zaskrzypiał. Objęła go za szyję, a on zaczął ją głaskać, pieścić, pobudzać jej skórę do życia. Poczuła, że naprawdę żyje, że jest pożądana, a pragnienie wypełniło ją, przenikało najintymniejsze części jej ciała.

– Hunter – szepnęła chrypliwym głosem, wijąc się i prężąc. Krew w niej buzowała. Całował ją, mokrym językiem dotykając miejsc, które nigdy nie widziały słońca. Drapał ją zarostem, muskał gorącym oddechem, ocierał się o nią ciałem rozpalonym nie mniej niż jej własne.

Wplotła palce w jego gęste włosy i wydała z siebie jęk pożądania. Miedziany cień płomienia z kominka tańczył na jego skórze.

Rozpiął jej biustonosz, strącił go na podłogę. Z cichym uwielbieniem zapatrzył się w jej nagie piersi.

– Jesteś cholernie piękna – powiedział w końcu, ciepłym oddechem pieszcząc jej ciało. – To powinno być na liście grzechów głównych. – Dotknął jej stwardniałego sutka, opuścił głowę i zaczął go ssać.

– O! Ooo…

Jego dłonie błąkały się w jej szortach, dotykały pośladków i kędzierzawych włosków, które nagle stały się wilgotne, głaskały wnętrze ud, ocierając się o najintymniejszą część jej ciała.

Nie mogła się temu oprzeć. Zawsze była opanowana i pełna rezerwy. Niektórzy chłopcy powiadali, że w jej żyłach płynie lodowata krew. Teraz wygięła się w łuk i cicho błagała o więcej. Leżeli w malutkiej izbie, na łóżku, które przyjmowało kochanków od prawie stu lat. Całowała mężczyznę, którego niedawno poznała i który nie chciał się z nią publicznie pokazywać a który za chwilę miał stać się jej pierwszym kochankiem.

Po wszystkim, przy dogasającym kominku, mocno ją przytulił i gładził jej twarz. W jego pierścieniu odbijał się żar kominka. Dotknęła czarnego kamienia.

– Czy on ma dla ciebie jakieś szczególne znaczenie? – spytała.

– To jedyna ozdoba, jaką noszę. Chrząknęła i uśmiechnęła się.

– Wiem. Tylko chciałam wiedzieć, czy coś dla ciebie znaczy. – Nawinęła na palec kosmyk zarostu włosków na jego piersiach. – No, czy może jakaś dziewczyna ci go podarowała.

Parsknął śmiechem.

– Nic z tych rzeczy. – Zsunął pierścionek i popatrzył na nią przez złoty krążek. – To jedyna rzecz, którą mam od ojca, faceta, który zapłodnił moją matkę i dał dyla. Chyba powinienem był go wyrzucić, ale go trzymam, żeby pamiętać, że ten łajdak nie przyznał się do mnie, nie chciał mojej mamy i miałem dużo szczęścia, że trafił mi się taki ojczym jak Dan Riley.

– Jak się nazywa?

– Mój prawdziwy ojciec? – Westchnął. – Nie wiem. Nikt mi nie powiedział, a na świadectwie urodzenia brak nazwiska.

– Chciałbyś to wiedzieć?

– Nie. – Znów włożył pierścień na palec, przyciągnął ją do siebie i objął silnym ramieniem. – Nieważne. – Mocno przycisnął wargi do jej czoła. – Teraz ważna jesteś tylko ty.

– Na zawsze? – spytała.

– Zawsze to szmat czasu. Ale może… Taa… może.

Miranda zadarła głowę w oczekiwaniu na pocałunek, którego nadejścia była pewna. W końcu znalazła skrawek nieba tu, na ziemi.

– Byłaś dziś w nocy z Westonem Taggertem? – szepnęła Miranda, blednąc. Nalała wody do ekspresu, właśnie rozległo się pierwsze perkotanie, gdy maszynka zaczęła się nagrzewać. Zaskakująca wiadomość, którą usłyszała od siostry, krążyła po jej mózgu i jakby jeszcze nie dotarła do świadomości. Pochłonięta była czym innym: ona i Hunter po raz pierwszy się kochali. Żar między nogami wciąż jej o tym przypominał. Odchrząknęła i usiłowała się skoncentrować.

– Tesso, na Boga, dlaczego?

Tessa obojętnie wzruszyła ramionami, bezgłośnie wyrażając swoje „wisi mi co ty o tym myślisz”, podeszła do stołu i ziewnęła.

– A dlaczego nie?

– Wiesz dlaczego. Dlatego, że to nicpoń.

– Bo ma nazwisko Taggert? Uuuii, Randa, zaczynasz pleść tak samo jak tata.

– Daj mi spokój, co? Dobrze wiesz, że jego nazwisko nie ma tu nic do rzeczy. Ten facet ma złą reputację.

A Hunter? Dlaczego nie chce, żeby ktokolwiek się dowiedział, że jesteśmy parą? Wstydzi się ciebie? Stara się ciebie chronić? A może po prostu, podobnie jak Weston, jest nicponiem?

Z radia płynęła muzyka. Śpiewał Kenny Rogers.

Ruby, nie zabieraj ukochanej do miasta.

Miranda nie miała ochoty dalej tego słuchać. Wyłączyła radio.

Tessa wysunęła nogą jeden z wysokich taboretów i usiadła. Opierając podbródek na dłoni, obdarzyła siostrę wyćwiczonym uśmiechem grzecznej panienki.

– Weston jest uważany za jednego z najbardziej porządnych kawalerów do wzięcia w mieście.

– Czy wiesz, co mówisz? Kawalerowie do wzięcia jej w głowie! – Miranda rozpakowała chleb i włożyła dwie kromki do tostera. – Masz dopiero piętnaście lat, za mało, żeby szukać męża. Piętnaście! Dziecko z ciebie! Jeszcze nie musisz zaprzątać sobie głowę mężem.

Tessa wojowniczo wydęła dolną wargę. Przetarła oczy, rozmazując wczorajszy makijaż.

– Cóż, ja przynajmniej nie mam zamiaru zostać pomarszczoną starą panną.

– Do kogo pijesz?

– Możesz to rozumieć, jak chcesz. – Tessa bawiła się solniczką i pieprzniczką. Przyglądała się ceramicznym truskawkom, jakby skrywały tajemnice wszechświata.

Tosty wyskoczyły i Miranda wyjęła kolejne dwie kromki z taką zapalczywością, że o mało ich nie rozerwała.

– Nie mam zamiaru zostać starą panną. Ale nie mam też zamiaru być zabawką bogatego chłopaka. Weston Taggert wykorzystuje dziewczyny. – Miranda wycelowała nóż w Tessę, aby podkreślić znaczenie wypowiadanych słów. – Bierze od nich, co da się wziąć, a potem, kiedy mu się znudzą, rzuca je jak puszki po piwie.

– Kto tak mówi?

– Każdy, kto ma choć trochę oleju w głowie.

Tessa przygarbiła się na taborecie, nie zwracając uwagi na talerz z tostem, który postawiła przed nią Miranda.

– Słuchaj, przez wiele lat usiłował mnie uwieść – wyznała Miranda.

– Ciebie? – Tessa roześmiała się.

– To prawda.

– Aha. Tylko że mnie nie wciśniesz tego kitu. Czy mamy tu coś do picia? Jakiś sok?

– W lodówce. – Miranda nie miała zamiaru podstawiać Tessie soku pod nos. Wystarczy, że podała jej tost.

Chciała nadal ostrzegać Tessę przed Westonem, ale pomyślała, że to byłaby strata czasu i nerwów. Nie było sensu się z nią kłócić. Katastrofa! Tessa i Weston. Dutch dostałby ataku serca. Miranda miała nadzieję, że ta historia ograniczy się do jednej nocy.

– A gdzie Ruby? – spytała Tessa, sięgając po tost i odłamując z niego skórkę.

Miranda zerknęła na zegarek. Dochodziła dziesiąta, a Ruby Songbird jeszcze się nie zjawiła w pracy. Miranda nie przypominała sobie, żeby Ruby przyszła kiedyś po ósmej. O tej porze zawsze już była – myła okna, szorowała podłogi, piekła chleb i spokojnie wydawała dyspozycje, do których wszyscy bez gderania się stosowali. Miranda opędziła się od myśli, że mogło jej się przytrafić coś złego. Skupiła się na najmłodszej siostrze. Tessa pakowała się w niezłą kabałę. W tarapaty, które mogły mieć wpływ na dalsze jej życie.

– Słuchaj, Tess. Nie wiem, co ci chodzi po głowie, ale wierz mi, że bliższa znajomość z Westonem to klapa na całej linii.

– A Harley i Claire? Czy to też klapa na całej linii? – spytała Tessa, zerkając na drzwi, w których właśnie pojawiła się Claire. Rozmowa była skończona.

– To co innego. – Miranda była w potrzasku. Ta lisica zapędziła ją w kozi róg.

– W czym tkwi różnica? – Tessa nie dawała za wygraną. Miranda w myślach policzyła do dziesięciu i spojrzała na Claire.

– Harley i Claire uważają, że są zakochani. Chodzą ze sobą już od dłuższego czasu, wydaje się, że są do siebie przywiązani i…

– A co z Kendall Forsythe?

Claire zbladła jak zimowe słońce i mocno zacisnęła pięści.

– Słucham?

– Wszystko wskazuje na to, że Harley nie może się zdobyć na to, żeby z nią zerwać. – Tessa odsunęła swój taboret. Nawet jeśli widziała ból w oczach Claire, nie dała tego po sobie poznać.

– To kłamstwo – odparła stanowczo Claire. – On i Kendall to przeszłość.

– Chyba nie. – Tessa gwałtownie otworzyła drzwi lodówki i szperała w niej, aż znalazła słoik dżemu malinowego przyrządzonego przez Ruby i dzbanek z sokiem pomarańczowym.

Ruby? Gdzie ona może być? Miranda podeszła do okna i spojrzała na wiodącą do podjazdu ścieżkę, która skręcała za garażem i kończyła się pomiędzy jeziorem a basenem. Ruby przechodziła tamtędy co rano.

– Nie powinnaś wierzyć w ani jedno słowo Westona. – Claire wreszcie zebrała siły, przeszła przez kuchnię i nalała sobie filiżankę kawy, choć dzbanek jeszcze do końca się nie napełnił. Gorące krople sączyły się na płytę podgrzewacza, zanim odstawiła dzbanek na miejsce. Całe szczęście ręce tylko odrobinę jej się trzęsły.

Tessa spytała beztrosko:

– Dlaczego? – Wyjęła z szuflady łyżeczkę.

– Bo… nie jest godny zaufania.

– A Harley jest? – Tessa z niedowierzaniem uniosła brwi, zanurzyła łyżeczkę w dżemie i oparła się biodrami o kredens.

– Tak!

– Słuchaj, Tesso, nie ma sensu się kłócić. Po prostu bądź ostrożna, dobrze? – powiedziała Miranda.

– Tak jak ty? – W uśmiechu Tessy widać było drwiącą satysfakcję jak u kota, który dopadł kanarka. – No, wiesz, kiedy jesteś z Hunterem.

– Hunterem? Hunterem Rileyem? – Claire zmarszczyła czoło i obróciła się w stronę starszej siostry.

– Weston twierdzi, że Randa ukradkiem romansuje z Hunterem.

– Przyjaźnimy się – oświadczyła Miranda. Było w tym wiele prawdy.

– I nie tylko.

– Czyżby? – Claire, jak zawsze romantyczka, wydawała się zaintrygowana.

Przeklęty Weston Taggert i ta jego niewyparzona gęba!

– A co takiego mówi się o ludziach, którzy mieszkają w szklanych domach? – spytała Tessa i znów zgarbiła się na krześle. Smarowała kromkę grubo dżemem. – Że nie powinni rzucać kamieniami czy coś w tym rodzaju…

– Ty i Hunt? – Claire wciąż nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Miranda dobrze wiedziała, że jej twarz ją zdradza; nagle zrobiło jej się gorąco. – Serio?