Nigdy nie kłócili się przy dzieciach, pomyślała Miranda, bawiąc się groszkiem na talerzu – i do dziś Tessa i Claire nie wiedziały o tym, że ojciec jest głęboko rozczarowany płcią swoich dzieci. Miranda miała dużo mniej szczęścia. Jej pokój bezpośrednio sąsiadował z sypialnią rodziców. Nie było większej szafy ani łazienki, która tłumiłaby odgłosy ich kłótni czy współżycia. Całe szczęście te ostatnie zdarzały się rzadko. Na samą myśl o tym, że ojciec i matka miotają się po łóżku i sapią – zwłaszcza po kłótni – robiło się Mirandzie niedobrze. Od lat wysłuchiwała narzekań ojca na płeć dzieci i repliki matki, że to przecież on jest ich „sprawcą”. Najwyraźniej nie okazał się na tyle mężczyzną, żeby przy trzech próbach spłodzić syna. Nawet ich pierwsze dziecko, które Dominique poroniła, było dziewczynką.
Kiedy Miranda była młodsza, czuła się winna, że jest dziewczynką, jakby to od niej zależało. Robiła wszystko, żeby zadowolić Dutcha, zasłużyć na jego względy. Chciała być synem, którego los mu poskąpił. Była bystra, najlepsza w klasie, została przewodniczącą klubu dyskusyjnego, przygotowywała szkolną gazetę, miała wolną drogę do kilku elitarnych college’ów. Jednak nie mogła sobie przyszyć męskich organów i zawsze obrywała za sam fakt przynależności do płci żeńskiej.
Dopiero skończywszy osiemnaście lat, zaczynała rozumieć, że ojciec i tak nigdy nie będzie z niej zadowolony. Żadne osiągnięcie nie sprawi, że będzie z niej dumny. Zaprzestała więc prób usatysfakcjonowania go. Teraz próbowała uszczęśliwić siebie. Z Hunterem.
Patrzyła, jak Dutch z trzaskiem zamyka za sobą balkonowe drzwi. Szybki tak zadrżały, że żyrandole zaczęły się kołysać i sto świeczek odbijało migotliwe światło na ścianach i w ciemnych lustrach okien.
Dominique zerknęła na sylwetkę męża i westchnęła. W ciągu wielu lat pożycia z człowiekiem o zmiennym usposobieniu nauczyła się cierpliwości. Polewając krojone ziemniaki sosem serowym, odezwała się cicho.
– Pozwólcie mu spuścić trochę pary. Potrzebuje tego i nic nie możemy na to poradzić.
– To świnia. – Tessa jak zwykle bez ogródek wypowiedziała własne zdanie. Nie mogła opanować wściekłości.
Dominique uniosła brwi.
– To twój ojciec. Musimy z nim żyć.
Tessa spojrzała na nią z ukosa i pokręciła szklanką z wodą.
– Nie rozumiem dlaczego. Możesz się rozwieść.
– Tessa! – strofowała ją Claire. – Chyba nie mówisz tego poważnie.
– Oczywiście, że mówię poważnie. Wiesz, to nie grzech. Miranda po cichu się zastanawiała się, dlaczego jej rodzice jeszcze mieszkają razem.
– Powiedziałam: „dopóki śmierć nas nie rozłączy” i byłam świadoma tego, co mówię – oświadczyła Dominique z poważną miną. – Jesteśmy rodziną.
– To znaczy, że mamy robić to, czego on sobie zażyczy? On nam rozkazuje, a my mamy posłusznie się zastosować. Claire ma dać sobie spokój z Harleyem, a ja… ja mam zrezygnować z dotychczasowego życia? – Tessa gniewną ręką przyczesała włosy i zerknęła spode łba na ojca, który opierał się o balustradę i z cygarem w zaciśniętych zębach wpatrywał się w wodę.
– Ucieknę, zanim mnie wyśle do jakiejś szkoły w Europie.
– Ee, on tylko tak gada – uspokajała ją Dominique. – Niech trochę ochłonie.
Claire odsunęła krzesło od stołu.
– Nie może mnie powstrzymać przed ślubem z Harleyem.
– Oczywiście, że może, skarbie – powiedziała matka, a jej twarz nagle wydała się stara.
– Brednie! Mnie nie będzie mówił, co mam robić! – Tessa z trzaskiem odsunęła się od stołu i prawie biegiem ruszyła do frontowej części domu.
– Martwię się o nią – powiedziała Dominique. – Jest taka impulsywna, a ty – położyła długie palce z obrączką na dłoni Claire – nie powinnaś się tak głęboko zakochiwać. To niezbyt mądre.
– Dlaczego? – spytała Claire, ale wyglądała na zdenerwowaną. Wysunęła rękę spod dłoni matki.
– Zawsze powinnaś zachować odrobinę dystansu. Tak na wszelki wypadek.
– Na wypadek czego?
– Na wypadek gdyby mężczyzna, którego kochasz, nie odwzajemniał twojej miłości.
– Harley mnie kocha – natychmiast odparła Claire, podnosząc się. – Dlaczego nikt mi nie wierzy?
Wyszła z pokoju. Miranda dostrzegła wahanie i troskę w jej oczach.
– O Boże! – westchnęła Dominique, gdy została sam na sam z Mirandą. Bolesną ciszę wypełniała klasyczna rzewna melodia skrzypcowa cicho płynąca z ukrytych głośników. – Wyciągnij z tego lekcję dla siebie, Rando. – Smutno uśmiechnęła się do córki. – Dobrze, że tobie nie muszę tłumaczyć tych rzeczy.
– Nie, mamo. Nie musisz – potwierdziła Miranda.
– Cóż, kiedyś i ciebie jakiś chłopak dotknie w taki magiczny sposób, a wtedy, na Boga, miej się na baczności.
– Czy tak się stało z tobą i tatą?
Dominique założyła na twarz maskę smutku. Wyjrzała przez okno na taras, gdzie jej mąż posyłał kłęby dymu w bezgwiezdne niebo.
– Nie – przyznała. – Prawda jest taka, że byłam ubogim dzieckiem. Wiesz o tym. Twój ojciec miał pieniądze i… i doszłam do wniosku, że on jest moją jedyną ucieczką. Zaszłam w ciążę.
– Specjalnie? – wyszeptała Miranda, myśląc o dziecku, które nie przeżyło do czasu porodu. O starszej siostrze, której nigdy nie miała.
Dominique wzruszyła okrytymi jedwabiem ramionami.
– Zrobiłam to, co musiałam, i nigdy tego nie żałowałam. No cóż, chyba że w takich chwilach jak ta. Po prostu nie rozumiem, dlaczego ta rodzina nie może w spokoju siąść do stołu i wspólnie zjeść kolacji.
– Pomieszało ci się w tej makówce! – Weston cisnął kij bilardowy na stół, gdzie ćwiczył rozbijanie banku, gdy do sali gier wszedł Harley i ogłosił zaskakującą wiadomość. – Nie ma mowy o żadnym ślubie.
– Dlaczego?
Weston oparł się pośladkami o krawędź stołu bilardowego i spojrzał na Harleya tak, jak gdyby ten był żywym okazem patentowanej głupoty.
– Czy nie masz przypadkiem jakichś zobowiązań względem Kendall?
– Ta sprawa jest już zamknięta.
– Czyżby? – Weston wyjrzał na korytarz i zauważył sunący po schodach cień. Paige. Cholera, ten dzieciak wszędzie się podkrada i podsłuchuje.
Nie po raz pierwszy Weston zastanawiał się, jak to możliwe, że ten kretyn bez jaj i ta wariatka to jego rodzeństwo. Jego zdaniem Paige potrzebowała konsultacji psychiatrycznej.
Harley wziął do ręki kulę z ósemką, zaczął ją nerwowo podrzucać. Ten dzieciak zawsze się pakował w kłopoty, więc będzie ich miał więcej. Tylko jeszcze nie wie, jakiego kalibru są to kłopoty. Niedługo Kendall zaskoczy go wiadomością, że zostanie tatusiem – cóż, tak naprawdę to wujkiem – jeśli rzeczy potoczą się zgodnie z planem.
– Kendall najwyraźniej myśli, że wciąż jesteście parą.
– Nie wiem na jakiej podstawie.
– Może na tej, że nie możesz się odkleić od jej majtek. Harley zaczerwienił się. Co za mięczak!
– Nie spotykam się z nią.
– Świetnie. W takim razie możesz się ożenić z Claire Holland i wszystko będzie w porządku, co? Nieważne, że tata cię wydziedziczy i nie będzie mowy o college’u. Czy wiesz, że będziesz musiał zmywać naczynia, być kelnerem, pracować w fabryce, jeśli uda ci się znaleźć taką posadę. Będziesz mieszkał w jakiejś odrapanej dziurze na przedmieściach Portland lub Seattle czy gdzieś tam. Może znajdziesz w końcu frajera, który cię zatrudni. Tata nie da ci referencji, nawet na to nie licz. A przecież nigdy w życiu nie udało ci się utrzymać żadnej pracy. A co do Claire, też będzie musiała pracować. Jako sekretarka albo recepcjonistka… O nie! Jest na to za dobra, prawda? Może będzie trenować konie, dawać lekcje jeździectwa czy coś w tym rodzaju. I wszystko będzie dobrze. Świetnie!
– No pewnie. A jak ma być?
– Jasne, Harley. Nie będzie miała grosza przy duszy, podobnie jak ty. Nawet twój samochód jest zarejestrowany na nazwisko ojca. Przypuszczam, że jeszcze nie poinformowałeś go o swoich zamiarach. Prawda?
– Jak tylko wróci…
Rozległ się przenikliwy dzwonek telefonu i cień ze schodów pomknął na górę. To dobrze. Paige działała Westonowi na nerwy. Sam nie wiedział dlaczego. Przecież to tylko nierozgarnięta smarkula.
– Myślisz, że jak tata wróci z Luizjany, to będzie skakał z radości na wiadomość, że masz zamiar poślubić jedną z córek jego odwiecznego wroga? Jasne, Harley. Na pewno będzie! Jak mi wcześniej kaktus wyrośnie na dłoni.
– Miałem ci przekazać wiadomość, Weston. Już ją otrzymałeś.
– Weston, telefon do ciebie! – ze schodów dobiegał głos Paige. – Crystal.
– Cholera!
Harley bezczelnie wyszczerzył zęby.
– Przynajmniej nie rypię jakiejś Indianki tylko dla rozrywki. Założę się, że jej brat nie jest uszczęśliwiony, że używasz jako naczynia na spermę. Czy nie tak się wyrażasz, mówiąc o niej? Może ktoś powinien o tym powiedzieć Jackowi?
– Jack Songbird to kawał sukinsyna.
– Nie przeklinałbym go.
– Nie boję się go. Nikogo się nie boję.
– Powiedziałam, że dzwoni Crystal! – Głos Paige brzmiał jak piła do drewna.
– Powiedz jej, że mnie nie ma! – krzyknął Weston. Na schodach zadudniły dziewczęce kroki.
– Już jej powiedziałam, że grasz w bilard.
– Niech to licho, Paige! Masz mózg, więc czasem go używaj! – Weston podszedł do baru, żałując, że nie wypił wcześniej czegoś mocniejszego i podniósł słuchawkę. – Słuchaj, jestem teraz zajęty. Zadzwonię do ciebie później.
– Poczekaj. Czy Jack pojawił się dziś w pracy? Westona ścisnęło w dołku.
– Spóźnił się.
– Ale był?
– Zanim nie wywaliłem go na zbity pysk.
– Zanim… czego nie zrobiłeś?
– Odszedł. Było, minęło. Crystal, twój brat był najgorszym robotnikiem na zachodnim wybrzeżu. Zwolniłem go.
– Ale nie mogłeś tego zrobić. – W jej głosie była nuta zawodu i to go uderzyło. Ta dziewczyna miała w sobie coś, co na niego podskórnie działało. Dlatego wątpił, czy kiedykolwiek na dobre z nią zerwie. Była jego kochanką na całe życie.
– Zrobiłem to. Spytaj jego samego.
"Szept" отзывы
Отзывы читателей о книге "Szept". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Szept" друзьям в соцсетях.