– Nie boję się ciebie – powiedziała to z taką śmiałością, że niemal dał się przekonać. Ale głos jej nieco drżał i nie mogła oderwać wzroku od ostrza. – Wiesz co, myślę, że… że jesteś żałosny! – Pociła się i jej perfumy podrażniały jego nozdrza. Odwróciła się, jakby chciała odejść, więc przystawił jej nóż do gardła. Piskliwie krzyknęła: – Puść mnie, ty obciągaczu druta!

– Nie ma mowy, Tesso, przecież umówiliśmy się na randkę. Zapomniałaś? – Mocno ją oplatał ramionami. Plecami przylegała do jego brzucha, a szamocząc się, uderzała pośladkami o jego krocze. Miękkie piersi gwałtownie unosiły się i opadały pod jego ręką, oddech miała gorący jak smok, który zionie ogniem.

– Puść mnie, do cholery.

Polizał jej kark. Odrzuciła głowę do tyłu w nadziei, że go zrani. Głupia dziwka.

– Ostrożnie, malutka. – Ugryzł słoną skórę. Krzyknęła.

– To było za policzek. – Drżała. Uwielbiał to poczucie siły, jaką mu dawał jej strach. Rozkoszował się tym, że nad nią panuje, jakby była jego niewolnikiem. – A teraz zrobisz dokładnie to, co ci każę, kurwo. I nie przestaniesz, dopóki nie każę ci przestać. Na kolana!

Cisnął ją na ziemię, wciąż trzymając w ręku nóż, jakby w każdej chwili gotów był go użyć.

– A teraz, ślicznotko, rozepnij mi rozporek.

– Nie…

Chwycił w garść gruby pukiel jej włosów i obciął go.

– Aaaa!

Złote kosmyki rozsypały się po ziemi.

– Już. Rozpinaj mi rozporek i spuść mnie jak dobra dziewczynka.

– Idź poszukać Mirandy. To na nią masz ochotę.

– Ona jest zajęta.

– Przeszkadza ci to? Przecież lubisz to robić z kilkoma dziewczynami naraz.

– Poczeka na swoją kolej.

Podskoczyła w górę i powiesiła się na nim, wbijając mu paznokcie w policzek.

– Cholera jasna! – Cała twarz go piekła. Znów rzucił ją na kolana. – Dosyć tej zabawy, kurwo! – powiedział. Krew kapała mu na koszulę. – Rozpinaj mi spodnie i…

– Brzydzę się tobą.

– Naprawdę? To niedobrze. Ale nie masz wyboru. A spróbuj tylko dotknąć mnie zębami… Zemszczę się.

– Nie zemścisz się – oświadczyła z nieoczekiwaną pewnością siebie, stając na nogi. – Nie zabijesz mnie ani nawet nie zranisz – powiedziała – bo by cię złapali. Nawet nie mając najmniejszego dowodu, mój ojciec dorwałby cię jak kundla. Ludzie nas widzieli razem, a teraz – przed oczami pomachała mu palcami z zakrwawionymi paznokciami – na moich rękach zostały ślady twojej krwi.

Na chwilę serce mu zamarło.

Sadystyczny uśmiech Tessy zdradzał jej drugą naturę.

– Jeśli mnie zmusisz do zrobienia czegoś, na co nie mam ochoty, wszystko powiem ojcu i przysięgam, że złożę doniesienie na policji. Aresztują cię za… za naruszenie cudzej własności oraz… za napad i gwałt.

Nie wierzył jej.

– Nie mogłabyś…

– Ty gnoju, prędzej bym cię zabiła, niż pozwoliła ci się dotknąć. Wyciągnął rękę, ale uderzeniem odtrąciła ją.

– Pójdziesz do więzienia, Weston. Mój ojciec już tego dopilnuje. – Zmierzyła go pełnym nienawiści wzrokiem. Jej twarz była ubłocona, bluzka podarta. Patrzyła na niego tak, jak gdyby była gotowa go rozerwać na strzępy gołymi rękami.

– Nie zrobiłabyś tego…

– To się przekonaj – ostrzegła, przeszywając go spojrzeniem zranionego zwierza. Przypominała mu oposa, którego kiedyś schwytał w sidła. Zwierzę warczało, pokazując ostre jak brzytwy kły, zanim nie skrócił jego męczarni.

– Zostaw mnie – rozkazała. Nie żartowała.

Wszystkie jego mięśnie domagały się, żeby rzucić się na nią, powalić na ziemię, zerwać z niej ubranie… Ale nie, nie popełni tego błędu. Nie teraz. Ten kęs mógłby go drogo kosztować.

Później, pomyślał. Rozprawi się z nią innym razem. Na pewniejszym gruncie, gdzie on będzie panem. Schował nóż i wsiadł do samochodu. Odjechał z piskiem opon, podskakując na wyboistej drodze. W lusterku wstecznym widział dumnie wyprostowane plecy Tessy w poszarpanych łachach, które eksponowała jak order za odwagę.

Dłonie pociły mu się na kierownicy, kiedy minął zakręt i włączał drugi bieg. Krew pulsowała mu w skroniach. Jeśli ta dziwka myśli, że ma nad nim przewagę, to się myli. Śmiertelnie się myli.

– Mówię ci synu, liczę na ciebie. – Neal wycelował w Westona gruby palec. Stare urządzenie klimatyzacyjne w biurze starszego syna terkotało w wywietrznikach nad głową. – Ktoś musi przemówić do rozsądku twemu bratu. Weźcie to sobie do serca, że nikt z tej rodziny nie poślubi osoby o nazwisku Holland! Na litość boską, czy ten chłopak nie widzi, że ona leci tylko na jego pieniądze? – Maszerował od ściany do ściany, wycierając chusteczką łysiejące czoło i twarz jeszcze bardziej rumianą niż zwykle. Nozdrza mu drgały z wściekłości, a złoty ząb połyskiwał, gdy mówił. Na jego czole zebrały się malutkie kropelki, pod pachami miał na koszuli plamy potu. – Co, u licha, stało się z twoją twarzą?

Weston wysilił się na uśmiech, chociaż poczerwieniał na myśl o paznokciach Tessy.

– Zrobiła mi to miejscowa dziwka, z którą się pokłóciłem. – Prawie nie skłamał.

– Cholera, chyba nie ta mała Indianka?

– Crystal? Nie.

– To dobrze. Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby zadrzeć z kimkolwiek, kto jest spokrewniony z tym plemieniem. Wiesz, są w posiadaniu cennych kawałków ziemi tu, w okolicy, które moglibyśmy kupić i wybudować konkurencję dla Dutcha, nowy ośrodek wypoczynkowy. Choć ja i ty wiemy, że Jack Songbird był sukinsynem, to jego rodzice mogą zacząć wałkować sprawę dyskryminacji i takie tam rzeczy. Cały ten cholerny szczep może się w to zaangażować.

– Nie sądzę, że zakładają przymierze wojenne – zażartował Weston. – Nie denerwuj się.

Neal westchnął.

– Możliwe, że się nie mylisz. Ale mamy też inne problemy, poczynając od twojego brata i jego idiotycznego zamiaru ożenku z jedną z sióstr Holland. Cholera, ale burdel!

– Nie sądzisz, że Claire Holland odziedziczy po ojcu wystarczający majątek? Naprawdę myślisz, że jej tak zależy na naszych pieniądzach?

– Oczywiście, że tak. Tak jak im wszystkim. Pazerne to, tak jak ten ich ojciec, kawał sukinsyna. Nigdy mi nie wybaczył, że go przelicytowałem, kupując ten kawałek gruntu na północnej części wybrzeża.

– I wybudowałeś Sea Breeze.

– Taak. To strasznie ubodło jego ambicję. – Neal zachichotał, połyskując złotym zębem. – Przy naszym ośrodku Stone Illahee wygląda tandetnie. Drań się doigrał.

– Ale to było dawno temu.

– Cóż, stary cap wie, jak pielęgnować urazy.

– Może już czas położyć temu kres.

– Nie ma mowy. Chyba że Dutch pierwszy wyciągnie rękę na zgodę.

– Dlaczego?

W oczach Neala błysnął gniew.

– Tu chodzi nie tylko o interesy, synu. To sprawa osobista.

A żebyś wiedział, pomyślał Weston. Zastanawiał się, czy stary wie, że jego największy wróg pieprzył mu żonę. Przed oczyma stanęły mu piegowate plecy Dutcha i stłuczone lustro w pensjonacie. Od tego strasznego dnia na zawsze rozeszły się drogi jego i matki. Neal rozluźnił krawat.

– Więc nie zgrywaj przede mną adwokata diabła. Powiedziałem Harleyowi, że raczej go wydziedziczę, niż pozwolę jakiejś dziwce nazwiskiem Holland położyć łapę na moich pieniądzach. I nie żartowałem. To samo dotyczy ciebie. – Znów wyciągnął z kieszeni chusteczkę i wytarł nią twarz. – Ten dzieciak ma źle w głowie.

– Ja nie planuję się wżeniać się w rodzinę Hollandów – zastrzegł się Weston. Wciąż był w paskudnym nastroju po niedawnym podglądaniu Mirandy z Rileyem. Tessa! Niech no tylko dopadnie ją na osobności. Pożałuje, że z nim zadarła.

– Wiem, ale Harley… Oj, on nigdy nie miał za grosz rozumu. Zawsze się mazgaił. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że umawia się z jedną z córek Dutcha, myślałem, że to chwilowy bunt, nic wielkiego, ale on to ciągnął. Nie przestał się z nią spotykać. – Neal trzymał się za czubek nosa, jakby wierzył, że to zmniejszy ból głowy. – Co mu się nie podobało w Kendall? Wiele bym dał, żeby to wiedzieć. Jest o niebo ładniejsza niż wszystkie trzy siostry Holland razem wzięte, poza tym utrzymuję dobre stosunki z jej ojcem, robię z nim interesy. Dlaczego, do cholery, Harley nie chce się ożenić z nią?

– Mnie pytasz? – Weston zgrywał niewiniątko, ale starego tak pochłonęło wyładowanie gniewu, że nawet tego nie zauważył.

– Zobaczymy, jak się to małemu spodoba, kiedy nie będzie miał ani centa. Dam mu jeszcze jedną szansę, żeby się zreflektował, a jeśli za tydzień cała ta historia z Claire Holland nie wywietrzeje mu z głowy, mam zamiar go zwolnić z pracy, odebrać samochód i wyrzucić z domu. Wtedy się przekonamy, na czym naprawdę zależy tej przeklętej Holland. Stawiam dziesięć do jednego, że poszuka sobie kogoś lepszego.

Weston nie chciał się zakładać, chociaż podejrzewał, że Claire ma w sobie więcej charakteru, niż jego stary sądzi.

– Może jest świetna w łóżku – zastanawiał się głośno, znów myślami błądząc wokół Mirandy.

– Dobrze. Może się z nią pieprzyć po wsze czasy, ale nie żenić!

– Co za różnica?

Neal przyglądał się synowi w osłupieniu, jakby ten właśnie ogłosił, że zamierza wybudować kurort na Jowiszu.

– Różnica polega na tym, że jeśli tylko z nią sypia i wykorzystuje jako dziwkę, jest zwycięzcą. Jednak jeśli pozwoli, żeby zacisnęła na nim pazury i ożeni się z nią, wtedy ona wygra. Chryste, czemu ja ci to muszę tłumaczyć?!

– Więc jest to kwestia szacunku?

– Bingo! – Neal pogładził się po twarzy, burknął coś pod nosem i pomachał ręką, jakby odganiał natrętną muchę.

– Wytłumacz mu po prostu, co ma do stracenia. A teraz pomówmy o kilku innych rzeczach. Chcę wewnętrznej rewizji ksiąg rachunkowych. Zamierzam doprowadzić do spotkania ze sprzedawcą tarcicy Jerrym Bestem, żeby sprawdzić, czemu się wycofał ze współpracy. Chodzi mi też o… jakieś pieniądze dla rodziny Songbirdów.

Weston gwałtownie podniósł głowę. Zamarł w bezruchu.

– Firma ubezpieczyła Jacka. Chyba mu nadal przysługuje odszkodowanie, mimo że został zwolniony tego samego dnia, kiedy zginął.