– Mam nadzieję, że zgnijesz w piekle – mruknęła. Palce odrobinę jej zadrżały na samo wspomnienie. Dobrze, że z nim już skończyła. Dobrze. Dobrze. Dobrze. A niech sobie znajdzie kogoś innego, na kim będzie mógł wyładowywać swoje perwersyjne fantazje.
Może Mirandę? Zabrzmiał fałszywy akord.
– Cholera!
Tessa nienawidziła przegrywać, zwłaszcza z którąś z sióstr. Randa nie tylko nie myliła się co do Westona, ale stanowiła również obiekt jego obsesji. Trudno jej się było z tym pogodzić.
Gdyby miała za grosz honoru, zrobiłaby Westonowi to samo, co on jej. Powinna mu przystawić do gardła nóż albo pistolet i patrzeć, jak się poci, rozbiera do naga i robi coś poniżającego. Może niech sobie obciągnie druta na jej oczach?
Weź sobie na wstrzymanie, napomniała się w duchu. Zapomnij o nim. Ale wściekła bestia w niej wciąż nie dawała spokoju. Nie może tego pozostawić ot tak. Weston musi za to zapłacić.
Nie słyszała kroków na schodach i była zaskoczona cichym pukaniem do drzwi, które zaraz potem się otworzyły. Weszła Miranda.
Świetnie! Ostatnia osoba, z którą miała ochotę się spotkać.
– Ćwiczę – oznajmiła, nie podnosząc głowy znad gitary.
– Wiem. Usłyszałam.
– Chcę to robić w samotności.
Randa jakby tego nie usłyszała i jej długie bose nogi były już na środku pokoju. Piękna jak matka, ale bardziej posągowa. Przez wiele lat nieświadoma swojej urody unikała chłopaków. Jednak Weston, co Tessa zdążyła boleśnie odczuć, uważa Mirandę za boginię.
– Myślę, że powinnyśmy porozmawiać. – Miranda podkurczyła nogi i usiadła na skraju starej otomany.
– O czym? – Dalej grała tę samą melodię, powoli szarpiąc struny. Nie obchodziło jej to, że najstarsza siostra jest wyraźnie zaniepokojona. Miranda na co dzień była świętoszko watą dziwką, a w wolnych chwilach żandarmem.
– O Westonie.
Tessa tak mocno szarpnęła w struny, że ostry metal przeciął jej skórę na palcach. Zaklęła.
– I patrz, co przez ciebie zrobiłam! – Spalała ją złość. Zacisnęła usta, potrząsnęła czupryną i zaczęła ssać opuszki palców. – A tak na marginesie: Weston mi wisi. Chciałaś ode mnie czegoś jeszcze?
– Tak. Chciałam mieć pewność, że u ciebie wszystko w porządku – odpaliła Randa.
– Jak widać, żyję i jestem zdrowa.
– Jak widać, ukrywasz się tutaj wśród zakurzonych rupieci.
– Ukrywam się? Dobry dowcip!
– I prawdopodobnie liżesz rany. Nie mówię o twoich palcach. Tessa się zjeżyła. Miała ochotę skoczyć siostrze do gardła i poinformować Jej Wysokość, że to przez nią jej życie legło w gruzach.
– Nie wiem, skąd ci to przyszło do głowy. – Znów skupiła się na piosence, którą usiłowała ułożyć.
– Twarz Westona wygląda tak, jak gdyby ktoś ją potraktował metalowymi grabiami.
Tessa mocniej uderzyła w struny.
– Widziałaś go?
– Tak. Dzisiaj. Stał na światłach, kiedy chciałam przejść przez ulicę, przed biblioteką i…Wiem, że to brzmi głupio, ale z góry dobrze było widać jego twarz, chociaż był za szybą i miał na nosie okulary przeciwsłoneczne. Jeden policzek wyglądał tak, jakby kot go strasznie podrapał. Pomyślałam, że może miał wypadek albo… z kimś się pobił.
– Bingo. Znów błyskotliwy umysł wydedukował, jaka jest prawda. Wiesz, Mirando, powinnaś wziąć udział w jakimś teleturnieju. Czekaj, co to za program, w którym trzeba odgadnąć hasło? Koło fortuny? Tak, w tym mogłabyś błysnąć.
– Podrapałaś go? – spytała Miranda.
– Tak, Sherlocku, podrapałam go – przyznała Tessa, obojętnie wzruszając ramionami. – Z całej siły. A gdyby jeszcze raz trafiła się okazja, bym mu wy drapała oczy.
– Dlaczego?
– Bo byłam wściekła.
– Z powodu?
– Nie twój interes.
– Skrzywdził cię? – spytała Miranda.
Serce Tessy odrobinę drgnęło, gdy usłyszała troskę w głosie siostry. Owszem, skrzywdził ją. Nie spała całą noc, tylko wpatrywała się w bezkresny mrok i obmyślała satysfakcjonujące sposoby zabicia go. Najpierw jednak trzeba go było na nowo zdobyć i rzucić.
– Zerwaliśmy ze sobą – przyznała i znów pochyliła się nad gitarą. – Miałaś co do niego rację, to ja się myliłam. Zadowolona?
– Tylko jeśli nie stało ci się nic złego.
– Czuję się świetnie. Jak zawsze – oświadczyła Tessa, dumnie przykładając kciuk do piersi. – Wygrałam bitwę.
– Nie jest wart, żeby przez niego cierpieć.
– Daruj sobie ten wykład. Już go słyszałam. Poza tym już mam matkę. Zapomniałaś?
– Ale masz dopiero…
– Tak, tak. Wiem. Piętnaście lat. – Zrezygnowała z melodii i odłożyła gitarę na zagracony stół, pełen starych palet i doniczek z wyschniętym geranium. W jej żyłach kipiał gniew i miała ochotę oddać cios. Tym razem miała amunicję. – Więc… pożegnałaś się z Hunterem dziś w nocy?
– Pożegnałam się? – Spojrzenie Mirandy nagle się wyostrzyło. – Dlaczego?
– Nie powiedział ci? – Tessa krzywiła się, ale w głębi serca odczuła coś w rodzaju satysfakcji, że w końcu udało jej się wkłuć szpilę w serce Mirandy, która, świadomie lub nie, zawsze ją raniła.
– Co miał mi powiedzieć? – spytała Miranda niskim głosem, jak gdyby oczekiwała najgorszego.
Dobrze jej tak.
– Że wyjeżdża. – Tessa sięgnęła do torebki po papierosy.
– Wyjeżdża? Hunter Riley? Dokąd?
– Skąd mogę wiedzieć?
– Nie, nie sądzę, że wyrusza…
– Dan powiedział, że już wyjechał. W środku nocy. – Znalazła nową paczkę i zębami rozerwała celofan.
– Dokąd? – Mimo że Miranda nie ufała Tessie, poczuła, że grunt jej się usunął spod nóg. To niemożliwe, żeby Hunter ją zostawił samą, w ciąży. To jakaś pomyłka, złośliwa plotka albo okrutny żart Tessy.
– Nie wiem – odparła Tessa. Sprawiała wrażenie, jakby cieszyła się z tego, że przekazała siostrze złą wiadomość. – Słyszałam, jak Dan rano mówił mamie, że Hunter wyjechał bez pożegnania, nie zostawiwszy żadnego listu. Zaparkował samochód na stacji kolejowej w Portland w nocy albo wcześnie rano. A ty o tym nie wiedziałaś? – W końcu udało jej się otworzyć paczkę i wyjąć długiego papierosa.
– Nie wierzę ci. – Miranda pokręciła głową. To kolejna bajeczka ułożona przez Tessę. Kolejne kłamstwo. Ta dziewczyna lubi wymyślać różne historie i z jakiegoś powodu jest zła na najstarszą siostrę. Miranda czuła to napięcie i widziała niewypowiedziane oskarżenie w oczach Tessy od pierwszej chwili, kiedy weszła do pracowni.
– Możesz mi nie wierzyć, ale to prawda. Wyjechał. Przynajmniej na jakiś czas. Nie słyszałam całej rozmowy, ale… – Tessa urwała, włożyła papierosa do ust i potarła zapałkę. -…z całą pewnością nie ma go tu. Myślałam… myślałam, że wiesz. – Zapaliła papierosa i zgasiła zapałkę.
– Proszę, oszczędź mi wykładu na temat raka płuc.
– To twoje ciało – powiedziała Miranda, ale myślami była daleko stąd. Wyjechał? Hunter wyjechał. Nie wierz jej. Kłamie. Na pewno. Ale dlaczego? Niepewność okładała ją jak wyciągnięta pięść. Ufaj Hunterowi. Kochasz go. Nie możesz w niego zwątpić. To na pewno jakieś nieporozumienie. – Kłamiesz albo masz błędne informacje.
– Chyba nie. Co ci jest, Mirando? Jesteś tak doskonała, że żaden facet nie może cię rzucić?
– Nie, ale…
– Jeśli mi nie wierzysz, spytaj Dana. – W głosie Tessy było coraz mniej złośliwości. Odwróciła głowę, nie chcąc spojrzeć Mirandzie w oczy, i przesunęła palcami po stole, ścierając grubą warstwę kurzu, która zebrała się tam od czasu, kiedy matka zarzuciła malowanie, czyli od roku.
– Ja wierzę w to dlatego, że Dan sprawiał wrażenie zaniepokojonego. Naprawdę. Usiłował to ukryć, ale, jak babcię kocham, coś tu się święci, Mirando. Nie wiem co, ale czuję, że to nie jest nic dobrego.
Dziecko. Chodziło o dziecko. Hunter prawdopodobnie pojechał szukać pracy albo coś w tym rodzaju… A może chciał po prostu wszystko przemyśleć. Ale na pewno zadzwoni i wróci. Wszystko się ułoży. Chyba że naprawdę uciekł. O Boże, nie! Nie zostawiłby jej w ciąży. Nie zrobiłby tego. Od strony Pacyfiku sunęły po niebie chmury burzowe. Miranda zostawiła Tessę na oknie i wyszła. Po plecach przebiegły jej ciarki, jakby sam diabeł przesunął palcem po linii kręgosłupa. Miała złe przeczucia.
– Zgadza się. Odjechał. Bez słowa pożegnania. – Dan Riley stał oparty na grabiach. Unikał patrzenia Mirandzie w oczy. Był to chudy łysiejący mężczyzna o siwiejących włosach i pożółkłych od kawy i papierosów zębach. Podniósł z ziemi czapkę i nerwowo podrapał się po pomarszczonym karku. – Zawsze wiedziałem, że pewnego dnia się wyprowadzi. Tylko nie spodziewałem się, że zrobi to w taki sposób. – Jego zmęczony wzrok napotkał spojrzenie Mirandy. Natychmiast odwrócił oczy, jakby poczuł się zakłopotany i jakby wiedział lub podejrzewał coś więcej. – Chciałbym tylko wiedzieć dlaczego. Dlaczego najpierw ze mną o tym nie porozmawiał.
Bo się bał, przestraszył się odpowiedzialności ojcostwa, pomyślała niespokojnie Miranda, ale zdobyła się na uśmiech. Minęło już trzy dni od chwili, kiedy Tessa powiedziała, że Hunter wyjechał, lecz nie uwierzyła młodszej siostrze, czekała na wiadomość, ufała, że jednak od niej nie uciekł.
W końcu dziś rano zdecydowała się na rozmowę z jego ojcem.
– Nie wiem, dlaczego nie chciał z panem porozmawiać – powiedziała, choć było to kłamstwo. Oczywiście, że nie chciałby się zwierzać ojcu z takiej sprawy.
– Z każdego kłopotu da się wybrnąć.
– Kłopotu? – powtórzyła Miranda. – Jakiego kłopotu?
Dan zastanawiał się nad odpowiedzią, wpatrując się w wewnętrzną stronę czapki. Wypuścił powietrze przez zęby.
– Ten chłopak wpadał w kłopoty jak pies gończy na zdechłego królika. Od lat bardzo dobrze go znają na policji. Zawsze oskarżałem go, że przez niego matka straciła życie w kwiecie wieku. W każdym razie przez ostatnie pół roku ustatkował się, że tak powiem, spłacił dług wobec społeczeństwa, zdołał eksternistycznie zdać maturę i rozpoczął studia w miejscowym college’u. Już miałem nadzieję, że na dobre dojrzał.
"Szept" отзывы
Отзывы читателей о книге "Szept". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Szept" друзьям в соцсетях.