– Myślę, że to wszystko przydarzyło mu się dlatego, że związał się z tobą. Tak przynajmniej on tak twierdzi.
– Tobie o tym powiedział? – Zbyt grubymi nićmi to było szyte. Hunter był nieugięty, nikt nie wiedział o ich związku. Nikt. Nawet jego własny ojciec.
– Nie chciał nic mówić, ale ja przyznałem się, że wiem o was, o dziecku i…
– O Boże! – Nic podobnego! Jej umysł zaprzeczał. Miała ochotę wykrzyczeć, że to niemożliwe. – Nigdy by nie puścił pary z ust.
Weston cierpliwie westchnął, jakby łaskawie pozwalał jej wyładować gniew, ale jego wzrok wędrował od jej oczu do ust, coraz niżej, wreszcie powrócił na jej twarz, ożywiony i rozpalony.
– Masz rację. Nie zrobiłby tego. Był najwyraźniej skrępowany, ale przycisnąłem go do muru, a że zależało mu na pracy za granicą… Myją mogliśmy dać. Nawet ubezpieczył się na życie w ramach świadczeń pracowniczych, podając twoje nazwisko jako pierwszej spadkobierczyni. Oryginalne dokumenty znajdują się w siedzibie zarządu w Portland, ale chyba mamy tu kopie… – Z trudem wstał i chwiejnym krokiem wyszedł za drzwi, zostawiając Mirandę sam na sam z jej wątpliwościami. Ile prawdy było w tym, co mówił, a ile fikcji, którą sam wymyślił?
Odetchnęła z ulgą. Dobrze, że wyszedł przynajmniej na kilka minut. Tymczasem się pozbiera i obmyśli, jak mu udowodnić kłamstwo. A jednak znów ogarnęło ją przeczucie czegoś nieuniknionego. A jeśli Weston i Dan Riley mówili prawdę? Zaciskały się na niej niewidzialne łańcuchy. Była obezwładniona.
Czy to może być prawda? Każdy nerw jej podpowiadał, że z gładkich ust Westona płyną same kłamstwa, ale nie miała na to dowodu. Prywatny detektyw, którego zatrudniła kilka dni temu, niczego się nie dowiedział.
– Prósz bardz… – Westonowi język się plątał, gdy wszedł do pokoju i rzucił jej pod nos teczkę z aktami pracowniczymi.
Miranda przejrzała dokumenty. Książeczka zdrowia, podanie o ubezpieczenie na życie, stare świadectwa pracy. Wszystko podpisane przez Huntera Rileya. Załamała się. Część z tego, co Weston mówił, musiała być prawdą. Nie było innego wyjaśnienia. W głębi jej mózgu włączył się alarm, jakby tam nastąpiło właśnie zwarcie przewodów elektrycznych.
Usiłowała pokonać wszechogarniające poczucie klęski.
Weston już nie usiadł. Stanął za nią, i to tak blisko, że przeglądając dokumenty, nie mogła się skupić. Wyczuwała żar jego ciała. Parzył ją.
Pochylił się niżej. Jego gorący oddech cuchnął alkoholem.
– Bez względu na to, czy zechcesz spojrzeć prawdzie w oczy, czy nie, fakt pozostanie faktem: Hunter Riley to kawał podstępnego sukinsyna. Kradł samochody i pieprzył nieletnie dziewczyny. Czternastolatki, jak by nie było. A ile on ma lat? Dziewiętnaście?
– Dwadzieścia.
Serce jej waliło. To nie może być prawda. A jednak druki, które miała w ręku, potwierdzały czarno na białym, że Hunter ją zostawił. Ból rozsadzał jej trzewia.
– Ale podejrzewam, że musi mieć też jakieś zalety – kontynuował. Może chciał, żeby lepiej się poczuła, a może po prostu uzasadniał, dlaczego jego firma zdecydowała się go zatrudnić. – Riley jest pracowity. Dobry z niego robotnik, jeśli trzyma się z dala od kłopotów. Dobrze traktuje starego i chce zadbać o ciebie i dziecko, przynajmniej pośmiertnie.
– Nie – wyszeptała, kręcąc głową.
– Spójrz prawdzie w oczy.
– Nie zostawiłby mnie.
– Oczywiście, że by zostawił. Nie miał wyboru. – Obrócił jej krzesło, popatrzył w twarz i położył dłoń na jej ramieniu. Palce miał gorące i naprężone.
– Chciałbym się tobą zaopiekować, Mirando – oświadczył.
– Nie dotykaj mnie – powiedziała, próbując cofnąć krzesło.
– Nie mogę się opanować.
Alarm w jej mózgu stał się czytelny: Weston jest bardziej pijany, niż jej się wydawało.
– Nawet o tym nie myśl – ostrzegła, ale on już otoczył ją ramionami. – Weston, na litość boską, nie…
Bez trudu podniósł ją z krzesła.
– Zależy mi na tobie, Rando. Od zawsze.
– Pomyliłeś mnie z Tessą. Parsknął śmiechem.
– Nie sądzę.
– Ale…
– Nie powiedziała ci? Rzuciła mnie dlatego, że za każdym razem, kiedy ją pieściłem czy całowałem, myślałem o tobie.
– Nie chcę tego słuchać – oświadczyła, usiłując mu się wyrwać. Pokój zawirował jej w oczach, kiedy chwycił ją mocniej i przycisnął do siebie.
– Czy nie wiesz, jak mi z tym ciężko?
– To przestań. – Boże drogi, co tu się dzieje!
– Nie mogę, dziewczyno, i o tym dobrze wiesz. Też to czujesz. Ten żar, który nas do siebie zbliża. Nigdy nie pragnąłem Tessy. Nigdy. Ona tylko zapełniała puste miejsce.
Uderzyła go. Próbowała się wyszarpnąć, ale był silny, miał ciało wyćwiczone wieloletnim treningiem w siłowni. Im bardziej mu się opierała, tym bardziej był natarczywy.
– Puść mnie, ty draniu. Nie doty…
Ale przygniótł jej wargi ustami – gorącymi, twardymi, niecierpliwymi. O smaku whisky.
Zrobiło jej się niedobrze. Zmagała się z nim, drapiąc go i szarpiąc, choć przyciskał jej ramiona. Kopnęła go, ale uniknął ciosu, a kiedy otworzyła usta, żeby krzyknąć, wcisnął jej do ust język. Władczym ruchem go wślizgnął – szybko i głęboko. Mirandę ogarnął wstręt. Zacisnęła zęby, ale zdążył wycofać język. W mgnieniu oka ją obrócił i oparł jej pośladki o krawędź biurka.
– Ty kurewko, przyznaj, że tego chcesz. Jesteś tak samo napalona na mnie, jak ja na ciebie.
– Nie…
Przycisnął nabrzmiałe i twarde krocze do jej brzucha. Pokój wirował. Znów ją pocałował. W powietrzu czuć było jego zwierzęcą, rozbestwioną żądzę.
Uświadomiła sobie, że nie ma szans. Nie wiedziała, co w niego wstąpiło, ale wiedziała, że nie spocznie, dopóki nie wciśnie swojego przyrodzenia w jej ciało.
Było jej słabo, w głowie jej się kręciło, ale nadal walczyła. Przeginał ją do tyłu, aż przycisnął jej plecy do biurka.
– Puść mnie!
– Zaopiekuję się tobą.
– Buhaj! Puść mnie, bo będę krzyczała.
– Nikt cię nie usłyszy. Drzwi są już pozamykane na klucz, skarbie, i jesteśmy tu tylko my dwoje.
– Idź do diabła! – Ten okrzyk wskrzesiłby umarłego, ale w małym pokoju rozległ się tylko głuchym echem.
Oddech miał gorący, ciało ciężkie, cel jeden.
– Daj spokój, Mirando. Nie broń się.
Wierciła się, aż udało jej się uwolnić jedną rękę. Wymierzyła mu cios. Klap! Dłoń zderzyła się z policzkiem. Jęknął z bólu.
– Ty suko! Ty rozwścieczona suko! Jesteś taka sama jak twoja siostra!
– Zostaw Tessę w spokoju.
– Powinienem zrobić z tobą to, co zrobiłem z nią.
– Co… co takiego?
Jego twarz pochylona nad nią wyrażała groźbę. Był czerwony, a w jego oczach płonęła żądza. Wciąż mu się wyrywała, ale był silny. Chwycił ją za oba nadgarstki, przeniósł je nad głowę i ścisnął w jednej ręce.
– Wiedziałem, że będziesz się opierać.
– Złaź ze mnie!
– Co powiedziałaś? Właź we mnie? – zarechotał. – Właśnie mam zamiar, skarbie. Nieraz ci to zrobię. Jeśli dajesz temu śmieciowi Rileyowi, to równie dobrze dla mnie też możesz rozłożyć nogi.
Wolną ręką rozpiął rozporek i Miranda zrozumiała, że ani myśli się opanować.
– Nie rób tego, Weston. – Ten błagalny ton uznała za obrzydliwy. Podciągnął w górę jej spódnicę, rozpruła się. Miranda gwałtownie się szarpała, kiedy rozrywał jej majtki.
Znów zaczęła krzyczeć, ale przycisnął swoje usta do jej warg, miażdżąc jej piersi, i jego ciało zaczęło się poruszać. Wolną ręką rozpinał spodnie. Zsunęły się na podłogę.
W jego oczach błysnął triumf.
– A teraz, kochanie – zachrypiał, ciężko dysząc i pocąc się jak bestia, którą w gruncie rzeczy był – zobaczmy, co tu masz.
Serce Claire waliło jak młotem. W lodowato zimnej ręce trzymała pierścionek zaręczynowy. Przygryzła wargę. Czekała na pomoście obok żaglówki Taggerta i patrzyła, jak brylant szyderczo połyskuje w świetle gwiazd. Co najlepszego wyprawia? Zrywa z Harleyem, wspaniałym Harleyem z powodu idiotycznej chemii uczuć, którymi podświadomie darzyła Kane’a Morana. A co z tymi wszystkimi obietnicami i przysięgami, które złożyłaś sobie i Harleyowi? Co z płomiennymi argumentami, którymi usiłowałaś przekonać resztę rodziny?
Zamknęła oczy i oparła się o balustradę. Usłyszała ciche dzwonienie boi o falę przypływu.
Kane wyjeżdża do wojska, w nieznane strony, i prawdopodobnie nigdy więcej już go nie zobaczy. A jednak była przekonana, że nie będzie szczęśliwa z chłopakiem, któremu jeszcze miesiąc temu przysięgała dozgonną miłość.
Człap!
Ale przecież Harley też nie był z nią szczery. Musiała przyznać, że nadal spotykał się z Kendall, jakby nie był w stanie na dobre z nią zerwać, choć był już zaręczony.
Westchnęła, wciągnęła głęboko w płuca porcję słonego powietrza i wpatrywała się w ciemne niebo, po którym niespokojnie przesuwały się chmury.
Nie była sama. Ten sam chudy jak cień kot przybłęda, którego widywała wcześniej obok żaglówki, przemknął obok i zgrabnie wskoczył na małą łódkę rybacką zacumowaną w pobliżu. Na rozkołysanym jachcie dryfującym po spokojnej wodzie zatoki odbywała się jakaś wesoła impreza. Słychać było salwy śmiechu, rozbawione głosy i piosenkę zespołu the Eagles Hotel California.
– Przyjdź wreszcie, no przyjdź! – mruknęła pod nosem, zerkając na zegarek. Chciała, żeby już było po wszystkim. Teraz, kiedy wreszcie podjęła decyzję, z niecierpliwością wyczekiwała wytchnienia. Chciała zerwać te bezsensowne zaręczyny.
Welcome to the Hotel California.[Witamy w hotelu California.]
Usłyszała warkot samochodu, zanim go zobaczyła. Błysnęły koła. Szmaragdowe auto przemknęło pod latarnią. Błagam o siłę – modliła się w duchu, zastanawiając się, czy zerwanie zaręczyn w ogóle go zrani. Może wręcz poczuje ulgę, uwalniając się z kłopotliwego związku?
…różowy szampan w lodzie…
Ze ściśniętym gardłem patrzyła, jak szybko idzie po trzeszczącym molo.
– Claire – podniósł rękę, uśmiechnął się i podbiegł do niej…
"Szept" отзывы
Отзывы читателей о книге "Szept". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Szept" друзьям в соцсетях.