…wszyscy jesteśmy tu tylko więźniami, zdanymi wyłącznie na siebie…
– Tak bardzo za tobą tęskniłem – powiedział Harley, porywając ją w ramiona i obracając w kółko nad ziemią. Serce jej się krajało, kiedy wtulił głowę w jej szyję i pocałował ją tak namiętnie, że choć usiłował się hamować, czuła żar jego skóry.
Mimo to nie reagowała. Nie mogła. Chciał pocałować ją w usta, ale odchyliła głowę do tyłu i wyrwała się z jego objęć.
– Przestań – powiedziała chrypliwie, tłumiąc płacz. Nagle okazało się to trudniejsze, niż myślała.
– Co się stało? – spytał. Jego piękna twarz pochylona nad jej twarzą wyrażała zdumienie.
…możesz się wyprowadzić, kiedy tylko chcesz, ale i tak nigdy stąd nie wyjedziesz…
– Po prostu przestań.
– Mówisz poważnie? – Na jego twarzy pojawił się ten sam nieśmiały, niepewny uśmiech, który niegdyś stopił jej serce.
– Bardzo poważnie. Słuchaj, Harley, musimy porozmawiać. – Serce o mało jej nie pękło, kiedy zobaczyła, jak nagle poważnieje. Spojrzał na jej dłoń bez pierścionka i powoli wypuścił z płuc powietrze.
– Chodzi o Kendall, prawda?
Załamała się. Co prawda, planowała z nim zerwać, ale nie chciała dopuścić do świadomości tego, że naprawdę ją zdradzał. Ale zdradzał. Widać to było po jego skruszonej minie.
– Tak naprawdę to nie – wykrztusiła zaskoczona, że jego bezwiedne wyznanie tak bardzo ją ubodło. Podejrzewała, że w plotkach kryje się ziarno prawdy, ale usłyszeć to z jego ust… – Chodzi o nas. To jest… niewypał.
– Boże. – Zbladł. Jego twarz wydawała się białoniebieska w świetle latarni na molo.
– Myślę, że oboje to wiemy. – Ujęła jego dłoń, odwróciła wewnętrzną stroną do góry i opuściła na nią pierścionek, który przedtem aż do bólu ściskała w swojej.
– Nie – wyszeptał. – Nie, Claire.
– Tak będzie najlepiej. Łzy stanęły mu w oczach.
– Ale ja cię kocham. Przecież wiesz.
– Nie, Harley, nie sądzę, że… Wyciągnął rękę, ale cofnęła się o krok.
– Nie… – Ale już wcisnął palce w mięśnie jej ramion, przygarniając ją do siebie.
– Nie mogę cię stracić.
– To koniec.
– Powiem Kendall, że z nią skończyłem. Na dobre. Przysięgam. Znajdę sposób, żeby uwierzyła, że kocham tylko ciebie.
– Nie, Harley…
Pocałował ją i uścisnął. Łzy spływały mu po policzkach. Całując, ją czuł gorzki smak własnych łez.
– Nie mogę cię stracić. Oddałbym wszystko, byle tylko być z tobą przysiągł. – Wszystko. – Trzymał ją za włosy i szlochał wtulony w jej szyję.
– Nie, Harley, proszę… – Oczy jej zaszły łzami.
– Wynagrodzę ci to, obiecuję. Nigdy nie będziesz tego żałować. Ale błagam, Claire… Nie mów, że to koniec.
Serce jej się krajało, gdy trzymała go w ramionach.
– Nic nie mogę na to poradzić, Harley.
– Nie kochasz mnie – oskarżył ją i poczuła się jak najpodlejsze stworzenie pod słońcem.
– Nie mogę wpłynąć na własne uczucia.
– Ale ja mogę! – Wziął ją za rękę i zaczął ciągnąć do żaglówki.
– Nie…
– Na pokładzie jest wino, szampan.
– Nie mam ochoty na nic do picia…
– Hej tam! – z pobliskiego gwarnego statku dobiegł ich szorstki męski głos. – Jakiś kłopot? Czy ten facet panią nagabuje? – Posiwiały mężczyzna w czapce żeglarskiej wszedł pod latarnię. Światło żarówki odbijało się od jego okularów.
– Nie… Nie ma żadnego kłopotu – powiedziała Claire i weszła za Harleyem do kabiny. Cóż, przynajmniej to dla niego zrobi. Usiadła, a on w małym barku znalazł butelkę Dom Perignon.
– Nie możesz ze mną zerwać – powiedział, otwierając butelkę. Korek głośno wystrzelił. Szampan pienił się, spływając po szkle. Szybko, nerwowo napełnił dwa wysokie kieliszki.
– Harley, nie próbuj…
– To niepisane prawo. – Znów podszedł do niej, pochylił się nad nią i wyciągnął rękę z kieliszkiem.
– Prawo? – Niepewną ręką wzięła szklankę. Błąd. Nie szło zgodnie z jej planem.
– Tak. Z Taggertem się nie zrywa. Nigdy. – Jednym haustem opróżnił kieliszek i pośpiesznie nalał sobie znowu.
– To żadne prawo, tylko mrzonka. Słuchaj, muszę już iść. – Odstawiła nietknięty kieliszek na barek.
– Nie teraz.
– Do widzenia, Harley – powiedziała, wstając. – Mam nadzieję, że nadal będziemy…
– Nawet tego nie mów. Nigdy nie będziemy przyjaciółmi, Claire. – W jego oczach znów pojawiły się łzy. Dopił szampana, upuścił kieliszek na dywan i pociągnął z butelki. – Kochankowie nie mogą się stać przyjaciółmi.
– Do widzenia.
– Do niewidzenia. Claire, jeśli wyjdziesz z łodzi tej nocy, to przysięgam, że upiję się do nieprzytomności, przechylę się przez reling i wskoczę do zatoki.
– Nie…
– Myślisz, że kłamię? – Westchnął. – Chryste, Claire, jeśli zabierzesz mi siebie, to już nic mi nie pozostanie.
– To nieprawda – powiedziała, ale w jego oczach zobaczyła pewność. – Chodź, odwiozę cię do domu.
Rozciągnął się na ławeczce, przechylił butelkę do ust.
– Zostań.
– Nie mogę.
– Ze względu na Kendall czy na Kane’a?
Drgnęła. Uśmiechnął się krzywo. Włosy opadały mu na czoło.
– Myślałaś, że nie wiem, prawda?
– Nie ma co wiedzieć.
– Cha, cha! – Znów pociągnął potężnie. Łódź lekko zakołysała się na wodzie.
– Spotkałam Kane’a…
– Spotkałaś go. Tylko spotkałaś? Daj spokój, Claire. Myślałem, że stać cię na coś więcej. Nie tylko go spotkałaś, spędziłaś z nim trochę czasu i znikłaś. – Nerwowo pomachał ręką w powietrzu. – Odjechałaś z nim w środku nocy tym przeklętym motocyklem.
Stała w drzwiach. Policzki zaczęły parzyć zdradliwie. Poczucie winy rozrywało jej duszę na strzępy.
– Nigdy bym się z nim nie spotkała, gdybyś był mi wierny – oznajmiła, choć nie była do końca pewna, czy mówi prawdę. – Nigdy cię nie oszukiwałam, Harley. Nigdy.
– Możliwe, że jeszcze nie – powiedział, stawiając niemal pustą butelkę na piersi – ale już szukasz po temu okazji. Widzę to w twoich oczach. Jezu! I pomyśleć, że tak cię kochałem.
– Harley…
– No, idź już stąd – jęknął ochrypłym głosem i pośpiesznie opróżnił butelkę do ostatniej kropli.
– Nie mogę, jeśli ty nie…
– Do cholery, zostaw mnie w spokoju – powiedział, jak gdyby wzmianka o Kanie wszystko zmieniła. – Nic mi nie będzie. – Nagle popatrzył na nią wrogim spojrzeniem i na ułamek sekundy upodobnił się do brata. – Odejdź, ty zdradliwa dziwko, albo wróć tu i przypomnij mi, dlaczego tak bardzo cię pragnę.
Ze ściśniętym sercem wspięła się na pomost i prawie biegiem uciekła od łodzi. Był pijany, wściekły i pełen nienawiści, ale nie wierzyła w żadne jego słowo. A gdyby był trzeźwy? To co? Co by się stało? Nic by się nie zmieniło? Przystanęła przy bramie, gdzie strażnik drzemał na swoim stołku.
– Czy mógłby pan sprawdzić keję C-13? – poprosiła.
– Łódź Taggerta?
– Tak, w środku jest Harley Taggert i… myślę, że ktoś go powinien odwieźć do domu.
Obejrzał ją z góry na dół i, dzwoniąc kluczami, ruszył po rampie.
– Dopilnuję go, panienko. Pan Taggert… Chyba wolałby wiedzieć, że jego synowi nie dzieje się krzywda?
– Tak… Na pewno – powiedziała i szybko poszła w stronę dżipa, którego sobie pożyczyła spośród pojazdów ojca. Słyszała jeszcze odgłosy przyjęcia. Nieco dalej na całe gardło szczekał pies.
Sięgając do kieszeni po kluczyki, uświadomiła sobie, że w jej życiu nastąpił nieoczekiwany zwrot. Trudno powiedzieć, na lepsze czy na gorsze, ale po raz pierwszy od wielu miesięcy poczuła się oswobodzona. Wolna.
– Wszystko będzie dobrze – powiedziała do siebie, kręcąc kierownicą dżipa i przejeżdżając pod łukiem neonu z nazwą przystani. – Na pewno.
A co z Kane’em?
Dłonie jej się pociły na kierownicy. To nie jest chłopak, któremu dziewczyna może zaufać. Wyjeżdża do wojska.
Nie może się w nim zakochać. Nie zakocha się.
Ale jadąc przez zalesione wzgórza do domu, wiedziała, że okłamuje samą siebie. Już jest w nim zakochana, czy jej się to podoba, czy nie.
10.
Claire nacisnęła na hamulec i dżip z piskiem opon zatrzymał się przy garażu. Nadal cała się trzęsła. Wpatrywała się w lewą dłoń bez pierścionka i łzy cisnęły się do jej oczu. Ostatnie trzy godziny jeździła po okolicy bez celu, unikając miejsc, w których Harley mógłby jej szukać. Nie chciała wracać do domu z obawy, że zadzwoni. Potrzebna jej była przestrzeń, żeby przemyśleć na nowo swoje życie.
Odkąd wyjechała z przystani, chmury, które od rana straszyły burzą, już spełniły swoją groźbę. Wiatr wyginał gałęzie drzew nad głową, zapraszając je do szalonego tańca. Deszcz lał się z nieba, płynął strugami po szybie samochodu i bębnił o ziemię. Woda powoli wypełniała koleiny w asfalcie, a stary dom, który uwielbiała, wyglądał ponuro i złowieszczo.
W domu nie było nikogo. Brakowało camaro Mirandy, a Dutch ostatnio większość wieczorów spędzał w Portland – spotykał się z architektami, prawnikami, rachmistrzami w sprawie rozbudowy Stone Illahee. Tym razem Dominique pojechała wraz z nim, choć Claire nie miała pojęcia dlaczego. Wydawało jej się, że z końcem lata rodzice coraz bardziej się od siebie oddalają.
Dominique nigdy nie należała do osób, które cierpią po cichu. Odkąd Claire sięgała pamięcią, matka narzekała na „tę zabitą dechami dziurę, gdzie diabeł mówi dobranoc”.
Tessy prawdopodobnie również nie było. Dokąd poszła? Z kim? Claire nie miała pojęcia. Nigdy nie miały z siostrą wspólnego języka, a tego lata ich wzajemne stosunki jeszcze się pogorszyły. Tessa przypominała beczkę prochu, która może w każdej chwili eksplodować. Claire była drażliwa i nastawiona zaczepnie, bo wciąż musiała się tłumaczyć z tego, że chodzi z Harleyem.
Już nie. Może teraz będzie się mogła pogodzić z Tessą.
Miranda była jedyną osobą w rodzinie, na którą Claire mogła liczyć.
Wyjęła kluczyki ze stacyjki, postawiła kołnierz, wyskoczyła z dżipa. Poprzez plusk wody w kałużach i rynnach usłyszała pomruk silnika o dużej mocy. Wśród drzew migotały światła. Serce jej się ścisnęło. Harley! Wytrzeźwiał i teraz ją ściga!
"Szept" отзывы
Отзывы читателей о книге "Szept". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Szept" друзьям в соцсетях.