– Tak.
– Tak też pomyślałem. Dlatego tu jestem. – Wrzucił papierosa do ogniska i ruszył w jej stronę. Zeszła z konia, podbiegła przez wyboje i rzuciła mu się w ramiona. Łzy spływały jej po policzkach. Chciała po prostu trwać tak w jego objęciach aż do końca świata, nic więcej.
Otoczył ją ramionami, tuląc w ciepłym niebie, bez słów przyrzekając, że wszystko będzie dobrze.
– Słyszałem o Taggercie.
Wydała krótki krzyk bólu i świat znów się zachwiał w posadach.
– O Kane, to moja wina. Zamarł.
– Twoja?
– Zerwałam zaręczyny. Zwróciłam mu pierścionek – szlochała, a słowa płynęły z jej ust jak woda, gdy przerwie tamy. – Na przystani. Pił na żaglówce, a… ja go zostawiłam.
– Sza. – Pocałował ją w czubek głowy i otoczyła ją pokrzepiającą mgiełka zapachów dymu, skóry i piżma. – To nie twoja wina.
– Ale byłam zdenerwowana i… i… poprosiłam strażnika nocnej zmiany, żeby miał na niego oko… ale…
– Ale nic. – Wziął ją za rękę, zaprowadził do namiotu i posadził pod wilgotnym brezentem na suchej ziemi. Nadal ją otaczał ramionami, podtrzymywał. – Wszystko będzie dobrze.
– Jakim cudem? On nie żyje, Kane. Nie żyje! – Z jej gardła dobył się gwałtowny szloch. Omdlałymi pięściami młóciła jego klatkę piersiową.
– A ty żyjesz. Skończ z tym samobiczowaniem, księżniczko.
– Nie nazywaj mnie…
– Już dobrze. Nie poddawaj się. Jestem tu, Claire. Wiedziałaś, że będę tu na ciebie czekał, prawda?
Oczywiście, że tak. Dlatego tu przyjechała. Poczucie winy smagało jej nagą duszę.
– Po prostu… za mało go kochałam. – Głośno pociągała nosem. Odchyliła głowę, żeby spojrzeć Kane’owi w oczy. – Przez ciebie.
– To nie twoja wina. – Spojrzał na jej usta. Wiedziała, że jej usta są opuchnięte, oczy mokre i czerwone, a policzki w czerwone plamy. – Nie zrobiłaś nic złego, Claire. Absolutnie nic. – Wpatrywał się w nią, znowu mocno przytulił i przywarł wargami do jej warg. Nie był już tak delikatny, całował ją namiętnie i płomiennie. Twarde, niecierpliwe usta domagały się wciąż więcej i więcej. Ściskał ją tak mocno, że ledwie mogła oddychać i myśleć. Ból z wolna ustępował miejsca pożądaniu, które w niej pulsowało. Jego język wcisnął się pomiędzy wargi. Odrzuciła na bok skrupuły i ciałem i duszą otwarła się dla niego świadoma, że niedługo wyjedzie.
Coś jej w głębi mózgu mówiło, że popełnia błąd, całując się z nim, że jest zbyt rozbita emocjonalnie, żeby podejmować właściwe decyzje, ale jego ciepło dodawało jej otuchy. Stwardniałe od pracy ręce pieściły ją, coraz bardziej rozbudzając.
Włożył dłoń pod bluzę i gładził jej plecy, w jej krwi buszowało pożądanie silniejsze niż smutek i wyrzuty sumienia, które skryły się tuż pod powierzchnią świadomości.
Jęknął, gdy odkrył, że nie ma na sobie biustonosza, a jego palce przesunęły się na jej piersi i pieściły je na przemian. Leżeli razem na śpiworze, ich nogi się przeplatały, a przez dżins i miękką bawełnę twarda wypukłość jego rozporka uciskała jej łono.
Zdjął z niej bluzę i wpatrywał się w jej piersi. Podniósł wzrok. Jego oczy płonęły pożądaniem, skroń pulsowała.
– Jesteś piękniejsza niż… niż… – Stulił jej piersi i kciukami potarł brodawki. Płomienna, dzika namiętność wzburzyła jej krew. Jęknęła, kiedy ją pocałował w usta. Przesunął się niżej, językiem zataczając kółka w zagłębieniu szyi, na napiętej skórze mostka. W końcu odnalazł jedną z piersi i delikatnie zaczął ją przygryzać.
– Kane – krzyknęła, wyginając się w łuk. Jego twarde, wygłodniałe palce chwyciły jej pośladki. – Kane…
Drzewa zaczęły wirować nad jej głową. Wilgotny żar falował w najbardziej intymnym miejscu jej kobiecości. Jego twarz była szorstka, język mokry, dłonie stanowcze. Rozchylił jej uda. Naprężony rozporek wpijał się w jej ciało. Wzbierało w niej pożądanie, pragnęła go aż do bólu.
Tak nie można! Przecież go nie kochasz. Nawet go nie znasz. Pomyśl, Claire, on cię wykorzystuje! – krzyczał głos rozsądku dobiegający z odległych zakątków mózgu. Ale go nie słuchała. Porywał ją rwący prąd namiętności. Podniosła ręce i zdjęła z niego kurtkę, a potem zaczęła zdejmować podkoszulek.
Ściągnął przez głowę znoszoną bawełnę. Jaskrawe promienie słońca rozjaśniły już wschodni grzbiet gór. Patrzyła, jak mocne mięśnie klatki piersiowej wyginają się pod jej dotykiem.
– Igrasz z ogniem, kochanie – ostrzegł, ale ona dalej patrzyła zafascynowana, jak drżał, gdy jej palec pieścił jego płaską brodawkę. – Claire… nie przestawaj… Nie mogę… – mówił ochryple. – Wiesz, czym dla mnie jesteś?
– Czym?
– Wszystkim – wyznał, a wprawne ręce zsunęły jej spodnie z bioder.
– Claire… – Całował jej brzuch, ciepłym, wilgotnym oddechem pieszcząc pępek. – Claire, powiedz mi… jeśli tego nie chcesz.
– Pragnę cię.
– Będziesz tego później żałować.
– Nie… – Chce ją odrzucić? – Potrzebuję cię. Wydał z siebie jęk.
– Jesteś pewna?
– Tak… O Boże, tak.
Zachłanne palce wślizgnęły się do majtek, odsunęły miękką bawełnę i delikatnie dotknęły niedostępnej kobiecej strefy, teraz zroszonej pożądaniem.
Powtarzała szeptem jego imię, gdy zsuwał z niej bieliznę, całując uda, liżąc kolana, rozchylając jej nogi tak wolno, że prawie umierała z pragnienia.
Oddechem muskał jej loczki pod brzuchem. Pragnienie rozsadzało ją na strzępy. Oddała się we władanie pierwotnemu instynktowi, nad którym już nie panowała. Krew się w niej gotowała, pot ją oblewał.
– Proszę – krzyknęła. Otwierał ją jak najcenniejszy prezent i całował tak głęboko, że łzy stanęły jej w oczach.
– Zawsze cię pragnąłem – wyznał, a jego słowa zagłuszał szum fal uderzających o skały na dole i bicie jej serca.
Zdjął dżinsy. Wiła się pod jego pieszczotami, niecierpliwie uniosła biodra.
– Kane… Och! Oo… Oooo…
Położył jej kolana na swoich barkach i dotknął jej głębi. Świat się zatrząsł w posadach, drzewa ponad ich głowami zachwiały się, a jej dusza wystrzeliła pod niebiosa.
– Taka dziewczyna! – wyszeptał. Twarz miał napiętą, już nie panował nad sobą. – Poddaj się cała. – Posłuchała go. Dała się ponieść rwącej rzece pragnień. Zwijała się i pojękiwała, gdy rękami i językiem dawał jej przyjemność. Kiedy wreszcie zabrakło jej tchu, a nagie ciało ociekało potem, podciągnął się wyżej.
– Cze… czego chcesz? – spytała zdyszana.
– Tylko ciebie, Claire. Tylko ciebie w życiu pragnąłem. – Silnym pchnięciem wbił się głęboko w jej ciało i chociaż była pewna, że szczyt ma już za sobą, serce biło jej coraz szybciej, a piersi nabrzmiały. Łatwo wpadła w rytm jego ruchów i falowała wraz z nim, wpijając paznokcie w jego ramiona i oplatając go udami.
– Claire, Claire, Claire… – krzyczał, wpatrując się w nią. Zastygł w bezruchu.
Jej ciało zakleszczyło się na nim i była pewna, że niebo zderzyło się z ziemią, kiedy splotły się ich ciała. Trysnęła lawa.
– Kochaj mnie – wyszeptał, opadając na nią i ciężarem ciała przygniatając jej piersi. – Dziś mnie kochaj.
– Bo wieczorem wyjedziesz.
Nie odpowiedział, tylko przewrócił się na plecy, a potem złożył głowę pomiędzy jej piersiami.
Została z nim prawie do południa, kochali się w pełnym słońcu, rozmawiali szeptem w tym świętym lesie, zapomniała o żalu po śmierci Harleya, ale ani na chwilę nie opuszczała jej bolesna pewność, że widzi Kane’a po raz ostatni.
Część trzecia 1996
1.
Claire, Claire, Claire. Kane siedział przy biurku i zgrzytał zębami. Usiłował się skupić, ale słowa na ekranie się zamazywały. Przed oczami wciąż widział Claire, przerażoną i piękną. Bez względu na to, co robił i jak bardzo usiłował się w to zaangażować, zawsze tam była, tuż pod powierzchnią świadomości, w każdej chwili gotowa się wyłonić.
To jakieś przekleństwo.
– Ty cholerny idioto – mruknął pod nosem i zamknął przenośny komputer.
Sięgnął po butelkę whisky. Jego dochodzenie w sprawie śmierci Harleya Taggerta stanęło w martwym punkcie. Miał rozproszone myśli. A wszystko przez Claire. W krew mu się wżerało to samo rozgrzewające do białości pożądanie, które opętało go szesnaście lat temu. Przez długi czas czekało w uśpieniu na kolejny atak. I oto znów nie dawało mu spokoju i odrywało od jedynego celu, który sobie wytyczył: zemsty na Dutchu Hollandzie.
Kane miał już swoje powody, żeby nienawidzić Dutcha – naprawdę głęboko uzasadnione powody. Benedict Holland skinieniem ręki zniszczył mu życie. Teraz koło fortuny się obróciło. Kane miał zamiar pozwolić Dutchowi skosztować tego piwa, którego nawarzył.
Tylko że ponowne spotkanie z Claire przyćmiło ten cel, zamuliło wodę. Jakież to żałosne! Jak można dopuścić do tego, żeby kobieta tak zdominowała myśli?
Dwoma palcami trzymając butelkę za szyjkę, przeszedł przez pokój, – już czysty i odmalowany, z kilkoma nowymi meblami, które zastąpiły połamaną różową kanapę i porysowany metalowy stół. Nigdy wcześniej nie było mu tak trudno zabrać się do roboty. Jego głównymi zaletami były trzeźwość umysłu i determinacja. Zawsze wiedział, czego chce, i zawzięcie do tego dążył. Wytyczał sobie cel i nie spoczął, dopóki go nie osiągnął.
Wiele trudu go kosztowało, żeby ponownie skłonić własny mózg do myślenia o tej burzliwej nocy sprzed szesnastu lat, kiedy zginął Harley Taggert. Mnóstwo pytań na ten temat nadal pozostawało bez odpowiedzi.
Niewiele informacji udało mu się dotychczas zdobyć. Ostatni tydzień spędził za kierownicą. Usiłował rozmawiać z funkcjonariuszem wydziału śledczego i świadkami, którzy widzieli Harleya w ostatnich kilku godzinach jego życia lub byli przy tym, jak samochód Mirandy wjechał w ciemną toń jeziora. Ale minęło wiele lat, wspomnienia się zatarły, zmieniło się spojrzenie na te wypadki, a archiwalne akta zamkniętej sprawy leżały ukryte głęboko w jakiejś zamkniętej na trzy spusty szafie.
Szeryf McBain, oficer odpowiedzialny za to śledztwo, zmarł na raka wątroby, a inni funkcjonariusze, z których żaden już nie piastował dawnej funkcji, mieli zamknięte usta i zamgloną pamięć. Wydawało się, że mówią szczerze, lecz się postarzeli, byli zmęczeni i niezbyt zainteresowani powrotem do sprawy, która została zakwalifikowana jako wypadek. Krążyły plotki, że albo Neal Taggert albo Dutch Holland zapłacił za wyciszenie sprawy.
"Szept" отзывы
Отзывы читателей о книге "Szept". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Szept" друзьям в соцсетях.