Kane. Serce ją bolało na myśl o nim. Z pewnością odkryje prawdę i zdemaskuje jej kłamstwa. Było coś wróżebnego w tym, że to on jest ojcem Seana. I co dalej? Znienawidzi ją na całe życie? Opuści ją? Postara się przejąć nad nim opiekę? Myśli kłębiły się w spirale lęku. Boże, musi mu o tym powiedzieć, i to szybko.
Ponad drzewami unosił się klucz mew. Pomiędzy gałęziami rozpościerały się sieci pajęczyn połyskujące kropelkami rosy. Kilka liści uderzyło japo twarzy, kiedy klacz miarowo biegła w górę, w stronę chmur.
Na szczycie klifu zwolniła i przywiązała konia do drzewa w miejscu, gdzie niegdyś spotykała Kane’a. Dzisiaj nie było tu nikogo i gdyby nie stary ślad po ognisku trudno byłoby uwierzyć, że na tym gruncie kiedykolwiek stanęła ludzka stopa. Przeszył ją chłodny dreszcz. Zastanawiała się, czy Ruby miała rację, mówiąc, że ten skrawek ziemi zamieszkują duchy umarłych.
Rozczarowana pozwoliła klaczy skubać trawę, a sama siedząc w siodle, z grzbietu klifu wpatrywała się w toń oceanu, mroczną i niezgłębioną. Chmury coraz niżej nad nią opadały. Uświadomiła sobie, że nie chodziło jej o przejażdżkę, tylko o to, żeby znów spotkać się z Kane’em. Przyjechała tu nie po to, żeby popatrzeć na to ponure miejsce, gdzie dokonało się ich zbliżenie, lecz na Kane’a.
Więc go zobaczy.
– Wio! – Pociągnęła za cugle. W drodze do domu mocno ścisnęła klacz kolanami, nakłaniając ją do galopu. Z jakiegoś powodu czuła, że musi prześcignąć czas. Wydawało jej się, że jeśli natychmiast nie spotka się z Kane’em i nie powie mu prawdy, świat się zawali.
Ostatnią osobą, którą Weston spodziewał się zobaczyć w swoim biurze, była Tessa Holland. I oto ona! Siedziała na kanapie, krzyżując kształtne nogi. W dłoni trzymała zapalonego papierosa. Jakoś udało jej się przemknąć obok gestapowców z recepcji. Zresztą Weston nie miał nic przeciwko temu. Wyglądała jak zwykle seksownie w białym obcisłym sweterku i czarnej mini. Poczuł, że jego penis się napina, i w duchu przeklął swoją nadpobudliwość seksualną, która zawsze ściągała na niego kłopoty. I to poważne.
– Tessa – powiedział z nadzieją, że zabrzmi to jak najzwyczajniej. Oparł się o biurko i objął dłońmi jedno kolano. – Czemu zawdzięczam taki zaszczyt?
– Pomyślałam, że już czas na spowiedź.
– Twoją?
– Nie. Twoją. – Strząsnęła popiół z papierosa i wypuściła z ust smugę dymu. – Słyszałeś, że znaleziono ciało Huntera Rileya w miejscu wykopów pod rozbudowę Stone Illahee?
Musi być ostrożny w tej materii. Najwyraźniej Tessa wie więcej, niż myślał.
– Słyszałem, że znaleźli jakieś ciało. Przypuszczają, że może to być Riley ze względu na jakiś tam pierścień, który miał na palcu. Ale nie można tego stwierdzić na pewno, dopóki nie zostaną przeprowadzone i poświadczone analizy uzębienia.
– To tylko kwestia czasu. – Przechyliła głowę i obrzuciła go wzrokiem w taki sposób, że aż skurczył się w sobie.
– Zrobiłeś to, Westonie – oświadczyła. – Wszyscy to wiemy, ponieważ kłamałeś, mówiąc o jego zatrudnieniu w Kanadzie. – Cmoknęła. – Wiesz, miałam cię za sprytniejszego.
– I po co tu przyszłaś? Żeby mnie oskarżyć o morderstwo? – Zaśmiał się. – Daj spokój, Tessa. Wyluzuj. O ile pamiętam, kiedyś spędziliśmy razem wiele miłych chwil. Czy nie dlatego tu przyszłaś?
– Chciałbyś. Po prostu chciałam trochę się tobą pobawić.
– Tessa, skarbie…
– O ile ja pamiętam, to kiedyś spędziliśmy razem kilka przykrych chwil – powiedziała, otwierając szerzej niebieskie oczy. – Jak wtedy, kiedy mnie zbiłeś i kazałeś sobie obciągnąć druta.
– Przestań…
– A potem jak zgwałciłeś Mirandę. Pamiętasz? Poroniła. Wiedziałeś o tym? – Tessa wstała i podeszła do Westona na tyle blisko, żeby trącić go w pierś dwoma palcami, w których trzymała papierosa. – A ja byłam taka słaba i tak cholernie bezużyteczna, że nawet nie mogłam wstać i jej pomóc. Powinnam była cię wtedy zabić, Taggert, i oszczędzić tego problemu władzom, kiedy oskarżą cię o zamordowanie Huntera Rileya.
– Nie żabi…
– W takim razie wiesz, kto to zrobił. – Strzepnęła popiół na jego wykładzinę. – Lepiej już teraz postaraj się o dobrego adwokata, Taggert, bo będziesz go potrzebował.
– Nie masz żadnego dowodu na to, co mówisz – odparł spokojnie, choć wewnątrz wrzał. – Poza tym kto by ci uwierzył? Ilu psychiatrów zmieniłaś w ciągu ostatnich piętnastu lat? Pięciu? Dziesięciu? I mówią, że nawet sypiałaś z jednym z nich. Chryste, Tessa, nie wiem, o czym mówisz. Jesteś po prostu kolejną schizofreniczką, która ma wizje.
Nie cofnęła się ani o centymetr.
– A co z Jackiem Songbirdem? Wiesz, że znaleźli jego nóż obok ciała Huntera? – Dziwnie się uśmiechnęła, rozciągając zmysłowe usta lśniące od czerwonej pomadki. Pokiwała głową, jak gdyby właśnie przyszła jej do głowy jakaś ważna myśl. – Czy przypadkiem nie widziałam tego noża u ciebie? Pamiętasz? Zaraz potem, jak ktoś porysował twój samochód.
Weston zaczynał się pocić, ale był zbyt doświadczonym graczem, żeby się złamać.
– Coś ci się przywidziało, prawda?
– Lecisz głową w dół, Taggert, i dobrze. Już czas. Po prostu chciałam się przekonać, czy wreszcie jestem gotowa zeznawać, nie tylko na temat tego noża, ale również wszystkich innych spraw.
Weston zaśmiał się, choć miał ochotę ją udusić gołymi rękami.
– Proszę bardzo. Nie mam nic do ukrycia. Dlaczego miałbym zabić Rileya czy Songbirda?
– Słuszne pytanie, ale wiesz… – zgasiła papierosa w mosiężnej popielniczce, która stała na stoliku przy kanapie – gliny mają już swoje sposoby na wykrywanie motywów. O… – urwała, jakby zaświtała jej w głowie jakaś nowa myśl. – Pewnie wiesz, że trwa również śledztwo dotyczące twoich interesów.
Ścisnęło go w dołku.
– Śledztwo?
– Jasne. Nie jestem pewna, który resort zabrał się za tę kontrolę, urząd skarbowy czy może jakiś inny, ale lepiej postaraj się uporządkować dokumenty. – Ściskając w rękach torebkę, ruszyła w stronę drzwi. – Wpadłam tu, żeby przekazać dobre wieści, ponieważ doszłam do wniosku, że jestem ci winna solidną zapłatę za wszystkie przysługi, które wyświadczyłeś mnie i mojej rodzinie. – Posłała mu całusa i chwyciła za klamkę. – Do zobaczenia w sądzie.
Wyparowała z pokoju wraz z obłokiem dymu i drogich perfum. Nabierała go. Oczywiście, że tak. Bo chyba nie pogardzała nim aż tak bardzo, żeby zniżyć się do złożenia zeznań. Czyż nie istnieje ustawa o przedawnieniu takich przestępstw jak gwałt i pobicie… A może to się zmieniło? Co do morderstwa, to… Myśl, Taggert. Myśl. Bywałeś już w większych opałach niż te. Musi być jakieś wyjście!
Okrążył biurko i usiadł w swoim fotelu. Serce waliło mu jak młotem, a pot zlał całe ciało. Przez chwilę było mu niedobrze, ale to minęło i pomyślał, że przecież jest wyjście. Trzeba się tylko pozbyć Tessy. Oraz Seana. Dzieciak jest synem Harleya i potencjalnym współdziedzicem jego majątku. Więc trzeba się nim zająć. Zbyt długo i ciężko pracował. Jednego życia by nie starczyło na to wszystko, co zrobił w pogoni za coraz większą fortuną. Już tylko Paige rywalizowała z nim o swoją część majątku, ale jej nigdy nie będzie w stanie się pozbyć. Jest potrzebna do opieki nad starym. Zresztą może mu w jakiś sposób zagrozić. Wprawdzie nigdy zbyt wiele nie mówiła o tym, ale był pewien, że zna wszystkie jego ciemne sprawki, dokumentuje je i czeka na odpowiednią chwilę, by to wykorzystać przeciwko niemu.
Wprawnymi palcami zadzwonił do Denvera Stylesa. Odezwała się automatyczna sekretarka. Nagrał wiadomość, że chce się spotkać jeszcze tego wieczoru.
Claire nigdy w życiu nie była w chacie Kane’a po drugiej stronie jeziora. Wiedziała, że tam mieszka, nawet przepływała obok motorówką, ale nigdy się tam nie zatrzymała, a jej związek z Kane’em przed jego wyjazdem do wojska był tak krótki i nagły, że nie było na to czasu. Zresztą wówczas Kane szukał byle pretekstu, żeby wymknąć się z domu i uciec od tego pijaka, swego ojca.
Teraz, wjeżdżając na parking przed domem, czuła łomotanie serca. Dżip Kane’a stał przy podjeździe. Nie było odwrotu. Musiała stanąć z nim oko w oko i powiedzieć mu, że jest ojcem. Już dosyć kłamstw. Miała spocone dłonie i wynajdywała tysiące pretekstów, żeby nieuniknione odłożyć na później, ale nie mogła. Przyszedł czas.
Ledwie weszła na schody przed domem, Kane otworzył drzwi.
– Szukasz mnie? – spytał, a wydawał się bardziej daleki niż kiedykolwiek, nie przytulił jej ani nie pocałował. Nawet się nie uśmiechnął. Ale był jak zwykle przystojny i męski. Miała ochotę paść mu w ramiona, objąć go, pocałować i nigdy nie wypuścić.
– Musimy porozmawiać.
Z zainteresowaniem uniósł brwi.
– O czym?
– O wielu rzeczach.
Przytrzymał drzwi i wpuścił ją do środka. Pokój był czysty, pomijając stanowisko pracy, na którym leżało pełno papierów, długopisów, teczek, spinaczy biurowych, był tam też jego komputer. Czuła, że stoi za jej plecami i czeka. Szukała odpowiednich słów, żeby ją zrozumiał.
– Jest coś… co powinieneś wiedzieć.
– Obróć się, Claire – poprosił, dotykając jej ramion i delikatnie ją odwracając, tak żeby nie mogła uniknąć patrzenia mu w oczy.
– Trudno mi o tym mówić. – Odchrząknęła. – To… dotyczy Seana.
Lekko zacisnął usta.
– Nie jest synem Paula?
– Co? Nie, ale…
– Jest mój.
Te dwa słowa wciąż odbijały się echem w jej głowie, zagłuszając panującą w pokoju ciszę. Czy to potępienie widziała w jego oczach, czy tylko gniew?
– Tak.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– Nie mogłam… Kiedy się o tym dowiedziałam, byłam już mężatką. Paul zgodził się oficjalnie uznać dziecko za swoje i myślałam… – Miała w oczach łzy, policzki zarumienione ze wstydu. – To znaczy, dopóki Sean nie ukończył trzech, czterech miesięcy, myślałam, że…
– Że to jest dziecko Taggerta.
– Tak. – Mówiła drżącym głosem. – Och, Kane… Tak bardzo mi przykro.
Przytuliła się do niego i poczuła, że jest sztywny jak jego głos.
"Szept" отзывы
Отзывы читателей о книге "Szept". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Szept" друзьям в соцсетях.