– Myślałam, że to Harley jest jego ojcem. Przez cały okres ciąży i w pierwszych miesiącach życia dziecka sądziłam, że jego ojciec nie żyje, że nigdy nie będę mogła się z tym pogodzić… Mijały miesiące i lata, a ja coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to twój syn. Ale zaszłam w ciążę z Sam i łatwiej było udawać, że jesteśmy szczęśliwą normalną rodziną. – Piekące łzy zamgliły jej oczy. – Oczywiście, że nią nie byliśmy.
Wstrząsnął nim dreszcz. Jeszcze przed sekundą był taki daleki, a teraz mocno ją objął ramionami i przytulił, jak gdyby chciał ją posiąść na zawsze, ciałem i duszą.
– Już dobrze – powiedział, chuchając jej we włosy. Kolana jej zadrżały. Co zrobiła, żeby zasłużyć na jego zrozumienie? Pocałował ją w czubek głowy. Cicho zaszlochała.
– Kocham cię – wyznała, a on jeszcze mocniej ją przycisnął do siebie.
– Kocham cię. – Podniósł ręce i obrócił jej twarz ku swojej. – Wiedziałem o Seanie.
Zamarła.
– Wiedziałeś?
– Wczoraj to odkryłem.
– Co? – Usiłowała mu się wyrwać, ale zatrzymał ją w ramionach.
– Mam kopię jego świadectwa urodzenia.
– O nie… – Zapragnęła zapaść się pod ziemię.
– Najpierw pomyślałem, że jest synem Taggerta, ale potem, gdy się nad tym zastanowiłem, doszedłem do wniosku, że jest bardziej podobny do mojej rodziny. Grupa krwi się zgadza. Sprawdziłem to.
– Kiedy się o tym dowiedziałam, było już za późno. Pomyślałam, że dla niego lepiej, jeśli będzie uważał Paula za naturalnego ojca, bo byliśmy małżeństwem. – Pociągnęła nosem. – Kolejny mój błąd.
– Wszystko będzie dobrze – powiedział.
Jakże bardzo by chciała mu uwierzyć, zaufać mu.
– Nie rozumiem, jak może być dobrze.
– Chciałbym, żebyś za mnie wyszła, Claire – oświadczył, patrząc jej w twarz i uśmiechając się blado. – Straciliśmy wiele czasu, ale myślę, że jeszcze nie jest za późno. Dla nas wszystkich.
– Ale Sean i Samantha…
– Oboje będą moimi dziećmi.
– Nie sądzę… Chciałam powiedzieć, że przecież piszesz tę książkę o Harleyu.
– Już nie. Muszę ci się z czegoś zwierzyć. – Podprowadził ją do sofy i oboje na nią się osunęli. Otoczył ją ramieniem i opowiedział, co się wydarzyło wczoraj wieczorem, jak biegł dookoła jeziora z zamiarem przeprowadzenia z nią ostrej rozmowy o Seanie, jak później, kiedy przypadkiem usłyszał głosy sióstr, nie mógł się powstrzymać od podsłuchiwania.
– Nie powinienem był stać w ukryciu i słuchać tej rozmowy – powiedział. Wciąż go gryzło sumienie. – Ale nie mogłem stamtąd odejść. Wierz mi, jeśli chodzi o mnie, twoje tajemnice są bezpieczne.
– Już nic nie jest bezpieczne.
– Sza.
Całując ją, czuł w ustach smak łez.
– Tylko mi zaufaj, Claire.
– Ufam ci. – Drżąc przytuliła się do niego i westchnęła, jakby już się poddała.
– Zostań moją żoną.
– Zostanę – obiecała.
Znów ją pocałował. Wiedział, że ta kobieta jest jego przeznaczeniem.
Weston ustawił kliwer i chwycił wiatr w żagiel. Zadzwonił do Devnera Stylesa i poprosił o spotkanie na osobności. Obaj już byli na pokładzie „Stephanie” i przybijali do brzegu. Sterując zgrabną łodzią, Weston zastanawiał się, na ile może Stylesowi zaufać. Chciwy sukinsyn gotów jest zrobić prawie wszystko za odpowiednią sumkę, tego był pewien. O ile go znał, Styles nie miał żadnych skrupułów. Był wyrachowanym prywatnym detektywem, który zapewne miał jakieś powiązania ze światem przestępczym.
– Mam problem – wyznał, sterując łodzią tak, że płynęła z wiatrem.
– Jaki? – Styles obrzucił go cholernie przenikliwym spojrzeniem.
– Mam nadzieję, że mi pomożesz go rozwiązać.
– Może.
– Chcę, żeby kilka osób… znikło.
Wiatr targał włosy Stylesa, zasłaniając mu oczy, ale wyraz jego twarzy się nie zmienił. Nadal przenikał Westona metalowymi, szarymi oczami.
– Co znaczy „zniknąć”?
– Odejść na zawsze. Styles masował szczękę.
– Chcesz, żebym je zabił? Weston wzruszył ramionami.
– Myślę, że tak będzie najprościej. Jakiś wypadek na szosie sto jeden, gdzie szosa zakręca wysoko nad morzem. Barierki mogą być mniej wytrzymałe i samochód może wypaść z drogi. Mógłby stoczyć się z klifu i wylądować w oceanie.
Styles prawie niedostrzegalnie zacisnął szczękę.
– A kto by był w tym samochodzie?
– Tessa Holland i jej siostrzeniec, Sean St. John.
– A jeśli powiem „nie”?
– W grę wchodzi duża suma pieniędzy.
Styles zawahał się. Weston wiedział, że już ma go w garści. Drań na pewno nie przepuści takiej okazji.
– Ile?
– Parę setek tysięcy. Musisz tylko znaleźć sposób ich uprowadzenia. Wlać trochę alkoholu w gardło Tessy, może też w gardło chłopaka. Założę się, że ten mały wypróżnił już wiele butelek piwa w swoim życiu. Gdy już będą spici, wsadzić oboje do samochodu Tessy, a kiedy jutro wieczorem wszyscy inni będą na przyjęciu z okazji ogłoszenia kandydatury Dutcha na gubernatora, ta dwójka będzie mieć wypadek.
– Żebyś ty miał alibi. – Głos Denvera nie odzwierciedlał żadnych reakcji.
– Bingo. – Weston zawrócił łódź w kanał wiodący do zatoki. – I co ty na to?
– Dwieście tysięcy?
– Zgadza się. Sto na początek.
Kamienne oczy zaiskrzyły i widać w nich było cień wahania czy też drgnienie sumienia. Potem na twarzy Stylesa pojawił się szeroki cierpki uśmiech.
– Umowa stoi, Taggert – oświadczył. – Ale chcę, żebyś mi zapłacił jutro wieczorem, jak tylko skończy się przyjęcie. Potem znikam na zawsze. I już nigdy o mnie nie usłyszysz.
– Tym lepiej. – Weston doszedł do wniosku, że jednak podoba mu się styl tego gościa.
– Chciałabym o czymś z tobą pomówić – powiedziała Claire, kiedy Sean wparował do domu jak burza. Ostatnio znikał na większość część dnia, wciąż obrażony za przeprowadzkę do Oregonu. Wprawdzie drugi raz nie przyłapano go na kradzieży, ale włóczył się po okolicy z dzieciakami, którym nie ufała, i odszczekiwał się. Często zdarzało się, że cuchnął piwem i papierosami, choć nigdy nie złapała go na gorącym uczynku. Nie widziała go też pijanego.
Wchodził po schodach na górę, do swego pokoju.
– Co? – Gwałtownie obrócił się w jej stronę. Zobaczył, że włożyła kremową suknię. – O kurczę! Myślisz, że pójdę na to pieprzone przyjęcie, co?
– To wielki wieczór dla twego dziadka.
– Jeśli chodzi o mnie, to dziadek może się wypchać. Jest sukinsynem, który pozwala sobą manipulować.
– Sean!
– Cóż, taki jest. Poza tym mam inne plany.
– Z kim?
– Czy to ważne?
– Oczywiście. A to przyjęcie nie jest czymś, od czego możesz się wykpić.
– Mogę, mogę. Dziadkowi wisi, czy tam będę, czy nie. I tak mnie nie lubi.
– Dlaczego tak mówisz?
– Widzę, jak na mnie patrzy.
– Paranoik z ciebie – powiedziała Samantha, zbiegając po schodach w nowej sukience.
– A ty jesteś…
– Zmieńmy temat, dobrze? Nie mamy czasu na takie dyskusje. Chodź do kuchni, Sean. Musimy o czymś porozmawiać.
Teraz albo nigdy – powiedziała sobie. Zbyt wielu ludzi wiedziało, że Sean nie jest synem Paula. Czas, żeby chłopak poznał prawdę.
– Jeśli ktokolwiek twierdzi, że coś kradłem, to łże jak…
– Samantho, musimy na chwilę zostać sami – oświadczyła Claire, a Sam pokiwała głową i wymknęła się na werandę. – Tylko się nie ubrudź.
– Nie ubrudzę. Nie martw się. – Zatrzasnęła drzwi.
Claire poszła za synem do kuchni i patrzyła, jak szpera w lodówce i z puszką coli i kawałkiem zimnego kurczaka ciężko opada na stołek przy ladzie. Włosy opadały mu na twarz. Był wyraźnie zirytowany. Patrzyła na niego nieufnymi oczami, ale całym sercem go kochała.
– Chcę, żebyś się czegoś dowiedział. Powinnam była ci to powiedzieć już dawno temu.
– No? – Otworzył puszkę i pociągnął łyk.
– Chodzi o twego ojca.
– To zboczeniec. – Napił się znowu coli.
– Nie, Sean. Nie mówię o Paulu.
– Cholera, no to o czym… – Gwałtownie podniósł wzrok. Położyła dłoń na jego przedramieniu i wyczuła napięcie mięśni.
– Paul St. John nie jest twoim biologicznym ojcem.
– O kur… – Usunął rękę, jakby go jej palce poparzyły. – Co chcesz przez to powiedzieć?
– Tylko to. Słuchaj. Nie byłam mężatką, kiedy zostałeś poczęty. Miałam kogoś, kto poszedł do wojska i o tobie nic nie wiedział.
– Co? – Zeskoczył z taboretu, który poturlał się i uderzył w ścianę. – Co?! Na litość boską, to jakiś chory żart!
– Wcale nie żart.
– Ale… – Z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Twoim ojcem jest Kane Moran. Seanowi szczęka opadła.
– Ten facet z motorem?
– Który uchronił cię przed oskarżeniem o kradzież.
– To on jest moim ojcem? – Seanowi głos się łamał. – To kolejne kłamstwo, prawda?
– Nie. – Jej oczy patrzyły śmiertelnie poważnie, a na jego twarzy buntownicza purpura ustąpiła miejsca trupiej bieli.
– Niemożliwe.
– Tak, Sean. Powinnam była wcześniej ci to powiedzieć.
– Cholera, no pewnie, że tak! Mamo, co ty sobie myślisz? Chcesz mi powiedzieć, że całe moje życie to jeden wielki blef?
– Nie, ale…
– Jezu, nie mogę w to uwierzyć! – W oczach stanęły mu łzy. – Na Boga! Pieprzyłaś się z nim, a potem wcisnęłaś mnie temu zboczeńcowi St. Johnowi? A co z Sam? – Znów łamał mu się głos. Usiłował tłumić płacz.
– Jej ojcem jest Paul.
– Niech to diabli!
– Sean, tylko mnie wysłuchaj…
– Jeszcze czego! – Przeskoczył przez stołek i ruszył w kierunku drzwi. – Do jasnej cholery, nie ma mowy! – Wyskoczył za drzwi i zaczął biec co sił w nogach. Claire popędziła za nim, ale na tarasie obcasy zaczepiały się o deski podłogi i nie mogła go dogonić. Już zniknął w lesie za garażem i pomostem.
– Co się stało? – spytała Samantha, siedząca na ogrodowej huśtawce.
– Powiedziałam mu coś, czego nie chciał usłyszeć.
– Co?
– Później ci powiem. Teraz muszę go odnaleźć.
– Niech trochę ochłonie – poradziła Sam. – Przecież nie musi iść na to przyjęcie, prawda?
"Szept" отзывы
Отзывы читателей о книге "Szept". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Szept" друзьям в соцсетях.