– Powinien.

– Jest tam potrzebny jak piąte koło u wozu – powiedziała Samantha tonem znawczyni.

Claire wpatrywała się bezradnie w las. Sam ma rację. Nagle znów poczuła, że powinna za nim pobiec, zatrzymać go i powiedzieć, że wszystko się jakoś ułoży i że przeprasza za kłamstwa. Modliła się, żeby nic mu się nie stało i żeby ją zrozumiał. Miała nadzieję, że postąpiła właściwie.

– No dobrze, dajmy mu trochę czasu – powiedziała do Samanthy i skierowała się ku domowi. Weszły do kuchni, gdy zadzwonił telefon. Po trzecim dzwonku Claire chwyciła słuchawkę.

– Claire? – Głos Mirandy. – Widziałaś Tessę?

– Nie. A powinnam?

– Wybierała się razem ze mną na przyjęcie, ale nie ma jej w apartamencie ani nigdzie w Stone Illahee.

To nie była niespodzianka.

– Wiesz, w jakim jest stanie?

– Wiem, że nie miała ochoty iść, ale w końcu obiecała, że pójdzie.

– Już jej się zdarzało, że nagle zmieniała zdanie.

– W tym wypadku jest inaczej – powiedziała Miranda. Przez plecy Claire przebiegł dreszcz niepokoju. – Rozmawiałam z nią dwie godziny temu. Powiedziała, że zaraz będzie gotowa. Ale problem polega na tym, że już wtedy piła. Tak sądzę.

– Czasem, kiedy chce sobie dodać animuszu…

– Wiem, wtedy wypija kieliszek. Ale… Cóż, i tak nic nie mogę na to poradzić. Do zobaczenia na przyjęciu. Może Tessa się tam pojawi.

– Może – mruknęła Claire.

Wciąż wpatrywała się w las, gdzie zniknął jej syn. Wróci do domu. Zawsze wracał. Ale dopiero wtedy, kiedy się otrząsnął i dobrze do tego przygotował.

Zerknęła na wieczorne niebo. Miała nadzieję, że ten dzień jak najszybciej się skończy.

Sala balowa Stone Illahee była wypełniona po brzegi. Rozbawieni, wystrojeni goście zbierali się w grupki. Strzelały butelki szampana, tryskając srebrnymi fontannami. Zasłane płóciennymi obrusami stoły uginały się od trunków i przystawek. Na podium stał Benedict Holland i ogłaszał swoją kandydaturę na stanowisko gubernatora.

Nastrój był podniosły. Muzyk przy białym fortepianie grał Happy Days are Here Again, a mężczyźni w garniturach poklepywali Dutcha po plecach.

Ale Claire była zdenerwowana. Coś tu było nie tak. Czuła to w kościach. Kane’a, oczywiście, nie było na przyjęciu. Dutch uważał go za wroga. Brakowało też Denvera Stylesa. Claire pomyślała, że to dziwne. Rzeczywiście, coś tu nie grało. Claire nie mogła oprzeć się wrażeniu, że na jej szyi coraz bardziej zaciska się niewidzialna pętla.

– Gdzie Denver? – spytała Miranda.

– Skąd mam wiedzieć? – Claire rozejrzała się w tłumie. Usłyszała szmer głosów i zobaczyła, jak przez drzwi wejściowe raźnym krokiem wchodzą Weston i Kendall Taggertowie. – O-o!

– Co tu się dzieje? – spytała oszołomiona Miranda. – Tata nigdy by go nie zaprosił.

Kendal, jak zwykle blada, zdobyła się na niepewny uśmiech. Claire odniosła wrażenie, że kobieta jest wystraszona niby gotowa do ucieczki sarna. Za to Weston uśmiechał się od ucha do ucha i ściskał wszystkim ręce, jakby był mile widzianym gościem.

– Może jest zapalonym republikaninem?

– Mimo to uważam, że ojciec jednak… O Boże! Uwaga!

Dutch wreszcie ich dojrzał i uśmiech zastygł na jego purpurowej twarzy. Zszedł z podium i przemierzył całą salę, ignorując najlepsze życzenia i pozdrowienia gości.

– Mamy problem – oświadczyła Miranda. – Wezwij ochronę.

– Co się dzieje? – spytała Samantha, wyczuwając niepokój w głosie Mirandy.

– Nie wiem. – Claire przeszła w drugi koniec sali, żałując, że nie ma przy niej Kane’a. Na pewno wiedziałby, co zrobić. Wcześniej zadzwoniła, żeby go powiadomić o zniknięciu Seana. Obiecał poszukać syna, porozumieć się z nim i do niej zadzwonić. Do tej pory się nie odezwał.

Odnalazła jednego strażnika. Dutch właśnie dotarł do Westona.

– Co tu robisz, Taggert? – spytał.

Weston zaprezentował wystudiowany uśmiech.

– Przyszedłem, żeby ci życzyć wszystkiego najlepszego.

– Akurat!

– Dutch… – Szef kampanii wyborczej Murdock chwycił Dutcha za ramię.

Kendall wyglądała, jakby chciała się zapaść pod ziemię.

– Wynoś się! Weston uniósł rękę.

– Hej, też płacę składki i jestem pełnoprawnym członkiem…

– Powiedziałem: wynocha!

– Mówiłam ci, że to nie jest dobry pomysł – odezwała się Kendall. Fortepian ucichł i rozmowa niosła się echem po całej sali. Wszystkie oczy skupiły się na nowym kandydacie i jego odwiecznym rywalu.

– Nie wiem, jaką znów grę prowadzisz, Taggert, ale równie dobrze możesz ją rozegrać gdzie indziej!

Ochroniarze przedzierali się przez tłum.

– Uspokójmy się wszyscy – nalegał Murdock. – Benedict, proszę. Ale Dutch ani myślał go słuchać.

– Wyprowadzić go z mojej posiadłości – rozkazał. – I to już! – Jeden ze strażników dotknął ramienia Dutcha, ale ten tylko gwałtownie odwrócił się i przeszył go rozwścieczonym wzrokiem. – Do licha, to mój hotel, moje przyjęcie, moje…

Nagle drzwi się otworzyły i wpadł przez nie Kane w towarzystwie trzech policjantów.

– Na litość boską, co znowu? – burknął Dutch.

Wszystkie spojrzenia skupiły się na stróżach prawa. Z wyjątkiem Claire, która utkwiła wzrok w Kanie. O mało nie zemdlała, kiedy zobaczyła w jego oczach ból nie do opisania. Sean. Stało się z nim coś przerażającego. Kane przeszedł w głąb sali i objął ją ramionami.

– Na sto jedynce zdarzył się wypadek – powiedział funkcjonariusz do Dutcha. – Samochód zeskoczył z szosy, łamiąc barierkę i wylądował w oceanie. Piętnaście minut temu. Tablice rejestracyjne wskazują na to, że auto pochodziło z Kalifornii, a właścicielką była Tessa Holland.

Miranda krzyknęła, a pod Claire ugięły się nogi.

– Tessa – wyszeptała. Zrobiło jej się niedobrze.

– Co? – Dutch cofnął się chwiejnie o krok. – Co? Tessa? Nie!

– Nie znaleźliśmy jeszcze żadnego ciała, ale wysłaliśmy już ludzi na brzeg. Płetwonurkowie są gotowi.

– Co jeszcze straszniejsze – wyznał Kane niskim, przerażonym głosem – podobno wcześniej widziano Tessę w miasteczku. Z chłopcem.

– Z chłopcem? – spytała Claire, prawie mdlejąc.

– Z chłopcem, którego rysopis pasuje do Seana.

Mrok nocy przecinało migotanie czerwieni, biali i niebieskości. Radiowozy szeryfa stały nad urwiskiem, przy rozerwanej barierce. Skierowane w dół reflektory oświetlały samochód Tessy, pogruchotany i zgnieciony, bez szyb.

Ale nie znaleziono żadnych ciał i Claire była pewna, że porwały je morskie fale. Było jej słabo. Łzy parzyły. Wpatrywała się w ciemną, wzburzoną wodę i modliła się, żeby jakimś cudem ocaleli jej siostra i syn.

Na miejscu wypadku zebrał się tłum. Fotografowie i reporterzy otoczyli teren odgrodzony taśmą. Goście z przyjęcia wyborczego przyjechali nad urwisko, wszyscy przerażeni i zaciekawieni, wszyscy wdzięczni losowi za to, że ich najbliższych nie było samochodzie, który spadł z wysokości około stu metrów.

Claire zastygła w bólu, choć Kane, również pogrążony w milczącym cierpieniu, mocno ją trzymał w objęciach. Ktoś zarzucił jej na ramiona pled. Przypomniała sobie noc sprzed lat, kiedy wraz z siostrami wylądowała w jeziorze Arrowhead i jakaś dobra dusza ofiarowała stare koce i rozgrzewającą kawę.

– Jak to się stało? – pytała.

Przypomniała sobie, jak Miranda napomknęła, że Tessa piła. Może przypadkiem natknęła się na Seana i postanowiła, że nie pójdzie na przyjęcie? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?

Oparła się o Kane’a, który zamarł w bezruchu. Do szpaleru samochodów dołączył mercedes Westona Taggerta.

– Odejdźcie, ludzie. Rozejść się. Nie ma tu nic do oglądania – wołali policjanci, ale ciekawscy gapie nie dawali za wygraną, a Weston zapalił papierosa, ignorując polecenie funkcjonariuszy.

– Skurwiel – mruknął Kane, odrobinę rozluźniając mięśnie ramion. – Co, do cholery, on tutaj robi?

– Któż to wie? – Claire była zbyt głęboko pogrążona w bólu i lęku, żeby się nad tym zastanawiać.

Ale Kane aż się rwał do zwady. Powoli puścił Claire i obrócił się do Taggerta.

– Co tu robisz?

– Po prostu przyjechałem złożyć kondolencje.

– Nikt ich nie potrzebuje.

– O co ci chodzi, Moran?

– O ciebie. Wiesz, że to tylko kwestia czasu. Wcześniej czy później aresztują cię za zamordowanie Huntera Rileya.

– Nie mam nic…

– Oraz Jacka Songbirda.

– Postradałeś zmysły? Słuchaj, jeśli nie przestaniesz mnie szkalować, to wezwę swojego adwokata i będziesz tak długo włóczyć się po sądach, że odechce ci się wszystkiego.

– Czyżby? – spytał Kane. W jego oczach były groźne błyski, a pięści zaciśnięte. – Co ty wiesz o tym? – Skinął głową w stronę zdewastowanej barierki.

– Nic, prócz tego, że Tessa Holland nie zauważyła zakrętu i zamieniła samochód w torpedę.

– I ty nic o tym nie wiesz.

– Szukasz guza, Moran – Weston wykrzywił usta w uśmiechu wyższości.

– Czyżby? A czy Tessa nie miała zamiaru zeznawać przeciwko tobie?

– Nie wiem, co ci się roi.

– Kane, przestań! – ostrzegła Claire, wyczuwając, że rwie się do bójki.

– Hej tam, spokój! – rozkazał muskularny funkcjonariusz z gęstymi wąsami.

– Będziesz miał za swoje, Taggert! Już ja tego dopilnuję.

– Tak jak dopilnowałeś Dutcha Hollanda? Tylko że za bardzo zawróciła ci w głowie jego córka i teraz nie wypada ci dokończyć tej książki. Co, nie?

– Opowieść o Taggercie będzie znacznie ciekawsza.

– Dobra. Wy dwaj, wsiadać do samochodów!

Kane zaczął już się odwracać, ale w tej chwili z poślizgiem kół zatrzymał się przy nich czarny lexus. Wysiadła z niego Paige Taggert.

– Co, u licha, tutaj robisz? – spytał Weston.

Paige westchnęła, spojrzała na brata i zerknęła na Kane’a.

– Przyjechałam tutaj, bo pomyślałam, że wreszcie nadeszła odpowiednia pora, bracie. – Uśmiechnęła się i wyjęła z torebki kartkę papieru.

– Pamiętasz to? Przed laty znalazłam tę kartkę w kominku. To kawałek świadectwa urodzenia, które usiłowałeś spalić. Dotyczy Huntera Rileya. O, a co do tego pistoletu znalezionego niedaleko ciała Harleya, to… był mój, a ściślej biorąc, mamy pistolet. Kiedy się zorientowałam, że zabiłeś Huntera Rileya, poszłam cię szukać, żeby ci dać popalić. Ale się wystraszyłam i zawróciłam. Harley mnie zobaczył z łodzi, chciał wiedzieć, co robię, i wyrwał mi pistolet z rąk, a potem wrzucił go do wody.