Przez całą drogę do pracy umysł Dory pracował jak komputer. Dopiero koło południa uświadomiła sobie, że ani razu nie pomyślała o Griffie ani o ich nowym domu. Przecież chce to wszystko rzucić! Na czas dłuższy, może na zawsze. Wywiad z Pixie stanowił znakomity temat; gdyby ze sobą współpracowały, wynik byłby jeszcze bardziej rewelacyjny! Dory ciężko westchnęła. Musi się tym zająć ktoś inny.
Oczy Katy omal nie wyskoczyły z orbit, kiedy Dory przedstawiła jej swój pomysł. Zanotowała sobie adres Pixie i jej telefon. Wkrótce na całym piętrze aż huczało: David Harlow osobiście zatwierdził projekt wywiadu ze starą, ale jarą ciocią Dory! Rozważano nawet, czy nie dać jej zdjęcia na okładkę!
– Harlow stwierdził, że należy ci się najwyższa pochwała – jęknęła Katy. – Najwyższa pochwała! Żadne tam „wpadła na niezły pomysł”. Dory, czy ty wiesz, kim trzeba być, żeby się dostać na okładkę „Soiree”?!
Dory zachichotała.
– Nie można powiedzieć, że wymykam się stąd ukradkiem! Opuszczam was z fanfarami, w wielkim stylu. Długo będziecie mnie wspominać. Może załatwisz dla nas coś do jedzenia, a ja ci opowiem podczas lunchu, jak mam zamiar urządzić pokój gościnny.
– Znowu? Mówiłaś mi o tym wczoraj i przedwczoraj.
– Mówiłam o saloniku. Teraz chodzi o gabinet Griffa. Urządzę go w dawnym pokoju gościnnym. Prawdopodobnie w odcieniach ochry, z jakimiś żywszymi akcentami.
– A gdzie będzie twój pokój do pracy i do nauki? – spytała Katy. Przez chwilę Dory patrzyła na nią zaskoczona.
– Pewnie będę korzystać z biurka Griffa albo z kuchennego stołu. Nie zrobi mi to większej różnicy. Łatwo się przystosowuję.
– Właśnie widzę – powiedziała kwaśno Katy. Popatrzyła na Dory zmrużonymi oczami. – Cóż, twoje plany są… godne podziwu. Więc nie rezygnuj jeszcze przed startem.
– Po prostu mam za dużo spraw na głowie! Ani myślę rezygnować! Przecież studia są głównym powodem mojej przeprowadzki. Nie martw się o mnie. Zobaczysz, że daleko zajdę! Jak myślisz, czy trudno będzie ci tytułować mnie „doktor Faraday”?
– Ani trochę. Nawiasem mówiąc, zostawiłam na twoim biurku cały plik informacji, a wszystkie książki kucharskie są już w pudłach. Jeden chłopak z dziełu gospodarczego obiecał, że po pracy podrzuci ci je do mieszkania. Wystarałam się nawet o poradnik gotowania w kuchence mikrofalowej!
– Fantastycznie, Katy! Kupię mikrofalówkę! Ułatwi mi to prowadzenie gospodarstwa, kiedy już zacznę studia. Dzięki, że mi o tym powiedziałeś.
Przyjęcie na cześć Dory rozpoczęło siew redakcji o trzeciej. Podano szampanowy poncz w plastikowych kubkach i duży wybór kanapek, przygotowanych przez dziewczęta z piętnastego piętra, na papierowych talerzykach. Od zespołu redakcyjnego Dory otrzymała w prezencie elegancką, skórzaną teczkę. Lizzie i Katy zrzuciły się dodatkowo na skórzany neseserek do kompletu. David Harlow wręczył Dory kopertę, do której nie miała odwagi zajrzeć. Jego spojrzenie było zbyt wymowne, zbyt przenikliwe. Dory nagle poczuła się tak, jakby próbowała płynąć pod prąd – i to na płyciźnie.
Później, po ogólnych uściskach i pocałunkach, Dory po raz ostatni obeszła wszystkie pomieszczenia redakcyjne i na koniec otworzyła kopertą. Ujrzawszy różowy czek (dlaczego muszą być zawsze w tym kolorze?!) na tysiąc dolarów, najpierw nie wierzyła własnym oczom. Pierwszym określeniem, jakie jej przyszło do głowy, było „łapówka”. Drugim: „opłata z góry za wiadome usługi”. Przełknęła z trudem śliną. Nie chciała tego czeku! Wetknęła go wraz z kopertą do torebki. Lepiej uznać, że to kuchenka mikrofalowa! Z dodatkiem trzech par pantofli. A może sześć par pantofli i elektryczny opiekacz do grzanek? Albo nowa elegancja suknia i kilka podręczników. Mogła też ulokować pieniądze w banku: niech sobie leżą i procentują. A może lepiej podrzeć ten czek i zapomnieć o wszystkim? Nie znosiła Davida Harlowa! Taki gładki, obłudny! Ale w końcu, do diabła, były to pieniądze wydawnictwa, a nie z jego prywatnej kasy! To ogromna różnica. Nieważne, na co je wyda. Jutro, kiedy już będzie w drodze do Wirginii, spojrzy na wszystko innymi oczami. Jeszcze tylko jeden dzień i będą razem z Griffem! Nawet niecały dzień. Jeśli wyruszy stąd skoro świt, jak zaplanowała, spotkają się już koło południa. Może nawet zjedzą razem lunch, o ile Griff będzie wolny. Tak do niego tęskniła! Jej oczy pragnęły jego widoku, a usta pocałunków. Już tylko kilka godzin! Kiedy Griff weźmie ją w ramiona, zapomni o Davidzie Harlowie i Nowym Jorku.
Naprawdę opuszczała Nowy Jork! W najśmielszych snach Dory nie wyobrażała sobie, że zamieszka gdzieś indziej. To było jej miasto, bliscy jej ludzie! Tu była Pixie. Tu mieszkali jej rodzice. Tutaj pracowała. Teraz była bez pracy. Teraz była wolnym duchem! Miotały nią sprzeczne uczucia.
Jakby powiedziała Pixie: „Wóz albo przewóz!” Podjęła już decyzję. Musiała teraz tylko konsekwentnie się jej trzymać. Nie wyrzekła się zresztą definitywnie swej kariery. Będzie nadal pracować w swoim zawodzie, co prawda w niewielkim wymiarze. Wywiady na zlecenie redakcji sprawią, że nie straci całkiem kontaktu z „Soiree”. A ukończone studia będą w przyszłości wielkim atutem. Może doktorat nie przyczyni się w sensie dosłownym do zrobienia kariery, ale literki „dr” przy nazwisku z pewnością nie zawadzą! Jakby na to nie spojrzeć, „doktor Dory Faraday” wygląda imponująco. Kiedy nadarza się szansa, czemu jej nie wykorzystać? Wszystko się ułoży, gdy tylko zaaklimatyzuje się w nowym domu. Zawsze najlepiej pracowało się jej w stresie, gdy jedna sprawa goniła drugą. Nigdy nie przerażały jej napięte terminy. Gotowa jest na wszystko, byle tylko być razem z Griffem. Na wszystko!
Czy popełniła błąd, zostawiając sobie otwartą furtkę, możliwość powrotu do „Soiree”? Czy nie lepiej było spalić za sobą wszystkie mosty? Ale w takim wypadku nie miałaby dokąd powrócić, gdyby się coś popsuło między niąa Griffem. Boże, co też jej przychodzi do głowy?! Nie można zaczynać nowego życia od takich pesymistycznych przewidywań! Powinna potraktować możliwość powrotu do „Soiree” jako alternatywne rozwiązanie. Może je wykorzystać lub z niego zrezygnować. Wybór będzie należał do niej.
Cholera, nie myślała, że to będzie takie trudne! Tu przecież koncentrowało się całe jej życie. „Boże, uchroń mnie przed popełnieniem omyłki!” – modliła się w duchu. Ale nie – podjęła przecież słuszną decyzję. Griff był w jej życiu najważniejszy. Kochała Griffa. Jej szczęście polegało na przebywaniu razem z nim. A praca to tylko praca!
Złośliwy chochlik przycupnął jej na ramieniu: „Jeśli to prawda, to czemu nie wyjdziesz za Griffa? Dlaczego nie zwiążesz się z nim na całe życie, zamiast… jak to tam określasz w głębi ducha?” – Dory tylko wzruszyła ramionami w nadziei, że spłoszy nieproszonego gościa i zagłuszy jego szept. Zawsze niepokoił ją, gdy była w rozterce.
A więc w drogę! Podjęła właściwą decyzję! Serce jej mówiło, że postępuje słusznie, a to powinno wystarczyć! Tylko Griff się dla niej liczył! Cała reszta jest nieważna.
Dory pożegnała się ze swą najbliższą sąsiadką Sarą. Obiecały sobie, że będą w kontakcie. Sara wręczyła jej termos, ponieważ obawiała się, że Dory będzie pędzić do Wirginii jak szalona i nie znajdzie czasu na żadne postoje. Dory podziękowała jej i ruszyła załadowanym po brzegi kombi, uginającym się pod ciężarem. Dzięki Bogu, że Griff odleciał do Waszyngtonu samolotem, zostawiając jej samochód!
Tuż po dziewiątej Dory sięgnęła po termos i włączyła radio. Ktoś śpiewał o miłości, która przetrwa wieki. Dory zmieniła stację. Natrafiła na Willie Nelsona. Dory uśmiechnęła się. Griff ubóstwiał tego nieco już przebrzmiałego, hałaśliwego wokalistę. Miał wszystkie jego płyty i kasety; potrafił siedzieć i słuchać go w zachwycie całymi godzinami. Mówił, że Willie działa uspokajająco – nawet na zwierzęta. Pewnie postara się, by jego nagrania rozbrzmiewały w nowej klinice.
O wpół do dwunastej Dory wjechała na przydzielone jej miejsce na Parkingu. W pobliżu krążyły Sylvia i Lily (z wózeczkiem dziecinnym) w towarzystwie Duke’a, dozorcy domu, który trochę za bardzo kleił się do Sylvii. Lily uśmiechnęła się radośnie i uściskała Dory. „O Boże! – pomyślała Dory – Już prawie południe, a Sylvia wygląda, jakby dopiero co wstała z łóżka!” Wyraz jej twarzy dobitnie świadczył, co tam robiła. Tylko z kim: Johnem… czy może z Duke’em?
– Od dawna już tu jesteście? – spytała.
– Ach, kochanie! Całe wieki. O ósmej byli tu faceci od telefonu. O wpół do dziesiątej zainstalowali wam zmywarkę i suszarkę. Zadzwonili z firmy przewozowej, że będą tu o drugiej. Przed chwilą dostarczono lodówkę. Już podłączona i działa.
Dory spojrzała pytająco na Lily.
– Ja dopiero przyszłam! – odparła. – Mały Rick spał długo. Potem musiałam go wykąpać i nakarmić. Później znowu zachciało mu się jeść. Ale teraz już jestem i chętnie ci w czymś pomogę, o ile mały Rick będzie grzeczny.
Duke uśmiechnął się, dziarskim krokiem podszedł do samochodu i zaoferował swą pomoc przy noszeniu ciężkich pak.
– Widziałaś kiedyś takie muskuły?! – szepnęła Sylvia.
– Nie przypominam sobie – odparła Dory i pochyliła się, by wyjąć z wozu jakieś pudło.
– Postarałam się o kawę, a Lily przyniosła jagodzianki domowej roboty – poinformowała ją Sylvia.
– A gdzie Griff? – zapytała Dory.
– Jest w McLean, leczy konie senatora. John pojechał razem z nim. Zobaczysz go późnym wieczorem albo jutro, jeśli będą musieli zostać na noc. Wiem, że czujesz się zaskoczona, ale lepiej przygotuj się od razu na podobne niespodzianki. Jakoś się zaadaptujesz. – Widać było od razu, że Sylvia zaadaptowała się doskonale. Ciekawe tylko, czy John wiedział, do jakiego stopnia?
– Przyzwyczaisz się, Dory – powiedziała łagodnie Lily. – Gdybyś się jeszcze postarała o takie cudo jak mały Rick, prawie byś nie dostrzegała nieobecności Griffa.
"Tylko Ty" отзывы
Отзывы читателей о книге "Tylko Ty". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Tylko Ty" друзьям в соцсетях.