Griff zaparkował furgonetkę obok kombi. Gdy je mijał, zauważył rozsypaną ziemię, połamane liście i gałązki w tylnej części wozu. Zmarszczył brwi. Bardzo dbał o czystość w samochodzie. Cóż, u diabła przewoziła w nim Dory?!
– Cześć, kochanie, już jestem! Może pójdziemy gdzieś na kolację? – zawołał Griff, idąc w stronę kuchni.
Dopiero wtedy zauważył zastawiony stół, dymiące garnki i zarumienioną twarz Dory.
– Zdążyłaś przygotować to wszystko, mimo że byłaś na wykładach? – spytał zdumiony.
Dory przytaknęła z satysfakcją.
– Duszona wołowina z sosem, fasolka szparagowa, kukurydza w kolbach, a na deser gruszki w brendy. Nadal chcesz zjeść na mieście? – przekomarzała się.
– Pewnie że nie, tylko kretyn zrezygnowałby z tego wszystkiego! Mógłbym dostać piwa, zanim pójdę pod prysznic?
– Zaraz ci przyniosę. Może wypijesz w salonie?
– A co znów tam zmajstrowałaś?
Dory otworzyła piwo i poszła w ślad za Griffem. Chciała zobaczyć jego minę!
– Coś fantastycznego! Jakim cudem udało ci się tego dokonać?
– Harowałam jak dziki osioł! Strasznie się cieszę, że ci się podoba. Odrobina zieleni i wszystko od razu wygląda inaczej.
– Spisałaś się na medal, kochanie. Dużo to kosztowało?
– Niespecjalnie. Dostałam po niższej cenie. Wszystkiego jakieś sto dolarów – skłamała Dory.
– Niewiarygodne! Cud kobieta jest w dodatku oszczędna! Popieram całkowicie. Od razu wiedziałem, że coś w tobie jest. Kiedy będzie kolacja?
– Kiedy tylko uporasz się z drugim piwem – odparła Dory, całując go lekko w policzek.
Griff jadł z ogromnym apetytem. Chwalił każde danie co najmniej trzy razy. Dory rozkwitała w tym zalewie komplementów. Paplała o tym, jak należy dbać o rośliny, jak często podlewać, ile im trzeba słońca i jaki ogromny wpływ ma światło na ich wzrost. Potem rozszczebiotała się na temat soku z jabłek w sosie do wołowiny i o tym, jak szczęśliwym trafem udało jej się zdobyć ostatnią w tym sezonie kukurydzę. Griff chłonął każde słowo, zafascynowany jej entuzjazmem.
– A jak było na wykładach? – spytał, gdy Dory przerwała, by napić się wina.
Zmarszczyła czoło i opowiedziała mu o zawrotach głowy. Griff spojrzał na nią z niepokojem.
– A po powrocie do domu tak ciężko pracowałaś? Czy zawroty głowy nie powtórzyły się?
– Nie. Czułam się wspaniale jak nigdy! To pewnie były nerwy.
– Napad lęku. Oszczędzaj sił, Dory. Wynajęliśmy to mieszkanie na rok. Zwolnij tempo i nie przemęczaj się. Obiecaj mi, że jeśli podobne objawy się powtórzą, powiesz mi o tym i dasz się przebadać. Jestem prawie pewny, że to tylko nerwy, ale zawsze lepiej sprawdzić.
– Jesteś kochany, że tak o mnie dbasz, ale nic mi nie będzie. Oczywiście, zrobię, co zechcesz. A teraz powiedz, czym się zajmiemy wieczorem? Pooglądamy razem telewizję jak stare małżeństwo czy masz coś do roboty i znikniesz w swoim gabinecie?
– Muszę wracać do kliniki. Oszczeniła się dziś irlandzka terierka. Dziewięcioro maluchów. Mają problemy z oddychaniem. To bardzo cenne psy, chcę zapewnić im wszelką możliwą pomoc. Zrobiłbym oczywiście to samo dla byle kundla, ale sunia jest własnością senatora Gregory’ego. Wielka polityka, moja droga! – uśmiechnął się.
Dory zrzedła mina. Wspaniały humor gdzieś się ulotnił. Griff jakoś nie zwrócił na to uwagi i rozwodził się nad irlandzkimi terierami.
– Będziesz mogła spokojnie pouczyć się w moim gabinecie. Wrócę niezbyt późno. Koło dziesiątej, wpół do jedenastej. Do tego czasu posprzątasz w kuchni i trochę poczytasz. A kiedy wrócę, strzeż się! – zrobił lubieżną minę. – Może zadzwonisz do Sylvii? Niedługo wraca do pracy u Neimana-Marcusa. Na pewno ucieszy się z twojego telefonu.
– Dobrze, zadzwonię – obiecała Dory i zaczęła sprzątać ze stołu. Griff cmoknął ją w policzek i wyszedł kuchennymi drzwiami.
Między jedną a drugą porcją zmywania Dory zatelefonowała do Sylvii. Pogawędziły chwilę.
– Złotko, jak to miło, że dzwonisz! Jak było na uczelni? – Nie czekając na odpowiedź, Sylvia paplała dalej. – Nigdy nie znosiłam wykładów! Griff wspomniał ci, że wracam do pracy? Ubóstwiam japo prostu! No i – dodała ze śmiechem – mam na wszystko trzydzieści procent rabatu. Gdybyś czegoś chciała, tylko mi powiedz! A jak będziesz miała trochę czasu na zakupy, zadzwoń do mnie. Pokażę ci sklepy, których lepiej unikać! Gdyby Lily odstawiła tego gówniarza od piersi i postarała się o jakąś opiekunkę, mogłybyśmy we trzy zaszaleć! Nie wiem jak ty, ale ja po prostu nie wiem, gdzie oczy podziać, gdy ona publicznie rozpina stanik. Dzieciak ssie tak żarłocznie, a Lily ma taki głupi wyraz twarzy, jakby dostawała przy tym orgazmu. Obrzydliwe! Chętnie bym dłużej z tobą pogadała, ale dziś wieczorem wybieramy się z Johnem do znajomych na brydża. Zadzwoń kiedyś znowu! – dodała od niechcenia. Dory przez chwilę wpatrywała się w telefon, nim odłożyła słuchawkę. Taka to przyjaźń z Sylvią. Trzydzieści procent rabatu, dobre sobie! Ciekawe, czy to dotyczy wszystkich towarów, czy tylko kosmetyków?
Czym ona właściwie żyje? Co jest dla niej najważniejsze? Nawet przelotny kontakt z Sylvią sprawiał, że długo pozostawała w pamięci. Dory domyślała się, na czym polegają kłopoty tej starszej od niej kobiety – jeśli można to było określić jako „kłopoty”. Bała się starości, tego, że nikt jej nie będzie kochać, że zostanie w końcu sama. Dory mogła to zrozumieć. Każda kobieta miewała podobne myśli. Różnica polegała tylko na tym, że każda inaczej zmagała się z tym lękiem. Tak, musi być wyrozumiała dla Sylvii.
Dory westchnęła. Może za jednym zamachem zadzwonić także do Lily? Pomyślała, że przydałby się jakiś pretekst. Jej spojrzenie padło na kosz od śmieci i wrzucone do niego jagodzanki.
– Lily, chciałam ci tylko powiedzieć, że Griff zajadał się twoimi jagodziankami!
– Wiedziałam, że tak będzie! Mężczyźni ubóstwiają domowe wypieki! Jak ci poszło, Dory? Myślałam o tobie przez cały dzień: ogromnie cię podziwiam za to, że wróciłaś na studia! Chciałabym mieć tyle charakteru co ty, ale jestem uwiązana przy małym i dużym Ricku! Czy Griff opowiadał ci o szczeniętach teriera? Wszyscy się o nie martwią. To byłoby straszne, gdyby biedactwa zdechły.
– Pewnie że byłoby straszne. Sylvia wspomniała mi, że wraca do pracy. Czy to nie wspaniałe? – O Boże, jak trudno rozmawia się z Lily.
– Nie jestem wcale pewna, czy to takie wspaniałe. Cóż to za zajęcie? Przez większość dnia Sylvia robi klientkom makijaż. Nie nazwałabym tego ciężką pracą. W dodatku to nudne! Sama bardzo rzadko używam kosmetyków. Rick ich nie znosi. A jeśli już, to wyłącznie naturalne.
– Tak też myślałam. – Lily nie zauważyła jednak cierpkiego tonu Dory.
– Wiesz co, Dory? Mam zamiar uszyć pikowaną kołderkę dla małego Ricka. Kiedy robię coś podobnego, czuję się jak… jak żona pioniera w dawnej Ameryce… Mogłabyś i ty spróbować. Mam wzór i masę różnych szmatek. Zawsze chowam wszelkie ścinki i resztki. Starczy na trzy kołdry i jeszcze mi zostanie!
– Jestem teraz zajęta po uszy, Lily: studia i cała reszta. Ale to… interesująca propozycja. Jeżeli znajdę czas, chętnie spróbuję swoich sił. Muszę już kończyć. Mam masę roboty. Odezwę się, jak będę miała wolną chwilę.
– Kiedy tylko zechcesz. Nie przemęczaj się! Ci okropni profesorowie lubią katować swoich uczniów! Pamiętam jeszcze ze szkolnych czasów.
„Pikowane kołdry. Galaretka z pigwy. Jagodzianki. Założę się, że w dodatku maluje kolorowe obrazki na ścianach pokoju dziecinnego!” – pomyślała sarkastycznie Dory, gasząc światło w kuchni.
W gabinecie Dory włączyła magnetofon z nagraniem wykładu, ale słuchała tylko jednym uchem. Zwinięta w nowym fotelu, który kupiła dla Griffa, myślała o rozmowie z Lily i próbowała dociec, co ją drażniło w tej kobiecie. Znała przecież inne, które koncentrowały wszelkie swe wysiłki na sprawach domu. Choćby jej własna matka! A zatem oddanie Lily dla rodziny nie było niczym wyjątkowym, o cóż więc chodziło?
Magnetofon odtwarzał tekst wykładu, ale Dory myślała o całkiem innych sprawach. W końcu doszła do wniosku, że talenty Lily i jej niezłomne poczucie obowiązku wprawiały ją w kompleksy: czuła się gorsza, niedoskonała. Rick wydawał się taki szczęśliwy dzięki zabiegom Lily! Dory zapragnęła, by Griff promieniał tak samo jak on.
– To idiotyczne! – skarciła się Dory. – Przecież Griff jest szczęśliwy! Czego mu jeszcze brakuje?! – I wtedy zrodziła się pewna wątpliwość: przecież odrzuciła jego oświadczyny! Czy to możliwe, by Griff naprawdę marzył o stabilizacji, o usankcjonowaniu ich związku? Czy ich układ stanowił jakieś zagrożenie? Czemu nie mogła zdecydować się na to małżeństwo? Jeśli była z Griffem szczęśliwa, to dlaczego nie pożegnała się ostatecznie z redakcją „Soiree” i nie przeniosła na dobre do Waszyngtonu? Czy Griff podejrzewał, że zostawiła sobie drogę odwrotu? Czyjego podejrzenia były słuszne?
Nagle stanął jej przed oczami David Harlow. To prawda: zadbała o to, by zabezpieczyć się ze wszystkich stron, nawet za cenę poniżenia się przed Harlowem. Nie oburzyła się głośno na jego całkiem niedwuznaczne sugestie. Uczyniła to całkiem świadomie i teraz Harlow ma prawo myśleć, że kiedy Dory wróci do Nowego Jorku i obejmie funkcję redaktora naczelnego, będzie mu umilała życie po godzinach pracy. Idiotka! Podła kretynka!
Słysząc zgrzyt klucza w zamku, Dory aż podskoczyła. To Griff! Jak długo tu siedziała? Zerknęła na zegarek. Było już po dziewiątej, a nawet nie przesłuchała nagranego wykładu!
– Cześć! – zawołał Griff.
Dory zerwała się z fotela, pobiegła do salonu i rzuciła się Griffowi na szyję.
– No, no! Cóż ci się stało? – spytał, tuląc ją do siebie. Poczuł, że cała drży – Jakieś kłopoty? Czy czegoś się przestraszyłaś?
Dory uczepiła się Griffa jak liny ratunkowej. Trafił w sedno: była przestraszona. Śmiertelnie się bała. Chciała, by ją obejmował i zapewniał, że wszystko będzie dobrze. Wiedziała jednak, że nie potrafi mu wyjaśnić, co budzi w niej lęk. Nie była w stanie wyrazić tego słowami. – W tym momencie wiedziała tylko, że potrzebuje siły Grifa, jego miłości, wsparcia. Pragnęła skryć siew jego ramionach, pozwolić, by ją osłaniał przed światem i przed jej własnymi wątpliwościami. Chciała czuć się bezpieczna.
"Tylko Ty" отзывы
Отзывы читателей о книге "Tylko Ty". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Tylko Ty" друзьям в соцсетях.