– Czy na tym mu właśnie zależało? – spytała cicho Katy. Dory patrzyła na przyjaciółkę przez dłuższą chwilę.
– Nie wiem. Zawsze się na wszystko zgadzał. Nigdy się ze mną nie sprzeczał. Poświęciłam mu się całkowicie. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, by nam się udało.
– Ale czy Griff tego właśnie chciał? – nie ustępowała Katy.
– Nie wiem. Naprawdę nie wiem.
– Właśnie że wiesz! Gdyby tak nie było, nie siedziałabyś tu teraz. Znacznie prościej podnieść słuchawkę i zatelefonować. A jednak zdecydowałaś się na podróż! Odeszłaś stąd, gdy stałaś na progu wielkiej kariery zawodowej. Byłaś kobietą z własnym mieszkaniem, ustaloną pozycją, plikiem własnych akcji. Każda dziewczyna z naszej redakcji dałaby odciąć sobie prawą rękę, by mieć choćby cząstkę tej pewności i siły, która z ciebie wprost emanowała. Choć małą cząstkę! W takiej właśnie kobiecie zakochał się Griff i postanowił się z nią ożenić. Czy nie mam racji?
– Zgoda, zgoda! Może i masz rację! Ale miłość to miłość. W głębi serca pragnęłam jednak pozostać nadal taka jak w Nowym Jorku. Och, Katy! Wszystko spaprałam! Teraz już wiem dlaczego: usiłowałam być kilkoma różnymi osobami naraz. Sylvia i Lily drażniły mnie jak cholera. Robiłam dobrą minę, ale źle się czułam w ich towarzystwie. Boże, jak się starałam dopasować! Robiłam, co mogłam. A im bardziej się starałam, tym gorzej się czułam. Masz słuszność: zmieniłam się we własną karykaturę. Czasami dostrzegałam spojrzenie Griffa: gapił się na mniej, jakby widział mnie po raz pierwszy! Nie mogłam tego zrozumieć. Myślałam, że pragnął takiej przemiany! Robiłam to wszystko, żeby go zadowolić.
– I zgubiłaś po drodze samą siebie, tę Dory, w której się zakochał. Gdyby mu zależało na kimś do prowadzenia domu, mógł sobie wynająć gosposię! Ale on chciał ciebie! Prawdziwą Dory! Tą, która teraz tu siedzi i rozmawia ze mną.
– Trudno mi się z tym wszystkim pogodzić. Nie byłam w porządku ani wobec Griffa, ani wobec siebie. Próbowałam oszukać i jego, i samą siebie.
– Z pewnością przeżyliście niejedną szczęśliwą chwilę, zwłaszcza z początku – powiedziała łagodnie Katy. Cierpiała, widząc udrękę w oczach przyjaciółki. Lepiej jednak, żeby Dory zorientowała się w sytuacji i nie ciągnęła tego tak dalej, wiecznie niezdecydowana. Bardzo łatwo dać za wygraną. Jej samej zdarzyło się przed wielu laty coś podobnego.
– Oczywiście że bywały szczęśliwe, cudowne chwile! Nigdy ich nie zapomnę. Nigdy! Ale to już tylko wspomnienia, Katy. Gdyby jednak można było cofnąć czas, postąpiłabym tak samo. Potrzebowałam tego wspólnego życia z Griffem, a i on chyba też. Obojgu nam przydało się to doświadczenie. Tyle że eksperyment się nie powiódł. Gdybym się nie zdecydowała na wyjazd do Waszyngtonu, żałowałabym tego do końca życia. Jak mawia Pixie: „Rób, na co masz ochotę, jeśli będzie to coś głupiego, wkrótce sama się o tym przekonasz”. Od dziś zamierzam zawsze robić tylko to, co jest zgodne z moją naturą. Muszę powrócić do mojego prawdziwego życia. Nie będzie to łatwe. Kocham Griffa. Chyba zawsze będę go kochała, ale są w moim życiu i inne miłości. Kocham Nowy Jork. Kocham pracę w redakcji. Kocham tę wielkomiejską dżunglę, kocham to życie! Pragnę znowu cieszyć się tym wszystkim. Nie ma w tym nic złego; żeby to zdobyć, nie muszę się poniżać, niczego się wyrzekać, nie muszę zmieniać się w kogoś całkiem innego. Powinnam tylko wyraźnie powiedzieć sobie, co jest dla mnie najważniejsze.
– Jesteś na dobrej drodze. Widzisz, jak może się przydać rozmowa ze starą przyjaciółką? – Katy uściskała ją mocno.
– Dziękuję ci, Katy! Naprawdę mi pomogłaś.
– Gdzie tam, sama doszłaś do tego! Ja tylko cię słuchałam. Przecież nie dawałam ci żadnych rad! Nie mówiłam, co dobre, a co nie!
– Masz rację! Naprawdę sama do tego doszłam! Oceniłam sytuację. Pozbierałam się! No, prawie. Czeka mnie jeszcze wiele przeszkód, aleje pokonam. Może w którymś momencie ogarnie mnie znowu słabość, ale już wiem, dokąd zmierzam. Zanim wyjdziesz, muszę się koniecznie dowiedzieć, jak wypadł artykuł o Pixie.
Katy roześmiała się.
– To będzie chyba jeden z największych sukcesów „Soiree”! Z Pixie cudownie się współpracowało. Zaproponowała nam dalszy ciąg w przyszłym roku. Gotowa jest nawet przyjechać z Hongkongu. Ciągle napomykała o swym udziale w programach telewizyjnych! Jeszcze tego jej się zachciewa!
– Cieszę się, że Lizzie postanowiła wykorzystać ten materiał. Czy bardzo było trudno przedstawić w sposób taktowny „starcze ciągoty” Pixie, jak sama to określa?
– Ależ skąd! Wyszło istne arcydzieło. W najlepszym guście, słowo daję. Artykuł wzbudził takie zainteresowanie, że cały zarząd stawił się na ostatnią sesję zdjęciową. Pokochali po prostu Pixie, zwłaszcza po tej imprezie „Pod Gołębiem”. Przesłałam ci ostatnie sprawozdanie z posiedzenia, czyżbyś go nie przeczytała? Harlow przypisał całą zasługę tobie. Jego pochwały zajmują aż dwa akapity! Powiedział, cytuję dosłownie: „Powinniśmy być wdzięczni Dory Faraday za intuicję i odwagę, jaką wykazała, proponując nam wykorzystanie tego materiału. Jest to temat, którego większość czasopism obawiałaby się poruszać na swoich łamach. Ponieważ jednak „Soiree” zawsze przoduje na drodze postępu, nie mogliśmy pozbawić czytelników tak niezwykłej publikacji. „ I gadał tak bez końca, obsypując cię komplementami. Przesłałam ci to kilka dni temu.
– Jeszcze nie dostałam. Kiedy to się ukaże?
– W wiosennym numerze.
– Prześlij trochę egzemplarzy cioci Pixie do Hongkongu.
– Co ona tam właściwie robi?
– To co zawsze. Przed wyjazdem wpadła do mnie na trzy dni. Nie zmieniła się ani trochę! Dożyje z pewnością setki, ciesząc się każdym dniem. Griff jest nią oczarowany, ogromnie się zaprzyjaźnili.
– Jak mógłby jej nie pokochać? To jedna z najbardziej niezwykłych kobiet, jakie w życiu spotkałam! Okazuje się, że starość też miewa dobre strony. Kiedy będziesz pisać do Pixie, przekaż jej pozdrowienia ode mnie.
– Oczywiście! Wspaniale było pogadać z tobą, Katy! Bardzo mi ciebie brakowało. Wszystkich was mi brakowało. Zadzwonię do ciebie.
Katy uścisnęła ją.
– Kiedy tylko zechcesz. Do zobaczenia!
Dory zaryglowała drzwi, rozebrała się i poszła spać. Miała zamiar przemyśleć dokładnie wszystko po powrocie do Wirginii.
Następnego ranka Dory wylądowała na lotnisku krajowym w Waszyngtonie. Zbliżała się pora lunchu i zimowe słońce świeciło jasno przez wielkie, podłużne okna terminalu. Czekając na swój bagaż, przyglądała się podróżnym. Było głupotą mieć nadzieję, że ujrzy wśród nich spotkanego wczoraj mężczyznę, ale nie mogła się powstrzymać.
Czując się trochę nie w porządku wobec Griffa, zabrała swe pakunki z przenośnika i poszła w stronę parkingu.
Tonące w zieleni mieszkanie wydało się Dory jakieś obce. Z niewiadomego powodu irytowało ją. Wyregulowała termostat i powiesiła futro do szafy. Widok nie zasłanego łóżka rozdrażnił ją. Dostrzegła też na stole okruchy grzanek i brudny kubek po kawie. „Zabrakło kobiecej ręki!” – pomyślała. Z kosza na brudną bieliznę zwisała nogawka piżamy Griffa. W miednicy leżał mokry ręcznik. Ranny pantofel zaklinował drzwi, których nie można było zamknąć.
– Niech to cholera! – wybuchnęła Dory i zbiegła na dół. Zrobiła sobie mocną kawę i usiadła, by ją wypić. Postanowiła, że zrobi sobie godzinny marsz: czas wrócić do formy! Na lunch i na kolację zje sałatkę. Griffowi zrobi do sałatki stek. Koniec z daniami dla smakoszy! I z wieloma innymi rzeczami!
Ma cztery dni na podjęcie decyzji. Zerknęła na kalendarz. Cztery dni. Dziewięćdziesiąt sześć godzin. Pięć tysięcy siedemset sześćdziesiąt minut.
Powinna jednak pomyśleć o Griffie. Jeżeli wróci do Nowego Jorku, co stanie się z ich miłością? Wiadomo, że rozłąka wcale nie zbliża ludzi… Czy zdoła żyć bez Griffa? Czy naprawdę chce wracać? Gdy wczoraj wyszła z redakcji „Soiree”, zatrzymała się przed budynkiem i popatrzyła w redakcyjne okna. „Tylko tu naprawdę żyję” – pomyślała.
Jeśli to prawda, to co można powiedzieć o dniach przeżytych z Griffem? Czy był to eksperyment, próba zerwania z przeszłością?
W którym, momencie zaczęła myśleć, że to nie na zawsze? Przecież gdy składała podanie o urlop i zdecydowała się na podjęcie studiów i zamieszkanie razem z Griffem, wierzyła w głębi serca, że zostanie z nim na dobre. Miał to być nowoczesny związek, który ostatecznie doprowadzi do małżeństwa. Mogła się teraz przyznać do tego przed sobą.
Kochała Griffa. Jeśli od niego odejdzie, coś w niej umrze. Było to równie pewne jak fakt, że nie mogłaby żyć, nie oddychając. Potrzebowała jednak czegoś więcej. Tutaj nie czekało na nią żadne ambitne zadanie. Jej życie nie miało sensu. Gdy o tym myślała, robiło jej się niedobrze. Jakim cudem znalazła się w takiej matni? Nie umiała na to odpowiedzieć. Znów spojrzała na kalendarz i rządek czerwonych krzyżyków.
Z szybkością błyskawicy przebiegła przez kuchnię do telefonu. Poszukała numeru telefonu. Z bijącym sercem czekała, aż ktoś po tamtej stronie podniósł słuchawkę.
– Kancelaria senatora Collinsa. Czym mogę służyć?
– Tu Dory Faraday. Kilka miesięcy temu redakcja „Soiree” skontaktowała się z senatorem na temat przeprowadzenia z nim wywiadu podczas świątecznej przerwy w sesjach Senatu. Chciałabym uzgodnić termin z panem senatorem.
– Zdążyła pani w ostatniej chwili. Jest już spakowany, wraca na święta do Nowego Jorku. Chwileczkę, zaraz go poproszę do telefonu.
To był wyraźny znak! Znak z nieba. Ze ściśniętym gardłem czekała, aż Drake Collins podejdzie do telefonu. Mimo że nie mógł jej zobaczyć, odgarnęła spadające na czoło włosy i przesunęła wskazującym palcem po wargach.
– Panna Faraday? Redakcja „Soiree” zapewniała mnie, że skontaktuje się pani niebawem ze mną. Sądziłem, że całkiem pani o mnie zapomniała. – Miał niski głos. Kiedy to mówił, z pewnością się uśmiechał.
"Tylko Ty" отзывы
Отзывы читателей о книге "Tylko Ty". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Tylko Ty" друзьям в соцсетях.