– No coś takiego! – warknął Jo przez zaciśnięte zęby. – Tym razem to już chyba przesadziła.

– Jo… – szepnęła Liv, widząc jego wykrzywioną gniewem twarz, ale było za późno. Jo energicznym krokiem przemierzył parkiet i wszedł na podium. Powitała go burza oklasków, a Tulla z wielką łaskawością wyciągnęła do niego lewą rękę. Triumfowała! Liv została pokonana w obecności niemal wszystkich mieszkańców Ulvodden!

Jo zdołał zmusić się do bladego uśmiechu i wziął mikrofon. To jednak nie należało do roli. Wybraniec królowej powinien być głęboko onieśmielony, wdzięczny za łaskę i pokorny.

– To bardzo piękny gest ze strony Tulli Larsen – powiedział Jo, a jego oczy miotały skry. – To piękny i pełen szczodrości gest wybrać na tancerza i towarzysza wieczoru przyjaciela swojej siostry. To, oczywiście, sprawa gustu, którą z sióstr ktoś woli. Ja chciałbym jednak zaszczyt i honor eskortowania królowej do domu pozostawić komuś innemu. Tak rzadko mam okazję być razem z Liv, że wolałbym nie tracić czasu.

Po tym przemówieniu zeskoczył z podium, przecisnął się przez oniemiały tłum do Liv i ujął ją pod rękę.

– Chodź! Potrzebuję świeżego powietrza!

Wychodząc Liv zauważyła jeszcze, jak Tulla z krzywym uśmiechem zaprasza na podium rezerwę, brata Very.

– Dokąd pójdziemy? – zapytał Jo, kiedy stanęli w pustym korytarzu. – Musimy znaleźć jakieś spokojne miejsce, chciałbym z tobą porozmawiać.

– Do mojego domu iść nie możemy, bo tam i tak nie mielibyśmy spokoju – powiedziała Liv. – A do twojego pensjonatu nie wypada?

– Nie, myślę, że tam nie. A na dworze jest za zimno.

– Poczekaj chwilkę… Już wiem, galeryjka nad salą gimnastyczną. Co prawda uczniom nie wolno tam przebywać, ale ja będę uczennicą dopiero od poniedziałku, więc mam to w nosie.

Bezszelestnie weszli po schodach na wąską galerię. Szum sali balowej buchnął im w twarze, gdy otworzyli drzwi i wemknęli się do środka.

– Uważaj, żeby nas nikt nie zauważył – szepnęła Liv.

Galeria, która początkowo przeznaczona była dla publiczności oglądającej zawody sportowe, teraz służyła jako skład uszkodzonego sprzętu i starych mebli. Jo usiadł na stosie treningowych mat i oparł plecy o drewnianego konia. Liv z wahaniem przycupnęła obok. Nie była pewna, czy Jo życzy sobie, by siedziała tak blisko niego.

On miał wciąż na twarzy wyraz gniewnego napięcia, okolice warg i nosa były niemal białe.

– Zachowałem się okropnie, prawda?

– A czy ja będę okropna, kiedy powiem, że ona sobie na to zasłużyła? – uśmiechnęła się Liv zawstydzona.

Milczeli. Jo marszcząc brwi wpatrywał się w podłogę.

– Chciałeś ze mną porozmawiać – zaczęła w końcu Liv.

Jo jakby się ocknął.

– No właśnie, jak się posuwa śledztwo w sprawie zamordowania Bergera?

– Powoli, tak mi się zdaje. Byłam przesłuchiwana przez takiego faceta ze służby kryminalnej, przychodzili też do mnie jacyś dziennikarze, ale odesłałam ich do Tulli. Zwłaszcza że ona nie miała nic przeciwko temu. Ja zresztą też nie uważam, że prasa nie powinna zajmować się sensacjami, ale kiedy w grę wchodzi morderstwo, śmierć człowieka, to, moim zdaniem, babranie się w tym wcale nie jest zabawne.

Jo kiwał głową.

Liv opowiedziała mu o swoich spostrzeżeniach na temat trzech gości lensmana, Jo otrzymał szczegółowe opisy wszystkich trzech i oboje z Liv spoglądali dyskretnie na salę taneczną, by się dokładniej przyjrzeć ludziom, o których opowiadała.

– Ten dość ponury typ z bardzo ładną żoną to inżynier Garden. On ma tylko dwie córki i o ile wiem, nikogo w rodzinie, kto by mógł mieć na imię Arvid.

– Tak, ten tajemniczy Arvid wszystko komplikuje – rzekł Jo. – Ciekawe, czy on w ogóle istnieje? Ale poza tym myślę, że ten twój inżynier to wcale przyjemnie nie wygląda. Zimny, nieczuły typ, urodzony zarządca, tak mi się wydaje.

– Podobno jest bardzo zakochany w swojej żonie.

– O, tak, to możliwe. Właśnie takie lodowato zimne typy zdolne są co prawda tylko do jednej, ale za to desperackiej namiętności, jeśli mogę się posłużyć takim określeniem. I prawdopodobnie jest strasznie zazdrosny, prawo własności, rozumiesz… Ale on mi nie wygląda na jakiegoś crime passionnel, więc możemy z pobłażaniem odnieść się do drobnych uczuciowych słabostek pana inżyniera. No a adwokat Sundt, kto to taki?

– Stoi z boku, o, widzisz, właśnie stara się ukradkiem poklepać po pupie tamtą dziewczynę. Co za obleśny typ! On to prawdziwa ważna figura, wiesz, taki człowiek, co to ma mnóstwo wpływowych przyjaciół, z którymi wieczorami dyskutuje o interesach i polityce. Mój ojciec dumny jest niczym paw za każdym razem, gdy go pan adwokat zaprasza na te seanse. Żonaty, ale bezdzietny i tutaj też żadnego Arvida w zasięgu wzroku. Jak wygląda nasz dyrektor, to wiesz, naprawdę trudno mi wyobrazić go sobie jako pozbawionego sumienia mordercę. Spójrz, Jo! On patrzy w górę!

Pospiesznie wrócili na maty. Liv siedziała przez chwilę w milczeniu, obserwując profil Jo. Tak bardzo chciała mu coś powiedzieć, ale nie wiedziała, jak on zareaguje. Nie bądź tchórzem, Liv, próbowała dodawać sobie otuchy. Czy zawsze musisz oczekiwać najgorszego? W końcu zebrała się na odwagę i wykrztusiła głosem drżącym z obawy o to, jaka będzie odpowiedź:

– Jo, ja tak strasznie za tobą tęskniłam.

– I ja także, Liv.

Wypowiedział te słowa jakoś bezbarwnie i nawet nie odwrócił głowy w jej stronę, nie ulegało jednak wątpliwości, że się na nią nie gniewa, więc Liv mówiła już nieco śmielej:

– Ty… sprawiłeś mi prawdziwy ból tam w górach, Jo, że nie dałeś mi swojego adresu, żebym mogła do ciebie napisać.

– Wiem – powiedział krótko. – Byłem głupi, ale myślałem, że tak trzeba.

– Cóż, rozumiem. A poza tym wiedziałeś, że ja nigdy niczego od ciebie nie zażądam.

Jo ukrył twarz w dłoniach.

– Ja wiem, że ty nigdy niczego ode mnie nie zażądasz. Och, Liv – szepnął udręczony.

– Jo, co się stało? Jesteś jakiś inny. Czy zrobiłam coś złego?

Potrząsnął głową, ale nie odsłonił twarzy.

Liv długo siedziała w milczeniu. Serce ściskało jej się z bólu. Jo był tak blisko niej, a zarazem tak daleko.

– Jak mogłabym ci pomóc, Jo? – szepnęła w końcu i odgarnęła mu włosy z czoła. – Jesteś chory?

– Tak. Jestem chory – odparł gwałtownie i spojrzał w górę. Oczy lśniły zielonkawo w odmienionej twarzy. – Włóczyłem się po górach, żeby uciec od samego siebie, albo pracowałem jak opętany. Schudłem, bo kompletnie nie mogę jeść, a teraz, wczoraj i dzisiaj, gnałem jak szalony do Ulvodden, bo nie byłem już w stanie dłużej walczyć. Ale jak myślisz, jak może się czuć dorosły mężczyzna, który zakochał się w uczennicy i nie może jej nawet pocałować, żeby sobie nie ściągnąć na głowę komitetu praw dziecka? Czy wiesz, że kiedy tutaj przyszedłem, to ręce tak mi drżały, że nie byłem w stanie przy drzwiach podać biletu? Tęskniłem, żeby cię zobaczyć, żeby usłyszeć twój głos, nie widziałem cię przecież ponad tydzień. Dopiero kiedy wyjechałaś, zrozumiałem, co się ze mną stało. Nienawidziłem samego siebie, próbowałem o tobie zapomnieć, ale tęskniłem aż do bólu.

Liv zaciskała mocno ręce, żeby powstrzymać drżenie. W jej mózgu zapanował kompletny chaos, radość przemieszana ze zdumieniem, że on przeżywa to aż tak mocno.

– Jo, czy to prawda? – szepnęła zdławionym głosem. – Czy to taka straszna katastrofa być zakochanym we mnie? Ja nie jestem taka dziecinna, jak myślisz. Musiałeś przecież wiedzieć, że ja też jestem zakochana w tobie.

Skinął głową i uśmiechnął się krzywo.

– Twoje oczy nie były w stanie tego ukryć, ale dopiero nasz fatalny pocałunek pozwolił mi pojąć, jakie silne uczucia ty z tym łączysz. Ale ja także, Liv. Nigdy w życiu nie reagowałem tak silnie na żaden pocałunek. I co my teraz zrobimy, moje dziecko?

– Rozumiem – westchnęła cicho. – Ty nie chcesz na mnie czekać.

Jo niecierpliwie machnął ręką.

– Będę na ciebie czekał, jak długo będzie trzeba. Ale czy nie rozumiesz, że nie mogę ciebie wiązać? Wiem, że istnieją siedemnastolatki bardziej doświadczone niż niejedna dorosła kobieta, ale ty do nich nie należysz. W twoim wieku naturalne są krótkotrwałe zakochania i masz do tego prawo. Za kilka miesięcy zapomnisz o mnie dla jakiegoś innego chłopca…

– Naprawdę tak myślisz? Czy to nie ty zwróciłeś uwagę na to, jak bardzo wydoroślałam od naszego pierwszego spotkania? A poza tym czy naprawdę musimy się martwić na zapas? Dlaczego najpierw nie spróbować? Czy ty poważnie sądzisz, że ktoś mógłby zająć twoje miejsce w moim sercu?

Patrzył jej długo i uważnie w oczy.

– Nie, nie, wcale tak nie sądzę – powiedział z wolna i położył jej ręce na ramionach. – To nieprawdopodobne, jak my oboje do siebie pasujemy. Sama widzisz, jak dobrze na siebie wpływamy, jacy jesteśmy spokojni razem. Dużo myślałem w ciągu tych samotnych dni… O tamtej nocy w szałasie, kiedy czułem przez śpiwór twoje drobne, ciepłe ciało…

– To przecież ty mnie ogrzewałeś!

Jo uśmiechnął się.

– I o tamtym popołudniu nad rzeką, kiedy przygotowywałem wędki. Jak naturalnie i szczerze nam się rozmawiało, nie było między nami żadnego napięcia. A jak się strasznie bałem, kiedy Stein cię uprowadził, a ja biegłem, żeby go złapać, i jaka mnie ogarnęła bezgraniczna ulga, kiedy cię odnalazłem całą i zdrową. Myślę, Liv, że tym razem zakochałem się na poważnie.

Skinęła głową, a potem zamknęła oczy i starała się chłonąć jego bliskość, dotykała koniuszkami palców jego twarzy, przesuwała je na kark, czuła na skórze jego wargi. On całował ją delikatnie w skroń, w policzek, za uchem i po szyi. Liv jęknęła cichutko i wtedy on poszukał jej ust, a rękami mocno obejmował jej plecy.

Jo Barheim… człowiek, żywa istota, należał do niej, w tej chwili należał do niej bez reszty.

Ostrożnie wypuścił ją z objęć, oparł głowę o bok konia i zamknął oczy. I wtedy Liv zobaczyła, że jego napięta twarz się odpręża, rysy wygładzają się i wypełnia je spokój.