– Musiało być wam… ciężko – powiedziała Noella z wahaniem.

– Przeszłyśmy istne piekło – odparła Noely.

– Często miałyśmy do wyboru albo wyłudzać posiłki od obcych ludzi, albo cierpieć głód.

W jej głosie zabrzmiał ostry ton, który nie uszedł uwagi Noelli.

Po jakimś czasie, kiedy dziewczęta poznały się lepiej, Noely wyznała:

– Miałam już tak dość zamartwiania się, skąd weźmiemy następny posiłek, że któregoś dnia – byłyśmy wtedy w Wenecji – zdecydowałam się napisać do mojego prawdziwego ojca, hrabiego Ravensdale.

Noella była zdumiona.

– To odważny krok.

– Opisałam mu, jak beznadziejna była nasza tułaczka po europejskich kasynach i zapytałam, czy pozwoliłby mi wrócić do domu.

Wstrząśnięta Noella w pierwszej chwili pomyślała, że potajemne wysłanie listu do ojca było wysoce nielojalne wobec matki. Potem jednak uświadomiła sobie, jak ciężko było im żyć bez pieniędzy i jak poniżające dla Noely było udawanie córki człowieka, który nie był nawet mężem jej matki.

– Czy zdajesz sobie sprawę – mówiła Noely że w rzeczywistości jestem lady Noella Raven?

– Nie pomyślałam o tym – odparła Noella.

– A jednak to prawda. Tylko że teraz, kiedy D'Arcy Fairburn nie żyje, będę musiała się zaopiekować matką – Noely westchnęła. -

Naturalnie, mój ojciec nigdy nie wybaczy mamie ucieczki, również krewni się od niej odwrócili.

W tej sytuacji nie mam wyboru, muszę pozostać Noellą Fairburn.

– Tak bardzo ci współczuję – powiedziała Noella – miejmy nadzieję, że coś się jednak wydarzy.

– Ale co? – zapytała Noely.

Jak się później okazało, wydarzenia potoczyły się w sposób równie nieoczekiwany, co tragiczny.

Przez kilka miesięcy cała czwórka żyła bardzo oszczędnie ze skromnej renty pani Wakefield, nieustannie radząc nad sposobami zdobycia jakichś pieniędzy.

Caroline musiała sprzedać futra i wszystkie przedmioty przedstawiające jakąkolwiek wartość, żeby zdobyć pieniądze na opłacenie powrotnej podróży do Anglii. Kiedy przybyła z córką do domu pani Wakefield, miała przy sobie zaledwie parę funtów.

Wszystkie zdawały sobie sprawę, że nie mogą tak żyć bez końca.

Któregoś dnia Caroline otrzymała list. Kiedy go przeczytała, krzyknęła z radości.

– Nareszcie dobra wiadomość! Cudowne wieści, Averil.

– Cóż się stało? – zapytała pani Wakefield.

– To od przyjaciela, bardzo dobrego przyjaciela.

Nazywa się Leon Rothman. Jutro przybywa do Anglii i chce się ze mną zobaczyć.

Spojrzała na córkę.

– Kochanie, pamiętasz, że w dniu naszego wyjazdu z Neapolu zatrzymałam się koło jego willi i zostawiłam list, w którym informowałam go, że wyjeżdżamy do Anglii i mamy nadzieję się tutaj zatrzymać?

Kiedy Caroline opowiadała o swoim przyjacielu, w jej głosie pojawiła się osobliwa nuta.

– Był wtedy w Afryce, tak więc mój list przeczytał dopiero przed tygodniem, kiedy wrócił do Neapolu. Natychmiast ruszył w drogę moim śladem. Teraz wszystko się odmieni.

– Czy to oznacza – pytała pani Wakefield że zamierzasz poślubić tego dżentelmena, Caroline?

Caroline spojrzała na nią zaskoczona i powiedziała:

– Poślubić go? Ależ to niemożliwe.

On już jest żonaty. Ale jest bogaty, bardzo bogaty. I zawsze był bardzo oddanym… przyjacielem.

W chwili ciszy przed słowem „przyjaciel” było więcej treści, niż Caroline zawarła w całym zdaniu. Noella nie zrozumiała tego niuansu, ale nie uszło to uwagi jej matki, która przyglądała się kuzynce z dezaprobatą. Wstała od stołu i zanim wyszła z pokoju, powiedziała:

– Mam nadzieję, że nie spotka cię zawód, Caroline.

Następnego ranka Caroline i Noely wyruszyły wynajętym powozem do Worcester, gdzie w najlepszym hotelu czekał na nie Rothman.

– Z pewnością zechce nas natychmiast zabrać do Londynu – mówiła z przekonaniem Caroline – kiedy dojedziemy na miejsce, przyślemy po resztę naszych bagaży, choć jestem pewna, że Leon kupi nam wszystko, czego będziemy potrzebowały.

Zabrały ze sobą tylko tyle rzeczy, żeby im wystarczyło na dwie, trzy noce.

Ich podniecenie tak się udzieliło Noelli, że upłynęła dłuższa chwila od wyjazdu Caroline i jej córki, zanim uświadomiła sobie, że jej matka odnosi się do całej historii z dezaprobatą.

Wróciły do bawialni i pani Wakefield rzekła niespodziewanie:

– Najdroższa, byłabym tak szczęśliwa, gdybyś i ty miała okazję poznać takich ludzi, jakich ja znałam w młodości.

– Jakich?

– Damy i dżentelmenów, prowadzących przyzwoity tryb życia – odpowiedziała ostro.

Wzięła córkę za rękę i usiadły razem na sofie.

– Posłuchaj, Noello, masz już prawie osiemnaście lat i jesteś dość inteligentna, żeby zrozumieć, że niektórzy postępują dziwnie, może źle. Ale to ich sprawa. Obiecaj mi, że ty zawsze będziesz próbowała robić w życiu to, co jest słuszne i dobre.

– Ależ oczywiście, mamo.

Matka wypowiedziała te słowa z taką powagą, że po chwili Noella domyśliła się.

– To twoja kuzynka Caroline wytrąciła cię z równowagi, prawda? Ale dlaczego? Myślisz, że źle robi, okazując tak wielką radość ze spotkania z tym panem?

Przez chwilę myślała, że mama pozostawi jej pytanie bez odpowiedzi. Ta jednak rzekła:

– Kocham Caroline od najmłodszych lat, ale chcę, żebyś ty, kochanie, zrozumiała, że popełniła błąd, opuszczając męża i uciekając z mężczyzną, którego nie mogła poślubić.

Zamilkła na chwilę, jakby ważąc słowa, po czym ciągnęła dalej:

– Źle uczyniła też, spotykając się z tym jakimś panem Rothmanem, i oczekując opieki od żonatego mężczyzny, który ma własną rodzinę.

– Rozumiem, co chcesz powiedzieć, mamo.

– Miłość to bardzo dziwne uczucie – kontynuowała matka. Kiedyś zrozumiesz, że gdy jest się zakochanym, wszystko widzi się z innej perspektywy i wydaje się, że nic nie ma znaczenia, oprócz siły i blasku własnych uczuć.

Wciągnęła głęboko powietrze, zanim ze spokojem zaczęła mówić dalej.

– Ale miłość dana jest nam przez Boga i jeśli ją zdradzimy, jeśli uczynimy źle, wtedy zbezcześcimy coś doskonałego, boskiego w swojej istocie.

Słowa te zaskoczyły Noellę, więc jej matka pochyliła się, by ją ucałować.

– Modlę się z całego serca, byś kiedyś zakochała się w mężczyźnie tak wspaniałym i szlachetnym jak twój ojciec. Wtedy zrozumiesz, że miłość, która łamie boskie prawa, hańbi tych, którzy się na nią godzą.

Powiedziawszy to, pani Wakefield podniosła się z sofy i wyszła z pokoju, żeby ukryć przed córką łzy.

Po jej wyjściu Noella głęboko zastanawiała się nad znaczeniem jej słów.

Nie mogła odpędzić od siebie myśli o niesprawiedliwości losu, który zrządził, że Noely żyła w nędzy pozbawiona wszystkich przywilejów, do których miała prawo jako córka swojego ojca.

– Być może kiedyś hrabia przebaczy kuzynce Caroline – pomyślała Noella z optymizmem – wtedy Noely będzie mogła być sobą i żyć w dostatku, do którego tęskni.

Ona sama zawsze żyła skromnie i nie marzyła o fortunie.

Ale wtedy nie wiedziała jeszcze, jakie nieszczęście ją czeka ani jak przeznaczenie odmieni jej życie.

Trzy dni po wyjeździe Caroline i Noely powróciły.

Kiedy tylko Noella powitała je u progu, od razu spostrzegła, że stało się coś strasznego.

Weszły do domu bardzo blade i zdenerwowane.

Caroline opadła na sofę bez sił, jakby nogi odmówiły jej posłuszeństwa, i powiedziała do pani Wakefield:

– Trudno mi o tym mówić – sama nie mogę w to uwierzyć – ale Leon Rothman nie żyje.

– Nie żyje? – wykrzyknęła pani Wakefield.

– Zmarł dzisiaj wczesnym rankiem. Zaraz potem zabrałam Noely i wyjechałyśmy stamtąd.

– Ale dlaczego? Co się stało?

– Zaraził się jakąś chorobą w Afryce i po przyjeździe do Neapolu powinien pójść do szpitala. Lecz kiedy przeczytał mój list, postanowił natychmiast przybyć mi z pomocą.

Caroline Fairburn mówiła z wysiłkiem, z trudem panując nad łamiącym się głosem.

– W drodze do Anglii miał wysoką gorączkę i jakaś okropna trucizna opanowała całe jego ciało.

Szlochając ciągnęła dalej:

– Kiedy dotarłyśmy do hotelu, jego sługa opowiedział nam o chorobie i o tym, że wezwany przezeń miejscowy lekarz nie miał pojęcia, jak leczyć jego pana.

Caroline opowiadała ze łzami w oczach.

– Zmagał się z chorobą. Walczył o życie z taką samą determinacją, jaką wykazywał w interesach. Ale umarł. Odjechałyśmy stamtąd z poczuciem winy. Nic jednak nie mogłyśmy już dla niego zrobić.

Caroline wybuchnęła płaczem. Pani Wakefield objęła ją.

– Tak mi przykro, tak mi przykro – szeptała.

– Averil, co ja teraz pocznę? To była moja ostatnia nadzieja. Chciałabym też umrzeć.

Pani Wakefield próbowała ją pocieszać. Po jakimś czasie zaprowadziła wyczerpaną Caroline do sypialni.

Następnego ranka okazało się, że Caroline i jej córka zaraziły się chorobą, na którą zmarł Leon Rothman.

Lekarz był bezsilny. Zalecił jedynie chorym, żeby pozostały w łóżkach. Przepisał jakieś lekarstwo, które wyglądem i skutecznością przypominało farbowaną wodę.

Matka stanowczo zabroniła Noelli zbliżać się do chorych i sama opiekowała się Caroline i jej córką. Noella protestowała, ale pani Wakefield powiedziała:

– Masz się trzymać z daleka od ich pokoju. Pomóż niani w kuchni gotować i przynosić jedzenie na górę, ale jeśli się zbliżysz do którejś z nich, będę się bardzo gniewała.

– Zrobię, co mi każesz, mamo, ale proszę, żebyś się nie przemęczała.

Później doszła do wniosku, że to właśnie w wyniku przemęczenia jej matka, osoba i tak nie najlepszego zdrowia, zaraziła się tą samą chorobą.

Caroline i jej córka zmarły tego samego dnia, w odstępie kilku godzin. Pani Wakefield umarła, jeszcze zanim ich ciała zostały zabrane z domu.

Początkowo Noella miała wrażenie, że wszystko to jest złym snem, z którego zaraz się zbudzi.

Po pogrzebie matki Noella została sama z nianią w pustym domu i bez pieniędzy.