Bawełniana koszulka pogniotła się i przykleiła do ciała. Pociła się pomiędzy nogami. Wygramoliła się z samochodu i próbowała nie myśleć, że Trish LaBelle unika jej telefonów. Wspaniale. W radiu już się mówi¬ło, że program Nocne wyznania zostanie wydłużony, ale nikt nie wspo¬mniał ani słowem o Melanie i awansie, na który zasłużyła.
To, co robiła Samanta, było łatwizną. Melanie mogłaby robić to samo z zamkniętymi oczami. Czy nie udowodniła tego, kiedy Sam była w Mek¬syku? Notowania spadły odrobinę, ale tego należało się spodziewać. Gdyby dali jej wystarczająco dużo czasu, Melanie była pewna, że mo¬głaby zdobyć nową, ogromną rzeszę słuchaczy. Był młoda i miała to coś. Ale potrzebowała szansy, żeby się sprawdzić.
Weszła do pralni i podała nazwisko drobnej blondynce, która miała długie na dwa centymetry czarne paznokcie, brzydkie zęby i ironiczny wyraz twarzy.
Skoro w WSLJ nie chcieli jej dać pracy przy mikrofonie, postanowiła zadzwonić do konkurencyjnej stacji WNAB, gdzie pracowała Trish LaBel¬le. Trish nienawidziła doktor Sam i Melanie doszła do wniosku, że ucieszy się z okazji spotkania asystentki Sam i może zaproponuje jej pracę.
Jak dotąd Trish nie odpowiadała na jej telefony. W końcu odpowie.
Melanie nie należała do osób, które łatwo się poddają. Zawsze była pracowita jak mrówka i sama decydowała, kiedy odpocząć. Jeśli będzie musiała, zacznie pracować na własny rachunek.
– Proszę. – Dziewczyna podała jej ubrania na wieszaku w plastiko¬wym worku, a Melanie wyciągnęła kartę.
– Przykro mi, ale terminal nie działa. Ma pani gotówkę albo czek?
– Zostawiłam książeczkę czekową w domu – powiedziała Melanie i zaczęła grzebać w portfelu. Znalazła tylko dwa pomięte banknoty jed¬nodolarowe. Za mało, a robiło się późno. Melanie była spuchnięta i obo¬lała; lada chwila mogła dostać okresu, w pracy nie miała szans na awans, rodzina miałają w nosie, a z chłopakiem nie udało jej się skontaktować.
Było źle i wszystko szło ku jeszcze gorszemu.
– W budynku obok jest bankomat. – Pryszczata dziewczyna wyciągnęła płatek gumy do żucia i czekała ze znudzoną miną.
Melanie poczuła gniew..
– To nie moja wina, że wasz głupi terminal nie działa.
Panienka wzruszyła chudymi ramionami i spojrzała na Melanie znu¬dzona.
– Kogo to obchodzi. – Wytrzymała jej wzrok i przez chwilę Mela¬nie miała ochotę złapać swoje rzeczy i uciec. Przecież i spódnica, i bluz¬ka, i krótka marynarka należały do niej.
Jakby czytając w myślach Melanie, dziewczyna wzięła plastikowy worek z ubraniami i powiesiła go na innym stojaku za ladą.
– Świetnie. – Melanie zatrzasnęła portfel. – Zaraz przyjdę. – Nie mia¬ła zamiaru zawracać sobie tym dzisiaj głowy. Konała ze zmęczenia. Na zewnątrz oślepiło ją słońce. Poprawiła okulary przeciwsłoneczne i wsu¬nęła się do rozgrzanego samochodu. Kierownica była tak gorąca, że nie dało się jej dotknąć. Przekręciła kluczyk, wrzuciła wsteczny bieg i kiedy ryknęło radio, nacisnęła gaz. We wstecznym lusterku zauważyła olbrzy¬miego, białego cadillaca, który ruszył w tej samej chwili. Nacisnęła ha¬mulce, a olbrzym powoli ruszył z miejsca. Starszy mężczyzna nawet nie spojrzał w jej stronę, tylko powoli wyjechał z parkingu.
– Idiota – mruknęła. – Stary piernik.
Wycofała, wrzuciła pierwszy bieg i wyrwała do przodu. Przed pierw¬szymi światł.ami minęła faceta i opanowała chęć dania mu nauczki. W końcu to nie jego wina, że jest stary.
Wjechała na autostradę i otworzyła szyberdach i wszystkie okna.
Wiatr rozwiewał jej włosy i poczuła się lepiej. Nie mogła pozwolić, żeby taka chamska, zarabiająca grosze panienka wyprowadziła ją z równo¬wagi. Odbierze ciuchy później, a tymczasem skupi się na planie B.
Tak czy inaczej, dostanie awans i usiądzie przy mikrofonie. Pogrą¬żyła się w marzeniach nad tym, jak daleko chce zajść. Może dotrze do telewizji. Była przecież ładna. Powoli najej ustach pojawił się uśmiech. Sięgnęła po telefon komórkowy,jadąc sto trzydzieści na godzinę. Chciała zadzwonić do chłopaka i umówić się z nim, jeśli uda jej się dodzwonić.
Musiała się odprężyć, a on wiedział doskonale, jakjej w tym pomóc.
Sam miała spocone dłonie, a serce biło jej jak szalone, ale kiedy we¬szła do kabiny, powiedziała sobie, że zachowuje się głupio i tchórzliwie.
Przez prawie tydzień nic się nie wydarzyło…
Co noc, kiedy rozpoczynała program, czuła takie samo zdenerwo¬wanie. John milczał. Może zrezygnował? Może znudziły mu się żarty, jeśli to były żarty? Może wyjechał z miasta?
Albo na coś czekał?
Czekał na odpowiedni moment.
Przestań, Sam, bo do niczego nie dojdziesz. Ciesz się, że zniknął. Mimo to nadal była spięta, a pozostali pracownicy rozgłośni także się denerwowali. Jedni bardziej, inni mniej. Gator i Rob żartowali sobie z jej "adoratora". Eleanor gotowała się ze złości, a Melanie uważała, że to pod¬niecające. George Hannah miał nadzieję, iż notowania nadal będą rosły.
Zawiódł się. Kiedy John nie dzwonił, liczba słuchaczy spadła do sta¬rego poziomu, który rozgniewana Sam i tak uważała za przyzwoity. Kie¬dyś George, jego pą.rtnerzy i nawet Eleanor byli zadowoleni.
Teraz było inaczej.
– Nie martw się, kochana – powiedziała jej Eleanor – przynajmniej ten zboczeniec się odczepił. Ja się cieszę, a jeśli chodzi o George'a, to niech wymyśli lepszy sposób na przyciągnięcie słuchaczy. Miejmy na¬dzieję, że ten John już nigdy nie zadzwoni.
Sam zgadzała się z nią, ale w duchu miała ochotę porozmawiać z n im jeszcze raz i dowiedzieć się, o co mu chodziło. Dlaczego postanowił 90 niej zadzwonić? Kim był? Dla psychologa był interesujący, a z kobiece¬go punktu widzenia wzbudzał przerażenie.
Zamknęła za sobą drzwi kabiny, włożyła słuchawki, usiadła na krze¬śle i ustawiła odpowiednio przełączniki. Potem sprawdziła komputer i zerknęła przez szybę na studio obok. Melanie siedziała przy biurku i bawiła się pokrętłami. Podniosła kciuk w górę na znak, że jest gotowa sprawdzać przychodzące rozmowy. Tiny także tam był. Mówił coś do Melanie, ale Sam nie mogła tego słyszeć. Roześmiali się i sprawiali wra¬żenie• wyluzowanych. Tiny otworzył puszkę dietetycznej coli.
Przez kilka ostatnich nocy Sam nie poruszała tematu grzechu, kary i odkupienia. Powróciła do problemu związków między ludźmi, co za¬wsze stanowiło trzon audycji. Wszystko wracało do normy. Było tak jak kiedyś, zanim po raz pierwszy zadzwonił John. Dlaczego jednak zdener¬wowanie, które czuła za każdym razem, kiedy siadała na tym krześle zamiast maleć, rosło?
Melanie dała jej znak przez szybę i w kabinie rozległy się dźwięki muzyki. John Lennon zaśpiewał Noc po ciężkim dniu.
Gdy piosenka ucichła, Sam pochyliła się do mikrofonu.
– Dobry wieczór Nowy Orleanie. Witam. Tu doktor Sam i Nocne wyznania w WSLJ. Jestem gotowa wysłuchać waszych opinii… – Od¬prężyła się i powoli przyzwyczajała do mikrofonu. Poprosiła słuchaczy o telefony. – Kilka dni temu rozmawiałam z ojcem i mimo że mam po¬nad trzydzieści lat, on nadal uważa, że ma prawo mówić mi, co mam robić – powiedziała, żeby nawiązać kontakt ze słuchaczami. Miała na¬dzieję, że ktoś przeżywa to samo i się odezwie. – Mieszka na Zachod¬nim Wybrzeżu i zaczynam mieć wrażenie, że powinnam być gdzieś bli¬żej niego, bo może mnie potrzebować teraz, kiedy robi się coraz starszy. ¬Przez chwilę mówiła o stosunkach między dziećmi i rodzicami. Potem linie telefoniczne zaczęły mrugać.
Dip.rwszy dzwoniący odłożył słuchawkę. Druga kobieta, której matka była po wylewie: rozdarta pomiędzy pracę, dzieci, męża i poczuciem, że matka jej potrzebuje. Trzeci telefon był od wrogo nastawionej nastolatki, która nienawidziła rodziców za wszystko, co próbowali jej powiedzieć. Po prostu "nie rozumieli" jej.
Potem zaczęły się komentarze ze strony dzieci i rodziców, kórzy uważali, że dziewczyna powinna słuchać swoich staruszków.
Sam odprężyła się jeszcze bardziej. Czuła się swobodnie przy mikrofonie i powoli popijała kawę. Dyskusja toczyła się, aż wreszcie na linii trzeciej odezwała się kobieta. Przedstawiła się jako Annie. Sam nacisnęła guzik, żeby odebrać telefon.
– Cześć – powiedziała. – Tu doktor Sam. Z kim rozmawiam?
– Z Annie – wyszeptał deljkatny, cienki głos. Głos, który wydał jej się znajomy, ale Sam nie mogła powiązać go z żadną twarzą. To pewnie ktoś, kto dzwonił regularnie.
– Witaj, Annie. Co chciałabyś nam dziś powiedzieć?
– Nie pamiętasz mnie? – zapytała dziewczyna.
Sam poczuła, jak włoski stająjej dęba na karku. Annie?
– Przykro mi. Gdybyś mogła przypomnieć…
– Dzwoniłam już kiedyś do ciebie.
– Naprawdę? Kiedy? – zapytała, a szorstki głos nie zamilkł, tylko nadal szeptał na falach eteru.
– W czwartek są moje urodziny. Miałabym dwadzieścia pięć lat…
– Miałabyś? – powtórzyła Samanta i poczuła, że robi jej się zimno.
– Pamiętasz? Zadzwoniłam do ciebie dziewięć lat temu, a ty kazałaś mi spadać. Nie słuchałaś i…
– O, Boże – powiedziała Sam, a oczy zrobiły jej się okrągłe z prze¬rażenia. Serce przestało bić na chwilę i poczuła, że to jakieś koszmarne deja vu. Annie? Annie Seger? Niemożliwe. Myśli przelatywały jej przez głowę i wspomniała czasy, do których nie chciała wracać.
– Proszę, jesteś moją jedyną nadzieją – wyznała jej Annie kilka lat temu." Pomóż mi, proszę. Pomocy. – Sam ogarnęło potworne poczucie winy. Dobry Boże, dlaczego to się działo znowu?
– Kto mówi? – Sam z trudem wydobyła głos. Kątem oka spojrzała do studia obok, gdzie Melanie słuchała, kręciła głową z dłońmi uniesio¬nymi do góry, jakby chciała powiedzieć, że dzwoniąca znowu umknęł; kontroli. Tiny patrzył prosto przez szybę ze wzrokiem wbitym w San' Zapomniał o puszce z napojem, którą ściskał w dłoni.
– … i nie pomogłaś mi – oskarżał ją szepczący głos, który ani namoment się nie załamał. – Pamiętasz, co się wtedy stało, doktor Sam Sam miała szum w głowie i spocone ręce.
"W afekcie" отзывы
Отзывы читателей о книге "W afekcie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "W afekcie" друзьям в соцсетях.