Roześmiał się głośno.

– Coś wymyślę.

– To znaczy, że spróbujesz rozwinąć ten związek? – zapytała przez zaciśnięte gardło.

– Oczywiście.

– Kiedy?

– Zaskoczę ją.

– W takim razie nie ujawniaj swoich planów. – Oddychała z trudem.

– Nie zrobię tego.

– Powodzenia, Ty – powiedziała.

– Wzajemnie, doktor Sam. Wzajemnie.

Serce waliło jej tak szybko, że nie słyszała własnych myśli. Linie telefoniczne mrugały, a Sam była ciekawa, czy ktoś z jej słuchaczy wy¬chwycił ukryte znaczenie rozmowy.

– Dziękuję za telefon, Ty. – Spojrzała na tablicę świetlną. Słuchacze dzwonili jak szaleni.

– Proszę bardzo, aha… pani doktor?

– Tak?

– Słodkich snów.

Rozdział 12

Głos Tya brzmiał tak seksownie, że Samanta poczuła suchość w ustach. Chyba po raz pierwszy w jej radiowej karierze nie była w stanie nic powiedzieć. Poczuła, jak robi jej się gorąco i starała się nad sobą zapanować.

– Nawzajem, Ty – zdołała wykrztusić chrapliwym głosem. – Słod¬kich snów. – Zanim całkiem straciła wątek, nacisnęła kolejny guzik, prze¬czytała informacje z ekranu komputera i powiedziała:

– Halo, tu doktor Sam, mam kogoś na linii.

– Cześć, tu Terry… kim był ten facet, z którym rozmawiałaś? Znasz go?

Sam rzuciła Melanie wściekłe spojrzenie. Na litość Boską, czyżby nie sprawdzała rozmów?

– Masz pytanie w sprawie związków między ludźmi?

– A ta Annie, która dzwoniła wcześniej. O co jej chodziło?

Melanie kręciła głową•

– Nie wiem. Dzwonisz z jakąś sprawą?

_ Chciałam zapytać, jak poradzić sobie z nastoletnim synem.

– W czym problem?

Terry zajęła się opowieścią o synu, ale kolejne tekfony również zaczynały się od pytań o Annie. Linie telefoniczne były cały czas zajęte. Napływały pytania o to, kim była szepcząca dziewczyna. W końcu pro¬gram dobiegł końca i kiedy rozległy się pierwsze takty muzyki, Sam za¬mknęła audycję tymi samymi słowami, co zawsze.

_… jutro też jest dzień. Słodkich snów. – Gdy tylko skończyła, wy¬, łączyła mikrofon, zerwała słuchawki i jak burza wpadła do studia, gdzie Tiny i Melanie zbierali papiery i ustawiali sprzęt do odegrania programu

Przy zgaszonych światłach.

_ Myślałam, że sprawdzasz telefony – powiedziała oskarżycielskim tonem.

_ Owszem. Trzeba było posłuchać, z czym ludzie dzwonili. – Melanie rzuciła słuchawki na biurko. – To był koszmar. – W pomieszczeniu było ciemno i paliła się tylko lampa na biurku i kontrolki na konsoli, komputerach i magnetofonach.

_ Ona ma rację – powiedział Tiny w obronie Melanie. – Wszyscy chcieli rozmawiać wyłącznie o Annie.

_ Albo o Tyu. Było kilka osób, które o niego pytały. – Melanie odgarnęła włosy z twarzy. Świeciła się od potu. – Starałam się, Sam, ale czasami nie jest łatwo.

Sam ochłonęła. To nie była wina Melanie, że zadzwoniła kobieta, która podała się za Annie.

– Zapisałeś rozmowy? – spytała.

_ Co do jednej – zapewnił ją Tiny i postukał dwoma palcami w za¬pisaną kartkę papieru, która leżała na biurku, które dzielił z Melanie. -' Mam je tu zanotowane. Zapisałem numery telefonów i nazwiska, jeśli je podawali. Oczywiście było kilka anonimów. Jeżeli ktoś dzwoni z pry¬watnej firmy telefonicznej, to urządzenie identyfikujące nie może go rozpoznać.

_ Więc jaki sens ma, to urządzenie? – Niezadowolona Sam oparła się o biurko i przyjrzała się notatkom Tiny'ego.

– Dobre na początek. Mamy większość rozmów. Proszę• – Tiny obró¬cił kartkę, a potem przesunął się na krześle do sprzętu nagrywającego i kom¬puterów, żeby dokończyć ustawienia na następne kilka godzin. Sam przy¬glądała się kartce pokrytej nieczytelnym pismem Tiny' ego. Tak jak mówił, zrobił listę wszystkich telefonów. Obok nazwisk były numery, a czasami dodatkowe symbole. Samanta przesunęła palcem w dół listy do imienia Annie, obok którego widniał numer i identyfikator automatu ulicznego.

Oczywiście. Ktokolwiek dzwonił, był na tyle sprytny, że nie użył prywatnego telefonu.

– Będę potrzebowała kopię tego spisu.

– Dla policji? – Melanie zasunęła teczkę.

– I dla siebie.

– O co właściwie chodziło? – zapytała dziewczyna i pokazała kciukiem na ciemne studio. Z zewnątrz dochodziło słabe światło ulicznych lamp. Oświetlało słabo sprzęt w studiu, mikrofony na długich powygi¬nanych pod dziwnymi kątami stojakach i biurko pełne przełączników i guzików. Wszystko wyglądało ponuro, groźnie i absurdalnie.

Melanie wyrwała ją z zamyślenia.

– No, Sam, kim była ta Annie? Zachowywała się, jakby cię znała, a ty spanikowałaś.

– Puść jej nagranie jeszcze raz. Początek rozmowy, zanim przełączyłaś ją do mnie. Powiedziałaś, że masz to nagrane.

– Tak, ale…

– Ja to mam – wtrącił Tiny. – Daj mi minutę… proszę bardzo…

Melanie odebrała telefon i po chwili odezwał się kobiecy głos.

– Mówi Annie. Chciałabym porozmawiać z doktor Sam o teścio¬wej, która wtrąca się do mojego małżeństwa.

– Proszę poczekać. To potrwa jedną chwi lę – zapewn iła j ą Melan ie, a potem nastąpiła szeptana oskarżycielska rozmowa.

Sam dostała gęsiej skórki.

Tiny zatrzymał taśmę i przez ramię spojrzał na Sam, żeby sprawdzić jej reakcję.

– Kto to?

– Nie wiem, kim była naprawdę, ale to nie Annie Seger. – Ciekawe,kto zadzwonił i podawał się za Annie Seger? Dlaczego ta osoba ożywiła starą tragedię? – Może to dziwne, ale wydaje mi się, że słyszałam gdzieś jej głos, ale nie taki… nie mogę sobie przypomnieć gdzie. Zamknęła oczy. Kto mógł ci zrobić coś takiego? Co to ta okrutny żart? Świadoma tego, że Melanie i Tiny patrzą na nią, wzruszyła ramionami i pokręciła głową. – W tej chwili nie mogę sobie przypomnieć. Może później. ~ Roztarła rękoma lodowatą skórę. – To był głupi kawał.

– Jeszcze jeden. Tak jak telefony od tego Johna? – dopytywał się Tiny.

– Nie, to co innego – powiedziała i przypomniała sobie okropne noce, kiedy Annie Seger dzwoniła do rozgłośni w Houston i kiedy gwałtow¬nia skoczyła słuchalność. Kiedy młoda, ciężarna dziewczyna odebrała sobie życie, nazwisko doktor Sam stało się powszechnie znane. Czy to było zaniedbanie ze strony Sam? Może źle odczytała sytuację, a Annie miała tendencje samobójcze? Ile razy Sam zadawała sobie te same pyta¬nia? Ile nocy przeleżała bezsennie,,przypominając sobie dramatyczne rozmowy, mając obezwładniające poczucie winy i zastanawiając się, czy mogła coś zrobić, żeby pomóc dziewczynie.

– Oczywiście, że to co innego, bo to była kobieta. – Melanie spoj¬rzała na Sam, a potem na Tiny'ego, który ze skrzywioną miną ustawiał głośność nagranej audycji. Sam przypomniała sobie, że Melanie nie zna całej historii, bo kiedy opowiadała Tiny'emu o Annie Seger, dziewczy¬na siedziała w studiu.

– Samanta powiedziała, że ta kobieta podała się za dziewczynę, któ¬ra dzwoniła do niej kiedyś w Houston. Tylko że ta mała nie żyje – po¬wiedział Tiny, starając się niczego nie pomylić.

– Co? – Melanie odsunęła się przerażona. – Nie żyje? Ale… O Bo¬że, to chore.

– Gorzej. – Tiny skrzyżował ramiona na piersi.

– Choroby to moja specjalność – powiedziała Sam, która wreszcie doszła trochę do siebie. – Nie zapominajcie, że jestem psychologiem.

Zadzwonił telefon i wszyscy podskoczyli. Sygnalizator linii drugiej mrugał niecierpliwie.

– Ja odbiorę. To pewnie Eleanor. – Sam wcisnęła guzik głośnika.

– Cześć, tu Samanta.

– Cieszę się, że cię zastałem.

Zamarła.

– Kto mówi? – zapytała, ale od razu rozpoznała delikatny, seksow¬ny głos. J'ohn. Czaił się gdzieś i nie zrezygnował. Czekał na właśGiwy moment, na chwilę, kiedy Samanta się odpręży.

– Nie igraj ze mną, Samanto. Wiesz kim jestem.

– To ty ze mną nie igraj.

– Naprawdę? Chyba masz rację. A dobrze się bawisz?

Sam miała ochotę rzucić słuchawką, ale nie mogła przerwać połą¬czenia, jeśli chciała dopaść tego świra. Rozpaczliwie machała do Ti¬ny'ego i pokazywała na magnetofon.

– Nie ma w tym nic zabawnego, John – powiedziała z nadzieją, że Melanie i Tiny zdążą. – Nic zabawnego.

– Słuchałem dziś twojego programu.

Tiny wreszcie zaczął działać. Wcisnął odpowiednie guziki i skinął jej szybko głową, kiedy magnetofon zaczął rejestrować rozmowę. Mela¬nie patrzyła na głośnik jak zaczarowana.

– Ale nie zadzwoniłeś.

– Teraz dzwonię – powiedział bardzo opanowanym głosem.

Czyżby słyszała go już kiedyś? Może dzwonił i nie przedstawił się jako John? Czy znała go? Myśl, Sam, myśl! Ten wariat zachowuje się tak, jakby cię znał. Tak jakbyście już kiedyś się spotkali.

– Chciałem porozmawiać z tobą na osobności. Mamy do omówienia osobistą sprawę.

– Nawet nie wiem, kim jesteś.

Zaśmiał się głucho i jego rechot wypełnił cały pokój. Melanie zagryzła wargi.

Tiny wytrzeszczył oczy.

Studio wydało jej się za ciasne i zbyt ciemne, a głos dochodzący z głośnika był nieprzyjemny. Sam poczuła pot na twarzy.

– Ależ wiesz, doktorku, tylko nie pamiętasz. Jeszcze nie poskłada¬łaś dwóch faktów w całość? Ty, z twoimi dyplomami i wszystkimi…

– Czego chcesz? – zapytała. Usiadła i patrzyła na głośnik, jakby za chwilę mogła się w nim pojawić jego twarz. – Po co do mnie dzwonisz?¬Nie była w stanie myśleć, ale wiedziała, że musi go zatrzymać na linii. Chwyciła długopis z kubka na biurku, przewróciła kartkę w notesie i szybko napisała: DZWOŃ NA POLICJĘ i podsunęła kartkę Melanie pod nos.

, – Bo wiem, jaka jesteś naprawdę, Samanto. Wiem, że jesteś wście¬kłą dziwką i oszustką• Ten dyplom, który masz, nie jest wart więcej niż papier, na którym go wydrukowano. – Rozzłościł się. – Kobiety takie jak ty, trzeba karać. – Mówił teraz gwałtowniej, a Melanie wybiegła ze studia i wpadła do pomieszczenia obok. Sam widziała przez szybę, jak zapaliła światło i podniosła słuchawkę. Spojrzała przez ramię i kiwnęła głową, kiedy Melanie nacisnęła wolny guzik, szybko wykręciła numer i skinęła do Sam i Tiny'ego. Zapaliła się kontrolna lampka trzeciej linii.