Zadzwonił telefon i Eleanor spojrzała, na zegarek.
– Do diabła. Cóż, to chyba na razie wszystko. Mam nadzieję, że nie będziemy mieli więcej kłopotów. Niedługo jest impreza charytatywna dla ośrodka Boucher i zaprosiliśmy wszystkie media. Nie chciałabym, żeby się o tym dowiedzieli.
– My jesteśmy media – przypomniała jej Sam.
– Wiem, co mówię.
Telefon odezwał się znowu i Eleanor sięgnęła po słuchawkę. Spo¬tkanie dobiegło końca. Tiny i Melanie wyszli od razu, a Sam była w po¬łowie drogi do drzwi, kiedy usłyszała swoje imię.
– Poczekaj, Sam! – zawołała Eleanor.
Sam obejrzała się przez ramię, a Ęleanor zignorowała trzeci dzwonek.
– Skontaktuj się jeszcze raz z policją i postrasz ich trochę. Powiedz temu, kto prowadzi tę sprawę, że lepiej będzie, jak złapią tego typa, bo inaczej to się źle skończy!
– Myślisz, że to przyspieszy bieg spraw? – zakpiła Sam.
– Lepiej, żeby tak się stało.
– Czy to nie twoja radiowa doktorka? – zapytał Montoya i rzucił kopię raportu na biurko Bentza. Klimatyzator ledwo dzkiłał i w biurze było gorąco jak w piecu. Bentz postawił wiatrak na półce za swoimi plecami i po pokoju rozeszło się ciepłe powietrze.
– Kto? – spytał i zobaczył nazwisko Samanty Leeds. – Cholera. ¬Bentz podniósł wzrok na Montoyę, który pachniał papierosami i niezna¬nąmu wodą kolońską. Nawet w palącym upale Montoya wyglądał świet¬nie w czarnej koszuli, ciemnych dżinsach i skórzanej kurtce, podczas gdy Bentz pocił się jak świnia. – Kolejne kłopoty?
– Na to wygląda. – Montoya przerwał i wyprostował zdjęc.ie nieba, które Bentz postawił na ~tole, podczas gdy ten przeglądał raport.
– Chyba ten zboczeniec nie zniknął. Nie tylko zadzwonił do radia, ale zostawił jej w samochodzie list z pogróżkami. – Mmm.
– Zabrali samochód?
– Nie…
– Dlaczego nie, do diabła? – warknął Bentz.
– Sprawdzili odciski na miejscu.
– I co?
– Na razie nic.
– Dlaczego mnie to nie dziwi – stwierdził ironicznie Bentz. Otworzył szufladę, wyjął gumę do żucia i pomyślał, że pora przestać rzucać palenie.
– Nie przyzwyczaiłeś się jeszcze do tego, jak się tu pracuje? – Mon¬toya sięgnął do kieszeni kurtki i wyjął kasetę. Rzuciłjąna biurko tuż obok opróżnionej do połowy puszki pepsi i zdjęć Kristi. – Tu jest taśma z wczo¬rajszego programu. Chodzi o to, że dostała kilka nowych telefonów.
– Od faceta, który podaje się za Johna?
– I od kobiety, która nie żyje.
– Słyszałem o tym – przyznał Bentz i oparł się o fotel, nadal marząc o papierosie. – Annie.
– Słuchałeś radia? – Montoya uśmiechnął się od ucha do ucha. Naj¬wyraźniej rozbawiła go myśl, że Bentz siedział przy radiu z telefonem w ręku, gotowy zadzwonić do psychologa.
– Tak. Słucham jej co wieczór, od czasu, jak z nią rozmawiałem. Nikt o imieniu John nie dzwonił wczoraj w nocy.
– Mylisz się. Wariat dzwonił, ale po programie. Masz tu wszystko na taśmie. Nagrał ją technik, Albert, znany jako Tiny Pagano. Zareje¬strował wszystko tutaj – wskazał na kasetę na biurku Bentza.
– Tego nam było trzeba. – Bentz miał nadzieję, że prześladowca Sam przestał dzwonić. Z raportu wynikało, że był zbyt wielkim optymistą. ¬Jak to zdobyłeś? – Znalazł gumę i wsadził kawałek do ust.
– O'Keefe mi dał. Wczoraj miał służbę i wie, że ty jesteś przydzie¬lony do tej sprawy. On i jeszcze jeden chłopak przesłuchali doktor Sam w rozgłośni, a potem wezwała ich na parking, bo znalazła list w samo¬chodzie. O'Keefe twierdzi, że była nieźle roztrzęsiona.
– Dziwisz się jej?
– Do diabła, nie. – Montoya podrapał się w zamyśleniu w bródkę. – Więc co o tym sądzisz?
– Nic dobrego. – Bentz żuł pozbawioną smaku gumę. – Annie Se¬ger. Kto to, do diabła, jest? – zapytał.
– Nie wiem. Sądzę, że powinniśmy zostawić to chłopakom od spraw o napastowanie. Właściwie to nie nasza sprawa. Nie było trupa.
– Jeszcze nie.
– Wiedziałem, że tak powiesz.
– Dzięki. – Bentz miał więcej pracy niż… czasu na jej wykonanie. Miał na głowie nie tylko seryjnego mordercę mi wolności, ale jeszcze FBI i parę innych morderstw, kłótnie rodzinne, wykroczenia drogowe, gan¬gi, handel narkotykami i awantury między ludźmi gotowymi wyciągnąć nóż lub pistolet.
Montoya wyjął kieszonkowy magnetofon i puścił oznakowaną taś¬mę. Pierwszy telefon był od dziewcz~ny, która twierdziła, że doktor Sam ją zabiła, a drugi od prześladowcy. Rick najpierw wysłuchał zduszonego głosu dziewczyny, a potem łagodnego głosu Johna. W miarę słuchania, jego opanowanie zaczęło znikać.
Montoya wyłączył odtwarzacz. W pokoju słychać było tylko brzęczenie uwięzionej osy.
– Więc John nie zrezygnował.
– l pogróżki są teraz bardziej konkretne. – Bentz miał niedobre przeczucia. Osa podleciała bliżej; wściekły pacnął ją gazetą. Nie trafił i roz¬wścieczony owad tłukł się o okno, na próżno próbując uciec.
– Racja: – Montoya znalazł na biurku Bentza gumkę i rzucił nią w osę. Trafił i owad upadł na podłogę. – Myślisz, że te dwa telefony, od Annie i od Johna, mają ze sobą coś wspólnego?
– Możliwe. – Bentz był prawie pewien, bo nie wierzył w zbiegi oko¬liczności. – Chyba że jeden spowodował drugi. Dziewczyna usłyszała telefon od Johna i wpadła na własny pomysł.
– Więc ona może znać historię Annie Seger?
– Ktoś ją zna.
– Dobrze, a dlaczego ten wariat wyzywał doktor Sam od dziwek? Prostytutka? Jaki to ma sens?
Bentz w zamyśleniu żuł gumę.
– Sprawdzimy to. Chcę znać historię życia doktor Sam. Kim jest i co lubi? Dlaczego postanowiła zostać psychologiem radiowym? Po¬trzebne mi są informacje o jej rodzinie, chłopakach i tym – wyciągnął teczkę i sprawdził notatki – Davidzie Rossie, facecie, z którym pojecha¬ła do Meksyku. Wszystko o każdym Johnie, Jacku, Johnsonie, Jackso¬nie, Jonatanie i.Jayu oraz innych facetach, z którymi się spotykała, bo jeden z nich może do niej dzwonił.
Rozległ się głośny dzwonek telefonu. Bentz nie zdążył odebrać, bo do biura wchodziła właśnie kobieta, o której rozmawiali.
Patrzył na nią i miał wrażenie, że fatalny dzień za chwilę okaże się jeszcze gorszy.
Rozdział 16
Bentz skrzyżował ręce na piersi.
Samanta Leeds minęła biurka i zatrzymała się przed jego drzwiami. Ubrana w rozpinaną spódnicę i białą bluzkę bez rękawów, wygląda¬ła bardzo atrakcyjnie, a wyraz jej twarzy wskazywał na to, że przyszła tu po wyjaśnienia i nie wyjdzie, zanim ich nie otrzyma.
– Detektywie Bentz – powiedziała, wchodząc. Jej rude włosy oka¬lały twarz w kształcie serca o wydatnych kościach policzkowych. Wbiła w Bentza zielone oczy i nie spuszczała z niego wzroku.
Montoya przyjrzał się jej uważnie i najwyraźniej spodobało mu się to, co zobaczył. Miał już wychodzić, ale pozostał na miejscu przy szafce z aktami, a ona spojrzała na niego pytająco. Potem pochyliła się nad biurkiem Bentza.
– Możemy porozmawiać? – zapytała. Telefon Bentza znowu 'się odezwał.
– Tak. Proszę sekundę poczekać. – Uniósł jeden palec i odebrał te¬lefon. Rozmowa była krótka. Dzwonił ktoś z laboratorium i powiedział, że zidentyfikowano włókna znalezione przy ciałach dwóch prostytutek ¬wytwarzał je jeden producent i wykorzystywał do produkcj i czerwonych peruk, których nie znaleziono na miejscu zbrodni. Raport wysłano już do Bentza, a technik potwierdził, że włosy były identyczne. Dowody świadczyły o tym, iż mielijak na razie do czynienia zjednym mordercą i dwoma ofiarami. Federalni się wściekną: Bentz odłożył słuchawkę i po¬patrzył na kobietę, która stała przed jego biurkiem. Starała się nad sobą panować, ale była zdenerwowanajak diabli. Szarpała pasek torebki i prze¬stępowała z nogi na nogę.
– Niech pani usiądzie – zaproponował i skinął na Montoyę. – Mój part¬ner, detektyw Montoya. Reuben, to doktor Leeds, znana jako doktor Sam.
Samanta usadowiła się najednym ze starych krzeseł po drugiej stro¬nie biurka.
– Miło mi panią poznać – odezwał się Montoya nieśmiało, zapomi¬nając o swoim latynoskim wdzięku.
– Wzajemnie – skinęła głową. – Przypuszczam, że panowie wiedzą już, co się stało wczoraj w nocy?
– Właśnie dostaliśmy raport.
– I co panowie o tym sądzą?
– Ten facet się nie podda. Naprawdę chce się na pani odegrać.- Podwinął rękawy powyżej łokcia i zapytał: – A jakie jest pani zdanie? – Myślę, że ten, kto wysłał mi kartkę, uważa, że zabiłam Annie Se¬ger. Facet, który podaje się za Johna, jest z niąjakoś powiązany, ale nie wiem jak. Wie pan, że ona nie żyje?
– Proszę mi o niej opowiedzieć.
Samanta milczała przez chwilę, oparła się o krzesło i położyła torebkę na kolanach.
– Prawie dziesięć lat temu prowadziła m podobny program w Houston. Zadzwoniła do mnie dziewczyna o imieniu Annie. Miała szesnaście lat, była w ciąży i okropnie się bała. Próbowałam jej pomóc i skierować ją w odpowiednie miejsce, ale… – samanta zbladła i wyjrzała przez okno. Zacisnęła dłoń w pięść, a potem wolno otworzyła. – Żałuję…chciałam powiedzieć, że nie miałam pojęcia, jak jest zdesperowana – Głos Sam załamał się na chwilę. Wzięła głęboki oddech i odchrząknęła, zanim znowu zaczęła mówić. -… Annie zaklinała się, że nie może się nikomu zwierzyć i… zabiła się. Teraz ktoś wini za to mnie.
_ A wczoraj w nocy, ktoś, udając Annie, zadzwonił do programu – powiedział Montoya.
_ Tak. – Sam bawiła się złotym łańcuszkiem na szyi i unikała wzroku Bentza. – Oczywiście to nie była Annie. Poszłam najej pogrzeb, ale… wyproszono mnie. Annie Seger, ta Annie Seger, która do mnie dzwoniła w Houston dziewięć lat temu, naprawdę nie żyje. – Zamrugała szybko, ale nie rozpłakała się•
_ Wyrzucili paniąz pogrzebu? – zapytał Bentz.
– Rodzina obwiniała mnie o jej śmierć. Sięgnął po długopis.
– Rodzina?
– Jej rodzice, Estelle i Jason Faradayowie.
– Myślałem, że nazywała się Seger.
– Tak. Jej matka i biologiczny ojciec rozwiedli się•
"W afekcie" отзывы
Отзывы читателей о книге "W afekcie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "W afekcie" друзьям в соцсетях.