Czego on od niej oczekuje?

Nie wiedziała i nie chciała o to pytać. Zamknęła oczy i objęła go.

Miał gorące wargi i szybki język, a ona chętnie rozchyliła usta i przyjęła jego głęboki pocałunek. Przyciągnął ją do siebie tak blisko, że uścisk miażdżył jej piersi. Jedną ręka przytrzymał ją za pośladki, a ona przy¬19nęła do niego i poczuła, jak bardzo jej pragnie.

Zapragnęła go całą sobą. Oddychała z wysiłkiem, serce biło jej jak oszalałe, a krew krążyła coraz szybciej, kiedy jego palce ugniatały jej pośladki, zanurzały się w jej włosach i błądziły po całym ciele.

Pragnęła go; Bóg jeden wiedział, jak bardzo i jęk, który z siebie wy¬dała, był tylko początkiem. Uniósł głowę i spojrzał jej głęboko w oczy. – Już mówiłem, że masz na mnie ochotę – powiedział, kiedy po¬wiew wiatru wpadł przez otwarte okno i połaskotał ją w szyję• – A ja chcę ciebie.

– Naprawdę? – westchnęła, i poczuła, że lekko się poci i robi się jej gorąco. Palce na jej pośladkach zacisnęły się jeszcze mocniej.

– A jak sądzisz?

– Sądzę, że jestem w tarapatach.

– Oboje jesteśmy – wyszeptał jej prosto do ucha, aż dostała gęsiej skórki. – Och, kochanie, oboje jesteśmy.

Znów zaczął ją całować. Był zgłodniały, gwałtowny i silny. Całował ją i rozpinał bluzkę i spódnicę. Sam wiedziała, że poddaje się namiętności, którą powinna odrzucić, ale ściągnęła mu koszulę przez głowę i dotknęła napiętych mięśni na ramionach. W półmroku dostrzegłajego twarz – uśmie¬chał się szelmowsko i był bardzo podniecający. Zdjął z niej bluzkę i za¬czął całować jej piersi, które wyłoniły się z koronkowej bielizny.

Pod cienką warstwą materiału sutki nabrzmiały i Sam czuła, jak ro¬śnie w niej pożądanie.

– Wiedziałem, że tak właśnie z tobą będzie – powiedział i zsunął ramiączko. Ciepłe powietrze owiało jej nagi sutek.

– Jak? – wyszeptała, kiedy schylił głowę. Poczuła, jak chwycił ją lekko zębami za skórę i połaskotał czubkiem języka.

– Właśnie tak – powiedział, oddychając ciężko, podczas kiedy dru¬ga ręka wślizgnęła się za pasek spódnicy i pieściła pępek.

Sama rozsunęła nogi i poruszyła się nerwowo, czekając i pragnąc go aż do bólu, który w niej pulsował.

Rozpiął klamerkę paska i rozsunął suwak. Ściągnął z niej spódnicę i majtki. Była prawie naga pod nim. Została jej tylko pomięta bluzka i zsunięty stanik.

Dotykał, smakował i badał ustami każde zagłębienie skóry, odde¬chem muskając włoski w trójkącie pomiędzy nogami. Zamknęła oczy i oddała się czystej rozkoszy. Ty rozsunął jej nogi, pieścił ją, a ona drża¬ła, wbijając palce w prześcieradło.

Nie pozwól mu tego robić… nie oddawaj mu się tak. Nie mogła się jednak opanować, jej pragnienie było zbyt intensywne, a ogień w jej ciele zbyt gorący. Poczuła rosn~ce napięcie i ból, a wszystkie jej myśli skupiły się w jednym punkcie. Swiat wirował, kiedy Ty jej dotykał, co¬raz szybciej i mocniej… Kręciło jej się w głowie. Szarpnęła się, krzyk¬nęła, a on chwycił jąjeszcze mocniej i rękami przytrzymał jej nogi, aż opadła na łóżko spełniona, a całe jej ciało pokryło się potem.

– Och… – westchnęła. Oddychała ciężko, kiedy wypełniło ją ciepłe uczucie rozkoszy. – Ty… a ty?

Podniósł głowę i mrugnął do niej.

– Zaraz do tego przejdziemy.

– Teraz? – zapytała miękkim głosem.

– O tak, teraz. – Ukląkł przed nią. – Zaufaj mi. Jeszcze z tobą nie skończyłem. Nie jestem taki wspaniałomyślny.

– Wspaniałomyślny? – powtórzyła i roześmiała się. – Wcale tak nie myślałam.

– A co myślałaś?- Usiadł na niej. – Powiedz mi.

Sam popatrzyła na niego z dołu. Ten facet, który tak szybko został jej kochankiem, sprawił, że zupełnie się zatraciła. Tak niewiele o nim wiedziała. Owszem, za jego uśmiech można było zgrzeszyć. Teraz twarz pokrywał mu ciemny ślad zarostu, włosy miał w nieładzie i wbijał w nią dziki wzrok. Nagą, muskularną klatkę piersiową pokrywały krople potu. Położył ręce na jej piersiach.

– Co myślałaś?

– Wydawało mi się, że jesteś… – Pieścił jej piersi, kciukiem drażnił sutki i znów ją podniecał. Z trudem zbierała myśli. – Myślałam, że je¬steś… straszny i niebezpieczny.

– Podoba mi się to..

– Nie wiedziałam, czy mogę ci zaufać.

– Nie powinnaś.

– Ale… okazałeś się…

– Porywający?

– Cholemie.

– Więc chybajesteśmy kwita – powiedział i zaczął rozpinać spodnie.

Samanta patrzyła. Kiedy Ty zsunął spodnie, znowu poczuła tę zniewala¬jącą wilgoć między nogami.

– Widzisz… wcale nie jestem wspaniałomyślny. – Osunął się na nią, całując jej brzuch i piersi.

Jego język był wszędzie – smakował i poznawał, posuwając się w górę. Pozostawiał na jej skórze mokry i ciepły ślad.

– Żadna kobieta nie ma prawa wyglądać tak dobrze jak ty.

– Co ty powiesz? – odpowiedziała z trudem.

– O, tak.

– Może powinnam to samo powiedzieć o tobie: żaden mężczyzna nie ma prawa robić tego, co ty robisz ze mną.

Zaśmiał się gardłowo…

– Pochlebstwa tylko wpędzą cię w kłopoty.

– Już jestem w kłopotach.

– Więc odrobina więcej nie zaszkodzi – powiedział i ustami odnalazł jej usta i sięgnął głęboko. Rozsunąłjej kolana i gdy ją całował, wszedł w nią jednym pchnięciem i wycofał się powoli.

Owinęła mu głowę ramionami i uniosła biodra, pragnąc go więcej, chcąc być z nim. Zamknęła oczy i zapomniała o swoim strachu.

– Moja dziewczynka – powiedział i znowu wszedł w nią mocno, po¬tem jeszcze i jeszcze raz. Oddychał coraz szybciej, pocił się, a ich serca biły jednym, szybkim rytmem. Poruszała się razem z nim, przyciskała wargi do jego warg, wyginała plecy. Jego oddech jeszcze przyspieszył, czuła każdy mięsien, kiedy w nią wchodził, i w końcu poddała się. Jej ciało naprężyło się, a Ty krzyknął głośno i upadł na nią spocony. Potem trzymał ją w objęciach, a przez okno padało na nich światło księżyca. Wiedziała, że straciła głowę dla tego tajemniczego, interesującego, ob¬cego mężczyzny. Co gorsza, nie była pewna, czy może obdarzyć go za¬ufaniem.


Sam była pogrążona we śnie. Leżała w jego łóżku i zapomniała o ca¬łym świecie, a światło księżyca wpadało przez otwarte okno i oświetlało jej twarz. Zdumiony Ty poczuł nagle, że zależy mu na niej bardziej, niż powinno, i że może nawet jest bliski zakochania się w niej.

Żałosny, chory sukinsyn, pomyślał o sobie. Wykorzystał ją i przez to wpakował się w kłopoty. Teraz wszystko było jasne. Nie miał powodu udawać, że jest inaczej. Uważał ją za środek do celu i teraz czuł się jak świnia. Ostrożnie wysunął się zjej objęć. Mruknęła przez sen i obróciła się na bok, nie otwierając oczu. Pościel była pomięta, a pokój pachniał lekko jej perfumami i seksem. Nie miał zamiaru kochać się z nią, ale nie umiał się powstrzymać. W tym tkwił problem – on, który zawsze był ostrożny, jeśli chodzi o kobiety, facet, który bronił swoich interesów i swojego serca, poddawał się, kiedy był przy niej. Przyglądał się rysom jej twarzy, cieniom rzęs na policzkach i lekko rozchylonym ustom.

Odwrócił wzrok i przypomniał sobie, że ma coś do zrobienia, coś, o czym ona nie może się dowiedzieć. Miał wyrzuty sumienia. Założył tylko szorty i darował sobie koszulę.

Czerwone cyfry na tarczy zegara wskazywały czwartą trzydzieści.

Jeśli się obudzi, w razie czego będzie miał wymówkę, że musiał wypu¬ścić psa. Popędził na dół, a Sasquatch za nim.

Po cichu -otworzył frontowe drzwi. W niebieskim świetle latarni nie zauważył nikogo. Noc była spokojna, a o tej godzinie, tuż przed świtem, cały świat był pogrążony we śnie. Jeszcze za wcześnie na poranną gazetę i na zapalone światła w domach przy ulicy. Nikt nie biegał, wąską ulicą nie sunęły samochody. W tej części Cambrai był jeszcze środek nocy.

Sasquatch obwąchiwał coś przed domem, a Ty podszedł do końca podjazdu i zatrzymał się pod magnolią, która rosła przy skrzynce pocztowej. Światło latarni nie dochodziło przez gęste liście i drzewo rzucało czarny cień. Ty czekał i wytężał wzrok w ciemnościach. Nasłuchiwał.

Po kilku sekundach zza krzaków wyłoniła się jakaś postać; ubrana na czarno, przygarbiona. Andre Navarrone doskonale wtapiał się w noc.

– Niezła pora na łażenie po ogródku – powiedział szeptem.

– Nie mogłem inaczej. – Ty zerknął na dom, a potem na człowieka, którego znał pół życia, gliniarza pracującego teraz jako prywatny detek¬tyw. Współpraca Navarrone'a z policją w Houston była krótka i burzli¬wa. Nie nauczył się nigdy, że praca agenta wywiadu w czasie wojny w Za¬toce to nie to samo, co praca policjanta W mieście. Zaczął działać na własny rachunek i szło mu świetnie.

Ty spojrzał przyjacielowi w oczy.

– Potrzebuję twojej pomocy.

– Domyśliłem się. Inaczej byś nie dzwonił. – Navarrone uśmiech-nął się złowieszczo i wyszczerzył bjałe zęby. Nie pytał, czego chce Ty. Właściwie nigdy o nic nie pytał.

I jeszcze nigdy go nie zawiódł.


Sam przewróciła się na bok i poczuła, że cośjest nie tak. Leżała w cu¬dzym łóżku… tak, teraz jej się przypomniało. Westchnęła zadowolona i uśmiechnęła się. Była z Tyem, chociaż z początku tego nie chciała. Zaczęła przypominać sobie dotyk jego ciepłej skóry, jego smak, to że wiedział, jak ją dotykać… Sięgnęła za siebie i poczuła zimne przeście¬radła. Miejsce obok było puste.

Odwróciła się, zamrugała gwałtownie i oparła się na łokciu. Była sama. Tam gdzie jeszcze przed chwilą leżał Ty, został wgnieciony ślad, ale pościel była zimna. Może poszedł do łazienki, napić si'ę, albo… wy¬prowadzić psa. Na pewno wyszedł z psem.

W ciemnościach znalazła halkę i założyłają. Przez otwarte okno usły¬szała jego przytłumiony głos" szept, którym Ty, jak sądziła, popędzał psa. Kiedy wyjrzała na zewllątrz, na trawniku pomiędzy domem ajezio¬rem nie zobaczyła ani jego, ani psa. Zaciekawiona zeszła na dół, gdzie światło latarni padało na biurko. Dzięki niej mogła przejść przez pokój bez zapalania światła.

W kuchni ochlapała twarz wodą i przeczesała palcami włosy, a po¬tem wyjrzała przez okno na ulicę. Pusto. Ale Ty musi być gdzieś w po¬bliżu. Nie wierzy-la, że zostawiłjąsamąpo tym,jak przyjechał do miasta niczym rycerz i uparł się, żeby nie nocowała u siebie. Poza tym była pewna, że słyszała jego głos. Popatrzyła w ciemność i kątem oka do¬strzegła jakiś ruch. Sasquatch wyszedł zza rogu i podreptał na drogę. Usiadł pod drzewem i wyczekująco spojrzał do góry. Kolejny ruch. Pod drzewem stał mężczyzna… nie, było ich dwóch. Jednym musiał być Ty ¬w przeciwnym razie pies zareagowałby inaczej.