– Dzień dobry… panie hrabio – odezwała się prędko dziewczyna. – Bardzo mi przykro, że zaspałam…

Chciałabym przeprosić, że pan na mnie czekał… Dla mnie to niepowetowana strata, tak pragnęłam zobaczyć Apolla…

– Mam pani coś do powiedzenia – zaczął cicho hrabia Lavenham – i obawiam się, że będzie to dla pani wstrząsająca nowina.

– Wstrząsająca nowina? – powtórzyła Ilonka zdziwiona.

– Proszę, niech pani usiądzie.

Spojrzała na niego pytająco, próbując odgadnąć przyczynę żałobnych nut w jego głosie.

A przecież… nawet w takiej chwili nie mogła nie zwrócić uwagi na godną podziwu elegancję jego stroju. W świetle dnia gospodarz wydawał się jeszcze przystojniejszy niż poprzedniego wieczoru.

Najwyraźniej czekał, by zajęła miejsce na sofie, więc posłusznie usiadła. Podniosła ku niemu oczy i z obawą czekała hiobowych wieści.

Nagle straszna myśl przyszła jej do głowy. Czyżby odkrył, że nie jest prawdziwą aktorką?

– Z przykrością muszę panią poinformować – rzekł hrabia Lavenham bardzo cicho – że kamerdyner, który przyszedł dziś rano zbudzić pana Archera, znalazł go martwego.

Ilonka nie pojęła słów hrabiego.

– Co pan mówi?! – wykrzyknęła. – To… To niemożliwe!

– Obawiam się, że to jednak prawda. D'Arcy Archer był, jak sądzę, w dość podeszłym wieku.

Pewnie cierpiał na serce, mógł sam o tym nie wiedzieć.

Może panią pocieszy, że zmarł z uśmiechem na ustach.

– Nie… Nie mogę w to uwierzyć! Był taki szczęśliwy, że mógł tu przyjechać… i że prosił go pan o… jeszcze jeden występ.

Hrabia Lavenham usiadł obok niej na sofie.

– Kim był dla ciebie ten człowiek? – odezwał się zupełnie innym tonem.

– Było mi go żal – odparła Ilonka. – Powiedział mi… że to jego ostatnia szansa… i że jeśli się panu nie spodoba… będzie go czekała śmierć z głodu.

– Czy to jedyny powód, dla którego z nim przyjechałaś?

– Błagał mnie i zaklinał, prosił o ratunek.

Okrucieństwem byłoby odmówić…

– Czegoś w tym rodzaju się spodziewałem – mruknął hrabia Lavenham.

– Nie mogę uwierzyć, że… nie żyje.

Wedle ulubionego powiedzonka Hanny nieszczęścia zawsze chadzają parami. Trudno było nie przyznać jej racji. Najpierw wypadek, w którym zginęła stara pokojówka i aktorka, teraz śmierć biednego pana Archera.

Ilonka czuła na sobie uważny wzrok hrabiego Lavenhama.

– Może w pewnym sensie – odezwała się po chwili – to najlepsze, co mogło go spotkać. Wiedział, że wczoraj odniósł sukces. Pan zamówił u niego jeszcze jedno przedstawienie, a to oznaczało, że będzie miał dość pieniędzy… by przeżyć jakiś czas… we względnym dostatku…

– Bardzo rozsądne spojrzenie na całą sprawę – zgodził się hrabia. – Chcę, żebyś się zdała na mnie, Ilonko. Dopilnuję, by zmarły został pochowany na cmentarzu w parku. Nie widzę powodu, byś się miała kłopotać obecnością na pogrzebie, chyba że masz takie życzenie. Może chcesz zawiadomić jego krewnych?

– Nie wiem… czy miał kogoś bliskiego.

– Chcesz powiedzieć, że znałaś tego człowieka jedynie od strony zawodowej?

– Spotkałam go dopiero przedwczoraj – odparła bez zastanowienia.

Natychmiast zdała sobie sprawę, że popełniła błąd.

– Wówczas kiedy cię poprosił, byś tu z nim przyjechała? – uściślił hrabia.

Zapadła cisza.

– Tak… – przyznała w końcu Ilonka.

– W tej sytuacji myślę, że możemy pozostawić zawiadomienie o jego śmierci urzędnikowi, z którym skontaktował się mój sekretarz – stwierdził hrabia. – To on zajmował się organizacją występu na wczorajszym przyjęciu. Wypłaci pieniądze należne Archerowi jego wierzycielom. – Uśmiechnął się do Ilonki i dodał: – Ty również dostaniesz swoją gażę. Nie martw się o nic. Zajmę się tobą.

– Dziękuję panu – rzekła Ilonka szybko – ale ja…

Miała zamiar powiedzieć, że nie potrzebuje, by ktokolwiek się nią zajmował, kiedy hrabia Lavenham się podniósł, wziął ją za rękę i nakłonił do wstania.

– Posłuchaj, Ilonko. Mamy sobie wiele do powiedzenia, ale teraz muszę jechać z przyjaciółmi na wyścigi. Obejrzyj dom, przejdź się po ogrodach, pozwiedzaj posiadłość dopóki nie wrócę.

– Wydaje mi się… że w tej sytuacji… powinnam raczej wyjechać – zdołała wykrztusić dziewczyna.

Hrabia Lavenham uśmiechnął się ponownie.

– Naprawdę sądzisz, że ci na to pozwolę? Zamierzam zostać twoim protektorem i chronić cię przed podobnymi przygodami w przyszłości.

Ilonka przyglądała mu się z niedowierzaniem.

Nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów.

Niespodziewanie ujął ją pod brodę i zmusił do podniesienia głowy. Zajrzał jej w oczy, a potem – niewiarygodne! – uwięził wargami jej usta.

Ilonka nie znała mocy pocałunku. Nie miała pojęcia, że wargi mężczyzny mogą z niej uczynić niewolnicę, odebrać zdolność ruchu. Zbyt była zdumiona, zbyt oszołomiona, by jasno myśleć.

W chwili gdy zebrała siły, by się bronić, poczuł a, jak przez jej ciało przepływa rzeka światła. Opanowała ją słodka ekstaza, podobna do uczucia, którego doznawała w tańcu. Zdawała się wypływać z muzyki, prosto z serca. Z jej serca czy z serca hrabiego? Ogarnęła ich oboje.

Nieopanowane drżenie, magnetyczne doznanie pulsowało w niej jak drobne fale, zdwojone mocą drugiego serca – serca mężczyzny. Byli złączeni w jedno nie tylko wargami, ale każdym oddechem, całą duszą.

Było to tak gwałtowne, tak cudowne odczucie, że kiedy hrabia podniósł głowę, dziewczyna nie mogła z siebie wydobyć słowa. Patrzyła tylko na niego, ogromne oczy zdawały się bez reszty wypełniać drobną twarzyczkę.

– Teraz rozumiesz? – zapytał głębokim głosem.

– Porozmawiamy o tym, jak wrócę. Do tej pory chcę, żebyś robiła, co ci się żywnie podoba.

Odsunął się od niej, wyszedł i zamknął za sobą drzwi buduaru.

Ilonka przez dłuższą chwilę nie mogła się nawet poruszyć.

Stała tak, jak ją zostawił, z sercem łomoczącym w piersiach i ciałem dziwnie pulsującym. Podobnie się czuła ostatniej nocy, gdy tańcząc do wtóru cygańskiej muzyki obrazowała gestami poszukiwanie miłości.

Wreszcie, kompletnie oszołomiona uczuciem zupełnie odmiennym od wszystkiego, o czym do tej pory marzyła i śniła, ponownie usiadła na sofie i ukryła twarz w dłoniach.

Siedziała tak chyba bardzo długo.

Stopniowo, gdy szaleńczy rytm serca uspokoił się nieco, a uniesienie przestało ściskać ją za gardło i pozwoliło wreszcie oddychać, uświadomiła sobie, że musi być rozsądna, stawić czoło faktom i spróbować wreszcie zachować się rozumnie.

Musiała zepchnąć na dno pamięci cudowne uczucie, które obudził w niej ten mężczyzna, i zmusić się wreszcie do jasnego myślenia.

Gdyby matka poznała słowa hrabiego! Byłaby z pewnością wzburzona. W ogóle nie chciałaby ich słuchać!

Pan Archer wspominał, że Lucille Ganymede straciła protektora i dlatego, między innymi, zdecydowała się dać przedstawienie u hrabiego Lavenhama.

Ilonka nie do końca zdawała sobie sprawę ze znaczenia słowa „protektor”. Teraz stopniowo przypominała sobie różne zasłyszane przypadkiem rozmowy, których wówczas nie rozumiała, a które właśnie zyskały nowy sens.

Pewnego razu słyszała, jak ojciec opowiadał matce:

– Madame Vestris stanęła mocno na nogach.

Ma za protektora jednego z najbogatszych ludzi w Londynie.

– Sądziłam, że jest zamężna – odparła pani Compton.

– Rozeszła się z mężem – wyjaśnił pułkownik – co w jej sytuacji było najlepszym posunięciem, szczególnie pod względem finansowym.

– Zupełnie nie rozumiem, dlaczego sprawy takich kobiet ciebie interesują, kochanie – zaprotestowała pani Compton.

– Jeśli jesteś zazdrosna, najdroższa – roześmiał się jej mąż – to wiedz, że nie masz najmniejszego powodu. Po prostu powtarzam ci plotki z klubu.

Mieszkając tak daleko od towarzystwa, otrzymujemy wieści o kilka tygodni albo nawet miesięcy spóźnione.

Ilonka wyczuła, że bardzo żałował – nie pierwszy raz – iż nie było ich stać na częstsze wyjazdy do Londynu. Nie mogli też sobie pozwolić na uczestnictwo w sportach, które uważał za wyjątkowo zajmujące.

Matka, jakby wiedziona tą samą myślą, zarzuciła mężowi ręce na szyję.

– O mój kochany! Tak bym chciała być bogatą dziedziczką.

– Wówczas bez wątpienia wyszłabyś za jakiegoś księcia – roześmiał się pułkownik – a ja nie mógłbym na ciebie nawet spojrzeć! Kocham cię taką, jaka jesteś i pieniądze nie mają najmniejszego znaczenia.

– Nie, oczywiście, że nie – zgodziła się pani Compton.

Odeszli objęci, nieświadomi, że córka, siedząca za zasłoną na szerokim parapecie, słyszała całą rozmowę.

W owym czasie Ilonka nie była tą wymianą zdań specjalnie zainteresowana, ale teraz pomogła jej ona dokładnie zrozumieć intencje hrabiego.

Była wstrząśnięta… i czuła obawę, bo jego pocałunek wzbudził w niej uczucia, których istnienia nawet nie podejrzewała.

„Muszę wyjechać – myślała gorączkowo. – Nie mogę tu zostać i dalej go zwodzić. Nie mogę dać mu poznać, że jego pocałunek był dla mnie jak natchniony taniec na szczycie ośnieżonej góry”.

Dziwne porównanie dobrze chyba oddawało jej wrażenia.

A jednak… przeżywa znacznie więcej, bo uczucia, które w niej obudził, nie były zimne jak lód, lecz gorące i palące jak słońce albo jak płomienie cygańskiego ogniska wzbijające się wyżej i wyżej, gdy wokół nich tańczyła.

– Muszę wyjechać! – powtarzała w kółko, jakby w ten sposób mogła się zmusić do posłuchania własnego rozkazu.

Wreszcie wstała.

I nagle ogarnęło ją nieopanowane pragnienie, by usiąść, czekać na powrót hrabiego Lavenhama z wyścigów, móc z nim rozmawiać. Może wówczas, choć przecież nie powinna o tym nawet myśleć, pocałowałby ją raz jeszcze? Chciała poczuć jego wargi na ustach.

– Chyba oszalałam! – skarciła się hardo. – Co by sobie o mnie pomyślała mama?

Podeszła do okna. Rozciągał się z niego widok na front domu po lewej stronie i jezioro połyskujące wśród zieleni parku. Przed drzwiami widziała kilka faetonów ustawionych w rzędzie jeden za drugim.