Ilonce przyszło na myśl, że hrabia docenił jedynie jej urodę. A może nie znali się dostatecznie długo, by mógł dostrzec w niej także inteligencję?

Następnego wieczoru, wystrojona w nową suknię, uszytą specjalnie na okazję, prezentacji, sama musiała przyznać, że wygląda wręcz zniewalająco.

Ponieważ czysta biel nie najlepiej uwydatniała piękną barwę magnoliowej cery, lady Armstrong wybrała dla córki tkaninę dyskretnie połyskującą srebrem. Cieniutki jedwab znaczył delikatny romboidalny wzór srebrnego haftu. Suknia miała szeroką spódnicę i wyjątkowo szczupłą talię. Całość bardzo stosowną dla młodej dziewczyny zdobiły srebrne wstążki.

Srebrzysta suknia natychmiast przywiodła dziewczynie na myśl występ w pałacu Lavenham. Obudziły się w jej pamięci słowa pana Archera: „nimfa, która wyszła ze srebrnej toni jeziora”.

Ojczym podarował jej w prezencie subtelny diamentowy naszyjnik połyskujący przy najlżejszym ruchu.

– Wyglądasz ślicznie – rzekł. – Nawet nie trzeba ozdób, byś olśniewała urodą.

Był to niewątpliwie szczery komplement. Do prawdy, wielkie szczęście spotkało je obie z matką, że znalazły w nim czułego opiekuna.

„Mama nie kocha go tak samo jak kochała tatusia – myślała dziewczyna – lecz choć inaczej, kocha go naprawdę. Może i ja odnajdę miłość do jakiegoś innego mężczyzny i wówczas poczuję, że będę mogła wyjść za niego za mąż”.

W rzeczywistości pragnęła jedynie takiej miłości, jaką kochali się jej rodzice i jaką w głębi serca czuła do hrabiego Lavenhama.

Minionej nocy znów długo leżała bezsennie i myślała o nim. Co by się stało, gdyby zamiast uciec, została w pałacu jeszcze jedną noc? Samo wspomnienie żaru pocałunku paliło jej usta i budziło wewnętrzne drżenie. Nie znała piękniejszego uczucia.

Nagle uderzyło ją straszne podejrzenie. Czy hrabia aby na pewno zjawił się w jej sypialni po to, by ją uratować przed lordem Marlowem? Och, jakże była niemądra i naiwna! Przyjęła za pewnik, że przyszedł do niej drzwiami łączącymi sypialnię z salonem, gdyż usłyszał hałas czyniony przez intruza na korytarzu.

Dopiero teraz po raz pierwszy uświadomiła sobie, że kiedy się odwróciła i zaczęła go błagać o ratunek, wyglądał na zdumionego widokiem mebli tarasujących drzwi i przez moment zdawał się nie rozumieć, dlaczego to zrobiła. Potem wyszedł, by przepędzić natręta.

Jeżeli przyszedł do jej sypialni nie wiedząc, co się dzieje, jaki był cel jego wizyty?

Ilonka była niewinna i niedoświadczona, a hrabia Lavenham wydawał się jej wszechwładny i powściągliwy.

Stąd też aż do tej pory nie przeszło dziewczynie przez myśl, że mógł istnieć ukryty powód, dla którego zamieniono jej pokój, a hrabia zjawił się w sypialni gościnnej ubrany w szlafrok…

Teraz wiedziała. Zamierzał się z nią kochać.

Nie umiała wyjaśnić, co się kryło za tymi słowami, lecz wiedziała, że było to coś złego i bardzo niewłaściwego, jeśli mężczyzna i kobieta nie byli sobie poślubieni.

Sądziła, że mogło się to zdarzać pomiędzy dżentelmenami i aktorkami takimi jak madame Vestris, ale było rzeczą niewiarygodną i niegodziwą spodziewać się czegoś podobnego po damie.

„Miał mnie za aktorkę, dlatego przypuszczał, że się zgodzę na coś tak bezwstydnego” – tłumaczyła sobie Ilonka.

Nagle poczuła się bardzo nieszczęśliwa. Nie tylko dlatego że straciła hrabiego. Właśnie sobie uświadomiła, że nie była dla niego damą, nie darzył jej szacunkiem ani uwielbieniem, traktował jak aktorkę, wobec której można się zachowywać obraźliwie, podobnie jak lord Marlowe. Straszne odkrycie zaostrzyło ból w jej zranionym sercu.

Musiała pamiętać, że za wszystko mogła winić jedynie siebie. Przecież zupełnie świadomie przystała na propozycję pana Archera, by jechać z nim i wystąpić przed hrabią oraz jego przyjaciółmi.

Wreszcie poznała prawdę, zrozumiała niebezpieczeństwa, jakimi groziła ekscytująca wyprawa. Teraz mogła tylko zanosić modły, dwakroć żarliwiej niż dotąd, by matka nigdy się nie dowiedziała o całej przygodzie.

„Mama byłaby nie tylko przerażona – myślała – byłaby głęboko zraniona i oburzona, że mogłam postąpić tak niemądrze”.

– Wygląda pani naprawdę prześlicznie! – zachwycała się pokojówka, która pomagała jej wkładać suknię.

Ilonka przed zejściem na dół rzuciła ostatnie spojrzenie w lustro.

– Dziękuję.

W 1346 roku Czarny Książę zdobył w bitwie pod Crecy nie tylko ostrogi, lecz także słynne strusie pióra, które ozdobiły jego herb Księcia Walii.

Od tego czasu młode dziewczęta prezentowane monarsze przystrajały się w ozdoby wzięte od tych egzotycznych ptaków. Ilonka twarzowo upięła we fryzurze trzy pióra.

– Nie będzie na balu piękniejszej panny! – rozpływała się w zachwytach pokojówka.

Ilonka podziękowała uśmiechem. Pomyślała, że jest na tym świecie jeden człowiek, od którego chciałaby za wszelką cenę uzyskać pochwałę swego charakteru i umysłu, podczas gdy on z pewnością zapamiętał jedynie jej urodę.

„Zapomnij o nim. Zapomnij. Zapomnij!” – zdawały się wystukiwać pantofelki, gdy lekko stąpała po schodach. W drodze do pałacu Buckingham koła eleganckiego londyńskiego powozu sir Jamesa toczyły się po bruku powtarzając ten sam rytm.

Lady Armstrong w bladofioletowej sukni wyglądała prześlicznie. Z biżuterii wybrała ametystową tiarę połyskującą gdzieniegdzie diamentami oraz naszyjnik od kompletu. W ręku trzymała bukiet liliowych orchidei ofiarowany przez sir Jamesa.

Ilonka dostała od ojczyma małą wiązankę białych, ledwie rozwiniętych różyczek. Dziewczynie natychmiast przypomniały one kwiaty, które przymocowała sobie u nadgarstków i wpięła we włosy przed występem w pałacu hrabiego Lavenhama.

– Wygląda pani jak Persefona zstępująca do Hadesu – powiedział wówczas pan Archer.

Tylko że ona, w przeciwieństwie do mitycznej bogini, miała pozostać na zawsze pogrążona w ciemnościach. Nigdy już nie odnajdzie w sercu wiosny.

Chcąc okazać wdzięczność ojczymowi, uśmiechnęła się uroczo. Siedział naprzeciw niej. Wyglądał szczególnie elegancko, wystrojony w mundur pułkownika, deputowanego lorda Buckinghamshire.

– Jednego jestem pewien – odezwał się do żony – żaden mężczyzna obecny dziś w pałacu nie przywiedzie ze sobą dwóch równie pięknych kobiet jak te, które ja mam u boku!

– Nie możesz niczego być pewien, dopóki nie zobaczysz – drażniła się z nim lady Armstrong. – Ilonka zaś i ja będziemy z drżeniem serca oczekiwały, czy nie przyćmi nas, mój najdroższy, jedna z tych olśniewających kobiet, które znałeś, nim wybrałeś mnie.

– Od kiedy cię wziąłem za żonę – rzekł sir James – nie zauważyłem żadnej innej kobiety.

Ilonka nie słuchała rozmowy. Jej myśli krążyły wokół aktorki z Drury Lane. Tej, którą był zainteresowany hrabia Lavenham. Z pewnością była nie tylko piękniejsza, lecz także o wiele bardziej utalentowana niż ona.

„Będzie oglądał jej występ co wieczór – myślała – i szybko zapomni o moim amatorskim przedstawieniu”.

Wjechali na dziedziniec pałacu Buckingham i tam musieli zaczekać, gdyż przed nimi stał co najmniej tuzin innych ekwipaży. Stopniowo pasażerowie wysiadali i wchodzili do wnętrza, a oni przesuwali się coraz bliżej, aż wreszcie lokaj w upudrowanej peruce otworzył drzwiczki powozu i pomógł wysiąść lady Armstrong.

Ilonka podążyła za matką. Zostawili służbie okrycia i szerokimi schodami wyłożonymi czerwonym dywanem podążyli do sali tronowej na spotkanie królewskiej pary. Dłuższą chwilę wspinali się po imponujących stopniach, na których stali w równych odstępach członkowie gwardii szlacheckiej.

Ilonka pomyślała, że interesująco będzie zobaczyć królową Adelajdę, od 1818 roku żonę dużo starszego od niej króla Williama. Ludzie wiele plotkowali o małżeństwach w rodzinie panującej, nie oszczędzali samej królowej ani jej matki. Niektórzy mówili o Adelajdzie jako o miłej drobnej kobietce, inni znacznie bardziej krytycznie określali ją jako nieciekawą i wyjątkowo ograniczoną.

– Słyszałaś zapewne – rzekł cicho sir James do swojej żony – że księżna Kentu odmówiła księżniczce Wiktorii prawa przebywania na królewskich salonach?

– Doprawdy?! – zdumiała się lady Armstrong.

– To fatalne, szczególnie w sytuacji gdy król tak lubi uroczą księżniczkę.

Wolno posuwali się naprzód, aż w końcu dotarli do sali tronowej. Ilonka widziała teraz królową Adelajdę, siedzącą w odległym końcu pomieszczenia.

Nawet spowita blaskiem klejnotów wyglądała na bardzo drobną i niepozorną przy ogromnym, dosyć tęgim mężu.

Król był niemal łysy, na jego czaszce gdzieniegdzie tylko widniały resztki śnieżnobiałych włosów.

Uśmiechem witał każdego gościa. Ilonka nabrała pewności, że opinie głoszące, iż władca jest uprzejmy i bezpretensjonalny, nie mijały się z prawdą.

Obok Armstrongów pojawił się jeden z przyjaciół sir Jamesa.

– Te formalne przyjęcia nudzą mnie śmiertelnie! – rzekł. – Nie sposób zaprzeczyć, że za króla Jerzego wszystko było o wiele zabawniejsze.

– Bez wątpienia w dzisiejszych czasach musisz się lepiej prowadzić, Arturze – roześmiał się sir James.

– To prawda. Wieczory na dworze królewskim są nie do zniesienia. Król chrapie, królowa robi na drutach, a nam nie wolno rozmawiać o polityce.

Sir James zaśmiał się ponownie, a Ilonka pomyślała, że hrabia Lavenham z pewnością spędza znacznie bardziej urozmaicone wieczory niż te, które opisywał przyjaciel ojczyma.

Rozpoczęła się prezentacja. Dworzanin królowej przedstawiał przybyłe panny i ich opiekunki.

– Panna Mary Fotheringay Stuart pod opieką księżnej Bolton! Lady Ahburton przedstawia markizę Jane Trant i pannę Nancy Carrington!

Dworzanin monotonnie wykrzykiwał tytuły i nazwiska, więc Ilonka po chwili zaczęła rozglądać się wokół, po złoconych i białych ścianach, na tle których skrzące tiary dam zdawały się lśnić jak gwiazdy.

Wreszcie przyszła kolej i na nią. Wskazano jej miejsce w długim rzędzie, gdzie każda dama uważała, by nie nadepnąć na tren poprzedniczki.