Dworzanin zaintonował kolejne nazwiska, prawie jak w kościele.

– Hrabina Hull przedstawia pannę Penelopę Curtis!

Potem dokładnie tym samym tonem:

– Lady Armstrong przedstawia pannę Ilonkę Compton!

Matka wysunęła się naprzód i pochyliła w dworskim ukłonie przed królową. Władczyni skinęła głową i lady Armstrong przeszła dalej, by skłonić się królowi.

Ilonka zajęła jej miejsce.

Kiedy dygnęła we wzorowym ukłonie, z prostymi plecami i wysoko uniesioną głową, królowa obdarzyła ją łaskawym uśmiechem. Dziewczyna instynktownie oddała uśmiech.

Następnie, podobnie jak matka, przeszła przed oblicze monarchy.

Zaprezentowała ukłon nawet nieco niższy niż przed królową, a kiedy się podnosiła, usłyszała słowa króla:

– Śliczna panna! Doprawdy wyjątkowa!

Władca znany był z komentarzy zbijających ludzi z tropu. Ilonka sądziła, że mówił do siebie i nie mogła powstrzymać uśmiechu.

Nagle usłyszała znajomy głos:

– Trudno zaprzeczyć, sire.

Podniosła wzrok i serce zamarło jej w piersiach.

Zmartwiała.

Za tronem króla stał, spowity w blask połyskliwych odznaczeń, z błękitną wstęgą Orderu Podwiązki na ukos przez pierś, nie kto inny, ale sam hrabia Lavenham.

Ilonka nadludzkim wysiłkiem wytrzymała jego spojrzenie, wyprostowała się i poszła za matką.

Miała w głowie absolutny chaos.

Z pewnością hrabia ją rozpoznał. Zastanawiała się gorączkowo, co o niej pomyśli teraz, kiedy już wie, kim węgierska tancerka jest naprawdę.

Była tak oszołomiona, że niemal zapomniała o otoczeniu. Dłuższą chwilę nie potrafiła wydobyć z siebie słowa.

Sir James przedstawił żonę przyjaciołom. Mówili coś do Ilonki i dziewczynie się wydawało, że odpowiada z sensem. Jednocześnie czuła się, jakby przebywała w innym świecie, wszystko wokół było nieważne i nieprawdziwe. Serce biło jej jak szalone.

Przez następną godzinę rozmawiała, zdaje się, z wieloma nowo poznanymi osobami, zasypywano ją komplementami, a ona najwyraźniej rozumnie odpowiadała na pytania.

Po jakimś czasie król ujął królową pod ramię i poprowadził między przybyłych. Co jakiś czas zatrzymywał się na chwilę, by zamienić kilka słów z tym czy owym. W końcu królewska para opuściła salę tronową. Teraz także goście zaczęli wychodzić z przyjęcia.

– Mamusiu, możemy już iść? – spytała Ilonka.

– Nie ma pośpiechu, kochanie – odparła lady Armstrong. – Doskonale się przecież bawimy.

Twój ojczym chciałby jeszcze odnaleźć pewnego przyjaciela, z którym pragnie mnie poznać.

Ilonka nie mogła wyjaśnić matce, że chce wyjść, zanim spotka hrabiego Lavenhama. Rozglądała się bojaźliwie po gwarnym tłumie, w każdej chwili oczekując widoku hrabiego z oskarżeniem we władczym wzroku.

Patrzyła akurat w zupełnie inną stronę, gdy niespodziewanie usłyszała w pobliżu jego głos:

– Witaj, Armstrong! Nie spodziewałem się ciebie tutaj spotkać!

– Witaj, Lavenham! – odparł sir James. – Raczej ja powinienem to powiedzieć. Sądziłem, że będziesz zbyt zajęty końmi, by znaleźć czas na dworskie formalności.

– Naciskano na mnie, bym wypełnił swój obowiązek.

– Chyba nie poznałeś jeszcze mojej żony – rzekł sir James z uśmiechem. – Najdroższa, pozwól, że ci przedstawię hrabiego Lavenhama, który, jak wiesz, jest posiadaczem najwspanialszej stajni w kraju i wygrywa wszystkie klasyczne wyścigi z takim rozmachem, że nikt inny nawet nie śmie o tym marzyć.

Lady Armstrong podała hrabiemu dłoń.

– Wiele o panu słyszałam i jestem szczęśliwa mogąc pana poznać osobiście.

– Jest pani bardzo uprzejma.

Hrabia Lavenham zwrócił spojrzenie ku Ilonce.

– A oto przyczyna mojej dzisiejszej obecności w pałacu – rzekł sir James. – Wraz z żoną przedstawiliśmy na dworze moją pasierbicę.

Hrabia skłonił się przed Ilonką, dziewczyna dygnęła głęboko. Nie potrafiła spojrzeć mu w twarz.

Opuszczone powieki rzucały głęboki cień rzęs na policzki.

– Jestem zachwycony mogąc panią poznać.

Ilonka była pewna, że usłyszała sarkastyczną nutę w tym uprzejmym stwierdzeniu. Nie miała ochoty w ogóle się odzywać, lecz jej milczenie mogło się wydać dziwne.

– Słyszałam o pańskich… wspaniałych koniach… hrabio.

– Mam nadzieję, że pewnego dnia będę mógł je pani pokazać… – zawiesił głos -…jeśli znajdzie pani odrobinę wolnego czasu, by odwiedzić moje stajnie.

Ilonka wstrzymała oddech.

Czynił jej wyrzuty, że wyjechała nie obejrzawszy Apolla i pozostałych jego koni! Patrzył na nią przenikliwie, a ona doszukiwała się w jego spojrzeniu wzgardy.

Nagle ogromnie się przeraziła. Przecież mógłby powiedzieć coś, co obudzi w matce podejrzenia, że spotkali się już wcześniej, a wówczas cała historia i wszystkie jej kłamstwa wyjdą na jaw.

Przytłoczona poczuciem winy nie potrafiła ocenić wymowy szarych oczu hrabiego. Czuła jedynie magnetyczną siłę pchającą ją w jego ramiona i bała się nie na żarty, że jej uczucie jest widoczne jak na dłoni nie tylko dla niego, lecz także dla matki i ojczyma.

W ostatnim momencie przyszło wybawienie.

– James! Jakże się cieszę, że cię widzę! Dlaczego zaniedbywałeś mnie tak długo?

Jakaś kobieta, połyskująca szafirami, ubrana w niebieską suknię podkreślającą błękit oczu, pojawiła się między obu mężczyznami i wsunęła d ł o ń pod ramię sir Jamesa.

Przypadkiem stanęła w taki sposób, że oddzieliła hrabiego oraz Ilonkę od matki i ojczyma.

Dziewczyna postanowiła spróbować pokierować rozmową.

– Winna… jestem panu… wyjaśnienie- odezwała się drżącym głosem.

– Chętnie posłucham. Rzeczywiście, jest mi pani winna wyjaśnienie.

– Tak… to prawda.

– Gdzie mogę panią spotkać samą?

Próbowała myśleć rozsądnie, znaleźć jakieś miejsce, gdzie mogliby porozmawiać bez świadków.

Hrabia Lavenham najwyraźniej rozumiał jej trudności.

– Jutro rano – powiedział – wybieram się do parku na konną przejażdżkę. O siódmej będę przy figurze Achillesa.

Ledwie słowa dotarły do uszu Ilonki, kiedy matka znalazła się przy jej boku.

– Kochanie- rzekła- chciałabym, żebyś poznała ambasadora Francji i jego żonę.

– Tak, mamusiu.

– Muszę wracać do obowiązków – pożegnał się hrabia Lavenham. – Dobrej nocy, lady Armstrong.

Dobrej nocy, panno Compton.

Skłonił się cokolwiek sztywno i odszedł w stronę grupy krewnych króla i ambasadorów, którzy najwyraźniej oczekiwali na przyjęcie przez starszych członków królewskiej rodziny.

Ilonka z odczuciem, że rozstają się na wieki, patrzyła, jak odchodził. Nagle serce w niej drgnęło.

Przecież spotkają się jutro!

Jak zdoła mu opowiedzieć, dlaczego udawała aktorkę?

Bez wątpienia będzie jej czynił wyrzuty. Ale dzięki temu jeszcze raz go zobaczy. Tylko to się liczyło.

Nigdy potem nie mogła sobie dokładnie przypomnieć, co się działo przez resztę wieczoru.

Gdy wracali do domu, matka w podnieceniu rozprawiała na temat umeblowania i innych wspaniałości pałacu, sir James natomiast, wyraźnie skruszony, próbował wyjaśnić powody wylewnego przywitania zgotowanego mu przez ową tajemniczą damę, najpewniej „dawną dobrą znajomą”.

Głosy obojga wydawały się Ilonce odległe, a tematy mało ważne.

Dopiero w domu uświadomiła sobie w pełni, że niełatwo jej będzie następnego ranka pojechać do parku bez wiedzy matki czy sir Jamesa.

Jeżeli powie, że wybiera się na przejażdżkę, ojczym z pewnością zechce jej towarzyszyć. Możliwe też, że matka zdecyduje, iż lepiej dla niej będzie, jeśli rano raczej wypocznie, tak jak to robiła do tej pory każdego dnia pobytu w Londynie – ponieważ wieczorem wybierali się na kolejny bal.

„Muszę się z nim zobaczyć!”- postanowiła Ilonka, choć nie bardzo potrafiła sobie wyobrazić, jak ma tego dokonać.

Całą rodziną zjedli późną kolację i udali się na górę, do sypialni. Ilonka ciągle głowiła się nad tym, w jaki sposób ma rano nie zauważona opuścić dom.

Nie mogła zasnąć, dziesiątki razy w ciągu nocy wstawała, podchodziła do okna, by spojrzeć w rozgwieżdżone niebo. Co myśli o niej hrabia Lavenham?

Jak przebiegnie ich spotkanie?

Niechybnie będzie na nią zły. Zapewne także wstrząśnięty. Najważniejsze jednak, by wymóc na nim przyrzeczenie, że nie zdradzi przed matką ani przed sir Jamesem jej nagannego zachowania.

Była to najdłuższa noc w życiu dziewczyny.

Kiedy stojąc przy oknie usłyszała w oddali bicie zegara na piątą, zdawało się jej, że wieki minęły od czasu, gdy widziała się z hrabią.

Miała już pewność – a zyskała ją na przyjęciu w pałacu Buckingham, kiedy się oddalił – że nic dla niego nie znaczyła. Niegdyś zaoferował jej w swoim życiu rolę kobiety, u której liczy się tylko ładna buzia. Nie mogła się pogodzić z podobnym upokorzeniem.

Wychowywano ją w przekonaniu, że bogata osobowość znaczy o wiele więcej niż wygląd zewnętrzny. Owszem, była bardzo zadowolona, gdy ludzie nazywali ją piękną, lecz wiedziała, że ma do zaoferowania o wiele więcej. Mogła obdarować uczuciem, rozumem i duszą – najcenniejszymi w jej pojęciu przymiotami.

Tyle że jako tancerka i aktorka, kobieta, która mogła zostać czyjąś utrzymanką, była niemal przedmiotem. Czyjąś własnością, o wiele mniej wartą niż dobry koń wyścigowy. Można nią było dysponować wedle woli.

„ Oto jak traktuje mnie hrabia Lavenham” – pomyślała.

Czuła w tej chwili, że została wtrącona w głębokie, mroczne piekielne otchłanie, z których nigdy nie zdoła się wydostać.

Gdy pierwsze promienie słońca ukazały się nad dachami i rozjaśniły niebo, pojęła, że minęła noc.

Nadchodziła pora spotkania z hrabią Lavenhamem.

Dziewczyna miała gorzką świadomość, że choć tęskniła za nim i pragnęła go widzieć, będzie musiała się upokorzyć, przepraszać za godne potępienia bezwstydne kłamstwa, tym bardziej wołające o pomstę do nieba, że wyszły z ust damy, a nie aktorki, o czym już wiedział.

A może lepiej byłoby nie iść na spotkanie pod statuą Achillesa? Lecz jeśli nie pójdzie, on może się zjawić w jej domu i zdradzić matce, że już się spotkali, i to w bardzo szczególnych okolicznościach.