– To z pewnością prawda. Jesteś bardzo niekonwencjonalną młodą osobą, Ilonko, nie tylko w słowach, lecz także z wyglądu, nie mówiąc już o tańcu. – Przez chwilę stał bez ruchu. – Kto cię nauczył tak tańczyć? – zapytał w końcu.

– Nikt – odparła dziewczyna. – W moich żyłach płynie węgierska krew i kiedy słyszę cygańską muzykę, pojawiają mi się przed oczyma sceny, dzięki którym moje stopy poruszają się, jak gdyby żyły własnym życiem.

– Jakie to sceny? – zapytał hrabia. Najwyraźniej był szczerze zainteresowany.

– Widzę węgierskie stepy, Cyganów w barwnych strojach i malowane wozy. Słyszę muzykę skrzypiec, a w oddali widzę ośnieżone szczyty gór.

– Węgierska krew znalazła odbicie w kolorze twoich włosów – rzekł cicho.

– Jestem bardzo podobna do prababki.

– To wyjaśnia wiele spraw, które mnie dotąd dziwiły.

Zanim jednak zapytała, co miał na myśli, podszedł do koni. Pomógł jej wsiąść, a kiedy włożyła nogę w strzemię, wprawnie ułożył spódnicę.

Następnie odebrał od lokajczyka swojego ogiera i wskoczył na siodło.

Ilonka patrząc na niego myślała, że nie ma na świecie równie przystojnego mężczyzny. Nikt nie mógł pewnej dosiadać konia i piękniej wyglądać na wierzchowcu.

Hrabia Lavenham uchylił cylindra.

– Życzę miłego dnia, panno Compton. Cieszę się, że mogłem panią spotkać ponownie.

Po czym, nie czekając na odpowiedź, puścił konia kłusem brzegiem Serpentine.

Ilonka patrzyła za nim rozżalona. Co z tego, że nie był na nią zły, czego się jeszcze niedawno tak bardzo obawiała, jeśli, niestety, nie jest nią już zupełnie zainteresowany.

Ku swemu przerażeniu zastanowiła się, czy nie byłaby znacznie bardziej szczęśliwa, gdyby przyjęła jego „protekcję”.

Minęli zwieńczone złotem bramy Devonshire House. Matka Ilonki była zachwycona zaproszeniem księżnej i znacznie bardziej niż córka podekscytowana czekającym ich wieczorem.

Myśli dziewczyny przez cały dzień krążyły wyłącznie wokół hrabiego Lavenhama. Obawiała się, że na przyjęciu poświęci jej ledwie chwilkę. Potem będzie musiała się zadowolić towarzystwem młodzieży.

Na balach, w których do tej pory uczestniczyła, spotykała wiele młodych dziewcząt, lecz nie mogła nie zauważyć, że najlepiej bawiły się nie one, ale obyte w towarzystwie pary małżeńskie.

Damy przystrojone w bajeczne klejnoty wyglądały tak elegancko i tak przyciągały wzrok, że rozumiała doskonale, iż debiutantki w swojej prostocie i niedoświadczeniu nie były szczególnie atrakcyjne.

Stąd dżentelmeni wybierali raczej towarzystwo kobiet dojrzałych.

Rozumiała to tym lepiej, gdy sama spróbowała nawiązać rozmowę z debiutantkami. Okazało się, że mimo iż całe dzieciństwo spędziła na wsi w niedostatku, była nie tylko lepiej od nich wyedukowana, lecz także miała żywszy umysł. Szerokie i różnorodne zainteresowania także wyróżniały ją z grona debiutantek.

Dzięki barwnym opowiadaniom ojca o wydarzeniach na torze dziewczyna niemało wiedziała o koniach. Podejrzewała, że jej rówieśnice nie tylko miały niewielkie pojęcie o klasycznych wyścigach, lecz także bały się dosiadać wierzchowca, jeśli nie był wyjątkowo spokojny i potulny.

Młode dziewczęta nie interesowały się także polityką, a jedna z nich zwierzyła się Ilonce, że nie ma pojęcia, kto jest premierem i nigdy nie słyszała o reformie płatniczej.

„Są niewyobrażalnie nudne” – myślała Ilonka pogardliwie.

Nagle przyszło jej do głowy, czy hrabia przypadkiem nie ma podobnego zdania o niej.

Wiedziała przecież, że był wyjątkowo inteligentny.

Nie raz i nie dwa wertowała gazety w poszukiwaniu najmniejszej wzmianki na jego temat.

Dowiedziała się, że często zabiera głos w Izbie Lordów i jest uznanym autorytetem w sprawach kontaktów z innymi krajami.

„Gdybym tylko mogła na chwilę zostać z nim sama- myślała rozmarzona- spróbowałabym go przekonać, że nie jestem podobna do głupiutkich, próżnych panienek. Tyle chciałabym się od niego dowiedzieć…”

Podczas obiadu w Devonshire House rozejrzała się po gościach siedzących przy wielkim stole.

W odległym końcu ujrzała hrabiego – po lewej stronie księżnej. Pogrążony był w rozmowie z drugą sąsiadką, piękną damą wprost obsypaną klejnotami. Zwracał się do niej w sposób, który kazał Ilonce podejrzewać, że istnieje między nimi jakaś intymna więź.

„Może ta dama jest jedną z jego ukochanych” – pomyślała nieszczęśliwa dziewczyna.

Nie potrafiła powstrzymać ciekawości.

– Czy orientuje się pan – zapytała sąsiada, młodzika z cofniętą brodą – kim jest towarzyszka hrabiego Lavenhama?

– To markiza Doncaster.

– Jest piękna.

– Lavenham z pewnością sądzi tak samo. Przecież słynie z tego, że w największym tłumie potrafi na pierwszy rzut oka wyłowić najpiękniejszego konia i najładniejszą buzię. – Roześmiał się cokolwiek złośliwie.

Ilonka poczuła w piersi ogromny ciężar. Zupełnie straciła apetyt.

Musiała dołożyć ogromnych starań, by uprzejmie wysłuchać dość ponurej historii dżentelmena siedzącego u jej drugiego boku, jak to w zeszłym tygodniu wyjątkowo nie miał szczęścia w kartach.

Najwyraźniej próbował utopić smutki w alkoholu, ponieważ opróżniał kieliszek za kieliszkiem.

Ilonka robiła, co mogła, by się powstrzymać od ciągłego spoglądania na koniec stołu i skoncentrować na sąsiadach, lecz jej wysiłki spełzały na niczym. Hrabia Lavenham śmiał się z dowcipów markizy, a rozpacz dziewczyny przerodziła się w fizyczny ból.

Wreszcie, zdawałoby się po nieskończenie długim czasie, księżna wyprowadziła panie z jadalni, zostawiając dżentelmenów przy porto.

Damy poszły na piętro, do gotowalni. Ilonka zajęła się poprawianiem włosów. Nie dostrzegała w lustrze własnej twarzy ani ślicznej sukienki. Zamiast tego prześladował ją widok uwodzicielskich oczu markizy Doncaster wpatrzonych w hrabiego oraz jej czerwonych, prowokująco uśmiechniętych warg.

– Chciałabym już wrócić do domu – wyrwało jej się na głos.

– Nie powinnaś tak mówić – zauważyła dziewczyna stojąca obok. – Teraz dopiero się zacznie prawdziwa zabawa. Będą tańce i spacery po jasno oświetlonych ogrodach… Wiesz, są tam altanki, gdzie możesz usiąść ze swoim towarzyszem… nikt nie zobaczy…

Dziewczyna była płocha i po prostu głupia, więc Ilonka nie podtrzymywała rozmowy i odeszła do matki.

– Obiad był świetny, prawda kochanie? – uśmiechnęła się lady Armstrong. – Księżna wspominała, że na tańce przybywa ponad setka gości, z pewnością będziesz się dobrze bawiła.

– Tak, mamusiu – odrzekła Ilonka z powątpiewaniem.

Akurat kiedy schodziły na parter, rozbrzmiała muzyka. Sala balowa była ogromna i pięknie przystrojona.

Słodko pachniały cięte kwiaty w wazonach ustawione przy każdej ścianie. Kilka przeszklonych drzwi prowadziło wprost do ogrodu. Bajecznie kolorowe światełka przy ścieżkach współzawodniczyły z chińskimi lampionami na gałęziach drzew.

Jeszcze miesiąc temu Ilonka wiele by dała, by móc pójść na takie przyjęcie.

Teraz, spodziewając się lada minuta ujrzeć hrabiego Levenhama w tańcu z olśniewającą markizą, chciała tylko odejść stąd jak najdalej.

Kiedy panowie zaczęli w końcu opuszczać jadalnię, poprosił ją do tańca ów nieciekawy młodzieniec, sąsiad przy stole.

Nie potrafiła wymyślić żadnego obiektywnego powodu do odmowy, więc zatańczyła z nim, lecz przez cały czas jej wzrok wędrował ku drzwiom; czekała na hrabiego.

Wreszcie go ujrzała. Rozmawiał z księciem oraz dwoma gośćmi. Natychmiast odgadła, że ich konwersacja dotyczy wyścigów i koni.

Poczuła się znacznie lepiej i zatańczyła z większym ożywieniem niż dotąd, aż partner zaczął jej prawić komplementy i poprosił o któryś kolejny taniec.

Muzyka ucichła, więc Ilonka zgodnie z obyczajem wróciła do boku matki. Książę, porzuciwszy towarzystwo hrabiego Lavenhama, podszedł do lady Armstrong.

– Jako stary przyjaciel pani męża, domagam się przywileju zatańczenia z panią, jeszcze nim on to uczyni!

– Będzie to dla mnie wielkim zaszczytem, książę – odparła wesoło lady Armstrong.

– Chodźmy więc, pokażemy młodzieży, jak się tańczy – rzekł książę.

Ilonka pozostawiona sama sobie rozejrzała się wokoło i nagle zesztywniała.

Właśnie pojawiła się w drzwiach kolejna grupa nowo przybyłych gości. Wśród nich Ilonka dostrzegła kogoś, kogo miała nigdy w życiu nie zapomnieć – ujrzała czerwoną, nalaną twarz lorda Marlowe'a.

Krzyk uwiązł jej w gardle. W panice uciekła z sali do ogrodu.

Schroniła się w głębokim cieniu pod drzewami.

Tam dopiero przystanęła. Obejrzała się na dom.

Słyszała muzykę i widziała przez okno tańczące pary.

„Co robić?… Co robić?” – nie mogła pozbierać myśli.

Jedna tylko osoba mogła jej dać odpowiedź na to trudne pytanie. Jeden tylko człowiek mógł ją uratować.

Była niemal pewna, że kiedy książę poprosił do tańca jej matkę, hrabia pozostał zatopiony w dyskusji.

„Muszę z nim pomówić!”- postanowiła.

Kilku gości przeszło z sali balowej do ogrodu.

Pomiędzy nimi szedł lokaj niosący satynowe poduszki.

Zaczął je rozkładać na ławkach stojących pod drzewami, niedaleko miejsca gdzie ukryła się Ilonka.

Przywołała go do siebie.

– Czy wiesz, który z gości to hrabia Lavenham? – spytała.

– Tak, proszę pani. Pan hrabia ma wspaniałe konie.

– Myślę, że znajdziesz go w drzwiach sali balowej – powiedziała dziewczyna. – Zechciej go poprosić na bok i przekaż, że chciałabym z nim pomówić.

Lokaj wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.

Najwyraźniej wiedział, że hrabia Lavenham jest znany nie tylko ze wspaniałych koni, lecz także z licznych romansów.

– Słucham panią.

Pośpieszył w stronę domu, wszedł do sali balowej.

Ilonce zdawało się, że minął wiek cały, od kiedy straciła go z oczu. Już zaczynała się obawiać, że służący nie może znaleźć hrabiego, kiedy nagle ujrzała ciemny kontur barczystej postaci na tle rozjarzonego blaskiem okna.