Właściciel gospody – szczęściem rozsądny człowiek – nie próbował raczyć gości wyszukanymi regionalnymi specjałami, lecz podał dobrze przyrządzoną domową szynkę, a do niej ser, zdaniem Ilonki znacznie smaczniejszy niż wiele pretensjonalnych, fatalnie przyrządzonych dań, jakie podczas wojaży miała okazję próbować. Do posiłku wypiła szklaneczkę domowego jabłecznika, choć Hanna nalegała, by wybrała raczej herbatę, którą, jak wiadomo, zalewa się przegotowaną wodą.

Hanna była doprawdy trudna do zniesienia.

Wszystko oceniała krytycznie i przyjmowała z ponurą dezaprobatą, aż Ilonka zaczęła żałować, że nie podróżuje z jakąś młodszą służącą – mogłaby z nią swobodnie rozmawiać i żartować. Najchętniej wybrałaby się w podróż z mamą, bo ona, kiedy były we dwie, zawsze we wszystkim potrafiła odkryć zabawne i miłe strony.

Dziewczyna planowała, że kiedy już znajdzie się w Chmurnym Zamku, pod opieką siostry ojczyma, którą kazano jej nazywać „ciocią Agatą”, każdego dnia będzie pisała do mamy choćby kilka słów.

Utworzy z listów rodzaj pamiętnika i będzie próbowała odnaleźć w codziennym życiu u ciotki rzeczy oraz zdarzenia, o których mogłaby napisać, że są zabawne i miłe.

„Nie będzie to łatwe” – pomyślała ze smętnym uśmiechem.

W Chmurnym Zamku dni wlokły się jeden za drugim z monotonną regularnością i zazwyczaj nie działo się nic godnego odnotowania.

Kiedy zatrzymali się na postój w mieście, gdzie właśnie był dzień targowy, wysiedli wszyscy podróżni oprócz Ilonki i Hanny. Następnie weszło dwoje tylko nieznajomych, za to zdecydowanie bardziej interesujących niż którykolwiek z pasażerów jadących dyliżansem do tej pory.

Mężczyzna nie należał do najmłodszych. Roztaczał wokół siebie trudną do określenia aurę. Z pewnością nie był bogaty, choć jego ubranie miało modny krój, a płaszcz, który przewiesił przez ramię, zdobił aksamitny kołnierz. W pierwszej chwili dziewczynie wydało się dziwne, że taki człowiek podróżuje akurat dyliżansem pocztowym, lecz zaraz, jako osoba spostrzegawcza, zwróciła uwagę na jego buty – wypolerowane do połysku, a jednak wyraźnie podniszczone i zdarte. Białe mankiety przy jego koszuli czas wytarł na krawędziach.

Towarzyszka intrygującego pasażera była niewysoka i zwracała na siebie uwagę oryginalną urodą.

Miała ciemne włosy, ogromne błyszczące oczy podkreślone tuszem, a wargi mocno purpurowe.

Ilonka doszła do wniosku, że musi to być para aktorów.

Hanna wraz z podopieczną siedziały twarzą w kierunku jazdy, nowo przybyli zajęli miejsca naprzeciwko.

Po wejściu dziwnej pary służąca momentalnie zesztywniała: usiadła prosto jakby kij połknęła, odwróciła się od dwojga pasażerów i poczęła z udawanym zajęciem wyglądać przez okno. Bez wątpienia potępiła nowych podróżnych z kretesem.

Wkrótce powóz ruszył w dalszą drogę.

– Dzięki Bogu – odezwała się wówczas aktorka – wreszcie odpoczną mi nogi. Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam usiąść jak najwygodniej.

Mówiąc to przesunęła się w kąt dyliżansu i uzyskawszy w ten sposób wolne miejsce, położyła nogi na ławce.

– Mądrze robisz – zgodził się z nią mężczyzna.

– Trzeba korzystać z każdej okazji. Mam nadzieję, że zdołasz odpocząć przed jutrzejszym występem. Czeka nas jeszcze długa podróż.

– Ciekawe, gdzie będziemy nocować? – zastanowiła się kobieta markotnie.

– Mam nadzieję, że warunki będą znośne – rzekł mężczyzna bez wielkiego przekonania. – Za to kolejną noc z pewnością spędzimy w luksusie. – W jego przygnębionym głosie zabrzmiały weselsze nuty. Aktor najwyraźniej z niecierpliwością oczekiwał następnego dnia, musiał on mieć dla niego wyjątkowe znaczenie.

Ilonka pogrążyła się w rozważaniach, dokąd mogli zdążać nowi towarzysze podróży. Miała ogromną ochotę zapytać, czy naprawdę występują na scenie.

W pewnej chwili pasażer rzucił na nią przelotne spojrzenie – po raz pierwszy od chwili gdy wsiadł do powozu. Dziewczyna ujrzała w jego wzroku całkowite osłupienie. Często spotykała się z taką reakcją ze strony obcych mężczyzn i zawsze ją to krępowało. Odwróciła twarz i zaczęła obserwować krajobraz wolno przesuwający się za oknem, lecz ciągle czuła na sobie spojrzenie aktora.

Milczenie w powozie nie trwało długo.

– Zechce mi pani wybaczyć- zagaił obcy przepraszającym tonem – czy nie miałaby pani nic przeciwko temu, bym odrobinę uchylił okno?

Mówił głębokim, wyjątkowo melodyjnym głosem.

Jego sposób wysławiania zdradzał człowieka wykształconego.

– Ależ bardzo proszę- odparła Ilonka.- Dzień jest ciepły, odrobina świeżego powietrza nie zaszkodzi.

– Dziękuję pani.

Zajął się opuszczaniem okna. Nie szło mu łatwo, gdyż rama była już stara i wypaczona, a utrzymująca okno na odpowiedniej wysokości pętla ze skóry pościerana, więc trudno było ją umieścić na odpowiednim haczyku. W końcu dopiął swego.

– Och, żeby tylko mnie nie zawiało – odezwała się aktorka. – Nie mogę jutro mieć chrypki.

– Jeżeli uchylone okno ci przeszkadza – rzekł uprzejmie starszy aktor- natychmiast je zamknę.

– Nie, zostaw na razie otwarte!

Mężczyzna usiadł z powrotem naprzeciw Ilonki.

– Obawiam się, że ten powóz jedzie wyjątkowo powoli – westchnął ciężko. – Już jest spóźniony ponad godzinę.

– Konie są zmęczone – rzekła Ilonka. – Biedne zwierzęta, mają za sobą długą drogę.

– Zasługują na współczucie – zgodził się aktor.

– Dobrze przynajmniej, że dyliżans nie jest przeładowany, choć to i tak zbyt ciężki pojazd dla dwóch tylko koni.

Hanna ostentacyjnie okazywała niezadowolenie, że jej podopieczna rozmawia z obcym, lecz Ilonka nie bardzo wiedziała, jak powinna zakończyć konwersację.

Wreszcie zdecydowała się zignorować humory służącej i zatrzeć wywoływane przez nią przykre wrażenie.

– Zawsze mnie trapi – podjęła rozmowę – gdy dyliżanse pocztowe zabierają zbyt wielu pasażerów i za dużo bagażu. A zdarza się to nagminnie. Podobno koń pocztowy żyje niewiele dłużej niż trzy lata!

– Trudno się z panią nie zgodzić, haniebne jest tak bezlitosne traktowanie zwierząt! – odparł mężczyzna.

– Na dodatek przewoźnik pobiera coraz większe opłaty za przejazd, choć poziom usługi jest w większości wypadków godny ubolewania.

– Mówiłam ci, że powinniśmy byli pojechać wynajętym powozem z rozstawnymi końmi – odezwała się z wyrzutem towarzysząca mu kobieta. – Za każdym obrotem kół tej rozchwierutanej taczki czuję, jak klekoczą mi wszystkie kości!

Aktorka zrobiła wyjątkowo zabawnie nadąsaną minę. Ilonka roześmiała się serdecznie.

Przemknęło jej przez myśl, że tę wymianę zdań będzie mogła z przyjemnością zrelacjonować mamie.

W tym momencie Hanna zdecydowała się interweniować.

– Mamy przed sobą jeszcze długą drogę, panienko.

Powinna panienka przymknąć oczy i spróbować się odrobinę zdrzemnąć. Inaczej, kiedy dotrzemy na miejsce postoju, będzie panienka zbyt zmęczona, żeby zasnąć.

Ilonka odpowiedziała jej uśmiechem.

Doskonale wiedziała, że Hanna próbuje zapobiec dalszej rozmowie z nieznajomymi, lecz nie miała ochoty milczeć, dopóki nie dowie się o nich czegoś więcej.

– Czy zechciałby mi pan powiedzieć, dokąd się państwo udają? – zapytała – Panna Ganymede i ja będziemy przebywali w gościnie hrabiego Lavenhama!

Wypowiadając nazwisko uniósł się w pełnym szacunku półukłonie.

– Oczywiście, jeżeli w ogóle kiedykolwiek tam dotrzemy! – zauważyła panna Ganymede. – A jeżeli nawet, to do tego czasu będę zapewne tak wycieńczona, że nie zdołam postawić kroku o własnych siłach, nie mówiąc o tańczeniu!

– Pani jest tancerką? – spytała Ilonka zaciekawiona.

– Mam nadzieję, że to nie ulega wątpliwości – odparła panna Ganymede. – Opowiedz pani, D'Arcy.

– Oczywiście, z przyjemnością – rzekł mężczyzna.

– Pozwoli pani, że się przedstawię:

D'Arcy Archer, do usług, a oto panna Lucille Ganymede z londyńskiego Royal Olympic Theatre.

– Och, słyszałam o tym teatrze! – wykrzyknęła Ilonka. – A raczej czytałam. Prasa donosiła, że wystawiana jest tam sztuka „Maria, królowa Szkocji”, bardzo chciałabym ją zobaczyć.

– Jest pani doskonale poinformowana – orzekł z galanterią pan Archer.

– Czy sztuka odniosła sukces?

Aktor roześmiał się głośno, jak na scenie.

– Jedno z czasopism ogłosiło w zeszłym tygodniu, że ulica Grabowa, przy której się mieści Royal Olympic Theatre, powinna być odtąd nazywana ulicą Czarodziejską od czaru, jaki rzuciły na widzów panie Vestris i Foote.

Spoglądał bacznie na swoją rozmówczynię, by się upewnić, czy wszystko jest dla niej zrozumiałe, a widząc, że niezupełnie, wdał się w wyjaśnienia.

– Madame Vestris, o której pani z pewnością słyszała, jest właścicielką teatru, a panna Foote wielką aktorką, która gra rolę Marii Stuart.

– Słyszałam o madame Vestris – przyznała Ilonka.

Przypomniała sobie, jak ogromne wrażenie na jej mamie zrobiła wiadomość, że słynna aktorka wciela się w męskie role, a co za tym idzie, pokazuje publiczności nogi! Idąc tym śladem, odnalazła w myślach wspomnienia gazet pełnych komentarzy na temat roli madame Vestris w sztuce pod tytułem „Giovanni w Londynie”.

Madame Vestris występowała w dworskim stroju, na który składały się między innymi krótkie spodnie spięte tuż pod kolanami. Matka Ilonki nazwała to zupełnie niesłychanym bezwstydem oraz zniewagą wołającą o pomstę do nieba i była szczerze zdumiona, że ktokolwiek kupował bilety na tę sztukę.

Ojciec śmiał się z jej oburzenia.

– Ludzie nie idą oglądać sztuki, moja najdroższa – powiedział – lecz piękne nogi Lucy Vestris!

– Doprawdy! – wykrzyknęła pani Compton.

– Nie dziwi mnie, że teatr jest pełen mężczyzn, ale żadna prawdziwa dama z pewnością nie będzie patrzyła na tak nieskromne widowisko!

Ojciec tylko roześmiał się ponownie. Ilonka zapamiętała ten incydent, ponieważ zaintrygowała ją myśl o kobiecie, która publicznie pokazywała nogi.