Zapomniała o męczących ją ubiegłej nocy wątpliwościach.

Teraz dręczyły ją obrazy, jak Lorenzo swym urokiem i wdziękiem, pogodą ducha i zalotami umilał jej życie. Była nim zauroczona, i gdyby tak zostało, miałaby sympatyczne wspomnienia, niestety zakochała się, a teraz cierpiała. Zakryła oczy ręką i oparła się o stół. Powstrzymała cisnące się do oczu łzy.

Nie będę płakała. Nie będę.

Dopiero wtedy, gdy zostanie sama, z dala od tego domu, Sycylii i Renata Martellego.

Odwróciła się na odgłos kroków. Renato stał w drzwiach i spoglądał na nią. Pomimo złości, że zakłócił jej spokój, spróbowała się opanować.

– Jak czuje się matka? – spytała uprzejmym tonem.

– Zasnęła, nim wyszedłem. Lekarze uważają, że to z nadmiaru emocji.

– Zatem nie ma niebezpieczeństwa?

– Ma chore serce, ale to nie był zawał.

– Doskonale, mogę więc wyjechać.

– Jeśli chcesz ją zranić. Przyjęła cię jak córkę…

– Ale nią nie jestem – odparła szorstko Heather. – I nigdy nie będę.

– Nie rozumiesz. Nie mówię o sprawach formalnych, tylko o tym, że cię kocha. Powitała cię z otwartymi ramionami. Nie czujesz tego?

– Owszem, i znaczyło to dla mnie więcej niż cokolwiek…

– Odwrócisz się teraz od niej? Tak chcesz jej odpłacić?

– Powiedziałam, że zostanę do jej powrotu. Nic więcej nie obiecywałam.

Poraził ją dźwięk własnego głosu. Brzmiał ostro, słychać w nim było ogromne napięcie.

Pokojówka, która jakiś czas kręciła się niespokojnie, wreszcie po sycylijsku zapytała o coś Renata.

– Chce wiedzieć, co ma zrobić z tortem – wyjaśnił.

Heather spojrzała na niego z niedowierzaniem. Była głodna, roztrzęsiona, z trudem trzymała nerwy na wodzy i teraz to proste pytanie doprowadziło ją na skraj histerii.

– A skąd mam wiedzieć? – spytała ze złością. – Nigdy jeszcze nie byłam w takiej sytuacji. Co więcej, nie przewiduje jej ślubna etykieta. Zaproponuj coś, przecież zawsze wszystko wiesz najlepiej i nigdy się nie mylisz.

Wzdrygnął się, lecz zachował spokój.

– Niech odeśle go do sierocińca.

– Świetny pomysł. Prócz najwyższego piętra. Poproś, żeby mi je podała.

Pokojówka stanęła na krześle i zdjęła mały krążek tortu udekorowany figurkami pod ukwieconym łukiem. Nagle zadrżała jej ręka i mali nowożeńcy roztrzaskali się na podłodze. Renato machnął ręką i pokojówka uciekła w popłochu.

– Co chcesz z tym zrobić? – spytał Heather, która sięgała po słodki krążek.

– Oczywiście zjeść. Panna młoda powinna skosztować swego weselnego tortu, nie uważasz? – Ostrym nożem przecięła lukrową polewę. – Poczęstujesz się?

– Raczej nie…

– To nalej mi szampana. Chyba nie zamierzasz odmówić mi szampana i kawałka tortu w najważniejszym dniu mego życia?

Napełnił dwa kieliszki.

– Kiedy ostatni raz jadłaś?

– Wczoraj, bo rano nie mogłam niczego przełknąć.

– Nie pij szampana na pusty żołądek.

Podała mu kieliszek.

– Wypij ze mną, za ten rozkoszny dzień ślubu i wesela, jaki przeżyłam dzięki tobie.

– Heather, wiem, że musisz mnie nienawidzić…

– A pogarda i wstręt? Zwłaszcza pogarda. – Wychyliła kieliszek i napełniła ponownie. – Chcę wiedzieć, jak bardzo prawdziwy był list Lorenza. Czy dlatego wrócił wcześniej ze Sztokholmu, żeby mi powiedzieć, że chce się wycofać?

– Słuchaj…

– Powiedz mi, do cholery!

– Tak – przyznał niechętnie. – Tak powiedział.

– A ty zachowałeś to dla siebie?

– Czemu miałem mówić ci coś, co cię zrani? Pogadałem z Lorenzem i… – zamilkł.

– „Kazałeś mu być rozsądnym", jak to uroczo napisał. Innymi słowy miał mnie poślubić, czy tego chciał, czy nie. Jak śmiałeś? Za kogo mnie uważasz? Za jakąś bezmyślną idiotkę o ptasim móżdżku i bez charakteru?

– Nie, ale po tym, co powiedziałaś mi o poprzednim narzeczonym…

– Powtórzyłeś mu?! – krzyknęła. – Zrobisz wszystko, by mnie upokorzyć, prawda? Jakbym cię słyszała: „Nie możesz jej zostawić, Lorenzo. To biedne stworzenie już raz zostało porzucone. Musisz przez to przejść, choćby ci się nie podobało".

– Miałem mu pozwolić wywinąć się od obowiązku?

Gniew zapłonął w jej wzroku.

– Ale się wywinął, tylko że dzięki tobie zrobił to w najgorszym momencie. I do diabła, jaki znów obowiązek? Wychodzi łam za mąż z miłości i myślałam, że on czuje to samo. Nie chcę męża z obowiązku. Gdybyśmy zerwali w Londynie, pozbierałabym się. Miałam tam mieszkanie, pracę, przyjaciółki, całe swoje życie. Walczyłam o pozycję, ciężko pracowałam od szesnastego roku życia i byłam na najlepszej drodze, by coś zdobyć, coś osiągnąć. To jednak było dla ciebie niewarte funta kłaków, bo ty, dla własnej egoistycznej wygody, postanowiłeś nas pożenić. Odgrywałeś Pana Boga, śmiałeś manipulować naszymi losami. Jesteś moralnym złoczyńcą. W efekcie twoich działań Lorenzo znikł i miotany wyrzutami sumienia włóczy się nie wiadomo gdzie, ja mam kłopoty, bo wszystko będę musiała zaczynać od nowa, a twoja matka jest chora. Tak oto się dzieje, gdy Renato Martelli po swojemu urządza świat.

Nie odpowiedział, lecz wstrząsnęła nią jego mina.

– Przepraszam – przemówiła cicho. – Nie chciałam powiedzieć, że twoja matka choruje przez ciebie.

– Przecież to prawda.

– Ale nie powinnam tego mówić… – Głos się jej załamał, zacisnęła szczęki. Ale nie rozpłacze się.

– Heather… – Chciał jej dotknąć, lecz cofnęła się z gniewem w oczach.

– Ostrzegam cię, Renato, jeśli mnie tkniesz, uznam to za gwałt.

Opanował się.

– Być może dosyć sobie powiedzieliśmy – westchnął. – Myślę, że wolałabyś zostać sama.

Milczała z kamienną twarzą. Odchodząc, Renato poczuł błysk nieznanej przedtem emocji. Nie bał się niczego, więc zaskoczyło go własne przerażenie. Nie znał tej kobiety, która wyglądała, jakby skamieniało jej serce. Wiedział tylko, że dopuścił się strasznej zbrodni.

Następnego ranka Renato zajrzał do Heather.

– Może cię to zainteresuje, że wytropiłem Lorenza. Zatrzymał się u przyjaciół w Neapolu.

– Czy wie już, że jego matka jest chora? – spytała cicho Heather.

– Nie rozmawiałem z nim.

– Powinien wrócić i zobaczyć się z nią.

– Nie ma potrzeby – rzekł ostro. – To nic poważnego, jutro mama będzie w domu.

– Ale dla niej miałoby to wielkie znacznie.

– Mogłoby ją również zdenerwować.

– Jesteś w błędzie – upierała się Heather. – Bardzo się o niego martwi.

Renato spojrzał na nią z dziwną miną.

– Bardzo chcesz sprowadzić go do domu – wycedził.

Po tych słowach przestała panować nad sobą.

– Nie wstydzisz się tak mówić?! – krzyknęła. – Po pierwsze to nie twoja sprawa, czego ja chcę, a czego nie, ale dobrze, powiem ci. Nigdy nie wyjdę za Lorenza, między nami wszystko skończone.

– Pewnie teraz tak myślisz, ale gdy znów roztoczy swój urok…

– Tak, jasne, przecież już raz sam mu poleciłeś, by mnie zauroczył, prawda? – warknęła.

Renato syknął, jakby ktoś przypalił go żywym ogniem, co bardzo ucieszyło Heather.

– A poza tym – dodała – nie wyobrażam sobie, by nawet na twój rozkaz znów zaczął mnie adorować. Nie po tym, jak przede mną uciekł.

Mimo usilnych starań, przy ostatnich słowach głos jej się załamał, co sprawiło, że Renato trochę złagodniał.

– Nie tyle uciekł przed tobą, co przede mną. Już taki jest, że dopiero wtedy potrafi coś docenić, gdy to straci. Tak będzie również z tobą.

– Dzięki, że przywróciłeś mi nadzieję – zakpiła. – Lorenzo przewróci oczyma i wygłosi miłosną formułkę, ja wpadnę mu w ramiona, błagając, by mi wybaczył, że zwątpiłam w jego uczucia, zawrócimy gości, zaczniemy bić w weselne dzwony, i prestol Renato Martelli znowu wychodzi na swoje.

– Na miłość Boską! – krzyknął. – Nie rozumiesz…? – pohamował się w porę. – Przepraszam, powinienem właściwie dobrać słowa.

– Czy kiedyś ci ich zabrakło?

– Tak, właśnie w tej chwili. Heather, czy mogę prosić cię o wybaczenie? Nie miałem złych intencji…

– Śmiechu warte, on nie miał złych intencji! Jasne, że nie, bo myślałeś tylko o swojej wygodzie, a przecież sobie nie życzysz źle, prawda? A mówiąc wprost, chciałeś wszystko ułożyć po swojemu, natomiast resztę niech diabli porwą. To po prostu wstrętne. Gdy rozważyłam całą tę sprawę, najbardziej uderzyło mnie to, że nikt nie mówił o małżeństwie prócz ciebie. Zapewniałeś, że Lorenzo dąży do ślubu, ale widziałam jego minę. Był nie tyle zażenowany, co zaskoczony.

– Wspominał, że jeśli miałby się żenić, to z kimś takim jak ty… – odruchowo odparł Renato.

– Jeśli? O to „jeśli" właśnie chodzi. Skrzywdziłeś nie tylko mnie, ale również Lorenza. Zmusiłeś go do czegoś, na co nie był gotów i teraz cała wina spadła na niego.

– Mógł mi się sprzeciwić – zniecierpliwił się Renato.

– Wreszcie to zrobił, tylko wybrał najgorszy moment. Twój brat musiał być naprawdę zdesperowany. A moje życie legło w gruzach. – Gdy Renato milczał, Heather dodała: -Uważam, że powinieneś nakłonić go, żeby wrócił i zobaczył się z matką. Powiedz mu, że nie będę robiła mu wyrzutów, bo nie jego winię.

– Nie winisz go? Po tym, co ci zrobił?

– Co ty mi zrobiłeś! Lorenzo próbował otwarcie powiedzieć mi o swoich wątpliwościach, lecz go powstrzymałeś. Gdybyśmy mogli szczerze porozmawiać, zwolniłabym go z danego mi słowa, a tak doprowadziłeś do tego, że publicznie zostałam poniżona. To nie jego wina, tylko twoja, więc powiedz mu, żeby się nie martwił.

– W innych okolicznościach – odparł po chwili – powiedziałbym ci, jak bardzo podziwiam cię za godność i wspaniałomyślność, lecz wiem, że teraz tylko bym cię tym rozdrażnił.

– W tym akurat masz rację – rzekła ostro. – A teraz bądź tak uprzejmy i zadzwoń.

Dzień spędziła w szpitalu. Baptista przeważnie spała, jednak gdy się budziła, obok niej była Heather, która uśmiechała się pokrzepiająco. Wyszła, kiedy zjawił się Renato, lecz zdążyła usłyszeć jego szept: