– Lorenzo będzie wieczorem w domu, mamma.

Zamykając drzwi, czuła na sobie ich spojrzenia. Postanowiła napić się kawy, lecz nim skończyła, dołączył do niej Renato.

– Miałaś rację – powiedział. – To ją podniosło na duchu. Mam nadzieję, że jakoś zniesiesz przyjazd Lorenza.

– Wcale mnie to nie wzrusza – zapewniła go.

– Chciałbym ci wierzyć.

– Czy to ważne? Liczy się tylko twoja matka.

– Ty też. Wkrótce musimy porozmawiać o…

– Raczej nie.

– Chyba nie zamierzasz zostawić tego wszystkiego.

– Kiedy mama poczuje się lepiej, zwrócę jej Bella Rosaria, a potem wracam do Anglii.

– Nie o to mi chodziło. Są inne sprawy, które…

– Nie, Renato, nic już nie ma. Teraz do niej wrócę.

Pod wieczór Baptista ożywiła się.

– Niebawem przyjdzie – zapewniła ją Heather.

– Moja droga, czy na jego widok nie pęknie ci serce?

– Serca tak łatwo nie pękają. – Uśmiechnęła się z wysiłkiem.

– Ostatnio miałam wrażenie, że tak.

– Coś ci powiem – rzekła szybko Heather. – Nie tracę tylko Lorenza, tracę wszystko. W Bella Rosaria wydawało mi się, że przybyłam we właściwe miejsce i że los dał mi właściwego mężczyznę. – Zaśmiała się ironicznie. – Oto przykład, jak można się mylić.

– Chyba się nie pomyliłaś – odparła Baptista.

– Na pewno. Źle odczytałam wszystkie sygnały, nawet moje własne. Zachowałam się wbrew sobie. Kiedyś złamałoby mi to serce, lecz dziś pragnę jedynie zrobić coś, co udowodniłoby ludziom, że mnie to nie wzrusza.

– Bardzo sycylijska reakcja, moja droga. A to odczucie, że znalazłaś się na właściwym miejscu, było prawdziwe. To nie jest jednak zasługą Lorenza, tylko Sycylia powiedziała ci, że jesteś w domu.

– To urocza teoria, ale…

– Wierz mi, to nie tylko mrzonki starej kobiety. Zastanów się. Zapomnij o Lorenzo, pomyśl o ziemi. Widziałam cię, jak patrzyłaś na nią, gdy sądziłaś, że nikt cię nie widzi. Pomyśl o poranku, gdy podnoszą się mgły, o południu, gdy cienie są ostre i wyraźne…

– Albo o wczesnym zmierzchu, gdy światło staje się tak przedziwnie złote – mruknęła Heather, jakby do siebie.

– I o języku, który tak łatwo sobie przyswoiłaś – przypomniała jej Baptista. – Wszystko przychodzi ci bez trudu, nawet upał znosisz wspaniale.

To prawda, pomyślała Heather. Rozkwitła w słońcu, odkrywając w sobie emocje, które odmieniły jej świat.

Ale to już przeszłość. Szok, którego doznała w katedrze, wybił jej z głowy wszystkie uczucia, więc mogła działać logicznie. Przy odrobinie szczęścia dotrwa w tym stanie do powrotu do Anglii i znów będzie sobą. To, co tu wycierpiała, zachowa wyłącznie dla siebie.

– Jestem Angielką, mamma. Tam jest moje miejsce.

– Nie – upierała się Baptista – twoje miejsce jest tutaj. Zostaniesz.

Heather wstrząsnęło nagłe podejrzenie.

– O nie! Jeśli domyślam się, o co ci chodzi, to na pewno nie wyjdę za Lorenza.

– Oczywiście, że nie. – Urwała, gdy otworzyły się drzwi.

Rozległ się radosny okrzyk Baptisty i Lorenzo padł jej w objęcia.

Heather chciała wyjść niepostrzeżenie, lecz Lorenzo spostrzegł ją i zaczerwienił się.

– Zostawiam was samych – powiedziała, pocałowała Baptistę i wybiegła.

Wszystko rozegrało się tak szybko, że nie zdążyła niczego poczuć, lecz gdy szła korytarzem, oblała ją fala emocji. Wiedziała, że z tego małżeństwa i tak nic by nie wyszło, lecz widok Lorenza sprawił jej ból. Oparła się o ścianę, przyciskając rękę do ust.

– Heather! – zawołał Renato.

– Przyjechał twój brat – powiedziała z trudem. – Zostawiłam ich samych.

– Nic ci nie jest?

– A niby co miałoby mi dolegać? Wracam do domu.

To była kiepska noc do rozważań o miodowym miesiącu. Księżyc w pełni rozświetlał morze, zalewając wszystko srebrnym blaskiem. Wrażliwa kobieta powinna iść spać, a nie przesiadywać na tarasie i zastanawiać się, jak cudownie byłoby teraz żeglować wraz z mężem po morzu. A ponieważ Heather była wrażliwa, ciężko to znosiła.

Nagle ujrzała zbliżającego się Lorenza. Spodziewała się, że odczuje ból na jego widok, lecz nic nie mogło zmienić faktu, że to właśnie w nim się zakochała, bo uśmiechem rozjaśniał jej życie.

– Przyszedłem prosić o wybaczenie i wysłuchać tego, co masz mi do powiedzenia – odezwał się niepewnie.

Uniosła głowę, chcąc przyjąć wyzwanie z godnością. Zdołała nawet przybrać pogodną minę.

– Czego oczekujesz? – spytała. – Pompatycznej tyrady? Łez i wymówek typu: „Jak mogłeś mi to zrobić?". Co się stało, to się nie odstanie. Nie mam siły na dramatyczne sceny.

– Ale musisz być na mnie zła.

– Muszę? Cóż, jestem zła. Powinieneś mi wcześniej powiedzieć prawdę.

– Miałem zamiar zrobić to po powrocie ze Sztokholmu, ale Renato powiedział…

– Dość tego. Im mniej powiesz o Renato, tym lepiej. – Westchnęła. – Zranił nas oboje, a jedyną dobrą rzeczą wynikłą z tego zamieszania jest to, że nie będę miała go w rodzinie. – Roześmiała się ironicznie. – Tego wieczoru, kiedy go poznałam, powiedziałam mu, że przez niego nie wyjdę za ciebie i powinnam była tego się trzymać. Cóż, mój błąd. Nie ma co dramatyzować.

– Jesteś taka silna i dzielna! – rzekł. – Zawstydzasz mnie.

Heather zerknęła na niego z lekkim rozbawieniem w oczach.

– Myślałeś, że postradam zmysły, bo uciekłeś? Nie pochlebiaj sobie. Nie dorosłeś do małżeństwa, a ja nie zamierzam marnować dla ciebie łez.

– Naprawdę nic cię już nie obchodzę?

– Na szczęście dla nas obojga, już nie.

– Ale przecież w noc przedślubną rzuciłaś mi się w ramiona, powtarzając, jak bardzo mnie kochasz…

– Było, minęło – ucięła. – Wierz mi, naprawdę nie chciałbyś, bym zawodziła i krzyczała, że złamałeś mi serce. Nie czułbyś się zbyt dobrze.

– Tak, tak, masz rację – odparł szybko, a potem uśmiechnął się jak zwykle uroczo. – Czy nie mogłabyś połechtać mojej próżności, będąc choć trochę smutna? – spytał przewrotnie.

– Ani mi się śni. Skończyłam z tobą.

Odwrócił się, by odejść, lecz zawahał się.

– Gdyby wszystko potoczyło się inaczej, gdyby nie wypadek Renata i jego presja, nie oświadczyłbym ci się tamtego dnia, lecz kiedy się rozstaliśmy, bardzo mi ciebie brakowało i…

– Przestań – powiedziała ze złością. – Nie mów takich rzeczy. Odejdź, Lorenzo, proszę cię.

– Najdroższa…

– Nie nazywaj mnie tak!

– Kiedy naprawdę się w tobie zakochałem – ciągnął. – Gdybyśmy mieli nieco więcej czasu…

– Wyjdź! – krzyknęła.

Odwróciła się od niego i stała nieruchomo, dopóki oddalające się kroki nie upewniły jej, że poszedł. Poczuła się bardziej dotknięta, niż chciała przyznać. Miłość umarła, nie mogłaby wyjść za Lorenza. Pozostało jednak bolesne wspomnienie.

Lorenzo zastał braci w gabinecie Renata nad butelką whisky.

– Śmiało – powiedział Renato i wręczył mu szklaneczkę.

– Dzięki, tego mi było trzeba. – Lorenzo jednym haustem wychylił trunek i gestem poprosił o więcej.

– Spokojnie, dostałeś od Heather tylko to, o co sam się napraszałeś – zauważył Bernardo.

– Prawdę mówiąc, nie. Spodziewałem się łez i wymówek…

– Z tego widać, że nie znasz kobiety, którą miałeś poślubić – wtrącił Renato. – Mogę ci tylko powiedzieć, że ma więcej godności niż każdy z nas.

– No tak, ale żeby nie uronić ani łezki…

Renato zmrużył oczy.

– Na Boga – szepnął – ona wie, jak z tobą postępować.

– W pewnej chwili miałem wrażenie, że kpi ze mnie.

– Niezwykła kobieta – gwizdnął Bernardo.

– Tak – warknął Renato i nalał sobie pełną szklaneczkę.

– Nie masz dość? – spytał Bernardo.

– Nie twoja sprawa! – żachnął się Renato.

– Istotnie – wzruszył ramionami Bernardo. – Zwykle jednak tyle nie pijesz.

– Dziś mógłbym wysuszyć całą piwnicę.

– To na ciebie jest wściekła – oznajmił Lorenzo. – Oskarża cię o wszystko i ma rację. Gdybyś się nie wtrącił, kto wie, jak to mogło się skończyć.

– Oszczędź mi: „Żyli długo i szczęśliwie" – parsknął Renato. – Nie jestem w nastroju.

– A ja tak – zdenerwował się Lorenzo.

– Odbiło ci? Już za późno na zmianę zdania.

– Założysz się? Heather wie, że pobralibyśmy się, gdyby nie ty. Nic straconego. To wspaniała kobieta i może jeszcze nie jest za późno…

Zanim zdążył coś dodać, Renato z morderczym błyskiem w oku złapał go za gardło.

– Renato, na miłość boską, przestań! – Bernardo musiał użyć całej siły, by oderwać go od Lorenza. Biedak krztusił się i kasłał.

– Wynoś się stąd! Precz mi z oczu! – wrzeszczał Renato.

– Niech cię diabli! – wycharczał Lorenzo. – Czemu wtrącasz się w moje sprawy?

– Wynoś się, na Boga! – powiedział Bernardo. – Jeszcze tego brakowało, żebyście się nawzajem pozabijali.

Lorenzo rzucił na Renata wściekłe spojrzenie i wyszedł. Bernardo przytrzymał brata, póki nie zamknęły się drzwi.

– Puszczaj, do diabła!- warknął Renato. Bernardo usłuchał go natychmiast. – A co ty właściwie tu robisz? Dlaczego nie jesteś ze swoją dziewczyną?

– Mogę poczekać. Jest tego warta.

– Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że mimo wszystko będziemy mieli ślub w rodzinie?

– Chyba tak, ale to tylko do twojej wiadomości. – Bernardo obdarzył go jednym ze swych rzadkich uśmiechów. – Czy jako głowa rodziny akceptujesz mój wybór?

– A przejąłbyś się odmową?

– Wcale.

– I tak masz moje błogosławieństwo. Jest tego warta. Szczęściarz z ciebie.

– Wiem. Wprost nie mogę w to uwierzyć, tylko się boję, że jakiś pech wszystko zniszczy.

– Nie ma żadnego pecha – odparł Renato. – Przynajmniej jeden z nas ma szczęście w miłości.

Trącili się szklaneczkami.

– Lorenzo jest wciąż naszym bratem – zaczął Bernardo.

– Wiem.

– Powinieneś uważać.

– Na niego?

– Nie, na siebie. Dobranoc. Wyszedł bez słowa, a Renato pragnął jedynie pozbyć się dręczącego go napięcia.