Renato zmierzył ją kamiennym wzrokiem, a potem powiedział coś niskim, wściekłym głosem. Heather niewiele zrozumiała z sycylijskiego dialektu, lecz wyłowiła słówka: „wariactwo", „niewiarygodne" i „nigdy w życiu".

– W pełni się z tym zgadzam – oznajmiła. – O, rany! Przestańcie mnie rozśmieszać.

– Za moich czasów młode kobiety nie śmiały się z dobrych partii – rzekła karcącym tonem Baptista.

– Ale Renato nie jest dobrą partią – zauważyła Heather, uspokoiwszy się nieco. – Po pierwsze wcale nie chce się żenić. Po drugie na pewno nie ze mną. A po trzecie, prędzej mi kaktus wyrośnie, niż za niego wyjdę. To bez sensu.

– To ma sens. Przyjechałaś tu połączyć się z mężczyzną z tej rodziny i zrobisz to. Znowu wszystko będzie, jak należy.

– Raczej wręcz przeciwnie – sprzeciwiła się Heather. – Nie wiem, skąd ten pomysł, żebym poślubiła takiego…

– To wzajemne uczucie – chłodno wtrącił Renato. – Mamma, z całym szacunkiem, musisz zarzucić ten pomysł.

– Twoje uczucia nie mają nic do rzeczy – oznajmiła Baptista. – Ty skrzywdziłeś tę przyzwoitą młodą damę i musisz to jak najszybciej naprawić.

– Załatwi to jeden telefon do „Gossways" – upierała się Heather.

– Zaraz zadzwonię – zaoferował się Renato. – Oprócz tego zwrócę wszystkie poniesione przez ciebie koszty i…

– Renato, jeśli ośmielisz się wręczyć mi pieniądze, gorzko tego pożałujesz.

– Już żałuję: tego, że cię poznałem, że mój brat cię spotkał, że zaprosiłem cię do tego domu…

– Szkoda, że zadałeś sobie tyle trudu, by mnie tu ściągnąć. Trzeba było pozwolić mi wyjść z restauracji w Londynie.

– Ale wtedy wpadłabyś pod samochód.

– Gdybym nie musiała przed tobą uciekać, nic takiego by mi nie groziło.

– Gdybyś miała więcej rozsądku, nie musiałabyś uciekać.

– Gdybym co? Masz bardzo wybiórczą pamięć. Taksowałeś mnie jak towar na sprzedaż, aż w końcu doszedłeś do wniosku, że się nadaję i udzieliłeś swej aprobaty. Co więcej, w swej bezgranicznej bezczelności oczekiwałeś, że będę ci wdzięczna. A biedny Lorenzo? Pan młody? Biedak nawet nie wiedział, o co chodzi.

– Wiem, że oświadczył ci się w szpitalu.

– Za zgodą waszej wysokości, bo dopiero wtedy mogliśmy zająć wyznaczone nam miejsca. Wtrącałeś się we wszystko, manipulowałeś, liczyłeś, że będę kornie schylać głowę. Ale się przeliczyłeś. Oczywiście nigdy za ciebie nie wyjdę, bo budzisz we mnie wstręt, nie uczyniłabym tego nawet wtedy, gdybyś był jedynym mężczyzną na ziemi. A wiesz dlaczego? Bo nie potrafisz się zmienić i gdyby nawet sam archanioł Gabriel zstąpił z nieba, niosąc świadectwo twojej przemiany, uznałabym to za niewystarczające.

– Coś takiego! – parsknął. – Pozwól sobie przypomnieć, że na Sycylii, tak jak i w innych częściach świata, kobieta najpierw czeka na oświadczyny, zanim je odrzuci.

– Po prostu szkoda mi czasu.

– Niepotrzebnie się martwisz i chyba sama rozumiesz, że prędzej przejdę suchą stopą Cieśninę Mesynską, niż zwiążę się z kobietą, która jest jednym wielkim utrapieniem.

– Więc wszystko jasne i… och, mamma, przepraszam!

Heather z przerażeniem uświadomiła sobie, że Baptista jest słabego zdrowia, lecz starsza pani obserwowała ich z zainteresowaniem, by nie powiedzieć, z rozbawieniem.

– Ja również przepraszam – powiedział Renato. – Nie mieliśmy prawa się unosić. Twoje serce…

– Czuję się dobrze, ale oboje jesteście bardzo głupi. Radziłabym rozważyć to ponownie.

– Nigdy – oznajmili jednogłośnie.

– Dobrze. Może przedstawiłam sprawę ze złej strony.

– Mamma, mój ślub z Renatem z żadnej strony nie jest do przyjęcia – jęknęła Heather. – Nie chcę za niego wychodzić, tylko kopnąć go w kostkę.

– Święta racja – zgodziła się Baptista. – Należy mu się. Jako żona będziesz mogła robić to codziennie.

– I to mówi moja matka! – Renato złapał się za głowę.

– Dostrzegam twoje wady, synu – odparła Baptista. – Znalazłam idealną kandydatkę na żonę, która nie będzie ci we wszystkim przytakiwać. Słowem kogoś, kto przejrzał cię na wylot i nie jest tym zachwycony.

– To prawda – zauważyła Heather. – Ale jakie będę miała korzyści z naprawiania charakteru Renata?

– Zostaniesz z nami – wyjaśniła Baptista. – Staniesz się członkiem naszej rodziny i Sycylijką.

– To niezwykle kusząca perspektywa – przyznała Heather, czując, że wraca jej poczucie humoru. – Gdyby dało się to załatwić bez wydawania mnie za Renata, byłabym szczerze zachwycona.

– Nie ma nic bez bólu, moja droga. Naucz się z tym żyć. Heather pochyliła się i cmoknęła Baptistę w policzek.

– Wybacz, mamma, ale cena jest zbyt wysoka.

– O wiele za wysoka – zgodził się Renato. – Zapomnijmy o tej rozmowie.

Też się uspokoił, choć z oczu nadal biła mu wściekłość.

– W takim razie idźcie. – Baptista wydawała się zmęczona rozmową. – Ale najpierw, Renato, nalej mi dużą brandy.

Nieco później zjawił się Bernardo i udał się wprost do Baptisty. Był spokojny, choć bardzo blady i grzecznie wymówił się od rozmowy o kłopotach. Baptista znała go dobrze, więc nie naciskała.

– Nie martw się – powiedziała. – Wszystko się ułoży. Teraz mamy kolejną sprawę do załatwienia. Heather i Renato zamierzają się pobrać.

Północ w ogrodzie. Tu wreszcie Heather mogła zaznać spokoju, wędrując po ścieżkach i wdychając zapach setek kwiatów. Rosły tu krzewy róż, wyhodowane ze szczepów z ogrodu w Bella Rosaria. Teraz o wiele lepiej rozumiała ten nieśmiertelny symbol miłości, rosnący na przekór małżeństwu z rozsądku. Takiej właśnie miłości pragnęła, w taką wierzyła, natomiast Baptista chciała jej zaoferować kompromis. Pomyślała o tym ze smutkiem, bo zrozumiała, jak nieciekawie mogło potoczyć się jej życie.

Przysiadła na kamiennym ocembrowaniu fontanny, ujrzała w wodzie odbicie księżyca i cień swojej głowy. Wyciągnęła rękę, rozbijając księżyc na tysiące odblasków, a gdy woda znów się uspokoiła, zobaczyła w tafli kolejny cień.

– Nie powinno cię to spotkać – odezwał się Renato. – Mam-ma czasami przesadza. Przepraszam za to, co powiedziałem.

– Też się nie popisałam. Niepotrzebnie tak ostro cię potraktowałam. No, ale sprawa jest już zamknięta. Powiedziałam, że lubisz wtrącać się w cudze życie, ale teraz wiem, po kim to masz.

– Nie gniewaj się na nią.

– Nie gniewam się. Jest kochana, ale szczerze mówiąc, co za głupi pomysł! – Parsknęła śmiechem.

– Owszem, nie kryłaś, że jest śmieszny – rzekł lekko urażonym tonem.

– Przepraszam, nie śmiałam się z ciebie, tylko wszystko to razem wzięte…

Usiłowała się opanować, ale nie potrafiła. Była przekonana, że wyzbyła się już szalonego śmiechu, który zawładnął nią rano, ale niestety znów zaczęła tak chichotać, że aż się popłakała.

– Dość tego. – Renato położył jej dłoń na ramieniu. Umilkł, czując przeszywający ją dreszcz. Coś się zmieniło. – Ani razu nie płakałaś?

Chciała powiedzieć, że nie, ale słowa uwięzły jej w gardle. Tak długo panowała nad sobą, że już nie mogła nic zrobić. W dodatku nie była zadowolona, że Renato widzi ją w takim stanie.

– Heather… – zaczął cicho.

– Nic mi nie jest. Potrzebuję tylko…

– Potrzebujesz się wypłakać. Posłuchaj, Heather… -Usiadł obok i delikatnie potrząsnął nią. – Przestań być taka cholernie twarda.

– Muszę być silna – odparła. – Jestem wśród wilków.

– Niezupełnie. Tylko ja jestem wilkiem, ale dziś w nocy nie gryzę. Zapomnij na chwilę, że mnie nienawidzisz.

– Nie wiem, jak mam to zrobić.

– Przynajmniej jesteś szczera. – Objął ją. – Zawrzyjmy rozejm. Dobrze?

Nie znalazła odpowiedzi. Poczuła się udręczona. Cały czas powtarzała sobie, że nie czuje się dotknięta, a przecież była. Szczęście, w które ośmieliła się uwierzyć, zamieniło się w smutek i gorycz. Ogarnęła ją rozpacz, którą mógł tylko ukoić – jak na ironię – tulący ją znienawidzony mężczyzna.

Szeptał jakieś czułe słówka, które pozwoliły rozluźnić obręcz ściskającą serce. Było to bez sensu, lecz ciepło w głosie Renata w niewytłumaczalny sposób przekonywało ją, że nie jest tak źle. Odsunął się, by spojrzeć na Heather i delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy.

– Nie sądziłem, że umiesz płakać – rzekł zduszonym głosem. – Doskonale potrafisz wyrzucić ze swego serca każdego… a może tylko mnie…

Łzy płynęły nadal, lecz delikatność Renata sprawiła, że świat przestał być taki podły, a jej smutek bezbrzeżny.

– Twoje łzy są bezcenne – mruknął, dotykając ustami jej mokrych policzków, a potem oczu. – Nie płacz, proszę…

Znieruchomiała, słuchając cichych słów, i rozluźniła się nieco. Gładził jej włosy i błądził ustami po twarzy. Pomyślała, że chyba nie powinna na to pozwolić, lecz poddała się miłemu ciepłu. Wiedziała, że lada moment ich wargi się zetkną i nagle zaczęła szybciej oddychać.

Zrobił to tak lekko, że przysunęła się bliżej. Objęła go za szyję. Kilka godzin temu zażarcie się kłócili i pewnie wkrótce znów znajdą powód do sprzeczki, lecz teraz świat stanął na głowie i wydawało się jej czymś zupełnie naturalnym, że czerpie pocieszenie z ust tego mężczyzny.

– Renato – szepnęła, nie wiedząc, czy chce zaprotestować, czy tylko zadać pytanie.

– Cicho! Czy zawsze musisz walczyć?

Nie chciała walczyć z człowiekiem, który obchodził się z nią tak czule. Nadal mu nie ufała, ale w tej chwili mało ją to obchodziło, bo liczyły się tylko powolne muśnięcia jego warg i uczucie zadowolenia.

Odwzajemniała pieszczotę, szukając nowych doznań. Pragnęła czegoś więcej. Niósł z sobą zagrożenie, lecz od przybycia na Sycylię nauczyła się obcować z niebezpieczeństwem. Drugą ręką przesunęła po jego włosach, potem po policzku. Był nie ogolony. Cały Renato, bardziej szorstki niźli gładki. Trzeba było go brać, jakim jest. Nie można mu ufać, lecz czasem był fantastyczny.

Rozluźnił uścisk, nadal jednak trzymał ją w ramionach, całując włosy. Drżał równie mocno, jak ona.