– Powiedziałeś kiedyś, że zawsze będę mogła zwrócić się do ciebie o pomoc – przypomniała mu zduszonym głosem.

– Pamiętam. Żadne z nas nie myślało, że przyjdzie taki dzień.

Naprawdę? – pomyślała z ironią.

– Dotrzymaj słowa – szepnęła. – Pomóż mi jak brat. Pomóż mi wrócić na moje stare miejsce w Anglii, żebym mogła pojechać do domu i zapomnieć, że kiedykolwiek byłam na Sycylii.

– Zapomnisz o nas tak łatwo?

Wyrwała się z jego objęć i odskoczyła na bezpieczną odległość. Czy jednak była przez to bezpieczniejsza?

– Nie pytaj o to, Renato. Wiesz, że ci nie odpowiem. Po prostu pomóż mi wrócić do domu. Nic więcej.

ROZDZIAŁ ÓSMY

To Baptista doszła do wniosku, że Heather powinna zamieszkać w Bella Rosaria.

– Pora, żebyś objęła swoje włości – powiedziała. – I nie zapominaj mnie odwiedzać.

To przemówiło do Heather. Nigdy nie uważała posiadłości za swoją, lecz dopóki wszystkie sprawy nie zostaną załatwione, będzie to doskonałe miejsce do przeczekania.

Wzięła samochód z garażu i minąwszy Palermo, skierowała się krętą drogą w stronę wioski Ellona i królującej tam różowej willi. Był późny ranek i kiedy jechała, kolory wydawały się świeże, a kształty niezwykle wyraziste. Roślinność pożółkła po gorącym lecie. Heather uświadomiła sobie, że myśli jak Sycylijka. Mamma miała rację. Pokochała to miejsce i nie chciała go opuszczać.

Baptista musiała zatelefonować, bo gdy Heather dotarła do willi, już na nią czekano. Gospodyni, Jocasta, przygotowała najlepszy pokój dla nowej pani. Był ciemny, staroświecki, o karmazynowych płytkach podłogowych i meblach z czarnego drewna. Wszystko tchnęło przepychem, a olbrzymie łoże było niezwykle wygodne.

Poznała zarządcę. Luigi, niski, energiczny opalony na brąz człowieczek, który mógł być między pięćdziesiątką a osiemdziesiątką, zaproponował jej oprowadzenie po posiadłości. Mówił mieszanką angielsko-sycylijską. Heather odpowiadała w podobnym stylu i rozumieli się doskonale.

Przy domu były stajnie z trzema końmi i Heather wybrała się na objazd terenu w towarzystwie Luigiego. Wszędzie widać było, że kończyło się lato, po którym nastawały deszcze. Luigi wyjaśnił, że w tym roku będą dobre zbiory, co nową właścicielkę powinno ucieszyć. Nie zauważył, że wprawił ją w zakłopotanie.

Na pierwszą kolację Jocasta zarządziła „coś prostego", czyli sałatkę z oberżyny, potrawkę z mątwy z makaronem i wątróbkę na winie. Po przejażdżce Heather miała wilczy apetyt i bez problemów opróżniła talerze. Poczuła satysfakcję, że uszczęśliwiła Gina, męża Jocasty, który wszystko przyrządził i niecierpliwie zerkał zza drzwi. Na koniec wypiła pół butelki lekkiego różowego wina o nazwie Donnafugata, po czym padła na łóżko i zasnęła jak dziecko.

Zawładnął nią dziwny, niewytłumaczalny spokój. Poczuła się odprężona, lekka i bardziej swobodna niż zwykle, bo nie musiała robić niczego, prócz odkrywania nowych pokładów siły wewnętrznej. Nerwowość, która owej nocy w ogrodzie dała znać o sobie, znikała z dnia na dzień.

Długie przejażdżki dobrze wpływały na jej zdrowie, przywracając pogodę ducha. Parę razy odwiedziła Residenzę, zawsze wybierała jednak porę dnia, gdy nie było Renata, a Baptista nie poruszała niebezpiecznych kwestii. Rozmawiały za to o Bella Rosaria, jakby rzeczywiście należała do Heather. Mamma miała mnóstwo mądrych rad, które jej niedoszła synowa przekazywała Luigiemu. Postanowiła ograniczyć się do tego, lecz z czasem zarządzanie posiadłością zaczęło ją wciągać.

Zastanawiała się, co o tym sądzi Renato, przecież objęła w posiadanie miejsce, na które – według Lorenza – ostrzył sobie zęby. Nie wątpiła, że wkrótce ją odwiedzi, ale czekała na to bez lęku.

Lecz kiedy dni mijały, a Renato się nie pojawiał, jej pewność zastąpiło rozdrażnienie. Między nimi było wiele niedopowiedzeń, które należało wyjaśnić. Czyżby on tego nie rozumiał?

Chodziło o pocałunek. Od pierwszej chwili, gdy tylko się poznali, pragnął to uczynić, lecz szczerze wierzyła, że jest zakochana w innym mężczyźnie i dlatego nie reagowała na sygnały Renata. Jednak w głębi duszy miała nadzieję, że wreszcie ją pocałuje.

Omal nie doszło do tego na jachcie, a podczas balu po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać, czy dokonała właściwego wyboru, lecz po niedoszłym ślubie zamknęła się w sobie i nie chciała mieć z Renatem nic wspólnego. Gdy jednak przy fontannie wziął ją w ramiona, tak gwałtownie zbudziła się do życia, że aż się przeraziła. Czmychnęła, bo potrzebowała czasu, by to przemyśleć, a teraz gotowa była spotkać się z nim i zobaczyć, co do niej czuje.

A on się nie pojawiał. Lorenzo niemal przez cały czas przebywał za granicą. Pewnego dnia Baptista napomknęła, że Renato również wyjechał. Czuła się nieco samotna pod nieobecność synów, lecz czy to nie cudowne, że dzięki temu mogły spędzić razem trochę czasu? Heather bezbarwnym głosem przyznała jej rację.

Bernardo zajrzał z pytaniem, czy czegoś jej nie potrzeba. Wyglądał źle i był smutny, wiec Heather zaprosiła go na obiad, a tak naprawdę chciała opowiedzieć mu o Angie, od której otrzymała dwa listy. Prawie milczał, lecz wręcz chłonął każde słowo. Znała ten stan zauroczenia.

Bernardo poczuł w niej bratnią duszę i w efekcie tej wizyty zostali przyjaciółmi.

Takie dryfowanie przez ocean niebytu było niezwykle kuszące, lecz zmusiła się do telefonu do „Gossways". Tak jak się obawiała, miejsce w programie szkolenia przepadło bezpowrotnie. Mogła wrócić na stanowisko ekspedientki, ale o dwa stopnie zaszeregowania niżej. Renato nie dzwonił w jej sprawie.

A więc to tak…

Minął kolejny tydzień, nim pewnego przedpołudnia, gdy słońce dopiero się wzniosło, ujrzała samochód Renata posuwający się w górę wąską ulicą Ellony. Najwyższy czas, pomyślała, schodząc po kamiennych schodach na zewnątrz domu. Usiłowała przybrać uprzejmie powściągliwy wyraz twarzy. Tylko że to nie był Renato.

– Hej! – pogodnie zawołał Lorenzo i zamachał do niej ręką, jakby nic między nimi nie zaszło. – Wpadłem zobaczyć, jak żyjesz.

Zajęło jej dobrą chwilę, nim się pozbierała. Dlaczego, zamiast Renata, nagle zjawił się Lorenzo? Jak śmiał przyjechać tu w zastępstwie brata?

– Dobrze – uśmiechnęła się. – Podoba mi się tu.

– Tak bez nikogo?

– Są gorsze rzeczy od samotności. Wejdź.

Wskoczył na schody. Wyglądał zgrabnie w jasnobrązowych spodniach i rozpiętej pod szyją granatowej koszuli z krótkim rękawem, beztrosko się przy tym uśmiechał. Powinno ją to zaboleć, ale nie zabolało. Widocznie dawne uczucia całkiem już wygasły.

– Przyniosłem ci prezent na nowe mieszkanie – powiedział, wręczając jej elegancko zapakowaną paczkę. Zawierała alabastrowe popiersie w stylu greckiej bogini. Rzeźba miała dwadzieścia pięć centymetrów i była prześliczna.

– To kopia eksponatu z muzeum – wyjaśnił. – Wybrałem ją, bo przypomina ciebie. Tak naprawdę kupiłem ją kilka tygodni temu, lecz po tym, co się stało, nie wiedziałem, jak ci ją dać, ale jako prezent do nowego domu… – Wzruszył ramionami. Naprawdę miał dużo wdzięku.

– Jest cudowna – odparła. – Mam nawet dla niej miejsce.

Zaprowadziła go do altanki w różanym ogrodzie. Czuła, że czegoś tam brakuje, ku jej radości, posążek pasował jak ulał.

– Idealnie – zgodził się Lorenzo. – Też lubisz ten zakątek? Wiem, że to ukochane miejsce mammy.

Może nie zna historii Fede, hodowcy róż. Heather zastanawiała się, czy Baptista miałaby coś przeciwko opowiedzeniu o tym jej synowi, lecz Lorenzo zbił ją z tropu.

– Nie sądzisz, że ten dom jest dość ponury? Zawsze tak uważałem.

– Ponury? Wcale nie. Jest przytulny i miły. Kocham go.

– Latem zawsze spędzaliśmy tu parę tygodni. Wprost nie mogłem doczekać się wyjazdu.

A ona marzyła, że zamieszkają tu po ślubie… Potem pili wino na tarasie wychodzącym na ogród. Lorenzo spoglądał na nią z szelmowską miną.

– Słyszałem o awanturze – rzekł wreszcie.

– O jakiej awanturze? – spytała ostrożnie.

– Przecież wszyscy wiedzą, co się stało. Mamma próbowała wyswatać cię z Renatem, a ty ryknęłaś śmiechem. Szkoda, że tego nie widziałem. Mój brat, który unikał pułapek zastawianych przez kobiety, w końcu dostał kosza.

– To niezupełnie tak było – sprzeciwiła się Heather. – Renato i ja wspólnie orzekliśmy, że to zły pomysł.

Jej słowa zabrzmiały wyjątkowo bezbarwnie w zestawieniu z tym, co się wtedy działo, lecz, niezależnie od swych uprzedzeń w stosunku do Renata, nie zamierzała wystawiać go bratu na pośmiewisko.

– Wierzę, że ci się to nie spodobało. A jemu? To co innego. Choćby dlatego, że masz tę posiadłość.

– Którą oczywiście zwrócę, gdy tylko pozwolą na to przepisy podatkowe.

– No i odmówiłaś mu. Jak myślisz, która kobieta już mu to zrobiła?

Ja, pomyślała Heather, przypominając sobie, jak przy swoim stoisku kazała wypchać się aroganckiemu klientowi.

– Odmówiłaś mu, zanim cię poprosił. – Lorenzo nie mógł się nadziwić. – Założę się, że go to mocno ubodło. Wściekłość nie wywietrzała mu nawet po powrocie z Ameryki. Ostrożnie! Omal się nie zakrztusiłaś winem.

Wrócił, pomyślała. I nie zadzwonił do niej. A niby po co miał dzwonić?

Bo nie powinien pozostawiać jej w niepewności. Prędzej umrze, niż spyta, kiedy wrócił.

– Lepiej zmieńmy temat – powiedziała stanowczo. – Nie wyjdę za Renata.

– Mógłbym się założyć. Wyśmiałaś go, a tego na pewno ci nie daruje.

– Co proszę? Chcesz powiedzieć, że uwiódłby mnie z powodu urażonej dumy?

– Wszystko jest możliwe, bo nie przywykł do kobiet, które sprzeciwiają się jego woli. Wszystkie były aż nazbyt chętne. – A gdy Heather milczała, dodał z nieśmiałym uśmiechem: – Gdyby się nie wtrącił, moglibyśmy…

– Nigdy się nie dowiemy. To już zamknięty rozdział.

Odstawił kieliszek na kamienną balustradę i przyciągnął ją do siebie. Heather spodziewała się tego i nie wzbraniała się, bo chciała coś sprawdzić. Nawet odwzajemniła pocałunek. Nie z miłości czy pożądania. Z ciekawości.