Kiedyś bardzo go kochała, a słodycz pocałunków wznosiła ją do nieba, lecz teraz niebieskie przestworza zmieniły się w ciasny zaułek. Pocałunek, nawet delikatny, powinien nieść w sobie nieskończone pokłady uczucia, namiętności i radości, a tymczasem…

Westchnęła i oswobodziła się. To było bardzo pożyteczne doświadczenie. Lorenzo był niezwykle miłym młodym człowiekiem, lecz musiał najpierw dorosnąć. Miała wrażenie, jakby całowała się z manekinem.

Obejrzała się i zobaczyła, że Renato przygląda się im ironicznie. No tak…

– Wybaczcie – rzekł. – Nie sądziłem, że będziecie zajęci.

– To trzeba było pomyśleć – rzekł zapalczywie Lorenzo. Renato zrobił krok naprzód i złapał go za rękę.

– Właśnie wychodzisz.

– Naprawdę?

– Nie – wtrąciła się Heather, wściekła na obu. – Zaprosiłam go na obiad.

Lorenzo podchwycił przelotne spojrzenie Renata i to przesądziło sprawę.

– Może innym razem – wyjąkał.

Mimo iż było to daremne, Heather spróbowała swoich praw jako pani domu.

– Nie innym razem – oznajmiła – tylko teraz. Gino przygotował posiłek dla dwóch osób…

– To świetnie, bo jestem głodny – rzekł Renato i spojrzał ze zdumieniem na Lorenza. – Jeszcze tu jesteś?

– Już znikam – odparł młodszy braciszek, lecz zanim wyszedł, ostentacyjnie cmoknął Heather w policzek.

Kiedy zostali sami, dostrzegła chłodny, nawet pogardliwy wzrok Renata. Rozwścieczył ją tym.

– Jesteś niesłychanie bezczelny – powiedziała.

– Przepraszam – odparł wyzywająco. – Po prostu chciałem się go jak najszybciej pozbyć.

– Nie licząc się z tym, czego ja chcę?

– To było aż nazbyt oczywiste. Mój Boże, myślałem, że masz więcej godności.

– Jak śmiesz!

– Nie udawaj. To był pierwszy krok, by zaciągnąć cię do łóżka.

Uderzyłaby go, lecz złapał ją za nadgarstek.

– Nie atakuj mnie za prawdę. Jeśli zamierzałaś zaciągnąć

Lorenza z powrotem przed ołtarz, to nie tędy droga.

Była tak zła, że nie zastanawiała się nad odpowiedzią.

– Gdybym chciała usidlić Lorenza przez łóżko, mogłam to zrobić już dawno.

Uścisk Renata nasilił się, w oczach pojawiły się dziwne błyski.

– Chcesz powiedzieć, że tego nie zrobiłaś?

– Puszczaj! – syknęła. – Natychmiast.

– Zastawiałem się, czy z nim spałaś. Zaprzeczyłaś temu, ale myślę, że jednak tak. Mów prawdę! – Wściekłość błysnęła w jego oczach.

– Nic ci nie powiem. To nie twoja sprawa.

– Lorenzo dobrze zrobił, że uciekł sprzed ołtarza. Było ci to na rękę, prawda?

Bicie serca odparło, że tak, ale nie zamierzała się do tego oczywiście przyznawać.

– Skoro tak uważasz, po co pchnąłeś mnie w jego ramiona?

– Bo wtedy o tym nie wiedziałem, ty też. Teraz jednak wiemy, że nawet gdyby cię poślubił…

Nie musiał kończyć czegoś, co było aż nazbyt oczywiste. Spojrzała mu w oczy.

– Nigdy – szepnęła. – Przenigdy. Gdybym została żoną Lorenza, byłabym mu wierna aż do końca.

– Do gorzkiego końca – poprawił ją.

– Jeśli byłoby trzeba…

– Bez względu, jak gorzki byłby to koniec dla nas wszystkich? – powiedział ze smutkiem. – Musielibyśmy spłonąć w piekle, które sama stworzyłaś.

– Ty akurat nie. Masz inne rozrywki.

– Czasem to nie są… – Umilkł, uświadomiwszy sobie, co chce powiedzieć. – Wiesz, jak wygląda piekło? – spytał po chwili.

– Jestem pewna, że znasz je dobrze.

– To miłość bez pożądania i pożądanie bez miłości.

Wzięła głęboki wdech.

– Puść mnie. Natychmiast! Wyswobodziła nadgarstek, lecz nie spuszczała oka z Renata, jakby był dziką bestią, która w każdej chwili mogła się na nią rzucić. Tego człowieka bezpieczniej uważać za wroga. Nadal powściągał wściekłość, był nienaturalnie blady i czuła, że lada moment może stracić nad sobą panowanie.

Kroki Jocasty za drzwiami przerwały tę scenę.

Renato przywitał gospodynię jak starą przyjaciółkę, a ona ucieszyła się na jego widok. Kiedy wymieniali jakieś ploteczki po sycylijsku, Heather wciąż trzęsła się ze zdenerwowania. Wystarczyło kilka minut, a znów się pożarli. Musiała jednak przyznać, że walka z Renatem była bardzo podniecająca.

Podobnie jak Lorenzo, Renato był ubrany w rozpiętą na piersi koszulkę z krótkim rękawem, lecz efekt był diametralnie różny. Lorenzo wtapiał się w otoczenie, Renato dominował nad nim. Heather stwierdziła, że złość jej mija. Nie widziała go od dawna, a codziennie tliła się w niej tęsknota, do której za nic nie chciała się przed sobą przyznać.

– Pańskie ulubione wino, signore – powiedziała Jocasta, napełniając kieliszek.

– Dzięki. Zostałem siłą zatrzymany na lunch – odparł bezwstydnie.

– Gino przygotuje klopsiki w sosie pomidorowym – uśmiechnęła się Jocasta.

– Może nie na lunch, bo to zajmie zbyt wiele czasu. Wystarczy skromna przekąska, zanim wyjedziemy – zarządził Renato.

– Za to na kolację będą w sam raz.

– Nie zapraszałam cię na lunch, a tym bardziej na kolację – obruszyła się Heather, gdy zostali sami.

– Przysiągłbym, że miałaś taki zamiar.

I pomyśleć, że ucieszyła się na jego widok! Najwyraźniej ubóstwiał wytrącać ją z równowagi. Dlaczego nie przyjechał swoim samochodem, jak można się było tego spodziewać? Ależ skąd, musiał pojawić się w najgorszym momencie, zirytować ją, zepchnąć na pozycje obronne i zepsuć cały nastrój wizyty. W y -dawał się przy tym tak ożywiony! Zastanawiała się, jak mogła tak długo bez niego wytrzymać, z drugiej jednak strony z radością skręciłaby mu kark.

– A co do zmiany menu na lunch…

– Po lunchu natychmiast wyruszamy. Nie ma czasu do stracenia. Kiedy usiedli do stołu, znów mieli uprzejme miny.

– Powiedz mi, jak sobie radziłaś beze mnie? – spytał.

– Cieszyłam się twoją nieobecnością. Czy mogę liczyć na szybką powtórkę? – zapytała słodziutko.

– Obawiam się, że nie. Ta posiadłość zawsze należała do najbardziej wydajnych i taka powinna pozostać. To oznacza, że musisz wiedzieć, co masz robić. Oczywiście wszystkim zajmie się Luigi, lecz jeśli wykażesz ignorancję, zupełnie nie będzie cię szanował…

– Ale… – Heather chciała wytłumaczyć, że zamierza zwrócić posiadłość prawowitemu właścicielowi, lecz zrezygnowała. Nikt nie chciał tego słuchać, również Renato.

Teraz zaś rozpoczął wykład o prowadzeniu majątku, jakby był profesorem, a ona jego studentką. Wprost trudno byłoby uwierzyć, że przed chwilą skakali sobie do oczu, tak poprawnie wyglądali.

– Nadciągają deszcze – tłumaczył – ale przy odrobinie szczęścia spadną dopiero za kilka dni. Dlatego przyjechałem. Ruszajmy.

Niewielki tłumek obserwował ich, gdy wsiadali do stojącego przed domem kabrioletu.

– Twoi dzierżawcy – powiedział Renato.

– Chcesz powiedzieć, że niektórzy z nich mieszkają w domach należących do posiadłości?

– Wszyscy mieszkają w Ellonie, która należy do ciebie.

– Myślałam, że najwyżej kilka domów…

– Całe miasteczko. Dlatego cię obserwują. Ich losy zależą od twoich decyzji.

To był dopiero początek. Po drodze pokazywał jej winnice, sady i gaje oliwne, a wszystko należało do niej. Majątek był w doskonałym stanie, a dzierżawcy, zachwyceni obfitymi zbiorami, chętnie mówili o pożyczkach pod przyszłoroczne plony. W tym względzie to Renato był fachowcem i Heather spodziewała się, że nie dopuści jej do słowa. Musiała jednak przyznać, że zachował się wspaniale. Wprowadzając ją do każdej rozmowy i traktując z szacunkiem, objaśniał wszystko dokładnie bez wymądrzania się.

Na owczej farmie wykazała się inicjatywą, zadając szereg trafnych pytań ku aprobacie rodziny dzierżawcy. Mieszanką słów włoskich, sycylijskich i angielskich wyjaśniła, że jej wujek też hodował owce.

– Jeździliśmy do niego na święta i wtedy mu pomagałam. Bardzo to lubiłam.

– Jaki gatunek owiec hodował? – chcieli wiedzieć.

– Blackface, rodzaj angory – powiedziała z zapałem.

Pokazali jej swego najlepszego barana i przyglądali się, jak fachowo go obmacuje. Gdy dowiedziała się, ile kosztuje opieka weterynaryjna, uznała, że skandalicznie dużo. A jaka jest mleczność? Czy doją swoje owce? Owszem, lecz nie podejrzewali, że ona tyle o tym wie.

Nagle wszyscy zamilkli. Rozejrzała się i zobaczyła, że przyglądają się jej z ciekawością. Renato uśmiechał się, jakby coś wygrał. Heather poczuła ciarki na grzbiecie, to było bardzo podejrzane.

Kiedy wracali przez Ellonę, niepokój Heather wzrósł. Wszystkie drzwi i okna były otwarte, wyglądali z nich mieszkańcy obserwujący ich z uwagą.

Przez małego, pulchnego księdza zostali zaproszeni na drinka. Kiedy wychodzili z plebanii, obserwowano ich jeszcze baczniej. Heather z lękiem zaczęła się domyślać, przyczyny zainteresowania.

– Jutro pojedziemy konno – oznajmił Renato, gdy wrócili.

– Przyjedziesz znowu?

– Przenocuję tutaj, jeśli nie masz nic przeciw temu.

– Absolutnie – odparła uprzejmie. – Uprzedzę Jocastę.

– Nie potrzeba. Na pewno zaniosła już moje rzeczy do pokoju. Miał rację. Jocasta wyraźnie go faworyzowała, bo nie tylko rozpakowała jego walizkę, lecz przygotowała mu ulubione dania na kolację. Heather chciała zaprotestować, ale dała spokój. Przecież wciąż twierdziła, że Bella Rosaria tak naprawdę nie do niej należy, nie wypadało więc się uskarżać, iż ktoś wziął na serio jej słowa.

W półmroku nadchodzącego wieczoru, spacerowali po ogrodzie.

– Lubiłem tu przebywać bardziej niż gdzie indziej – wspominał. – To było cudowne miejsce do zabawy w bandytów. Zbierałem dzieci z miasteczka i organizowaliśmy gang.

Uśmiechnęła się.

– Ciekawe, co na te harce w ogrodzie mówiła Baptista.

– Nie miała nic przeciwko temu. Twierdziła, że to miejsce powinno promienieć radością. – Weszli do altanki i usiedli na ławeczce. – Co wieczór siedziała w tym miejscu z zamkniętymi oczyma.

– A czy wiesz, dlaczego? – spytała ostrożnie.

– Pytasz, czy wiem o Federico? Tak, powiedział mi o tym starszy ogrodnik, który pracował tu od lat. Na pewno krążyło mnóstwo plotek o młodzieńcu, który tak nagle znikł.