– To było najtrudniejsze dla Baptisty – powiedziała Heather. – Brak jakiejkolwiek informacji. Czy go…

– Wątpię, ale muszę przyznać, że dziadek nie znosił sprzeciwu.

Kolację zjedli w bibliotece przy otwartych przeszklonych drzwiach. Renato wpadł w sentymentalny nastrój i zaczął wspominać dzieciństwo.

– Ten dom jest czymś szczególnym dla mojej matki, może dlatego i mnie zauroczył. Właściwie mieszkaliśmy w Residenzy, lecz Bella Rosaria była czymś wyjątkowym.

– To ją odzyskaj. Spojrzał na nią ironicznie.

– Jest tylko jeden sposób.

– Żadnego małżeństwa, już to uzgodniliśmy.

– Matka ma dar przekonywania – wzruszył ramionami – a ja silne poczucie obowiązku.

Wsparła się łokciami na stole i spojrzała mu w oczy.

– Bzdury! – rzekła stanowczo. – Nie wiem, co kombinujesz, ale nic z tego. Żadnego ślubu ani teraz, ani nigdy. To ostateczna odpowiedź.

– A jeśli ją odrzucę – uśmiechnął się – co wtedy?

– Przestań! Wiem, że kpisz, ale to nieładnie sugerować coś mieszkańcom. Dlaczego wylegli tłumnie, by nas obserwować? A ten ksiądz? Właściwie nas pobłogosławił. Nie powinieneś im tego robić. To nie fair.

– Wobec kogo?

– Wobec nich, bo wyraźnie im się to spodobało.

– Istotnie, zyskałaś popularność. A wieść, że znasz się na owcach, do rana obiegnie okolicę. Wszyscy widzą korzyści płynące z naszego małżeństwa, tak samo jak mamma.

Roześmiała się.

– Ciekawe, co by powiedzieli, gdyby słyszeli twoje starokawalerskie deklaracje.

– Zaprzeczyłbym. Nic takiego nie mówiłem. Zresztą mogłem zmądrzeć.

Nie dała się złapać na haczyk.

– Idę spać – oznajmiła.

– Słusznie, bo jutro wcześnie zaczynamy. Nie zaśpij. Nie cierpię czekać na kobietę.

To była jawna prowokacja.

– Zaraz kopnę cię w kostkę – wysyczała.

– Zgodnie z zaleceniem mammy, rano i wieczorem. Sama widzisz, już zachowujemy się jak stare małżeństwo.

Zaczęła się śmiać. Nie mogła się powstrzymać. Powinna się mieć na baczności, lecz doskonałe wino i towarzystwo człowieka, który mimo irytującego zachowania wciąż był dla niej bardziej atrakcyjny niż ktokolwiek inny, zrobiło swoje.

– Teraz twój śmiech brzmi dużo radośniej niż poprzednio – zauważył.

Ta noc w ogrodzie, gdy śmiała się niemal przez łzy, a on pocałował ją czule, wciąż powracała w jej snach. Napotkała jego wzrok i zmieszana spuściła oczy. Sama już nie wiedziała, czego chce.

Weszli razem po schodach. Pod drzwiami pokoju ścisnął rękę Heather, życzył dobrej nocy i poszedł do swojego pokoju, nie czekając na odpowiedź.

Kiedy zamknęła za sobą drzwi, stała przez dłuższą chwilę, nasłuchując bicia swego serca. Przyjdzie do niej w nocy, wiedziała to ponad wszelką wątpliwość. Nagle podjęła decyzję i przekręciła klucz w zamku.

Rozebrała się powoli, miotana sprzecznymi uczuciami, aż wreszcie podeszła do drzwi i otworzyła zamek. Potem położyła się do łóżka, nasłuchując, jak skrzypi stary dom. Nastała cisza, a ona wpatrywała się w ciemność.

Renato chce się z nią ożenić. Rodzina potrzebowała dziedzica, a ponieważ Lorenzo zawiódł, ten ciężki obowiązek spadł na najstarszego z braci.

Poślubiając ją, zadowoli matkę i swoje poczucie obowiązku.

Tylko tyle?

Tak. Prowokowała go, wyśmiewała, obrażała. Uraziła jego ambicję. Chciał się z nią przespać i nie robił z tego tajemnicy. Wiedziała jednak, jak mało znaczył dla niego akt fizyczny. Co będzie potem?

Piekło to miłość bez pożądania, pożądanie bez miłości… Wreszcie udało jej się zasnąć.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Kiedy spotkali się na śniadaniu, była nieswoja. Cieszyła ją powściągliwość, którą Renato okazał w nocy, bo próba wskoczenia do łóżka naruszyłaby chwiejny rozejm.

Jednak wstrzemięźliwość mogła wynikać również z kalkulacji, a to było jeszcze bardziej obraźliwe. Poczerwieniała na myśl, że zostawiła otwarte drzwi, a on nawet nie spróbował. Punkt dla Renata. Jeśli ona okaże słabość, wówczas on przejmie inicjatywę, a do tego nie mogła dopuścić.

Wydawał się nie dostrzegać jej rezerwy. Sam był w nie najlepszym nastroju, zachowywał się szorstko i mało uśmiechał.

Podstawiono im konie. Wkrótce po wyruszeniu przekonała się, że Renato miał rację, twierdząc, iż wieść o jej wiedzy na temat owiec rozejdzie się po okolicy. W żadnym miejscu, do którego przybyli, nie spotkała się z podejrzliwością ani niechęcią, mimo że była osobą obcą, cudzoziemką. Błyskawicznie rozeszła się plotka, że Renato wybrał ją na żonę, co z powszechną aprobatą przyjęto za pewnik.

Pod koniec długiego dnia zatrzymali się na farmie i usiedli na słońcu, pijąc młode wino z kozim serem na zakąskę. Heather zachwyciła się Sycylią od pierwszego wejrzenia i wciąż odkrywała nowe powody do fascynacji.

– Cudowne – powiedziała, pokazując na odległe ruiny, wśród których pasły się kozy i owce. – Wielka, starożytna kultura, granicząca ze współczesnością. Piękna grecka świątynia nie peszy owiec, a one nie ujmują jej blasku.

Skinął twierdząco głową.

– Wzniesiono ją ku czci Ceres, bogini urodzaju i obfitości. Im więcej owiec, tym lepiej.

– Stąd ta cudowna harmonia między budowlą a zwierzętami. Jakie to typowe dla tego kraju.

– Mówisz jak prawdziwa Sycylijka – odparł. – Dostrzegłaś tu oddzielny kraj, a nie część Włoch.

– Tak. Powiem nawet więcej: tu jest całkiem inny świat, swoisty i niepowtarzalny.

– A ty chcesz stąd wyjechać, odwrócić się od naszej gościnności.

– Jesteś bardzo sprytny – westchnęła. – Znów próbujesz zamącić mi w głowie. Twoja matka już postanowiła, dzierżawcy przyklasnęli, a ojciec Torrino opowiadał mi, ile kosztował remont dachu kościoła, bo zasugerowałeś im, że wszystko zostało już ustalone. Czuję się jak brakujący kawałek układanki.

– To trafne porównanie. W tej układance wszystkie elementy pasują do siebie wprost doskonale. Przybyłaś do nas z innego kraju. Cenisz inne wartości, mówisz innym językiem, a jednak czeka tu na ciebie miejsce. Odmienność, jaką wnosisz, może nas jedynie wzbogacić. Prócz ciebie wszyscy to rozumieją i akceptują.

– Jakże by inaczej! Niech no tylko ktoś spróbowałby myśleć inaczej, skoro sam jesteś częścią tej układanki i oto znalazłeś brakujący element… – odparła.

Obdarzył ją zniewalającym uśmiechem.

– Odwagi. Nie jestem aż taki zły.

– Jesteś, jesteś.

– Ależ nie.

– Ależ tak.

Wybuchli śmiechem. Miło było tak siedzieć w słoneczny dzień i beztrosko się przekomarzać. Jednak jak zwykle coś ją podkusiło.

– Czyżbyś zmienił zdanie? Parę tygodni temu nie było o tym mowy.

– Mamma przeprowadziła ze mną poważną rozmowę i zgodziłem się, aczkolwiek bardzo niechętnie.

– Przestań. Usiłuję być poważna.

– Bądźmy zatem poważni. Małżeństwo z rozsądku sprawdzi się doskonale, jeśli żadna ze stron nie ma wygórowanych oczekiwań. Oboje widzimy zagrożenia, prawda?

– Skoro ujmujesz to w ten sposób – westchnęła.

– To może dobijemy targu? Powiedz tak, a ja zadzwonię do mammy.

– Podejrzewam, że czeka przy telefonie na moją odpowiedź.

– Możliwe, choć właściwie ma pewność, że to praktycznie postanowione.

– Postanowione?! – zjeżyła się. – Chwileczkę, nie ma mowy, ja przecież…

– Źle się wyraziłem. – Nerwowo zamachał rękami. – Tylko jej powiedziałem, że spokojnie z tobą porozmawiam.

– Nieprawda! – zdenerwowała się Heather. – Na pewno powiedziałeś jej, że jestem łatwym kąskiem i bez trudu sobie ze mną poradzisz. Już to słyszę: „Mamma, daj mi tylko kilka godzin na rozmowę z Heather, i możesz zacząć rozsyłać zaproszenia". Nie dość, że zwiodłeś tych biednych ludzi, to jeszcze śmiałeś powiedzieć matce, że wszystko postanowione?

Zerwała się na nogi.

Renato zaklął i również wstał.

– Heather, czemu nie chcesz być rozsądna?

– Bo nie odpowiada mi to, co ty uważasz za rozsądne. Już raz manipulowałeś mną, żebym wyszła za Lorenza, tylko że on nie ugiął się pod twoją presją. Przełknąłeś porażkę i znowu próbujesz robić to samo, ale ja umiem walczyć. Siedzi w tobie kawał barbarzyńskiego drania. Ktoś powinien cię ucywilizować, bo zachowujesz się, jakbyś przed chwilą zszedł z drzewa. Jesteś ostatnim, za którego bym wyszła.

Miał uparty wyraz twarzy.

– Ale już dałem jej słowo.

– A ja mówię „nie".

– Na Sycylii słowo kobiety nic nie znaczy.

– Nie bądź śmieszny. – Uśmiechnęła się i dodała z drwiną w głosie: – Widocznie nie jestem dostatecznie sycylijska.

– Dlaczego nie chcesz pogodzić się z tym, co nieuniknione?

– Bo to wcale nie jest nieuniknione, a wręcz przeciwnie. Zasługuję na coś więcej. Nie jestem plastrem na twoją zranioną dumę. Nie jestem przedmiotem. Po raz drugi śmiertelnie mnie obraziłeś, traktując jak bezwolną kukłę, za którą podejmuje się decyzje i której losem dowolnie się manipuluje. Idź precz, wracaj do swoich kochanek. Płać za ich towarzystwo, a poczujesz się lepiej.

Raptownie wciągnął powietrze. Znak, że dotknęła go do żywego. Pobiegła do miejsca, gdzie pozostawili konie. Rolnik uśmiechał się w znany jej, wymowny sposób. Poczuła się osaczona. Podziękowała mu za gościnę, wskoczyła na konia i pogalopowała.

Wciąż ponaglała posłuszne zwierzę, pragnąc uciec furii, która nie opuszczała jej, gdy w pobliżu znajdował się Renato Martelli. Słyszała go za sobą, galopował ostro, pragnąc ją dogonić, i krzyczał coś.

Nie rozumiała słów. Więcej, przeoczyła znaki, które powinny ostrzec ją przed tym, co się stanie: nagły spadek temperatury, ciemniejące niebo. Pierwszy grzmot zaskoczył ją. Koń spłoszył się, potknął o kamień, potem znów odzyskał równowagę, jednak stracił pęd i zanim go opanowała, Renato zrównał się z nią.

– Do świątyni! – krzyknął. – Jest bliżej niż farma.

Zanim zdołała odpowiedzieć, rozległ się drugi grzmot i lunęło. To nie był zwykły deszcz, tylko oberwanie chmury. W jednej chwili przemokła do suchej nitki.