– Biorę to pod uwagę – westchnęła ciężko Heather. – Obustronna wierność.

– Świetnie. Pozostaje jeszcze kilka spraw do omówienia. Choćby to, gdzie strony będą mieszkać. Zdecydowanie odrzuciłam dwóch kandydatów, bo nie lubili Bella Rosaria i nie chcieli spędzać tam czasu. Chodzi mi przynajmniej o kilka tygodni w lecie.

– Kilka letnich tygodni, to całkiem rozsądne wyjście.

– Reszta czasu tutaj, bo druga strona musi stąd kierować interesami.

– Oczywiście, przecież musi trzymać rękę na pulsie – przyznała Heather. – Spodziewam się jednak, że od czasu do czasu ty również odwiedzisz Bella Rosaria.

– Tak, i jestem pewna, że i ty dasz radę. Jednak wątpię, żebyś mogła jeździć tam sama, bo on również kocha to miejsce i będzie ci się narzucał ze swoim towarzystwem.

– To mi nie przeszkadza, bo akurat tam jest najmilszy.

– A więc zauważyłaś.

– Wręcz ludzki. Miło, gdy małżonkowie mają ze sobą coś wspólnego.

Baptista zachichotała, a potem dokonała podsumowania:

– Skoro już postanowiono, pozostaje jedynie wezwać prawników i ustalić szczegóły. Zaś co do wiana…

– Panna młoda wnosi Bella Rosaria, bardzo cenną posiadłość – podkreśliła Heather.

– Wspaniałą posiadłość – przyznała Baptista – która pozostanie jej własnością.

– Myślałam, że powinna wrócić do rodziny Martellich – zaprotestowała Heather.

– Ona sama przez małżeństwo wejdzie do rodziny Martellich – zauważyła Baptista. – Poza tym kobieta na Sycylii ma silniejszą pozycję, jeśli posiada coś na własność. Twojej stronie powinno wystarczyć moje zapewnienie.

Heather skinęła głową.

– Na pewno jej wystarczy. Moja strona już wie, ile zawdzięcza twojej wiedzy i umiejętności doprowadzania zawiłych spraw do szczęśliwego końca. Czy coś przeoczyłyśmy?

– Chyba nie.

– W takim razie – powiedziała raźno Heather – możesz poinformować swoją stronę, że moja jest zadowolona z podjętych postanowień.

Wstała. Baptista wyciągnęła rękę, Heather pomogła jej się podnieść. Następnie obie kobiety weszły powoli do domu, zostawiając Renata pijącego herbatę na tarasie. Spoglądał w morze. Żadna z nich nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem. Tak jakby w ogóle nie zauważyły jego obecności lub celowo go ignorowały.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Heather na swój drugi ślub w katedrze w Palermo wybrała dużo prostszą sukienkę, w kolorze kości słoniowej, bo lepiej niż biała pasowała do lekkiej opalenizny. Wzięła ją z wypożyczalni.

– Nie kosztowała ani grosza – oznajmiła triumfalnie. – Podarowałam im starą, więc z wdzięczności tę pożyczyli mi za darmo.

– Tęga głowa – ucieszyła się Baptista. – A nie mówiłam? – zwróciła się do Renata.

– Owszem – uśmiechnął się. – Może miałaś dobry pomysł, mamma.

– Jaki? – Heather spojrzała na nich podejrzliwie.

– Mamma uważa, że powinnaś niezwłocznie wejść do interesu – wyjaśnił Renato.

– Wkrótce przejdę na zasłużony odpoczynek i musisz mnie zastąpić – powiedziała Baptista. – Inaczej w radzie zabraknie kobiecego głosu, co byłoby katastrofą.

– Należysz do rady?

– Spodobają ci się spotkania – ironizował Renato. – Najpierw mamma mówi nam, czego chce. Potem odbywa się spotkanie, zgłasza wniosek i wszyscy głosujemy zgodnie z jej instrukcjami.

– Bzdury! – obruszyła się Heather.

– Nic dziwnego, że chce, żebyś zajęła jej miejsce. Jesteś równie apodyktyczna, jak ona.

– Mam zająć jej miejsce?

– Nie mogę rządzić wiecznie – odparła Baptista. – Moja droga, masz rozum, urodę i dryg do interesów, słowem, jesteś cennym nabytkiem. Dlatego musiałam cię pozyskać.

Choć brzmiało to bardzo wyrachowanie, Heather wiedziała, że przyszła teściowa ją kocha. Tak naprawdę Baptista zamierzała ją dowartościować, pokazać, że nie uważa jej jedynie za synową, lecz widzi w niej także kobietę, która zajmie należne jej miejsce w rodzinie. Temu właśnie służą małżeństwa z rozsądku.

Wolałaby mieć cichy ślub, lecz należało zaprosić tych samych gości co poprzednio, by nikogo nie obrazić, dlatego zaczęto przygotowania na jeszcze większą skalę. W kuchni pracowano dzień i noc, by przyćmić wszystko, co zaplanowano poprzednio. Nawet tort miał dodatkowe piętro. Jedynie Bernardo miał pozostać drużbą.

W przeddzień ślubu Heather pojechała na lotnisko w Palermo, by odebrać Angie, która przyleciała jako druhna. Ponieważ był już późny wieczór, zjadły kolację w restauracji i wślizgnęły się do domu niezauważone przez Bernarda.

– Naprawdę niczego nie podejrzewa? – spytała Angie, gdy szykowała się do snu w ich starym pokoju.

– Nic a nic. Nikt nie wspomniał mu o twoim przyjeździe. Bernardo zobaczy cię dopiero wtedy, gdy będziesz szła ze mną główną nawą. Nadal ci nie przeszło, co?

– Ani na jotę – westchnęła Angie. – A jemu?

– Jest równie nieszczęśliwy, jak ty. Ale zaufaj mi, zamierzam to naprawić.

– Boże, mówisz zupełnie jak Baptista – zdumiała się Angie.

– Właśnie za to mnie lubią – rzekła wesoło Heather.

– Słucham?

– To małżeństwo z rozsądku. Bardzo wygodne.

– I dlatego wychodzisz za Renata? Bo to wygodne?

– Oczywiście – wyniośle odparła Heather.

– Nabijasz się – uśmiechnęła się Angie.

Nastał ranek. Wszyscy wyszli. Kuzyn Enrico odprowadził ją do samochodu i po kilku minutach dotarli do katedry. Tym razem nie było wiatru poruszającego welonem i tłumu wołającego grazziusu. Żadnego romantyzmu i poezji, jedynie pewność, że pan młody stawi się na czas, by dopełnić formalności.

Potem zaczęła się długa droga do głównego ołtarza. Wstrząsnęła nią twarz Renata. Nie była ani czuła, ani obojętna, tylko nienaturalnie blada. Wyglądał tak samo, jak tego dnia, gdy czekał na nią u stóp schodów, by poprowadzić ją do ślubu ze swoim bratem.

Chciała zerknąć na Bernarda, by zobaczyć, jak zareagował na widok Angie, ale twarz Renata, jego utkwiony w nią wzrok, nieodgadnione spojrzenie sprawiły, że zapomniała o wszystkim. Znikła katedra, rozpłynęli się goście. Była tylko ona i Renato. Przyszli tu związać się ze sobą na zawsze.

Zebrani wstrzymali oddech i padło wreszcie sakramentalne „tak". Potem rozległo się zbiorowe westchnienie, gdy główną nawą wychodzili w kierunku słońca – mąż i żona.

Podczas przyjęcia weselnego w Residenzy byli niezbyt przytomni. Heather uśmiechała się i kroiła tort, wznoszono toasty szampanem, oboje udawali, że dobrze się bawią, rozmawiając z gośćmi. Rozległy się oklaski, gdy rozpoczęli pierwszy taniec.

Kątem oka Heather dostrzegła Angie tańczącą z Bernardem. Wydawali się zatopieni w sobie, lecz twarze mieli smutne, niemal tragiczne.

– Czy sądzisz, że jej przyjazd coś pomoże? – spytał Renato.

– Mam nadzieję. Są tak bardzo zakochani.

– Tyle że brak im rozsądku. Nie to, co nam.

– Co czyni z nasz szczęściarzy – uśmiechnęła się. Odwzajemnił uśmiech. Czuła dotyk jego nóg poprzez suknię, bo objął ją w talii i mocno przycisnął do siebie. Kiedyś walczyła z narastającym poczuciem fizycznej więzi z Renatem, lecz teraz już nie musiała. Jej serce zaczęło bić mocniej.

Gdy ostatni goście zaczęli wychodzić, państwo młodzi mogli wreszcie się wymknąć. Rzeczy Heather zostały już przeniesione do pokoju z olbrzymim łożem z baldachimem, który Renato zajmował od lat.

Teraz był to i jej pokój. Signora Martelli.

Paliła się tylko nocna lampka, nieśmiało rozjaśniająca grube, czerwone story, zaś reszta pokoju tonęła w tajemniczym półmroku. Ujrzała swoje odbicie, maleńką postać w olbrzymim lustrze, wciąż niepewną, czy naprawdę należy do świata Martellich.

Coś kazało się jej odwrócić mimo ciszy. W progu stał Renato. Nie słyszała, kiedy wszedł. Zastanawiała się, od jak dawna tu jest i patrzy na nią z dziwnym, niepojętym wyrazem twarzy.

W tym świetle wydawał się wyższy i okazalszy niż zwykle, lecz kiedy ruszył w jej stronę, dostrzegła w jego zachowaniu pewne wahanie. Uświadomiła sobie wówczas, że i jemu brakowało zwykłej pewności siebie.

Renato przygotował butelkę szampana w kubełku z lodem i dwa wysmukłe kryształowe kieliszki. Napełnił je i podał jej jeden. Wzniosła go, czując, jak serce szybciej bije pod ślubną suknią.

– Za nas – powiedział. Trącili się kieliszkami.

Wciąż była w stroju panny młodej. Renato zdjął perłową tiarę i welon, tak że włosy Heather opadły na ramiona. Gwałtownie odstawiła kieliszek. Ręce jej się trzęsły.

– Dobrze się czujesz? – spytał. – Domyślam się, że ciężko ci było znosić przez cały dzień te natrętne spojrzenia.

– Tobie również. Pewnie wszyscy zastanawiali się, co czujesz, zabierając żonę bratu, au!

– Przepraszam. – Natychmiast puścił kosmyk włosów, na którym odruchowo zacisnął rękę. – Nie chciałem. Myślę, że nie powinniśmy więcej do tego wracać. Koniec! To nigdy nie miało miejsca.

Tak, pomyślała, to jedyny sposób, by mogli normalnie żyć. Renato odezwał się tym razem nienaturalnie wesołym głosem, pragnąc zmienić temat:

– Czy widziałaś, jak Enrico i Giuseppe rywalizowali o względy mammy!

– Owszem. Biedny Enrico aż gotował się z wściekłości, bo zatańczyła z Giuseppe. Gdyby nie był następny w kolejce, strach pomyśleć, co mogłoby się stać.

– Mamma nie dopuściłaby do tego. Byłoby to niewłaściwe, szczególnie w tak ważnym dniu. Możemy sobie pogratulować. Zawarliśmy mądre małżeństwo, mając przy tym na uwadze interes rodziny i lokalnej społeczności.

– To doskonały układ – przyznała ochoczo. – Oboje na tym zyskaliśmy.

– Cieszę się, że tak to właśnie widzisz.

Delikatnie położył dłoń na jej karku, wywołując w Heather lekkie podniecenie, co nadawało zupełnie inny sens jego słowom. Spojrzała mu w oczy, zastanawiając się, dlaczego ma tak chmurne spojrzenie.

– Nie rozmyśliłaś się? – spytał nagle.

– Nie, nie zmieniłam zdania.

– Ach, prawda, jesteś słowną kobietą. – Przyciągnął ją bliżej i z napięciem spojrzał w jej twarz, jakby próbował wyczytać coś, czego nie powiedziała.