– Przepraszam bardzo, panie Beaudine. – Piersiasta stewardesa zatrzymała się obok jego fotela. – Mogę prosić o autograf dla siostrzeńca? Gra w szkolnej drużynie golfowej. Ma na imię Matthew i jest pana wielkim fanem.
Dallie uśmiechnął się do jej biustu i podniósł wzrok, ażeby zobaczyć twarz, brzydszą niż reszta, ale i tak niczego sobie. – Z przyjemnością- powiedział i wziął od niej kartkę i długopis. – Oby grał lepiej niż ja ostatnio.
– Drugi pilot mówił, że miał pan kłopoty w Firestone.
– Skarbie, kłopoty towarzyszą mi na każdym kroku.
Roześmiała się gardłowo i dodała szeptem, tak że tylko on ją usłyszał:
– I pewnie nie tylko na polu golfowym.
– Robię, co w mojej mocy. – Uśmiechnął się leniwie.
Zadzwoń, kiedy znowu będziesz w Los Angeles, dobrze? – Nabazgrała coś na karteczce i podała mu z uwodzicielskim uśmiechem.
Odeszła. Wsunął świstek do tylnej kieszeni dżinsów, gdzie spoczął obok karteczki od dziewczyny z wypożyczalni samochodów. Skeet łypnął gniewnie.
– Pewnie wcale nie ma siostrzeńca, a jeśli nawet, dzieciak w życiu o tobie nie słyszał.
Dallie zagłębił się w lekturze. Nie cierpiał gadać ze Skeetem w samolotach. W ogóle wszystkiego nie cierpiał. Skeet źle tolerował podróże innym środkiem lokomocji niż cztery koła i ilekroć latali samolotem, był jeszcze bardziej nieznośny niż zwykle. Łypnął na Dalliego.
– Kiedy wreszcie będziemy w Mobile? Nienawidzę samolotów. Tylko znowu nie zaczynaj wykładu z fizyki, dobrze? Obaj wiemy, że między nami a ziemią jest tylko powietrze, a powietrze nie utrzyma takiej kupy złomu.
Dallie zamknął oczy.
– Zamknij się, Skeet – poprosił grzecznie.
– Nie śpij teraz. Kurde, Dallie, mówię poważnie! Wiesz, że nie znoszę latać. Nie śpij, dotrzymaj mi towarzystwa.
– Jestem zmęczony. Wczoraj mało spałem.
– Nic dziwnego. Szląjałeś się do drugiej nad ranem i do tego sprowadziłeś tę chudzinę.
Dallie uniósł jedną powiekę.
– Nie sądzę, żeby Astrid spodobało się to określenie.
– Nie o niej mówię! O psie! Jezu, Dallie, słyszałem drania przez ścianę!
– A co miałem zrobić? – obruszył się Dallie. – Zostawić go przy szosie, żeby zdechł z głodu?
– Ile dałeś recepcjoniście, żeby się nim zajął? Dallie mruknął coś do nosem.
– Co powiedziałeś? – huknął Skeet.
– Stówę! Stówę teraz i stówę za rok, jeśli psiak będzie w dobrej formie.
– Idiota – burknął Skeet. – Ty i te twoje przybłędy. Zaadoptowałeś już ze trzydzieści psów w całym kraju. Nie wiem, jak jesteś w stanie to spamiętać. Psy, dzieciaki…
– Dzieciak. Był tylko jeden i zaraz tego samego dnia wsadziłem go w autokar do domu.
– Ty i te twoje przybłędy.Dallie popatrzył na Skeeta.
– Tak. Ja i moje przybłędy.
Skeet miał na tyle przyzwoitości, by zamknąć się na jakiś czas, o co zresztą Dalliemu chodziło. Otworzył książkę, najnowszego Vonneguta, i wypadły z niej trzy błękitne arkusiki. Rozłożył je, przyjrzał się pieskowi Snoopy'emu na papeterii, a potem zaczął czytać.
Kochany Dallie,
Leżę sobie nad basenem i tylko kilka skrawków czerwonego bikini sprawia, że nie sieję obrazy publicznej. Pamiętasz Sue Louise Jefferson, tę małą z lodziarni Dairy Queen, która oszukiwała rodziców i jeździła do Purdue, zamiast chodzić kościoła? Chciała zrobić karierę, ale wpadła po meczu z chłopakiem z drużyny Buckeye? W każdym razie przypomniało mi się, jak przed laty, gdy jeszcze mieszkała w Wynette, miała wrażenie, że dusi się w naszej szkole, ze swoim chłopakiem. Spojrzała na mnie (zamówiłam wtedy lody waniliowe z czekoladą) i powiedziała:
– Wiesz, Holly Grace, życie jest jak lody. Albo tak smakowite, że przechodzą cię dreszcze, albo topnieje ci w oczach i przepływa między palcami.
Życie przepływa mi między palcami, Dallie.
Mam świetne wyniki w pracy, a jednak ten drań szef wezwał mnie do siebie w zeszłym tygodniu i oznajmił, że kto inny będzie nowym menedżerem sprzedaży na południowy zachód. Ten ktoś jest facetem i osiąga znacznie gorsze efekty niż ja, zagroziłam więc szefowi, że go oskarżę o dyskryminację. A wiesz, co on na to:
– Ależ kochanie, wy kobiety, zbyt emocjonalnie do tego podchodzicie. Zaufaj mi.
Na co odparłam, że nie zaufam mu nawet na tyle, by uwierzyć, że mu staje. Na tym się nie skończyło, doszło do wymiany zdań, z powodu której wyleguję się nad basenem hotelu, zamiast żyć na walizkach.
Mam też lepsze nowiny – ostrzygłam się jak Farrah Fawcett i wyglądam bosko. Firebird sprawuje się bez zarzutu. Miałeś rację, to był gaźnik.
Strzelaj celnie, Dallie.
Całusy, Holly Grace.
PS. Trochę nazmyślałam o Sue Louise Jefferson, kiedy zatem wrócisz do Wynette nie mów nikomu o chłopaku z drużyny Buckeye.
Duśmiechnął się pod nosem, złożył list i wsunął do kieszonki na piersi, miejsca najbliższego sercu, jeśli je miał.
Rozdział 6
imuzyna, którą jechała na plan filmowy, Chevrolet z 1971 roku, nie miała klimatyzacji i lepki upał otaczał Francescę nieprzyjemnym kokonem. Odkąd przyleciała do Stanów, była tylko w Nowym Jorku i Hampton, a teraz do tego stopnia skupiła się na sobie, że nie zwracała uwagi na nietypowy krajobraz, jaki rozciągał się za oknem. Czuła wściekłość. Jak mogła się tak ubrać? Co ją podkusiło, by włożyć grube wełniane spodnie i kaszmirowy sweterek? Przecież jest początek października! Skąd miała wiedzieć, że tu będzie tak gorąco?
Po blisko dwudziestogodzinnej podróży powieki same opadały jej ze zmęczenia. Przyleciała z Londynu do Nowego Jorku, stamtąd do Atlanty i wreszcie do Gulfport, gdzie temperatura wynosiła trzydzieści stopni w cieniu, a jedyny dostępny samochód z kierowcą okazał się wrakiem bez klimatyzacji. Teraz marzyła o długim, zimnym prysznicu, dżinie z tonikiem i wygodnym łóżku, w którym zamierzała przespać następną dobę. Na szczęście zaraz to zrobi.
Wachlowała się ręką i starała się myśleć o czymś przyjemniejszym. Czeka mnie fantastyczna przygoda, powtarzała sobie. Nie miała żadnego doświadczenia jako aktorka, ale zawsze świetnie naśladowała innych. Da z siebie wszystko i wzbudzi zachwyt krytyków, a najlepsi reżyserowie zaczną się o nią zabijać. Będzie chodziła na wspaniałe przyjęcia i zarobi mnóstwo pieniędzy. Właśnie tego jej brakowało, tego szukała całe życie. Dlaczego przedtem na to nie wpadła?
Założyła włosy za uszy i uśmiechnęła się, przypominając sobie, jak zdobyła pieniądze na podróż. Właściwie to nie było nic trudnego, wystarczyło tylko trochę pomyśleć. Mnóstwo pań z towarzystwa sprzedawało stroje, w których już się pokazały publicznie. Francesca nie pojmowała, czemu nie wpadła na to wcześniej. Wystarczyło na bilet lotniczy pierwszej klasy i pokrycie najpilniejszych rachunków. Ludzie niepotrzebnie komplikują sprawy finansowe, stwierdziła, wystarczy chwilę pomyśleć i zawsze się znajdzie rozwiązanie. Nie lubiła nosić starych ciuchów, zresztą sprawi sobie nową garderobę, kiedy zwrócą jej pieniądze za bilet.
Samochód skręcił w długą aleję wysadzaną dębami. Wyjrzała przez okno i zobaczyła trzypiętrowy budynek z wysokimi kolumnami od frontu. Gdy podjechali bliżej, dostrzegła też gromadę mężczyzn w koszulkach i dżinsach, uwijających się wśród ciężarówek.
Kierowca się zatrzymał i spojrzał na nią. Na jego piersi widniał wielki okrągły znaczek upamiętniający dwustulecie Stanów Zjednoczonych. Odkąd wylądowała na lotnisku Kennedy'ego, wszędzie widziała plakaty przypominające o rocznicy. W Gulfport nawet hydranty pomalowano tak, że wyglądały jak miniaturowi żołnierze z epoki. Robienie takiego zamieszania z powodu marnych dwustu lat Angielce wydawało się przesadą.
– Czterdzieści osiem dolarów – mruknął kierowca z tak dziwnym akcentem, że z trudem go zrozumiała.
Zapłaciła mu i dodała sowity napiwek, przez co pozbawiła się niemal wszystkich pieniędzy i wysiadła, taszcząc kuferek na kosmetyki.
– Francesca Day? – Podeszła do niej młoda kobieta.
– Tak?
– Cześć, jestem Sally Calaverro. Witaj na końcu świata. Słuchaj, musisz zaraz iść do garderoby.
Kierowca postawił walizkę od Louisa Vuittona u jej stóp. Francesca zmierzyła wzrokiem Sally, ubraną w indyjską spódnicę i koszulkę na ramiączka, pod którą nierozważnie nie włożyła stanika.
– To niemożliwe, panno Calaverro – oznajmiła. – Spotkam się z panem Byronem i idę do hotelu. Nie spałam od dwudziestu czterech godzin i padam z nóg.
Sally się nie przejęła.
– Niestety, musisz jeszcze trochę wytrzymać, ale postaram się załatwić to jak najszybciej. Lord Byron przyspieszył zdjęcia i twój kostium musi być gotów na jutro.
– To śmieszne. Jutro jest sobota. Muszę się najpierw zaaklimatyzować. Nie mogę przecież z marszu stanąć do pracy.
Sally straciła cierpliwość.
– Skarbie, to jest show-biznes. Coś ci się nie podoba? Zadzwoń do agenta. – Zerknęła na walizkę Vuittona i zawołała przez ramię: – Ej, Davey, zabierz bagaże panny Day do kurnika!
– Kurnika? – Francesca zaniepokoiła się nie na żarty. – Nie wiem, co tu się dzieje. Żądam, żeby mnie zaprowadzono do hotelu.
– Jak my wszyscy. – Sally uśmiechnęła się pod nosem. – Nie przejmuj się, to nie jest prawdziwy kurnik, mówimy tak, bo tak wygląda. Dawniej był tam ośrodek rehabilitacyjny i na łóżkach nadal zostały poręcze. Jeśli nie przeszkadzają ci karaluchy, jest w porządku.
Francesca nie dała się złapać na przynętę. Nie ma sensu dyskutować ze służbą, stwierdziła.
– Chcę się natychmiast zobaczyć z panem Byronem – zażądała.
– Kręci scenę we wnętrzu, nie lubi, kiedy mu się przeszkadza. – Sally zmierzyła ją taksującym wzrokiem i Francesca poczuła się głupio w brudnym, pogniecionym zimowym ubraniu.
– Zaryzykuję – uznała i popatrzyła złośliwie na garderobianą. Odrzuciła włosy i odeszła.
"Wymyślne zachcianki" отзывы
Отзывы читателей о книге "Wymyślne zachcianki". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Wymyślne zachcianki" друзьям в соцсетях.