– Za bardzo go rozpuszczasz – zauważył Dallie, idąc do kuchni.

Zatrzymała się w pół kroku. Po krótkim zawieszeniu broni nie został nawet ślad. Dopiero po chwili się zorientował, że za nim nie idzie, odwrócił się więc, żeby zobaczyć, co ją powstrzymało. Na widok jej miny westchnął, złapał jąza ramię i wyprowadził przed dom. Trzymał tak mocno, że nie zdołała się wyrwać.

Chłodny podmuch wiatru przeszył ją na wskroś. Energicznie odwróciła się na pięcie.

– Nie oceniaj mnie jako matki, Dallie. Znasz Teddy'ego zaledwie od paru dni, nie wyobrażaj więc sobie, że masz pojęcie, co to znaczy go wychowywać. Nie wiesz, jaki on jest!

– Wiem, co widzę. Do cholery, Francie, nie chciałbym sprawić ci przykrości, ale on mnie rozczarował, i tyle.

Kolejne ukłucie bólu. Jakim sposobem Teddy, jej Teddy, jej duma i chluba, jej ciało i krew, może kogoś rozczarować?

– Nic mnie to nie obchodzi – odparła chłodno. – Interesuje mnie jedynie to, że i on jest tobą rozczarowany.

Dallie wbił ręce w kieszenie, wpatrzony w wierzchołki cedrów. Milczał przez dłuższą chwilę, w końcu się odezwał:

– Wracajmy do Wynette. To chyba nie był dobry pomysł.


W domu nie było nikogo poza Skeetem i Teddym. Dallie znowu wyszedł, nie mówiąc, dokąd idzie. Francesca zabrała synka na spacer. Dwukrotnie usiłowała porozmawiać z nim o Dalliem, ale Teddy nie chciał o nim słyszeć, a ona nie nalegała. Teddy natomiast nie mógł się nachwalić Skeeta Coopera.

Wrócili do domu. Teddy pobiegł do kuchni po kanapkę, a Francesca zeszła do piwnicy. Skeet lakierował kij golfowy, który uprzednio wypolerował papierem ściernym.

Nie podniósł wzroku, gdy weszła, i przez kilka minut obserwowała go przy pracy. W końcu przerwała milczenie.

– Skeet, chciałam ci podziękować, że jesteś taki dobry dla Teddy'ego. Teraz bardzo potrzebuje przyjaciela.

– Nie ma za co – burknął. – To fajny chłopak.

Oparła się o framugę i z przyjemnością obserwowała go przy pracy. Jego powolne, precyzyjne ruchy działały uspakajająco, pozwalały się skupić. Zaledwie dwadzieścia cztery godziny wcześniej myślała o jednym – jak odebrać Teddy'ego Dalliemu, teraz kombinowała, jak ich do siebie zbliżyć. Prędzej czy później Teddy będzie musiał się zmierzyć ze świadomością, kim jest dla niego Dallie. Nie pozwoli, by jej syn dorastał okaleczony emocjonalnie tylko dlatego, że dopuściła do tego, że znienawidził własnego ojca, a jeśli to oznacza kilka dni w Wynette, poświęci się. Podjęła decyzję. Spojrzała na Skeeta.

– Naprawdę lubisz Teddy'ego, prawda?

– Pewnie. Z takim dzieciakiem fajnie mija czas.

– Szkoda, że nie wszyscy są tego zdania – mruknęła.

Skeet odchrząknął.

– Francie, daj Dalliemu trochę czasu. Zdaję sobie sprawę, że jesteś w gorącej wodzie kąpana, że chcesz wszystko załatwić zaraz, teraz, ale niektóre rzeczy muszą potrwać.

– Oni się nie cierpią, Skeet. Uważnie przyjrzał się kijowi i zanurzył pędzel w puszeczce z lakierem.

– Kiedy dwie osoby są do siebie tak podobne, trudno im się dogadać.

– Podobne? – Spojrzała na niego z niedowierzaniem. – Dallie i Teddy wcale nie są podobni.

Posłał jej takie spojrzenie, jakby w życiu nie znał głupszej istoty, pokręcił głową i znowu zajął się lakierowaniem kija.

– Dallie ma wdzięk – wyliczała – uprawia sport i jest przystojny…

Skeet zachichotał.

– Teddy to brzydal! Nie do wiary, że dwoje tak pięknych ludzi jak ty i Dallie spłodziło takie brzydactwo!

– Może jest brzydki fizycznie – obruszyła się – ale ma cudowne serduszko.

Skeet znowu zachichotał, umoczył pędzel i w końcu na nią spojrzał.

– Słuchaj, Francie, rzadko udzielam rad, ale na twoim miejscu ciosałbym Dalliemu kołki na głowie o golfa, nie o Teddy'ego.

Przyglądała mu się ze zdziwieniem.

– A niby dlaczego?

– Nie pozbędziesz się go, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? Teraz, gdy wie, że Teddy to jego dzieciak, będzie zawsze w pobliżu, czy ci się to podoba, czy nie.

Sama doszła do tego wniosku. Powoli skinęła głową. Zwinnie przesuwał pędzlem wzdłuż kija.

– Moja rada jest następująca, Francie: zmuś go, żeby lepiej grał w golfa. Nie miała pojęcia, co o tym myśleć.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Dokładnie to, co powiedziałem.

– Ale przecież ja nie mam zielonego pojęcia o golfie. Nie pojmuję, co gra Dalliego ma wspólnego z Teddym.

– Z radami jest tak: albo z nich skorzystasz, albo nie. Przyjrzała mu się uważnie.

– Wiesz, dlaczego jest tak krytycznie nastawiony do Teddy'ego, prawda?

– Mam kilka pomysłów.

– Dlatego że Teddy wygląda jak Jaycee? Tak? Żachnął się.

– Na Boga, Dallie nie jest aż taki głupi!

– To o co chodzi?

Odstawił kij na stojak, żeby wysechł.

– Zmuś go do lepszej gry, i tyle. Może będziesz miała więcej szczęścia niż ja.

Nie udało jej się z niego wyciągnąć nic więcej.


Wróciła na górę. Teddy bawił się na podwórku z jednym z psów Dalliego. Na stole kuchennym leżała koperta od Gerry'ego zaadresowana do niej. Otworzyła ją.


Skarbie, złotko, pulpeciku, gwiazdo,

może wieczorem połączymy siły? Proponuję kolację i naradę wojenną o siódmej. Twoja najlepsza przyjaciółka to królowa idiotek, a ja jestem królem kretynów. Obiecuję, że nie będę ci szlochał w mankiet dłużej niż cały wieczór. Kiedy przestaniesz się stawiać i zaprosisz mnie do programu?

Z wyrazami szacunku, Zorro

PS Zabierz środki antykoncepcyjne.


Roześmiała się głośno. Mimo trudnych początków na teksaskiej szosie przed dziesięciu laty, bardzo się zaprzyjaźniła z Gerrym, odkąd dwa lata temu przeniosła się na Manhattan. Przez pierwsze trzy miesiące znajomości przepraszał ją, że tak się zachował, choć powtarzała mu, że było to najlepsze, co mogło ją spotkać. Ku zdumieniu Franceski wręczył jej pożółkłą kopertę. Był tam jej paszport i czterysta dolarów. Już dawno oddała wszystkie długi Dalliemu, za pośrednictwem Holly Grace. Te pieniądze wydali więc na pyszną kolację.

Tego wieczoru przyjechał po nią, ubrany jak zwykle w skórzaną kurtkę i drelichy. Objął ją i po przyjacielsku cmoknął w policzek.

– Witaj, boska. Powiedz, czemu zakochałem się w Holly Grace, a nie w tobie?

– Bo jesteś za mądry, żeby się ze mną męczyć. – Roześmiała się.

– Gdzie Teddy?

– Namówił pannę Sybil i Doralee na kino, jakiś horror o mięsożernych pasikonikach mutantach.

Geny uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał i spojrzał na nią z troską.

– Jak się trzymasz? Nie jest ci łatwo, co?

– Bywało lepiej – przyznała. Na razie tylko sprawa Doralee zmierzała do szczęśliwego zakończenia. Tego popołudnia panna Sybil obiecała, że Doralee zostanie tutaj, póki nie znajdzie się dla niej rodzina zastępcza.

– Gadałem z Dalliem – oznajmił Gerry.

– Naprawdę? – Zaskoczył ją tym. Francesca nie wyobrażała sobie ich dwóch razem.

Gerry przytrzymał jej drzwi.

– Udzieliłem mu mało przyjacielskiej porady prawnej i uprzedziłem, że jeśli jeszcze raz wykręci taki numer z Teddym, osobiście ściągnę mu na głowę cały amerykański wymiar sprawiedliwości.

– Już sobie wyobrażam, jak na to zareagował – mruknęła.

– Z sympatii do ciebie oszczędzę ci szczegółów. – Szli do wynajętej toyoty Gerry'ego. – Wiesz, najdziwniejsze, że kiedy już przestaliśmy obrzucać się obelgami, prawie polubiłem skurczybyka.

To znaczy, wiesz, wkurza mnie fakt, że był mężem Holly Grace i że nadal są sobie bardzo bliscy, ale kiedy zaczęliśmy gadać, wydawało mi się, że znamy się od lat. Bardzo dziwne.

– Nie daj się nabrać. – Francesca wsiadła do samochodu. – Było ci dobrze w jego towarzystwie, bo bardzo przypomina Holly Grace. Jeśli się lubi jedno, nie sposób nie lubić drugiego.

Zjedli kolację w uroczej knajpce, gdzie podawano pyszną cielęcinę. Jeszcze nie skończyli głównego dania, a już wdali się w odwieczną dyskusję, dlaczego Francesca nie zaprosi go do swojego programu.

– Tylko jeden raz, błagam – nalegał.

– Nie ma mowy. Oboje wiemy, że zjawiłbyś się ucharakteryzowany na ofiarę choroby popromiennej albo oznajmiłbyś, że rosyjskie rakiety zmierzają w stronę Nebraski.

– No i co z tego? Twój program oglądają miliony śniętych półgłupków Najwyższy czas, żeby ktoś ich wyrwał z błogiej nieświadomości.

– Nie u mnie – odparła zdecydowanie. – Nie manipuluję widzami.

– Francesco, nie mówimy tu o maleństwie, jakie zrzuciliśmy na Nagasak. Mówimy o megatonach! Tysiącach megaton! Wiesz, co czeka Nowy Jork po takiej eksplozji? Zagłada. Osiem milionów skwierczących trupów i karaluchy, które jako jedyne przeżyją eksplozję, będą ślepe, ale zdolne do rozmnażania.

– Gerry, ja jem. – Na przekór słowom odłożyła widelec. – Słuchaj, kocham cię jak brata, ale nie pozwolę, żebyś zrobił cyrk z mojego programu. -Nie dała mu wytoczyć kolejnych argumentów. Zmieniła temat. – Rozmawiałeś dzisiaj z Holly Grace?

Odłożył sztućce i pokręcił głową.

– Poszedłem do domu jej mamy, ale zobaczyła mnie i wymknęła się tylnymi drzwiami. – Odsunął od siebie talerz i napił się wody.

Był tak nieszczęśliwy, że Francesca nie wiedziała, co robić – pocieszać go, czy starać się przemówić mu do rozumu. On i Holly Grace kochali się, to było jasne jak słońce, ale nie umieli się uporać z problemami. Holly Grace nigdy o tym nie mówiła, ale Francesca wiedziała, jak bardzo chce mieć dziecko. A Gerry nie chciał nawet na ten temat rozmawiać.

– Nie możecie poszukać kompromisowego rozwiązania? – zapytała ostrożnie.

– Ona nie ma pojęcia, co to znaczy kompromis – obruszył się. – Wbiła sobie do głowy, że wykorzystałem ją, żeby…

Francesca jęknęła głośno.

– Nie zaczynaj od początku! Holly Grace chce mieć dziecko, Gerry. Dlaczego żadne z was nie potrafi spojrzeć prawdzie w oczy? Wiem, to nie moja sprawa, ale byłbyś cudownym ojcem, a…