– Odkąd oszalałam dla Steve'a Ballesterosa – odparła lekko. – Jest boski. Umówisz mnie z nim?

Dallie prychnął z pogardą, słysząc nazwisko przystojnego Hiszpana, jednego z najlepszych zawodowych golfistów na świecie.

– Jeszcze jedno słowo, a popamiętasz. Jutro nie zwracaj uwagi na Steve'a, skup się na amerykańskim chłopaku.

Patrzyła na niego teraz. Szło mu całkiem nieźle. Jest o krok od wyjścia na prowadzenie.

Zaczęła się przerwa na reklamy. Teddy pomaszerował do siebie. Francesca postawiła na stole półmisek serów, ale ani ona, ani Holly Grace nie mogły jeść ze zdenerwowania.

– Uda mu się – powtórzyła Holly Grace po raz piąty. – Mówił wczoraj, że jest dobrej myśli.

– Cieszę się, że znowu ze sobą rozmawiacie – zauważyła Francesca.

– Znasz nas. Nie możemy się na siebie długo gniewać.

Teddy wrócił w kowbojskich butach i granatowej obszernej bluzie.

– Skąd masz to obrzydlistwo? – Holly Grace z niesmakiem patrzyła na zaślinionego motocyklistę i jaskrawy napis.

– To prezent – mruknął Teddy i z powrotem usiadł przed telewizorem.

A więc to jest ta słynna bluza, pomyślała Francesca. Spojrzała na ekran telewizora, gdzie Dallie szykował się do uderzenia, i na synka.

– Podoba mi się – powiedziała.

Teddy nie odrywał wzroku od telewizora.

– Schrzani to.

– Nie mów tak! – warknęła Francesca. Holly Grace zacisnęła kciuki. Komentator CBS potęgował napięcie.

– Jak myślisz, Ken, czy Beaudine zdoła dziś wygrać?

– Nie wiem. Idzie mu naprawdę świetnie, ale teraz dopadnie go stres, a wiemy, że nie najlepiej sobie z nim radzi.

Francesca wstrzymała oddech, gdy Dallie brał zamach. Pat Summerall stwierdził posępnie:

– To nie wygląda dobrze…

– O nie! -jęknęła Francesca, gdy piłeczka przeleciała nad dołkiem.

– Cholera, Dallie! – Holly Grace zerwała się z miejsca.

– Mówiłem wam, że to schrzani – stwierdził Teddy.


Ze swojego pokoju hotelowego Dallie miał wspaniały widok na Central Park, ale nie zwracał na niego uwagi. Nerwowo przechadzał się po pokoju. W samolocie usiłował czytać, ale nie mógł się skupić. Kolejny raz zwycięstwo umknęło mu sprzed nosa. Nie mógł znieść myśli, że Francesca i Teddy widzieli, jak przegrywa.

Ale nie tylko to nie dawało mu spokoju. Nie mógł przestać myśleć o Holly Grace. Pogodzili się po tamtej awanturze w domku w lesie i nie było więcej mowy, by służył jej jako dawca spermy, ale widział, jak zgasła w niej dawna iskra i wcale mu się to nie podobało. Im dużej o tym myślał, tym bardziej miał ochotę przyłożyć Gerry'emu Jaffie.

Starał się nie myśleć o problemach Holly Grace, ale już dawno wpadł na pewien pomysł i koniecznie chciał go zrealizować. Wyjął z kieszeni świstek z adresem Gerry'ego. Dostał go od Naomi Perlman godzinę temu i od tej pory głowił się, czy z niego skorzystać. Zerknął na zegarek. Wpół do ósmej. O dziewiątej umówił się z Francie na kolację. Był zmęczony i spięty, nie miał ochoty rozwiązywać problemów Holly Grace, ale i tak włożył niebieską kurtkę i wyszedł z pokoju. Jaffe mieszkał w kamienicy niedaleko siedziby ONZ. Dallie zapłacił taksówkarzowi i ruszył do wejścia – i w tej chwili zobaczył Gerry'ego w drzwiach. Gerry dostrzegł go od razu i sądząc po jego minie, nie był zachwycony spotkaniem, jednak zdobył się na zdawkowe kiwnięcie głową:

– Witaj, Beaudine.

– A niech mnie, wielbiciel ruskich! – powiedział z kpiną Dallie. Gerry opuścił rękę, którą chciał mu podać.

– To już nudne.

– Skurczybyk z ciebie, wiesz, Jaffe? – Dallie od razu przeszedł do sedna sprawy.

Gerry był w gorącej wodzie kąpany, ale opanował się, odwrócił na pięcie i chciał odejść. Dallie jednak nie miał zamiaru mu na to pozwolić, nie teraz, kiedy stawką w grze było szczęście Holly Grace. Z niepojętych przyczyn chciała właśnie tego faceta. Niech sama się przekona, co wybrała.

Ruszył za nim i zaraz go dogonił. Ściemniło się już, na ulicach było niewielu przechodniów. Wzdłuż krawężników poniewierały się kontenery ze śmieciami. Minęli zakratowane okna piekarni i wystawę jubilera.

Gerry przyspieszył kroku.

– Idź, pograj w golfa – odgryzł się Gerry.

– Szczerze mówiąc, chciałem z tobą pogadać, zanim pójdę do Holly Grace. – To kłamstwo. Dallie nie zamierzał spotkać się z Holly Grace. – Mam ją od ciebie pozdrowić?

Gerry zatrzymał się w pół kroku, pod światłem latarni.

– Trzymaj się od niej z daleka.

Dallie ciągle myślał o wczorajszej przegranej i nie w głowie mu były subtelności, zaatakował więc szybko i bez uprzedzenia.

– To niemożliwe. Nie sposób zrobić kobiecie dobrze w łóżku, nie sposób zrobić jej dzieciaka, jeśli się od niej trzyma z daleka.

Oczy Gerry'ego pociemniały. Złapał Dalliego za poły kurtki.

– O czym ty mówisz?

– Uparła się, że chce mieć dziecko, i tyle. – Dallie nawet nie próbował mu się wyrwać. -

A tylko jeden z nas ma dość jaj, by się tego podjąć.

Gerry pobladł i puścił Dalliego.

– Ty pieprzony skurczybyku.

– W pieprzeniu jestem naprawdę dobry, Jaffe. – W teksaskim, rozwlekłym akcencie pojawiły się groźne nuty.

Gerry położył kres dwóm dekadom niestosowania przemocy, wymierzając Dalliemu klasyczny lewy sierpowy. Nie wyszło mu to najlepiej; Dallie widział na co się zanosi, ale nie uchylił się – niech Jaffe ma satysfakcję, że go uderzył, ten jeden jedyny raz. Jeśli Holly Grace tak bardzo go chce, niech go ma, ale najpierw Dallie urządzi mu tę śniadą buźkę.

Gerry opuścił ramiona, dyszał ciężko i patrzył, jak Dallie bierze zamach. Po pierwszym ciosie upadł na pojemniki ze śmieciami. Para nadchodząca z przeciwnej strony na widok walki zawróciła szybko. Gerry wstał powoli i otarł krew z twarzy.

A potem odwrócił się i odszedł.

– Walcz ze mną, skurczybyku! – zawołał za nim Dallie.

– Nie.

– No proszą, klasyczny przykład amerykańskiego samca! Chcesz jeszcze?

Gerry się nie zatrzymał.

– Niepotrzebnie cią uderzyłem i nie zrobią tego więcej.

Dallie go dogonił i szarpnął za ramię.

– Na rany boskie, przed chwilą ci powiedziałem, że zrobią dzieciaka Holly Grace!

Gerry zacisnął pięści, ale się nie poruszył.

Dallie złapał go za poły kurtki i pchnął na latarnię.

– Co z tobą, do cholery? Dla takiej kobiety walczyłbym z całym światem. A ty boisz się jednego faceta?

Gerry spojrzał na niego z pogardą.

– Czy tylko tak rozwiązujesz problemy? Pięściami?

– Ja przynajmniej staram sieje rozwiązać. A ty tylko ją unieszczęśliwiłeś.

Gówno wiesz, Beaudine. Od tygodni usiłuję się z nią skontaktować, ale ona nie chce mnie widzieć. Ostatnio udało mi się przekonać strażników w wytwórni, żeby mnie wpuścili, a ona wezwała gliny.

– Czyżby? – Dallie uśmiechnął się nieprzyjemnie i puścił Gerry'ego. – Wiesz co, Jaffe?

Nie lubię cię. Nie lubię takich wszechwiedzących dupków, zwłaszcza jeśli wydaje im się, że ratowanie świata jest ważniejsze od ratowania najbliższych.

Geny dyszał ciężko, z trudem formułował słowa:

– Nie masz z tym nic wspólnego.

– Każdy, kto krzywdzi Holly Grace – prędzej czy później będzie miał ze mną coś wspólnego. Ona chce mieć dziecko i z niezrozumiałych dla mnie powodów chce mieć je z tobą.

Gerry oparł się o latarnię. Na chwilę opuścił głowę, ale zaraz podniósł ją znowu.

W ciemnych oczach błyszczała rozpacz.

– Powiedz, co w tym złego, że nie chcę mieć dzieci. Dlaczego ona jest taka uparta? Dlaczego nie możemy być tylko we dwoje?

Jego cierpienie poruszyło Dalliego, ale nie okazał tego.

– Ona chce mieć dziecko i tyle.

– Byłbym najgorszym ojcem pod słońcem. Nie mam pojęcia, co trzeba robić…

Dallie roześmiał się gorzko.

– Myślisz, że którykolwiek facet wie?

– Słuchaj, Beaudine. Mam już po dziurki w nosie tego tematu. Najpierw Holly Grace, potem moja siostra i Francesca. A teraz jeszcze i ty. To nie wasza sprawa. Tylko moja i Holly Grace.

– Odpowiedz mi na jedno pytanie, Jaffe – wycedził Dallie powoli. – Jak chcesz przeżyć resztę życia ze świadomością, że odrzuciłeś najpiękniejszą rzecz, jaka ci się trafiła?

– Myślisz, że nie starałem się do niej dotrzeć?! – krzyknął Gerry. – Nie chce ze mną rozmawiać, rozumiesz?

– Może za mało się starasz.

Gerry zmrużył oczy.

– Daj mi spokój, dobrze? I trzymaj się od niej z daleka. Wasz związek to już przeszłość. Spróbuj ją tknąć, a cię dopadnę. Rozumiemy się?

– Umieram ze strachu. – Dallie skrzywił się pogardliwie.

Gerry spojrzał mu w oczy takim wzrokiem, że przez chwilę Dallie poczuł dla niego niechętny szacunek.

– Chyba mnie nie doceniasz, Beaudine – mruknął Gerry, cicho i poważnie. Przez dłuższą chwilę patrzył Dalliemu w oczy, potem odwrócił się i odszedł.

Dallie popatrzył za nim, a potem zawrócił. Kiedy czekał na taksówkę, na jego wargach błąkał się pogodny uśmiech.


Francesca umówiła się z nim o dziewiątej w przytulnej knajpce, gdzie podawano pyszne meksykańskie jedzenie. Włożyła czarny kaszmirowy sweter i spodnie w zebrę. Pod wpływem impulsu wpięła w uszy asymetryczne srebrne kolczyki. Jak zwykle cieszyła się przekornie, że na spotkanie z nim wkłada coś niekonwencjonalnego. Nie widzieli się od tygodnia, a mieli co świętować. Po trzech miesiącach trudnych negocjacji jej agent dopiął celu – stacja telewizyjna zgodziła się, by poczynając od czerwca, program Franceski pojawiał się na antenie co miesiąc, a nie co tydzień.

Weszła do restauracji i zobaczyła, że Dallie już tam jest, siedzi przy stoliku w rogu, z dala od reszty gości. Ledwie ją zobaczył, wstał i przez chwilę rozpromienił się jak nastolatek. Jej serce fiknęło salto na ten widok.

– Cześć, złotko.

– Cześć, Dallie.

Zwracała na siebie uwagę, idąc przez salę restauracyjną, kiedy więc doszła do stolika, cmoknął ją tylko w policzek, a pocałował porządnie dopiero, kiedy usiadła.