– Ja również chciałbym się dowiedzieć paru rzeczy o tobie – dodał.

– Na przykład?

– Na przykład – wszystkiego. Chodź! – Pociągnął ją za ramię. – Przejdziemy się.

– Teraz?!

Uśmiechnął się czarująco. Znała ten uśmiech. Widywała go przecież na wielu zdjęciach. Jednak wtedy nie mogła nawet przypuszczać, że kiedyś będzie on przeznaczony dla niej.

– Mhm.

– Pozwól mi przynajmniej dopić kawę.

Wyszli po kwadransie. Kyle poprowadził ją schodami biegnącymi w dół skały. Kiedy znaleźli się już na plaży, zrzucił buty i poradził, żeby zrobiła to samo.

– To najlepsza pora na spacer – powiedział z tajemniczym uśmiechem.

– Przecież jest ciemno! – zaprotestowała.

– Niezupełnie.

Miał rację. Odbijający się w wodzie księżyc oświetlał niemal całą plażę, która z bliska nie wydawała się wcale taka mała.

– Poza tym piasek jest jeszcze ciepły – dodał po chwili wskazując swoje bose stopy.

Uśmiechnęła się.

– Nocny marek z ciebie.

– Można tak powiedzieć. Kiedy miałem koncerty, nie spałem do drugiej, trzeciej w nocy. Pewnie stąd to przyzwyczajenie.

Szli tuż nad brzegiem oceanu po wilgotnym piasku. Fale leniwie lizały im stopy. Kilka słonych kropel osiadło na spódnicy Maren.

– Powinienem ci coś wyjaśnić – zaczął poważnie.

– Słucham.

Pochylił się i patrzył na leżące na piasku, wygładzone przez wodę kamienie.

– Wiem, że słyszałaś fragment rozmowy z Rose…

– Niechcący – przerwała mu.

– Oczywiście – uśmiechnął się smutno. – Zresztą, to nie ma znaczenia. Chodzi o to, że powinienem ci wyjaśnić, jak w tej chwili wyglądają nasze stosunki.

Maren zarumieniła się. Z ulgą pomyślała, że na szczęście jest dosyć ciemno. Przez chwilę zastanawiała się, czy rzeczywiście chce to wiedzieć. I co w ogóle chce wiedzieć o Kyle’u.

– Nie musisz niczego wyjaśniać – szepnęła. – Nie przyjechałam tutaj, żeby wtrącać się w twoje sprawy.

– A po co przyjechałaś?

Pytanie wydało jej się bardzo obcesowe. Nie było jednak sensu powtarzać starych wykrętów o interesach i Festival Productions.

Wziął ją za rękę. Maren poczuła miły dreszcz. Spuściła głowę nie wiedząc, co powiedzieć.

– Dlaczego nie chcesz przyznać, że przyjechałaś dla mnie? Czy to takie trudne?

Maren z trudem podniosła na niego oczy.

– To przecież jasne, że przyjechałam dla ciebie… – zaczęła.

– Bo mnie pragniesz!

Przez moment miała ochotę zapaść się pod ziemię. Nie wiedziała, co zrobić z rękami. Miała już dosyć tego spaceru i rozmowy.

– Przyznaję, że mi się podobasz – powiedziała. – Ale w tym mieście – wyciągnęła rękę w stronę odległego Los Angeles – jest co najmniej stu takich facetów. Nie chcę zachowywać się jak głupie nastolatki, które widzą w tobie boga.

Kyle wyciągnął do niej rękę, ale po chwili ją opuścił.

– Chcę tylko, żebyś widziała we mnie mężczyznę – szepnął. Jego głos prawie zlał się z szumem oceanu. – Czy to cię przeraża?

Wargi jej drżały, mimo to spojrzała mu prosto w oczy.

– Skłamałabym mówiąc, że się ciebie nie boję, Kyle – wyznała. – Nie przywykłam do kontaktów z tak… szybkimi facetami. – Uśmiechnęła się mimo woli. – Teraz zastanawiam się, co robić…

– Nie myśl. Działaj – mruknął i jakby chcąc dać jej przykład oplótł ją ramionami.

Letnia sukienka była jej jedyną osłoną. Czuła jednak, że nie najlepszą…

Kyle ponownie pocałował jej szyję, a potem policzki, nos, powieki… Maren objęła go i przytuliła się do niego całym ciałem. Poczuła jego zęby na uchu, a potem usłyszała szept:

– Więc czego chcesz?

Westchnęła cicho. Jej dłonie nie chciały opuścić ramion Kyle’a.

– Chcę wiedzieć, że to nie tylko zwykłe pożądanie. Chcę… chcę czuć coś jeszcze…

Przytulił ją mocniej.

– Och, Maren, czy nie widzisz, co się ze mną dzieje? Próbowałem się bronić, mówić o przygodzie, ale… – zamilkł nagle i spojrzał jej głęboko w oczy.

Zrozumiała, że chce jej powiedzieć coś bardzo ważnego i czekała z napięciem.

– Wczoraj przeżyłem najbardziej samotną noc w moim życiu!

Maren nie mogła uwierzyć własnym uszom. Czy mówił prawdę? Oczywiście chciała, żeby pragnął jej tak mocno, miała jednak na tyle zdrowego rozsądku, żeby rozumieć, że teraz chce ją uwieść.

A jeśli nie? Ta myśl uderzyła ją nagle i nie miała czasu, żeby ją dobrze rozważyć.

– Chodź, będziemy się kochać…

Nie wiedziała, co powiedzieć. Kyle zaczął ją ekstatycznie całować. Rozchyliła wargi i poczuła jego niecierpliwy, wilgotny język. Dłonie Kyle’a pieściły jej rozpalone ciało. Drżała z nie spełnionego pragnienia. Czuła coś, co wydawało jej się tylko snem sprzed lat, albo marzeniem… Tyle tylko, że teraz uczucie powróciło ze zdwojoną siłą. Obawiała się, że pożądanie zaraz strawi jej ciało.

– Bardzo cię chcę – powiedziała zduszonym głosem.

Kyle oderwał się od niej na chwilę.

– Nie walcz z tym.

Zaczął ją ponownie całować. Powoli muskał jej wargi ustami. Maren myślała, że oszaleje. Przed oczami zaczęła wirować wielobarwna karuzela. Księżyc utopił się w oceanie. Gwiazdy zaczęły płakać światłem na niebie. Maren nie wiedziała, co się z nią dzieje. Pragnęła Kyle’a. Pragnęła go jak nikogo przedtem. Nie dbała już o nic. Myśl o tym, że się w nim zakocha, wcale już nie przerażała.

Przesunął dłonie z jej ramion na plecy. Czuła wyraźnie ich ciepło. Miała wrażenie, że jej dało jest dla nich świątynią.

– Pozwól, że cię rozbiorę.

Jednym ruchem rozpiął zamek błyskawiczny. Stanęła z odsłoniętymi piersiami przed tym, którego pragnęła tak bardzo.

– O mój Boże – szepnął.

Czuła, że pożerają wzrokiem. Miała gęsią skórkę, i to bynajmniej nie z powodu zimna.

Kyle mógł dopiero teraz docenić pełnię jej urody. Nigdy wcześniej nie spotkał kobiety, która strojem kamuflowałaby cudowne linie swego ciała. Najczęściej było odwrotnie… Maren z jakichś powodów ukrywała swoje pełne piersi, długie nogi i wspaniałe biodra. Może wydawało się jej, że uroda przeszkadza w prowadzeniu interesów?

Przeciągnął dłonią po jej włosach. Maren nie poruszyła się. Nie zwracała też uwagi na leżącą na piasku sukienkę, mimo że zaczęły jej dosięgać fale. Stała w słonym wietrze i patrzyła na Kyle’a. Następny ruch również należał do niego.

– Czy tego chciałeś? – spytała drżącym głosem.

Kyle poczuł, że zaschło mu w gardle.

– Tak – szepnął wyczuwając gwałtowne pulsowanie w skroniach. – Tak…

Objął ją. Jego koszula dotknęła jej nagiego ciała. Maren westchnęła cicho.

– Rozbierz mnie – poprosił.

Wziął jej dłoń i poprowadził wzdłuż rzędu guzików.

– Chcę być jeszcze bliżej ciebie – dodał.

Zaczęła pośpiesznie zdejmować jego koszulę. Działała jak w transie. Kyle pomógł jej rozpiąć pasek, a następnie wziął ją na ręce. Nawet nie wiedziała, kiedy zsunął resztę jej ubrania.

Położył ją na piasku i opadł na nią. Tuż przy nich szumiał ocean. Łagodne fale chłodziły stopy. Nie zwracali na to uwagi. W tej jednej chwili świat mógł przestać dla nich Istnieć.

– Żadna kobieta nie ma prawa być tak piękna – powiedział zdławionym głosem, unosząc się nieco na ramionach.

Poczuła na skórze jego gorący oddech. Dłonie na piersiach. Tylko Bóg wiedział, jak bardzo pragnęła go w tej chwili. Pomyślała, że dłużej nie wytrzyma…

To, co się później stało, przekroczyło jej najśmielsze oczekiwania. Kyle celowo odwlekał decydujący moment… Miała wrażenie, że tonie, ale… chciała tonąć. Pogrążać się w rozkoszy, coraz głębiej i głębiej…

Kyle pieścił jej piersi, a potem…

Potem nagle oboje już nie panowali nad sobą. Maren otoczyła go udami. Oboje krzyczeli z rozkoszy…

Gdyby nawet chciał się zatrzymać, nie byłoby to możliwe. Zmysły zawładnęły jego ciałem. Cały był dotykiem, pieszczotą, szybkim, niespokojnym rytmem.

Maren nigdy nie czuła czegoś podobnego. Nawet w małżeństwie z Brandonem, którego przecież kochała na swój sposób. Ale w tej chwili nie miała czasu, żeby przerazić się tego ogromnego uczucia. Nie chciała myśleć. Pragnęła tylko Kyle’a. Pragnęła mleć pewność, że i on czuje to samo.

Nie mogli się od siebie oderwać. Nie liczyli czasu. Nie wiedzieli, czy minęła godzina, czy też tylko kwadrans. Ta wiedza nie była im w tej chwili do niczego potrzebna. Upajali się równym rytmem swoich ciał. Spalali w odwiecznym rytuale miłości…

I właśnie wtedy pomyślała, jak niezwykle łatwo jest kochać tego człowieka.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Leżeli na piaszczystej plaży. Maren powoli dochodziła do siebie. Nad nimi wciąż świecił księżyc. Te same gwiazdy migotały w oddali. Jej głowa spoczywała na ramieniu Kyle’a. Nie widziała jego twarzy. Mogła się jedynie domyślać jej wyrazu.

Wyciągnęła dłoń i poczuła pod palcami szorstki policzek. Zaczęła pieścić jego brodę, a potem ucho. Narastało w niej niewypowiedziane uczucie miłości. Nie wiedziała, jak sobie z nim radzić.

Kyle pocałował wnętrze jej dłoni.

– Tak mi dobrze… – szepnęła.

– Mnie też…

Wolno położył jej głowę na piasku i ucałował czoło. Potem włożył spodnie i sięgnął po nieco wilgotną sukienkę, by ubrać Maren. Pozwoliła na to bez słowa. Było to teraz coś niezwykle naturalnego.

Dotyk mokrego materiału przyniósł ulgę jej rozpalonemu ciału. Mimo to wciąż pragnęła Kyle’a. Jej małżeńskie życie seksualne, które wydało się niegdyś tak wspaniale, przedstawiało się teraz jako coś żałośnie monotonnego… Kyle miał w sobie jakby magnetyczną siłę, powodującą, że najprostszy gest nabierał nagle głębszego, erotycznego znaczenia.

– Chciałem ci wyjaśnić, jak wyglądają moje stosunki z Rose – powiedział w drodze powrotnej.

Na dźwięk tego imienia po ciele Maren przebiegł zimny dreszcz. Pomyślała, że robi się coraz chłodniej, a ona ma na sobie jedynie cienką sukienkę. Zbliżali się właśnie do schodów.

– A ja mówiłam, że to nie jest konieczne…