– Joey, zachowaj takie teksty na inną okazję. Być może któryś z dziennikarzy uwierzy, że jesteś dzieckiem ulicy. Przecież wiem, że ukończyłeś Jedną z najlepszych uczelni w kraju. Poza tym masz trochę więcej niż dziewiętnaście lat.

Chłopak rozejrzał się uważnie i pochylił się w jej stronę.

– Cii… Nie mówmy Już o tych głupstwach. To może mi zaszkodzić.

Maren przyjrzała się mu bacznie. Czuła, że za chwilę wybuchnie śmiechem.

– Nie sądzę. Nikt mi nie uwierzy, jeśli powiem, że mam przed sobą młodego zdolnego matematyka.

Joey gwizdnął przez zęby.

– Proszę, proszę… Małe prywatne śledztwo, co?

Spojrzeli sobie w oczy. Chłopak miał ciemnobrązowe, niemal czarne źrenice.

– Przecież wiesz, że muszę wiedzieć o tobie Jak najwięcej. To mój zawód.

– I na pewno nie pracujesz w policji?

Maren pokręciła głową.

– Wobec tego minęłaś się z powołaniem. – Joey wyciągnął rękę, chcąc uniknąć dalszych komentarzy. – Dobra. Do rzeczy. Jak tam moje sprawy?

Maren położyła dłonie na biurku. Cały czas patrzyła mu w oczy.

– Obawiam się, że wszystko się trochę odwlecze.

– Co? – wrzasnął chłopak. – O co, do diabła, chodzi?!

– Kyle Sterling nie podpisał z nami umowy na produkcję twojego filmu.

– Niby dlaczego? – spytał.

– To nic poważnego – Maren próbowała go uspokoić. – Mała zwłoka.

– Ciekawe.

– Po południu mam spotkać się z panem Sterlingiem. Jestem pewna, że podpisze umowę, a wtedy ruszymy pełną parą.

Joey nie wydawał się zadowolony z obrotu sprawy, nie wiedział jednak, co powiedzieć.

– Nie wstawiasz kitu? – bąknął niepewnie.

Maren pokręciła głową.

– Przecież znasz mnie – powiedziała z uśmiechem. – Jak tylko wszystko się wyjaśni, zadzwonię do ciebie. I co – git?

Chłopak zmarszczył brwi i spojrzał na nią spod oka.

– Nie byłbym tego taki pewny.

Wstała i podeszła do jednej z szuflad. Na samym wierzchu spoczywał scenariusz do piosenki „To dziwne uczucie”. Wręczyła mu go bez słowa. Joey pogrążył się w lekturze.

– I co? – spytała, kiedy uniósł głowę.

– Odlotowo – wycedził.

Zrobiła skromną minkę.

– Staram się.

Joey wstał i włożył okulary. Zawahał się Jednak i wrócił od drzwi.

– Słyszałaś o pirackich kopiach wideo? – spytał pochylając się w jej stronę.

Maren spoważniała.

– Nie rozumiem…

– Nie miałaś z tym problemów?

– No… mieliśmy małe kłopoty – wyznała z ociąganiem. – Ale Już po wszystkim.

– Mam nadzieję – mruknął Joey i spojrzał na nią groźnie.

– Bardzo nie lubię piratów.

– To dziwne, zważywszy na twoją reputację…

Joey zachował kamienną twarz. Maren westchnęła cicho.

– Posłuchaj, ja też nie chcę tracić…

Przez chwilę zastanawiał się nad tym, a potem uśmiechnął się szelmowsko.

– Jasne. Daj znać, jakbyś miała problemy z moją umową.

Maren odetchnęła z ulgą.

– Zadzwonię dziś wieczorem.

Joey wyglądał na zadowolonego. Pocierał brodę i uśmiechał się do siebie.

– Dobra. Będę czekał.

Wyszedł tanecznym krokiem z biura i zatrzasnął za sobą drzwi. Przedtem jeszcze pomachał jej zza progu.

– Cześć, stara! Trzymaj się.

Maren odpowiedziała mu uśmiechem. Po chwili w drzwiach pojawiła się Jane.

– Kłopoty?

– Nawet nie. – Maren nie chciała mówić jej o pirackich kopiach teledysków. – Joey to porządny chłopak.

Jane uśmiechnęła się sceptycznie.

– To tak, jakbyś powiedziała, że huragan to łagodny, orzeźwiający wietrzyk.

Obie wybuchnęły śmiechem. Mimo to oczy Jane pozostały poważne.

– Powinnam cię przeprosić za zachowanie Jacoba – powiedziała, zmieniając temat.

Maren machnęła ręką, Jane tymczasem sięgnęła po kolejnego papierosa.

– Nie przejmuj się. Chodziło o interesy. Zresztą… nic wielkiego.

Sekretarka zaczęła nerwowo szukać zapalniczki. Znalazła Ją w końcu w kieszeni.

– Jake ostatnio bardzo się zmienił – powiedziała wydmuchując dym w kierunku wentylatora. – Czasami sama go nie poznaję.

Maren nie wiedziała, jak ją pocieszyć.

– Wszyscy się zmieniamy – bąknęła.

– Pewnie masz rację – Jane zamknęła oczy. – Powiedziałam mu w końcu o dziecku…

– I co?

– Nic. – Jane potrząsnęła głową, jakby chcąc odpędzić od siebie najczarniejsze myśli. – Po prostu nic nie powiedział. Stał i patrzył na mnie jak na wariatkę. Wiesz, wolałabym nawet, żeby się zdenerwował…

Maren pokręciła głową, nic jednak nie powiedziała. Przypomniała sobie, jak Green wpadł kiedyś w gniew. Ktoś prześwietlił film do reklamówki czy coś takiego. Jacob najpierw miotał straszne przekleństwa, a następnie chwycił przycisk do papieru i rozwalił nim szklane drzwi do studia. Zupełnie nad sobą nie panował.

– Może był to dla niego szok – powiedziała z wahaniem.

Jane przeciągnęła dłonią po zmęczonej twarzy. Odłożyła tlącego się papierosa. Wyglądała znacznie gorzej niż zwykle.

– Pewnie masz rację – szepnęła i spojrzała Maren w oczy. – Dobrze przynajmniej, że nie namawiał mnie na usunięcie ciąży.

Na myśl o tym Maren poczuła gwałtowne mdłości.

– Pozwól mu oswoić się z myślą o ojcostwie – podsunęła. – Musisz mu dać trochę czasu.

Jane westchnęła.

– Nie mam wyboru… W tej chwili mogę tylko czekać.

Maren przełknęła ślinę. Wiedziała, że to, co powie, może zabrzmieć głupio. Chciała jednak pocieszyć przyjaciółkę.

– Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze.

– Mam nadzieję… Zdaje się, że tylko na to mogę liczyć.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Okazały budynek Sterling Recordings mieścił się w pobliżu Hollywoodu. Maren bywała tu dosyć często. Mimo to zawsze wpadała w zachwyt. Podziwiała zarówno nowoczesną konstrukcję, jak i ciche korytarze, pokryte miękką i zawsze czystą wykładziną. Nawet większy biurowiec, mieszczący Capitol Records, nie robił na niej takiego wrażenia.

Przyjęła ją sekretarka Kyle’a i natychmiast zaprowadziła do szefa. Maren zerknęła na duży, ścienny zegar. Była czwarta za dwie.

Sekretarka zapukała krótko w drzwi i nie czekając weszła do środka. Kyle siedział za biurkiem i przeglądał Jakieś papiery. Pokój był urządzony z przepychem i nowocześnie, ale panował w nim potworny bałagan. Kyle musiał się Jednak we wszystkim orientować…

– Pani McClure – zaanonsowała sekretarka.

Podniósł głowę.

– Dziękuję, Grace.

Dziewczyna skinęła głową i wyszła zamykając bezszelestnie drzwi.

– Co tu się dzieje? – spytała Maren. – Przyjechałeś, żeby zrobić rewolucję w swoich papierach?

Kyle najwyraźniej nie był w nastroju do żartów. Patrzył na nią uważnie znad stosu dokumentów leżących bezładnie na biurku. Dopiero teraz zauważyła, że leży tam też jego szeroki, kolorowy krawat.

– Przyjechałem, żeby się z tobą spotkać – wyjaśnił. – Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy ostatnio?

Skinęła głową. Kyle wziął plik kartek, które zamierzał wrzucić do kosza. Niestety, kosz był wypełniony po brzegi. Dokumenty powędrowały więc na podłogę.

– Przeprowadzam się – rzucił.

Maren otworzyła ze zdziwienia usta.

– Do nowego biura? – wydusiła.

– Nie. do La Jolla – powiedział takim tonem, jakby to wszystko wyjaśniało.

Maren przez moment nie mogła dojść do siebie. Kyle chciał uciec… Wycofać się z prowadzenia interesu… Pozostawić to któremuś ze swoich następców… Poczuła się zdradzona.

Po raz pierwszy zrozumiała, że po sprzedaniu Festival Productions wcale nie musi pracować dla Kyle’a. Kto wie, w czyje ręce się dostanie… Czy nie będzie to nowy Jacob Green?

– Cieszę się, że przyszłaś – powiedział wstając.

Maren wyciągnęła dłoń, ale Kyle zignorował jej gest. Postąpił kilka kroków do przodu i wziął ją w ramiona. Bezskutecznie próbowała się wyrwać. Stężała. Rozluźniła się dopiero czując jego usta na swoich. Westchnęła cicho.

Kyle pieścił jej szyję, a następnie sięgnął do tyłu, gdzie znajdowały się guziki bluzki.

– Zaczekaj… – wyszeptała.

– Już dosyć czekałem…

Pocałował jej szyję, a następnie dotknął zębami ucha. Maren westchnęła. Nie poddała się jednak. Po chwili zdołała odepchnąć go na parę centymetrów. Spojrzeli sobie w oczy jak zauroczeni.

– Posłuchaj – szepnęła walcząc z pożądaniem. – Musisz mi powiedzieć, co to wszystko znaczy. – Wskazała stosy papierów i pootwierane szuflady. – Chyba nie chcesz teraz zrezygnować?

Kyle wypuścił ją z objęć i spojrzał na nią jak na kogoś niespełna rozumu.

– Zrezygnować? Co ty pleciesz?

– Kto będzie kierował firmą?

– Ja.

– Z La Jolla?

– Oczywiście.

Maren nie mogła uwierzyć.

– W jaki sposób?

Kyle uśmiechnął się i przeciągnął dłonią po jej włosach.

– Niewiele o mnie wiesz – zaczął. – Usiłowałem ci wytłumaczyć pewne sprawy, kiedy u mnie byłaś, ale… – zawiesił głos – jakoś nie wyszło. Mam osobiste powody, żeby się przenieść w pobliże San Diego.

Spochmurniał. Przypomniał sobie, że przedwczoraj jego ludzie odkryli pirackie nagranie Mitzi Danner z nowej. Jeszcze nie wydanej płyty. Kaseta musiała pochodzić wprost z Festival Productions.

– Wciąż nie wiem, jak masz zamiar kierować tak dużym zespołem… – nie chciała pytać o jego życie osobiste, ale czuła, że chodzi o jego byłą żonę.

– Każdy będzie wykonywał swoją pracę, tak jak do tej pory. Jeśli pojawią się jakieś problemy, zajmie się nimi Ryan Woods. Poza tym mam telefon w La Jolla i… w każdej chwili mogę wrócić.

Maren uniosła wysoko brwi.

– Więc masz zamiar wrócić?

– Nie wykluczam takiej możliwości.

– Od czego to zależy?

Kyle potarł zmarszczone czoło. Przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.

– Jeśli dobrze pamiętam, nie chciałaś się mieszać w moje sprawy osobiste… – zaczął.

– Nie wiedziałam, że wiążą się one bezpośrednio z pracą – przerwała mu. – Chcesz, żebym sprzedała ci Festival Productions nie wiedząc nawet, w czyje ręce trafię? Nie licz na to!