Patrzyli sobie przez chwilę w oczy. Kyle najwyraźniej nie rozumiał, o co jej chodzi.

– A cóż to zmienia?

– Chcę wiedzieć, kto będzie moim bezpośrednim szefem – warknęła. – Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile od tego zależy.

– Nie ufasz mi?

Maren potrząsnęła głową.

– Przecież możesz nawet sprzedać firmę…

Przez chwilę nie wiedział, czy traktować ten zarzut poważnie. Uśmiechnął się gorzko i skrzyżował ramiona na piersi.

– Nie mam zamiaru niczego sprzedawać – zapewnił ją. – Muszę zostać w La Jolla z powodu córki. Może uda mi się uzyskać opiekę nad nią. Jeśli mi się powiedzie, wyjadę z Los Angeles. Przynajmniej na jakiś czas.

Jego córka! Dziecko Rose! Więc to dlatego chciał się przeprowadzić… Maren przypomniała sobie ból w jego oczach, kiedy mówił o Holly.

– Nie musisz mi nic mówić – szepnęła. – Pogadajmy lepiej o interesach.

Kyle machnął ręką.

– Interesy! Tylko to cię obchodzi… Przecież nie proszę o zbyt wiele. Myślałem, że będziesz mogła poświęcić mi chociaż odrobinę swojego czasu i zapomnieć o Interesach.

Maren spojrzała mu w oczy. Nareszcie coś do niej docierało. Przede wszystkim liczyło się to, że Kyle’owi zależy na niej. Może nie była to miłość, ale z pewnością coś w tym rodzaju…

– Dobrze. Poświęcę ci… – zawahała się – trochę czasu. Ale najpierw pogadajmy o interesach.

– Świetnie, jeśli chcesz zacząć od drobiazgów. – Spojrzał na nią prowokacyjnie.

Maren zarumieniła się. Czy to możliwe, żeby Kyle traktował ten związek tak lekko, ponieważ bał się, że zostanie źle przyjęty? Tak, takie wyjaśnienie wchodziło w grę. Nie znali się przecież… Musieli w jakiś sposób poradzić sobie z rolami narzuconymi Im przez okoliczności…

– Mirage?

Kyle skinął głową.

Usiedli i zaczęli przygotowywać papiery. Maren szukała wolnego miejsca. Nie znalazła go, więc umieściła dokumenty na czarnej teczce, którą położyła na kolanach.

– To wszystko nie jest jeszcze zbyt precyzyjne – ostrzegła podając mu pierwszy plik. – Tak jak chciałeś, we wszystkich filmach będzie występował ten sam bohater. Umieściłam go jednak w różnych czasach. „Wczorajsza miłość” zaczyna się od lat trzydziestych i wielkiego kryzysu. Potem przenosimy się w czasy wojny, potem znowu dalej. Całość kończy się w świecie przyszłości.

Kyle zmarszczył brwi. Zaczął przeglądać pierwszy scenariusz. Nic jednak nie mówił. Maren ciągnęła więc swój monolog:

– Mam nadzieję, że to zaakceptujesz. Wynajęłam już tancerki oraz kilku aktorów do pierwszych trzech piosenek. Poza tym zaczął pracę mój scenograf. Mam tylko problemy z główną bohaterką. Złamała nogę na wrotkach…

Kyle uśmiechnął się mimo woli.

– Znalazłaś kogoś na jej miejsce, czy będzie grać ze złamaną?

Maren wzruszyła ramionami.

– Mam taką jedną…

W pokoju znowu zapanowała cisza. Kyle przeglądał szkice. Maren nie mogła nic wyczytać z jego twarzy.

– I co? – nie wytrzymała w końcu.

– Jeśli o mnie chodzi, wszystko w porządku.

– Tylko tyle masz do powiedzenia? Siedziałam nad tym dwa tygodnie…

Była wyraźnie rozczarowana. Kyle spojrzał jej twardo w oczy.

– A co mam ci powiedzieć? Spodziewam się, że zrobiłaś to znakomicie. Muszę się Jednak przyznać, że po raz pierwszy widzę scenariusz. Zwykle zajmuje się tym ktoś inny… Wolałbym zobaczyć cały film z muzyką. Dopiero wtedy naprawdę będę go mógł ocenić – urwał widząc nieszczęśliwą minę Maren.

Przez chwilę w pokoju panowała niezręczna cisza. Słychać było jedynie cichy szum wentylatora.

– Właśnie dlatego muszę mieć Festival Productions – dodał po chwili milczenia.

Maren nie drgnęła. Wciąż miała skwaszoną, nieszczęśliwą minę.

– Jesteś artystką. Jeśli mówisz, że film będzie dobry, to oczywiście ci wierzę… – próbował ją pocieszyć.

– J. D. Price był zachwycony. Inni też.

– Czy przewidujesz jakieś trudności?

Maren potrząsnęła głową. W świetle zachodzącego słońca jej włosy zabłysły jak pochodnia.

– Raczej nie. Chyba że… zastrajkują aktorzy.

– Pamiętaj jeszcze o dziewczynie…

– Właśnie. Myślałam o Jane Krypton.

Kyle uniósł wysoko brwi.

– To początkująca aktorka, ale chciałabym dać jej szansę… Poza tym na pewno nie będzie z nią kłopotów – Maren uśmiechnęła się przebiegle.

Kyle spojrzał na nią z podziwem.

– Jak widzę, pomyślałaś o wszystkim.

– Staram się.

– Czy możemy już pogadać o terminach?

Maren czekała na to pytanie.

– Oczywiście. W tej chwili pracujemy w zawrotnym tempie. Moglibyśmy nawet nakręcić teledysk dla Joeya, gdybyś był łaskaw podpisać umowę.

Kyle zawahał się. Ryan Woods twierdził, że pojawiły się nielegalne filmy z piosenką Mitzi. Czy może teraz ryzykować? Zwłaszcza że losy piosenek Mirage również nie były pewne.

– Czy nie powinnaś się najpierw zająć „Wczorajszą miłością”?

Maren poruszyła się niespokojnie. Coś wisiało w powietrzu. Nie wiedziała jednak co.

– Poradzę sobie – szepnęła cicho.

– Nie ma powodów, żeby się spieszyć. Zaczekajmy na pierwszy film dla Mirage.

Czuła, że Kyle nie mówi prawdy. Zbywał ją. Być może Joey Righteous miał być kartą przetargową w negocjacjach dotyczących sprzedaży Festival Productions.

– Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz – powiedziała kładąc umowę na brzegu biurka.

– Na przykład?

Wzruszyła ramionami.

– Nie mam pojęcia. Jednak normalnie pracowało nam się zupełnie inaczej.

Kyle uśmiechnął się.

– Pewnie masz rację. Jednak teraz wiele się zmieni.

– Czyżbyś zaczął stosować metodę kija i marchewki? – powiedziała przez zęby. – Joey to marchewka, a gdzie kij?

Wyciągnął rękę chcąc ją uspokoić.

– Nie, to nieprawda. Zaufaj mi.

– To dlaczego ty mi nie ufasz?

– Mylisz się.

– Musisz to udowodnić – wskazała umowę.

Ręce jej się trzęsły, oczy pociemniały z gniewu. Miała już dość tej rozmowy.

– Nie muszę ci nic udowadniać, Maren – szepnął patrząc jej w oczy. – Znasz mnie. Wiesz, że jestem uczciwy.

– Czy to znaczy, że ja nie jestem?

Zmieszał się.

– Ja tego nie powiedziałem. Chciałbym jednak znać wszystkie problemy Festival Productions.

Maren zmarszczyła brwi.

– O co ci, u diabła, chodzi? Jeśli masz mi coś do zarzucenia, wyduś to w końcu!

Pomyślał o nagraniu Mitzi Danner i podejrzeniach Woodsa. Ani jedno, ani drugie nie stanowiło żadnego dowodu. Musiałby jeszcze powiązać całą sprawę z Maren…

– Mówiłem teoretycznie.

– To teraz pomyśl praktycznie! – obruszyła się. – Joey liczy na mnie. Obiecałam mu, że załatwię tę sprawę.

Podsunęła mu umowę przed nos.

– A jeśli nie podpiszę?

Maren westchnęła i usiadła wygodnie na krześle. Teczkę z dokumentami położyła na podłodze. Cała złość nagle ją opuściła.

– Joey prosił, żebym zadzwoniła, jeśli będę miała jakieś problemy.

Kyle skrzywił się.

– To szantaż.

– Wybór należy do ciebie.

– Czy naprawdę chcesz napuścić na mnie Joeya? – spytał z niedowierzaniem.

– Wybór należy do ciebie.

Kyle uśmiechnął się cynicznie.

– Jutro wyjeżdżam do La Jolla. Na pewno mnie tam nie znajdzie.

Maren poczuła, że nie ma siły na dalszą dyskusję. Wszystko wskazywało na to, że wyczerpali temat. Kyle z jakichś powodów nie chciał podpisać umowy. Musiała się z tym pogodzić.

– Już po piątej – zauważył oddając jej umowę. – Przejdźmy teraz do ważniejszych spraw.

Wstał, kiedy schyliła się po teczkę. Chciała odszukać kopię umowy, ponieważ oryginał znajdował się Jeszcze u Elise.

Kiedy się wyprostowała, poczuła na ramionach jego ciepłe dłonie. Potem schylił się i pocałował jej szyję.

– Nie to miałem na myśli – szepnął wskazując papiery. – Masz Jakieś plany na dzisiejszy wieczór?

– Nie. Miałam nadzieję, że się mną zaopiekujesz…

Kyle uśmiechnął się tajemniczo.

– Wobec tego chodźmy na górę.

Spojrzała na niego ze zdziwieniem.

– Nie pytaj o nic. Sama zobaczysz…

Kiedy znaleźli się w windzie, wyjaśnił, że ma na ostatnim piętrze kawalerkę, z której korzysta, gdy zatrzymuje się w Los Angeles. Po paru minutach znaleźli się na miejscu. Maren rozejrzała się po nowocześnie urządzonym mieszkaniu.

– To ma być kawalerka?

Na ścianach wisiały obrazy znanych artystów. Całość przedstawiała się imponująco.

– Coś w tym rodzaju – wyjaśnił. – Czy masz ochotę na kolację?

Spojrzała mu w oczy.

– Tak, zjadłabym coś. Myślę, że zacznę od… ciebie.

Kyle nie mógł ukryć zdziwienia. Zbliżył się do niej i objął mocno. Przez chwilę całowali się namiętnie.

– Powiedz, że mnie pragnęłaś – szepnął. – Że nie mogłaś spać… tak jak ja.

– Och, Kyle.

Znowu się pocałowali. Maren czuła, że tym razem nie będzie się mogła od niego oderwać. Nie obchodziło ją, że Kyle nie ufa Festival Productions. Wszystkie problemy związane z firmą zostały gdzieś za progiem. Teraz chciała myśleć tylko o nim.

Zanurzyła dłoń w jego włosach. Kyle westchnął. Wciąż trzymał ją mocno w objęciach. Słyszała szum oceanu. Czy to złudzenie? Nie chciała się w tej chwili nad tym zastanawiać…

Wziął ją na ręce i położył na szerokim materacu, który służył mu jako łóżko. Z łatwością zmieściłaby się pewnie na tym kolosie cała drużyna harcerska.

– Chcę cię kochać.

Odpowiedziała mu westchnieniem.

Przewrócił ją na brzuch i zaczął pieścić Jej włosy. Poczuła na karku jego język. Wyprężyła ciało w miłosnej ekstazie. Pragnęła go mieć jak najszybciej. Tu, teraz, w tej chwili.

– Kyle?

Wstał i podszedł do kontaktu. Zgasił światło. Maren poruszyła się niespokojnie, ale Kyle nie wracał jeszcze przez chwilę. W tym samym momencie, gdy znalazł się obok, usłyszała dziwnie niepokojącą, zmysłową muzykę. Zapewne włączył magnetofon.

– Co to? – spytała.

– Cii – szepnął.

Znowu poczuła na sobie jego dłonie. Głaskał ją wolno, jakby chcąc nacieszyć się jej obecnością. Powoli ogarniało ich zapomnienie.