Kyle rozpiął pierwszy guzik. Westchnęła cicho. Dotknął nagiego miejsca językiem. Maren nie pojmowała, co się z nią dzieje.
– Szybciej – ponagliła go. – Chodź…
Rozpiął drugi guzik. Pomyślała, że za chwilę zwariuje. Cały pokój wypełniała niespokojna, gitarowa muzyka. Maren nie znała wykonawcy. W Innej sytuacji to by ją męczyło, ale teraz ważne było tylko jedno – chciała jak najszybciej i jak najmocniej zespolić się z Kyle’em.
Poczuła ciepły język na nagich plecach. Oddychała ciężko. Kyle przewrócił ją na plecy i jednym ruchem zdjął bluzkę i stanik. Zobaczyła, że długie światła kinkietów ścielą się na kremowych ścianach, które wyglądają jak strome, nadmorskie skały. Miała wrażenie, że kiedyś już to przeżyła, a jednak ta chwila była zupełnie niepowtarzalna. Jedyna i upragniona.
Kyle dotknął jej piersi. Jednocześnie zaczęła pieścić jego ramiona. Potem jej małe dłonie przesunęły się na kark. Z całą siłą zaczęła przyciągać go ku sobie.
– Chcę cię – szepnęła.
Kyle przestał panować nad sobą. Zaczął ją rozbierać drżącymi rękami. Maren rozpięła mu koszulę i sięgnęła niżej… Krzyknął. Pragnął jej tak bardzo jak nikogo w życiu. Przed nim leżała Maren, jakiej nie znał. Cudowna, ukochana, jedyna…
Po chwili oboje byli nadzy. Obejmowali się. Kyle uniósł się nieco na łokciach i zaczął całować jej nagle ciało. Chciał przedłużyć moment oczekiwania…
Ale Maren była już gotowa na jego przyjęcie. Serce waliło jej jak oszalałe. Gwałtowne gitarowe riffy przyprawiały ją o dreszcze. Poddała się gwałtownemu rytmowi…
– Kocham cię – szeptał. – Kocham cię jak nikogo w życiu.
Przyciągnęła go ku sobie…
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Obudził ją natrętny promień słońca. Wolno otworzyła oczy i rozejrzała się wokół. Kyle leżał przy niej. Nie chcąc go budzić, poruszyła się ostrożnie i wyciągnęła rękę, żeby odgarnąć włosy z czoła. Omal nie krzyknęła, kiedy poczuła mocną dłoń na swoim przegubie.
– Myślałam, że śpisz – szepnęła.
– Obudziłem się o ósmej.
Spojrzała na zegar. Dochodziła dziewiąta.
– Dlaczego mnie nie zbudziłeś?
– Wolałem patrzeć…
Kyle pożerał ją wzrokiem. Dotknął jej ramion, a następnie zaczął zsuwać z niej kołdrę. Maren zadrżała. Czuła delikatną pieszczotę jego palców, sunących wolno w stronę piersi.
– Jesteś taka piękna – szepnął.
Poruszyła się niespokojnie. Chciała przytulić się do niego, ale Kyle powstrzymał ją gestem. Pozbył się kołdry i zaczął całować jej rozpalone ciało. Najpierw włosy, czoło, policzki, szyję, piersi… Powoli zsuwał się w dół.
– Jesteś piękna – powtórzył zatrzymując się na stopach.
Maren naprężyła ciało. Poczuła, że jest jej dobrze i lekko. Wspaniałe były te poranne pieszczoty Kyle’a. Żadnego pośpiechu. Wszystko powolne, dokładne, a jednak… tak bardzo czułe.
Jego język zaczął wędrować w górę. Podniecało ją to niezwykle. Trzymała w dłoniach głowę Kyle’a i myślała, że nigdy już nie przestanie kochać tego człowieka i że będzie to jej… największa życiowa porażka.
– Maren – szepnął jej do ucha. – Nawet nie wiesz, jak clę pragnąłem.
Objęła go mocno.
– Ja ciebie też – wtórowała.
Ich poranne kochanie w niczym nie przypominało szaleństw wczorajszego wieczoru. A jednak było równie ważne. Kto wie, może nawet ważniejsze. Teraz poznawali się nawzajem. Świadomie obdarowywali rozkoszą. Niósł Ich łagodny rytm ciał.
– Kochaj mnie, Kyle… – szeptała.
– Tak… zawsze, zawsze… – odpowiadał.
Była skłonna mu wierzyć, chociaż wiedziała, że słowa wypowiadane w podnieceniu nie świadczą o wiecznej miłości. Rankiem na ogół o wszystkim się zapomina…
Zmęczeni, ale szczęśliwi, oderwali się wreszcie od siebie. Maren położyła głowę na ramieniu Kyle’a.
– Chcę, żebyś przeprowadziła się ze mną do La Jolla – zaczął.
Mówił szczerze. Tak jej się przynajmniej zdawało. Maren pragnęła powiedzieć, że bardzo go kocha, ze wzruszenia nie mogła jednak wydusić z siebie słowa.
– Słyszysz? – spytał i spojrzał na nią z niepokojem.
Skinęła w milczeniu głową.
Położył prawą dłoń na jej głowie.
– Mam nadzieję, że się zgodzisz.
Maren westchnęła.
– Nie wiem… Myślałam, że nie chcesz się z nikim wiązać…
– Sądziłem, że ty też… – pogłaskał ją po głowie. – Przepraszam, mogło to wypaść trochę brutalnie. Bałem się… Nie ufam kobietom.
Maren poczuła, że jej serce topnieje jak wosk. Uniosła się na lewym łokciu i spojrzała w szare oczy Kyle’a. Była gotowa pozostać z nim nawet bez ślubu. Nie chciała go przecież do niczego zmuszać…
Kyle jakby czytał w jej myślach. Uniósł się trochę i pogładził ją po twarzy.
– Chcesz ze mną mieszkać?
Potrząsnęła głową i sięgnęła po kołdrę.
– Dlaczego? – spytał z wyrzutem.
Uśmiechnęła się przez łzy. Pragnęła zostać z nim na zawsze…
– Mam pracę – powiedziała zduszonym głosem. – I mnóstwo innych spraw…
– Nie możesz kierować wszystkim z La Jolla, tak jak ja? – spytał niecierpliwie.
– Ależ, Kyle, to zupełnie inny rodzaj pracy! Jestem zajęta od rana do wieczora…
– I chciałaś jeszcze robić teledysk dla Joeya?!
Machnęła ręką.
– Och, to zupełnie inna sprawa… Moja praca…
– Czy nie możesz zapomnieć o pracy?
– To byłoby trudne. Przecież jestem w łóżku z przyszłym szefem – zażartowała.
Kyle nie wyglądał na rozbawionego.
– Wolałbym, żebyś widziała we mnie kochanka.
Maren zarumieniła się. Dłoń Kyle’a zawędrowała pod kołdrę. Teraz poczuła ją na swojej piersi. Serce zaczęło jej bić coraz szybciej…
– Jedź ze mną… – namawiał.
Uśmiechnęła się ciepło. Kyle przytulił ją do siebie.
– Jedź, proszę…
Ścisnął jej ramię.
– Chciałabym, ale nie mogę.
– Wobec tego przyjedź tylko na weekend. Później będziemy mieli czas. żeby porozmawiać o przyszłości. Sama zdecydujesz.
Spojrzał na nią. Maren wciąż się wahała.
– Będziesz mogła pracować. Mam doskonały sprzęt, bogatą bibliotekę. Poza tym jest jeszcze plaża i ocean – nie rezygnował.
Niespodziewanie syknęła z bólu. Spojrzała na ramię, które Kyle trzymał w stalowym uścisku. Prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy z własnej siły.
– Będę miała siniaki – jęknęła.
– Wobec tego zgódź się.
Rozluźnił nieco uścisk. Maren przez chwilę zastanawiała się nad ostatnią propozycją.
– Dobrze – przystała w końcu. – Ale wyjedziemy dopiero jutro.
Kyle nie potrafił ukryć radości. Teraz, kiedy pozbył się już wszystkich lęków, zachowywał się jak dziecko.
– Cudownie!
Wyraz twarzy niedwuznacznie świadczył o zamiarach.
– Kyle!
Spostrzegł jej poważną minę i zatrzymał się w pół ruchu. Maren podciągnęła kołdrę chcąc zakryć piersi.
– O co chodzi?
– Dlaczego nie pytałeś mnie o Festival Productions? – spytała oparłszy się plecami o ścianę.
– Myślę, że mamy jeszcze czas na poważne rozmowy.
– Sądziłam, że chcesz znać odpowiedź.
Kyle spojrzał na nią ze zniecierpliwieniem.
– Mam dzisiaj spotkanie z moim prawnikiem i panią Conrad – rzucił.
– Wiem, Elise miała pewne wątpliwości…
– Czy zgodzisz się sprzedać firmę, jeśli wyjaśnimy wszystko w czasie tego spotkania?
Maren zmarszczyła brwi.
– Chyba tak – powiedziała z wahaniem. – Oczywiście będę jeszcze musiała przedyskutować wszystko z Elise.
Skrzywił się.
– Oczywiście.
Maren skuliła się pod ścianą. Kąciki jej ust zaczęły drżeć. Otulona błękitną kołdrą, w burzy kasztanowych włosów, wyglądała jeszcze bardziej krucho niż zwykle.
– Musisz mi coś powiedzieć – szepnęła.
– O co chodzi?
– Musisz przysiąc, że nie zapraszasz mnie do La Jolla z poczucia obowiązku.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
– Ależ Maren, przecież cię kocham. Chcę być z tobą…
Nie dawała za wygraną:
– I nie zapraszasz mnie dlatego, że nie sprzedałam ci jeszcze Festival Productions?
Na twarzy Kyle’a malował się wyraz świętego oburzenia.
– Jesteś niemożliwa – powiedział po chwili. – To chyba jakaś paranoja!
Wstał i spojrzał na nią z wyrzutem.
– Nie mam zamiaru składać żadnych przysiąg! – powiedział kierując się w stronę łazienki. – Myślałem, że znasz mnie lepiej.
Zniknął za drzwiami. Maren zacisnęła usta i uderzyła pięścią w poduszkę.
– Tchórz! – szepnęła tłumiąc wściekłość.
O co mu chodzi? Czego się boi? Kiedy tylko wkraczali na teren interesów, sytuacja natychmiast stawała się krytyczna. Najpierw Joey, teraz to… Nie miała wątpliwości, że Kyle coś przed nią ukrywa. Nie wiedziała tylko co. Przypomniała sobie wszystkie ostrzeżenia sekretarki. Tak, Jane mogła mieć rację…
Zaczęła się ubierać. Kyle wyłonił się z łazienki mniej więcej po kwadransie. Maren uśmiechnęła się do niego nieśmiało. Przypominało to gest pojednania, on jednak pozostał pochmurny. Zaskoczyło go to, że jest Już ubrana. Jeszcze bardziej zdziwił go widok kawy i zaimprowizowanego śniadania.
– Znalazłam wszystko w kuchni – powiedziała wskazując pieczywo i sery.
– Prawdziwy skarb z ciebie – mruknął i dotknął jej ramienia.
Maren przysunęła się do stołu. Kyle usiadł przy niej i spojrzał wyczekująco.
– Mogę prosić kawę?
– Sam sobie nalej!
Sięgnął po dzbanek. Maren obserwowała go cały czas, w każdej chwili gotowa odsunąć się jeszcze dalej w stronę ściany.
– Zawsze jesteś rano w takim nastroju? – spytał.
Pokręciła głową.
– Tylko wtedy, gdy się mnie sprowokuje…
Powoli jedli odłamane kawałki francuskiej bagietki. Kyle sięgnął po duży plaster sera.
– Będziesz dziś na spotkaniu z panią Conrad? – spytał zmieniając temat.
– Mhm – mruknęła z pełnymi ustami.
Kyle musiał zaczekać chwilę na dalszy ciąg.
– Mam dzisiaj mnóstwo pracy. Mogę się spóźnić…
– Zapraszam cię później na kolację – powiedział biorąc ją za rękę.
"Złoty Interes" отзывы
Отзывы читателей о книге "Złoty Interes". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Złoty Interes" друзьям в соцсетях.