– Mimo to, jeśli mnie nie zaakceptujesz, to nie popełnię z tego powodu samobójstwa – oznajmiła Maren wstając.

Holly poruszyła się niespokojnie. Maren wzięła pustą szklankę i ruszyła w stronę kuchni. Początek znajomości miała już za sobą.


Wbrew jej oczekiwaniom, reszta wieczoru upłynęła w miłej i przyjaznej atmosferze. Kyle, który wrócił godzinę po jej przyjeździe, wprost promieniował szczęściem. Lydia dogadzała jej jak mogła. A Holly starała się zachowywać poprawnie.

Dziewczynka z całą pewnością kochała i podziwiała ojca. Co prawda traktowała go z pewnym dystansem, ale wciąż patrzyła w jego kierunku i reagowała na każde słowo.

Po kolacji Lydia poszła pozmywać, a Holly zabrała książki z tarasu i udała się na górę.

– Chodźmy na spacer – zaproponował Kyle, wyraźnie stęskniony za Maren.

Zapadał zmierzch. Mrok otulał już dalekie wody Pacyfiku. Szli boso po piasku, nie patrząc na siebie. Łagodna bryza o słonym zapachu pieściła ich twarze.

– Cieszę się, że przyjechałaś.

– Myślałeś, że tego nie zrobię?

Kyle pochylił głowę.

– Tak… z powodu Holly. – Zatrzymał się i podniósł wygładzony przez wodę kamień. – Co o niej myślisz?

– Ma trudny charakter.

Zmarszczył czoło i spojrzał na nią z niechęcią.

– Masz rację. To kwestia wychowania. Moje małżeństwo… – urwał. – Nie widziałem Rose od dnia rozwodu. Holly wie o tym. To małżeństwo było z góry skazane na niepowodzenie.

Maren milczała. Chciała pocieszyć Kyle’a, ale nie wiedziała, jak to zrobić. W końcu uznała, że powinna dać mu się wygadać.

– Kiedy poznałem Rose, byłem początkującym muzykiem. Ona robiła wtedy karierę. Pochlebiało mi, że w ogóle zwróciła na mnie uwagę. – Kyle potarł w zamyśleniu czoło. – Potem okazało się, że bardzo mi to pomogło. Wiesz, ludzie, kontakty…

– Ożeniłeś się z nią dla kariery? – spytała z niedowierzaniem.

– Nie. To Rose tak myślała.

– Kochałeś ją?

Odwrócił się od niej i rzucił kamieniem przed siebie. Usłyszeli głośny plusk.

– Nie wiem – powiedział cicho. – Teraz nic już nie wiem…

Przez chwilę oboje patrzyli na fale przypływu, które zaczynały lizać im stopy.

– Najgorsze jest to, że wszystko skrupiło się na Holly. Rose znienawidziła mnie, kiedy zaszła w ciążę… Chciała ją usunąć, ale wyperswadowałem jej to.

Maren skurczyła się. Pomyślała, że gdyby nosiła w sobie dziecko Kyle’a, podobna myśl nigdy nie przyszłaby Jej do głowy.

– Po urodzeniu Holly popełniłem błąd… Powinienem był się nią zająć. Rose oddałaby mi ją wówczas z ochotą. Najpierw zajmowała się nią Lydia. Ale Rose nigdy jej nie lubiła. Potem…

Kyle pochylił się. Zupełnie nie zwracał uwagi na to, że stoi już niemal po łydki w wodzie. Maren chciała podejść i pocieszyć go, ale nie miała odwagi.

– Potem nakryłem Rose z chłopakiem z zespołu. To był dzieciak. Nie wiem, czy miał nawet osiemnaście lat. Zażądała rozwodu. Zgodziłem się z nadzieją, że uzyskam opiekę nad córką, ale w czasie rozprawy Rose się zacięła. Wystąpiła o opiekę i oczywiście ją dostała.

– Ale mogłeś przecież widywać się z Holly?

Wzruszył ramionami.

– Co z tego? Stawaliśmy się sobie coraz bardziej obcy. Zauważyłaś pewnie, że ona mnie nie lubi.

Maren uśmiechnęła się pod nosem.

– Nie powiedziałabym – zaprzeczyła. – Przecież jest z tobą.

Kyle zacisnął pięści w bezsilnym gniewie.

– Tylko dlatego, że Rose ją opuściła.

Maren stanęła jak wryta i spojrzała na niego z niedowierzaniem.

– Co?! – wyrwało jej się z ust.

– Po ostatniej operacji Rose przyjechała do niej do szpitala i powiedziała, że ma tego dość. – Nawet przy tak kiepskim świetle zauważyła, że Kyle pobladł z gniewu. – Rozumiesz? Nie chce się nią na razie zajmować…

– Ale dlaczego? – szepnęła Maren. – Biedne dziecko…

Kyle nagle zreflektował się i podniósł głowę.

– Przepraszam. Przecież nie chciałaś mieszać się w moje prywatne sprawy.

Maren chwyciła go za rękę.

– Nie wygłupiaj się. Oczywiście chcę wiedzieć wszystko o tobie i… Holly – wyznała. – Tak bardzo mi na was zależy…

– Słyszałaś o wypadku samochodowym?

– Czytałam w gazetach.

– Rose omal nie zabiła Holly. Powinienem był to przewidzieć. Od kiedy kupiła sobie jaguara…

Maren nie wiedziała, co powiedzieć. Znała wiele kobiet lubiących szybką Jazdę. Niektóre z nich zabierały ze sobą dzieci. Nie widziała powodu, by je potępiać.

– W czasie kolejnych operacji Rose była zawsze na miejscu – ciągnął Kyle. – Podobnie jak prasa. Lekarze nie dawali Holly żadnych szans. Jeżeli przeżyła, to tylko cudem.

Przerwał i westchnął z ulgą. Pewnie cieszył się, że ma to wszystko za sobą.

– Ale teraz, kiedy jest już pewne, że Holly będzie żyć. Rose musiała natychmiast wyjechać. Podpisała jakiś kontrakt na film country w Teksasie.

Maren pogładziła go po plecach.

– Ale dzięki temu masz Holly…

Kyle wzruszył ramionami.

– Niezupełnie. Rose zachowała się bardzo brutalnie, ale kiedy skończy się kontrakt, pewnie przyjedzie znów po córkę. Nie znasz jej. Jest przekonana, że jej postępowanie niczego nie zmienia i Holly nadal ją kocha.

– Przecież to śmieszne!

– Tak, ale Rose jest prawnym opiekunem Holly – westchnął Kyle. – Będzie ją mogła zabrać siłą.

Maren zacisnęła pięści.

– Nie chcesz chyba spokojnie na to czekać?

Kyle podniósł głowę.

– Wystąpiłem właśnie do sądu z wnioskiem o przyznanie mi opieki – powiedział.

Fale przypływu sięgały im już niemal kolan. W górze, na skale, stał dom Kyle’a. W oknach paliły się światła. W Jednym z pokojów znajdowała się Holly.

Oboje zgodnie ruszyli w kierunku schodów.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Kiedy dotarli do domu, światła paliły się już tylko na dole. Przy wejściu na taras Kyle przytulił ją mocno.

– Zostań ze mną dziś w nocy – szepnął. – Chcę się obudzić z tobą przy swoim boku…

Maren pokręciła głową.

– Co z Holly?

– Już śpi. A Lydia nocuje dziś w mieście…

– Kyle…

– Zostań, proszę…

Maren nie potrafiła odmówić. Zarzuciła mu dłonie na szyję i pocałowała spierzchniętymi wargami.

– Dobrze…

Przez chwilę trwali przytuleni do siebie. Ich usta znowu się spotkały. Pragnęli siebie tak jak zawsze. Maren miała wrażenie, że ich namiętność nigdy nie zgaśnie. Potrzebowali siebie.

Kyle nie wahał się ani przez chwilę. Wziął ją na ręce i zaczął wchodzić po schodach. Maren czuła jego napięte mięśnie i delikatny męski zapach. Chciała, żeby ją zdobył. Żeby zdobywał ją zawsze.

Dotarli na piętro. Kyle otworzył jakoś drzwi do swojego pokoju, a następnie zatrzasnął je mocnym kopnięciem. Położył Maren na szerokim łóżku. Pomyślała bez zazdrości, że musiało to być jego łoże małżeńskie. Zaczął ją powoli rozbierać. Cienka bluzka nie stanowiła żadnej przeszkody. Poradził z nią sobie w ciągu kilku sekund. Następnie dotknął jej stanika. Westchnęła cicho. Zawahał się, ale za moment jego dłonie powędrowały w dół. Poczuł pod palcami mokre nogawki dżinsów. Maren drgnęła. Znowu ogarniało ją oszołomienie. Tak, spalała się w płomieniu namiętności…

Poruszyła się niespokojnie.

– Kyle…

– Nic nie mów – położył palec na jej ustach.

Zdjął z niej spodnie. Leżała na łóżku, a on patrzył na nią tak, jak patrzy spragniony mężczyzna. Zachwyciły go piękne linie jej ciała, cudowne wzgórza i doliny. Jakby nie wierzył, że to wszystko należy do niego… Maren wyciągnęła ku niemu dłonie i przymknęła na chwilę oczy.

Kiedy je otworzyła, Kyle’a nie było w pokoju. Myślała, że śni. Chciało jej się krzyczeć z żalu. Po chwili dobiegł ją odgłos lejącej się wody. Zagryzła wargi. Więc był to po prostu żart Kyle’a. Postanowiła się zemścić.

– Kyle – powiedziała stając w drzwiach łazienki. – Musisz zejść na dół. Chciałabym jeszcze dzisiaj sprawdzić niektóre papiery.

Odwrócił się w jej stronę. Nie był zły. Najwyraźniej przejrzał jej grę.

– Dobrze, przygotuję ci tylko kąpiel – powiedział spokojnie. – A potem dostarczę wszystko do łóżka.

Stał pochylony nad olbrzymią wanną, która mogłaby chyba pomieścić całą wielodzietną rodzinę. Miał na sobie jedynie slipy. Spodnie i koszula leżały w kącie łazienki. Maren chciała powiedzieć coś dowcipnego, najchętniej z niego zakpić, obrócić się na pięcie, a potem łaskawie pozwolić na długie przeprosiny. Poczuła jednak, że nie panuje nad sobą. Kyle wyprostował się i zbliżył do niej z dziwnym uśmiechem. Nie miała pojęcia, jak znalazła się w wannie. I nie było to ważne. Po prostu całowała szyję i ramiona Kyle’a.

– Chcę cię, tak bardzo, bardzo, bardzo… – szeptała. Namiętne pocałunki przerwał szum wody, która już zaczęła wylewać się z wanny. Kyle opanował się pierwszy i zakręcił kurki.

– Zaraz przyniosę ci papiery – powiedział.

Zagryzła wargi.

– Mam tutaj najwspanialsze opisy miłosne…

Maren poczuła, że się rumieni.

– A może wolałabyś Kamasutrę? – spytał patrząc na nią kusząco.

Serce biło jej jak oszalałe. A jednak to on nie wytrzymał pierwszy. Kiedy zobaczył rumieniec i rozkołysane piersi Maren, coś w nim pękło. Rzucił się na nią, chciał ją mleć jak najszybciej. Przywarli do siebie w nieprzytomnym uścisku. Ciepła woda chlusnęła na łazienkę.

Kochali się pośpiesznie, jakby dawno się nie widzieli. Maren czuła nad sobą silne ciało Kyle’a. Chciała oddać mu się cała… Czuć go zawsze… Wiedziała, że Kyle odwzajemnia jej uczucia.

Kiedy trochę ochłonęli, dostrzegli, co się dzieje w łazience. Maren jęknęła. Wszystko było zachlapane: półka z przyborami do golenia, olbrzymie lustro i cała terakota. W kącie leżało zmięte i mokre ubranie Kyle’a.

– O Boże, to prawdziwy potop!

Pogłaskał ją delikatnie po policzku.

– Nie przejmuj się – szepnął. – Naprawdę było warto…

Wziął rękawicę z gąbki i masował jej ramiona, piersi i brzuch. Przymknęła oczy i poddała się jego ruchom.