Po pół godzinie, pachnący i cudownie odświeżeni, dotarli do łóżka. Maren przytuliła się do Kyle’a. Cieszyli się dotykiem, delikatną pieszczotą i tym, że mogą tak leżeć w ciemnościach o nic się nie martwiąc. Maren czuła się szczęśliwa.
– Opowiedz mi o swoim małżeństwie – szepnął. – O tym człowieku, który cię skrzywdził…
Pocałowała go w ucho. Nie miała teraz ochoty na dyskusje o Brandonie. Pragnęła myśleć jedynie o Kyle’u. O tym, jak cudownie ją kochał.
– To było dawno…
Uniósł się nieco na łokciach, chcąc spojrzeć jej w twarz. Niestety, miał przed sobą szarą plamę.
– Opowiedz…
Poczuła, że brakuje jej tchu. Wspomnienia okazały się bardziej bolesne niż przypuszczała.
Kyle dotknął jej twarzy i poczuł wilgoć na dłoni. Polizał palce. Były słone od łez. Najchętniej przeprosiłby Maren za to, że sprawił jej ból, wiedział jednak, że jeśli się wszystkiego nie dowie, ta sprawa nie przestanie go nurtować.
– Wiesz o mnie już wszystko…
Maren westchnęła. Kyle miał rację. Powinna to w końcu z siebie wyrzucić.
– Dobrze. Nie wiem tylko, od czego zacząć – szepnęła smutno.
– Kochasz go jeszcze? – spytał z niepokojem.
– Nie. Chyba nigdy go nie kochałam…
Kyle zesztywniał. W jego głosie pojawiły się ostrzejsze tony.
– Trudno mi w to uwierzyć.
– Dlaczego?
Przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Widziałem twoje reakcje – zaczął. – Za każdym razem, kiedy pytam cię o byłego męża, robisz się smutna. Teraz płaczesz. Trudno mi to zrozumieć.
Uśmiechnęła się przez łzy. Kyle był o nią zazdrosny. Starał się to ukryć, ale był zazdrosny jak zakochany nastolatek!
– Ależ…
Położył palec na jej ustach.
– Nie wypieraj się! Przecież mam oczy!
Poczuł, że ogarnia go złość. Usiadł gwałtownie na łóżku. Po chwili siedział już w fotelu, okryty puszystym szlafrokiem.
– Nie mogę myśleć, kiedy jestem blisko ciebie – wyjaśnił. – Mów. Tylko nie staraj się robić ze mnie idioty.
Maren żachnęła się.
– Sam robisz z siebie idiotę.
– Chcę znać prawdę.
Wzruszyła ramionami. Usiadła na łóżku i oparła się o ścianę. Znajdowali się teraz naprzeciwko siebie. Ich oczy przyzwyczaiły się do mroku. W świetle księżyca widzieli swoje sylwetki i twarze.
– Dobrze.
Gdyby tylko potrafiła powiedzieć mu, jak bardzo go kocha, sprawa Brandona straciłaby pewnie znaczenie… Maren czuła jednak, że brakuje jej odwagi. Łzy jedna za drugą spływały po jej policzkach…
– Czy porzucił cię dla innej?
Nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa. Przypomniała sobie upadek Brandona, a potem godziny spędzone w szpitalu. Czy porzucił ją dla Innej? Nie, Brandon nie miał zamiaru jej porzucać…
Wstała, owinęła się kołdrą i wyszła na balkon. Przed nią, w dole, szumiał ocean, choć plaży nie było widać. Znajomy taras znajdował się tuż za rogiem domu. Widziała stąd jego brzeżek.
Wciągnęła głęboko rześkie, morskie powietrze. Chciała się uspokoić. Sprawy związane z Festival Productions wydawały się zupełnie nieistotne. Teraz musiała radzić sobie z problemami miłości i śmierci. Brandon rzeczywiście otarł się o śmierć, a ona w tym uczestniczyła…
Oparła się o poręcz i spojrzała przed siebie. Chciała wypatrzeć linię horyzontu, która wydawała jej się kresem wszystkiego, wszelkich udręk. Niestety, nie mogła. Nocne niebo i bezmiar wód zlały się w jedną, mroczną masę. Maren patrzyła przed siebie zafascynowana.
Drgnęła, zaskoczona niespodziewanym dotykiem ręki Kyle’a. Była tak bardzo pochłonięta obserwacją natury, że przez moment zapomniała o istnieniu kogokolwiek, nawet Jego.
– Maren, wiesz przecież, ile dla mnie znaczysz…
Zaschło jej w gardle. Kyle stał tuż obok i obejmował ją. Najgorsze zaś było to, że tak naprawdę wcale nie wiedziała, ile dla niego znaczy.
– Od kiedy zobaczyłem cię u Mitzi Danner, wiedziałem, że musisz być moja.
– A później wsiadłeś na białego konia i szukałeś mnie… ponad rok. To wzruszająca historia – powiedziała z goryczą.
Kyle pocałował ją w szyję.
– Nie chciałem angażować się w poważny związek… Bałem się komplikacji.
– Więc postanowiłeś mnie zignorować?
– Wyszłaś wcześniej – powiedział. – Nigdzie nie mogłem cię znaleźć…
– No, ale nareszcie mnie spotkałeś…
Kyle nie mógł znieść ironii w jej głosie.
– Nie należę do tych mężczyzn, którzy gonią za każdą kobietą…
Maren westchnęła i spojrzała przed siebie, w dalszym ciągu wypatrując linii horyzontu. Nie chciała już się spierać. Wolałaby przytulić się do Kyle’a i powiedzieć, że bardzo go kocha.
– A czy teraz nie skomplikuję ci życia?
Kyle uśmiechnął się do siebie. Sam nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.
– Obawiam się, że nawet bardzo, ale… chcę tego.
Maren wyczuła nutkę szczerości w jego głosie. Nareszcie zaczynała rozumieć, dlaczego Kyle pragnie poznać wszystkie jej tajemnice.
– Co chcesz wiedzieć o Brandonie? – spytała drżącym głosem.
Jego uścisk nieco zelżał. Zastanawiał się nad pierwszym pytaniem.
– Czy on coś znaczy w twoim życiu?
– Kiedyś wydawało mi się, że go kocham…
– A teraz? – przerwał.
Potrząsnęła głową. Jej włosy wyśliznęły się spod kołdry i zalśniły miedzianym blaskiem w świetle księżyca.
– Nie, nie kochałam go…
Kyle wypuścił ją z ramion i w roztargnieniu potarł czoło.
– Dlaczego więc wciąż mam wrażenie, że nie skończyłaś z nim jeszcze? Że ten facet się gdzieś czai? Że jest wciąż przy tobie?
Twarz Maren zastygła w grymasie bólu. Kyle czuł, że dzieje się z nią coś niedobrego.
– Nie mogę z nim skończyć – szepnęła.
– Dlaczego? – spytał zaciskając pięści.
Serce zamarło mu z niepokoju. Liczył kolejne sekundy czekając na odpowiedź.
– Zaraz wyjaśnię…
Zagryzł wargi.
– Na nic innego nie czekam.
Maren westchnęła. Nie wiedziała, jak zacząć swoją opowieść.
– Pobraliśmy się jeszcze na studiach. To znaczy Brandon i ja. Dociągnęłam jakoś do ostatniego roku i skończyłam studia, a Brandon nie. Nie miał głowy do nauki, nosiło go. Rzucił studia na trzecim roku i został zawodowym tenisistą.
Kyle skinął głową. Przypomniał sobie, że widział kiedyś na korcie gracza o nazwisku McClure. Facet miał potężne uderzenie, ale nic poza tym. Chyba za bardzo się denerwował. Żeby dobrze grać w tenisa, trzeba mieć mózg, a nie tylko sprawne mięśnie.
– I co?
– Zaczęłam z nim tracić kontakt. Poza tym… – Maren zawahała się – szybko odkryłam, że ma kochankę. Słodka idiotka. Nazywała się Cynthia. Pracowałyśmy razem przez jakiś czas.
Kyle westchnął. Przypomniał sobie kochanka Rose. Historia najwyraźniej lubi się powtarzać.
– Zerwałaś z nim?
Maren pokręciła głową.
– Nie. Wybaczyłam. Ale… później przyszły następne. Na początku się wypierał, ale potem było mu już chyba wszystko jedno.
– Więc się rozwiodłaś? – brzmiało to bardziej jak stwierdzenie faktu niż pytanie.
Maren wciągnęła głęboko powietrze. Nie wiedziała, czy to, co powie, zabrzmi przekonująco.
– Niezupełnie… Przez pół roku byliśmy w separacji – urwała i spojrzała przed siebie. – To była moja wina. Bałam się rozwodu… Odwlekałam to, jak mogłam… Kiedy w końcu go dostałam, czułam się fatalnie.
– Żadnej ulgi? – spytał Kyle.
Uśmiechnęła się gorzko. Miała nadzieję, że tym razem nie rozpłacze się jak zwykle.
– Miałam wrażenie, że nie zdałam pierwszego poważnego egzaminu z dorosłego życia.
Kyle pochylił się i pogłaskał ją po szyi. Przez chwilę czuła muśnięcie jego ust.
– No, ale masz to już za sobą – szepnął niezbyt pewny, czy przekona ją ten argument.
Maren pokręciła głową.
– Nie o to chodzi. Parę lat później Brandon namówił mnie na wyjazd w góry. Przepraszał mnie za wszystko, zapewniał, że to się już nie powtórzy. Miał to być nasz drugi miesiąc miodowy… Pojechaliśmy do Heavenly Valley.
Zacisnęła dłonie na poręczy balkonu. Wspomnienia powróciły do niej ze zdwojoną siłą.
– Wiedziałam, że robię błąd. Nawet w drodze Brandon oglądał się za spódniczkami. Chciałam jednak spróbować.
– Kochałaś go?
Dziewczyna zacisnęła usta.
– Nie! – powiedziała pewnie. – Wiesz, o co mi chodziło? Chciałam, żeby wszystko w moim życiu było najlepsze. Skończyłam studia z wyróżnieniem, w pracy szło mi wspaniale. Właśnie wtedy kupiłam Festival Productions i byłam upojona sukcesem. Ten rozwód… to była porażka. Chciałam to jakoś naprawić. Głupia szczeniacka ambicja…
Kyle przymknął oczy. Przypomniał sobie, jak bardzo wstydził się w czasie rozwodu. Mimo to nie wahał się ani minuty. Cóż, Maren po prostu była inna.
– Od razu po przyjeździe zaczęliśmy się kłócić – ciągnęła. – Doszłam do wniosku, że nic nie będzie z naszego pojednania. Postanowiłam jednak zostać trochę w Heavenly Valley. Miałam przecież urlop…
Nagle księżyc zaszedł za samotną chmurę. Otoczyła ich głęboka ciemność. Kyle poczuł, że zbliżają się do końca opowieści.
– I wtedy Brandon zaciągnął mnie na szlak. Czułam, że jest zły jak osa.
– Zły? – podchwycił Kyle. – Za to, że nie chciałaś do niego wrócić?
Maren wzruszyła ramionami.
– Nie mam pojęcia. Trudno mi w tej chwili zrozumieć wszystkie jego motywy. – Zaczerpnęła powietrza. – W każdym razie wybrał najtrudniejszą trasę i od razu zaczął zjeżdżać z potworną szybkością… Wcześniej prosiłam go, żeby uważał na siebie. Nie słuchał… Zjechał z trasy i znalazł się na krawędzi przepaści. Coś jeszcze krzyczał w moim kierunku. Myślałam, że zwariuję. A potem… – Maren spuściła głowę. – Koniec.
Kyle zmarszczył czoło. Przypomniał sobie stare wydanie „Los Angeles Timesa”, w którym czytał o tym wypadku. Nie przyszło mu tylko do głowy, żeby powiązać Brandona McClure z właścicielką Festival Productions.
– Utracił władzę w nogach?
Maren skinęła głową.
– Tak, ale już ją odzyskał…
"Złoty Interes" отзывы
Отзывы читателей о книге "Złoty Interes". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Złoty Interes" друзьям в соцсетях.