– Może chodzić?

– Tak.

– A grać w tenisa?

– Nie. W każdym razie nie zawodowo.

Kyle odprężył się. Nie rozumiał, dlaczego Maren tak długo nie chciała mu o tym powiedzieć. Gdyby pogrzebał trochę w jej życiorysie, sam doszedłby do wszystkiego.

– I tak miał dużo szczęścia – powiedział obejmując ją od tyłu.

Nagle poczuł, że na jego dłonie kapią łzy.

– Maren, czy… Czy czujesz się winna?

Przytaknęła bez słowa.

– Przecież to śmieszne!

– Powtarzałam to już sobie setki razy – westchnęła potrząsając głową. – Nic nie pomaga…

Kyle oparł się o ścianę i zaczął się przyglądać drobnej, skulonej przy poręczy sylwetce. Coś w dalszym ciągu nie dawało mu spokoju.

– Jak to się ma do teraźniejszości? – spytał. – Ten wypadek zdarzył się przecież ładnych parę lat temu…

Maren pochyliła się jeszcze bardziej, jakby przygnieciona ciężarem jego słów.

– Zupełnie zwyczajnie – powiedziała odwracając się do niego.

Księżyc wyszedł już zza chmury, mogła więc sprawdzić, jaki efekt wywarły jej słowa.

– Nie rozumiem…

– Brandon zawsze potrzebował pieniędzy – mówiła dalej. – Okazało się, że nie ma grosza przy duszy. Najpierw musiałam spłacić jego długi. Potem było leczenie, masaże, rehabilitacja…

Kyle patrzył na nią z niedowierzaniem.

– Nie mogę uwierzyć – wykrztusił.

– Brandon żył ponad stan – przerwała mu. – Jeszcze dzisiaj drżę z obawy, że będę musiała spłacać jakieś zaległe rachunki.

Kyle zacisnął usta. Nareszcie wiedział, gdzie znikały wszystkie pieniądze Festival Productions i dlaczego Maren musiała tyle pracować.

– Wciąż z nim jesteś? – spytał.

Wzruszyła ramionami.

– Nie bądź śmieszny. Mówiłam, że to dawno skończone…

Kyle odetchnął z ulgą i spojrzał na nią odrobinę życzliwiej.

– Ale pewnie wciąż go utrzymujesz…

– Brandon nie może pracować – powiedziała niepewnie. – Dopiero od niedawna chodzi. I to Jeszcze nie najlepiej.

Przez chwilę stała w milczeniu i patrzyła w ciemność. Zastanawiała się, dlaczego broni człowieka, który wyrządził jej tyle zła.

– Muszę dawać mu pieniądze – wyrzuciła z siebie.

Kyle pokręcił głową.

– Ale dlaczego?

– Nic nie rozumiesz. Brandon nie ma rodziny. – Zawahała się. – Poza tym to moja wina… Gdyby nie ja, Brandon dalej grałby w tenisa. Miał masę forsy…

Trzęsły się jej ręce. Drżała od tłumionych emocji. Kyle przytulił ją mocno i ucałował rozpalone policzki.

– Myślę, że go przeceniasz – powiedział gładząc ją po głowie. – Pamiętam grę twojego męża. Nie potrafił zapanować nad własną agresją. Niczego by nie osiągnął.

– To twoja opinia.

Kyle zaprzeczył gwałtownie:

– Nie! To prawda.

Maren spojrzała w jego twarz. Był poważny. Nie miała podstaw, by sądzić, że chce ją pocieszyć. Przypomniała sobie ostatnią rozmowę z Brandonem. Cały czas starał się utrwalić w niej przekonanie, że gdyby nie ona, zostałby międzynarodowym mistrzem USA.

– Wszystko jedno – westchnęła. – Brandon znajduje się na razie pod moją opieką.

– Jak długo jeszcze masz zamiar zastępować mu niańkę? – spytał z błyskiem w oczach.

Maren wzruszyła ramionami.

– To moja sprawa.

– Niezupełnie.

Nie pozwoliła mu skończyć.

– Chcę cię zapewnić, że sprawa Brandona nie będzie miała żadnego wpływu na interesy. Przecież przyjechałam tu po to, żeby rozmawiać o Festival Productions.

Kyle ponownie zbliżył się do niej. Palcami zaczął błądzić po jej nagiej szyi. Pocałował ją najpierw delikatnie, a potem mocno i namiętnie.

– Naprawdę? – szepnął.

Maren przytuliła się do niego z westchnieniem.

– Nie. Przyjechałam tu dla ciebie…

I chciałabym zostać na zawsze, pomyślała czując falę ciepła.

Kyle spojrzał na jej rumieńce i uśmiechnął się.

– Chodźmy do łóżka – szepnął.

Zamknęli drzwi na balkon. Za nimi została ciemność nocy i granatowy ocean.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

– Chcę się z tobą ożenić – to były pierwsze słowa, jakie usłyszała zaraz po przebudzeniu.

Maren przetarła oczy i spojrzała w bok. Twarz Kyle’a była. napięta i czujna.

– Myślałam, że małżeństwo nie wchodzi w grę…

Kyle potarł w zamyśleniu brodę. Głębokie bruzdy pokryły mu czoło.

– Właśnie tego się balem – wyznał. – Twojej niezależności.

Przez chwilę leżeli obok siebie w milczeniu. Maren nie bardzo wiedziała, jak traktować jego oświadczyny. Czy miał to być kolejny żart? Próbowała uspokoić oszalałe serce. Z Kyle’em nigdy nic nie było wiadomo.

– A co z moją pracą?

– Możesz kierować wszystkim z La Jolla.

Maren uniosła się na łokciach z wrażenia.

– Obawiam się, że nie jest to…

Kyle położył jej palec na ustach.

– Oczywiście, musiałabyś jeździć od czasu do czasu do Los Angeles – powiedział. – Moglibyśmy to jakoś zorganizować. Zresztą, jeśli sprzedasz firmę, wszystko się lepiej ułoży.

Poruszyła się niespokojnie.

– Elise prosiła mnie, żebym nie rozmawiała o Festival Productions do czasu zakończenia negocjacji.

Kyle spojrzał na nią ze zdumieniem.

– Co to za bzdury? – spytał marszcząc brwi. – Chyba najlepiej dogadamy się sami…

– Elise chce rozmawiać z Bobem Simmonsem.

Wyraz niedowierzania nie zniknął z jego twarzy.

– A potem Bob będzie musiał obgadać całą sprawę ze mną. Potem przekaże uwagi Elise… Potem Elise zechce porozmawiać z tobą… i tak w kółko. – Zamyślił się na chwilę. – Sądziłem, że lubisz ryzyko.

Maren skinęła głową.

– Więc po jakie licho ta Conrad?!

– No cóż… – Maren zawahała się. – Jest przecież prawnikiem…

Kyle spojrzał w jej błękitne oczy.

– Czy sądzisz, że chciałbym cię oszukać? – spytał. – Nie ufasz mi?

– Kyle, tu nie chodzi o zaufanie, tylko o… interesy.

Chciała wstać, ale złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.

– Nie – pokręcił głową. – Nie chodzi już o interesy, tylko o nas.

Maren patrzyła na niego z zapartym tchem. Nie, tym razem na pewno nie żartował. Wyrwała się jakoś z jego uścisku i narzuciła na siebie wielki szlafrok. Usiadła naprzeciwko łóżka.

– Chcesz rozmawiać o Festival Productions?

Skinął głową.

– Więc słucham.

Kyle usiadł wygodnie na łóżku i spojrzał z podziwem na Maren. Zdołała się zmienić nie do poznania w ciągu paru chwil. Wzrok miała chłodny, siedziała wyprostowana. Gdyby nie szlafrok, mógłby pomyśleć, że znajduje się właśnie u niej w biurze.

– Jakie są twoje warunki? – spytał.

– Masz wszystko na papierze – powiedziała z uprzejmym uśmiechem. – Musiałeś to przecież czytać.

Kyle podrapał się za uchem.

– Tak, oczywiście – mruknął. – Czy możesz mi je jednak przypomnieć?

– Zostaniesz jedynie właścicielem. Zgodnie z twoim życzeniem, przeniesiemy się do budynku Sterling Recordings. Poza tym nic się nie zmieni.

– Pod warunkiem, że będziesz zarządzać firmą z La Jolla – przerwał jej.

Maren udała zdziwienie. Gdyby tylko mogła wierzyć w szczerość jego intencji! Przecież już raz wykorzystał małżeństwo do zrobienia kariery… No, może niezupełnie…

– Proponuję uczciwą cenę za Festival Productions – ciągnął Kyle. – Nawet pani Conrad się z tym zgadza.

Maren skinęła głową. Zaczęła bębnić nerwowo palcami po poręczy fotela.

– Będę z tobą szczery, Maren. Przede wszystkim zależy mi na twoim talencie. Bez ciebie firma nie warta by była złamanego grosza. – Spojrzał na nią czule i przesunął się w stronę fotela. – Po ślubie będziemy mogli pracować razem.

Maren zastygła w dziwacznej pozie. Siedziała pochylona, jej palce zawisły nad poręczą. Nie mogła wydusić z siebie słowa. Potwierdzały się jej najgorsze przypuszczenia. Kyle zamierza ją wykorzystać i nawet się z tym nie kryje.

– Tak jak z Rose – wykrztusiła w końcu.

Kyle zesztywniał i spojrzał na nią zimnym, stalowym wzrokiem.

– Co ty pleciesz? – warknął. – Rose nie ma tu nic do rzeczy.

Maren drżała. Czuła, że za chwilę się rozpłacze.

– Nie wiem, Kyle… – powiedziała słabym głosem.

Potrząsnął niecierpliwie głową.

– Chcę, żebyś została moją żoną – oświadczył raz jeszcze. – Praca się nie liczy. Pragnąłbym ciebie, nawet gdybyś zajmowała się czymś zupełnie innym. Z Rose… to była pomyłka.

Maren opuściła głowę nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć.

– Kocham cię, Maren – szepnął.

Łzy wolno spływały po jej policzkach. Tak bardzo czekała na te słowa… Tak bardzo chciała mu wierzyć.

Kyle wstał i przyklęknął tuż obok jej fotela.

– Nie widzisz, jak mi na tobie zależy?

Maren chciała zapomnieć o wszystkim i rzucić się w jego ramiona. Właściwie dopiero teraz w pełni zdała sobie sprawę, jak bardzo go kocha. Mimo to coś powstrzymywało ją przed podjęciem ostatecznej decyzji.

– Czy wyjdziesz za mnie?

Zaczął ją gładzić po głowie, szyi i odsłoniętym ramieniu. Poczuła, jak dreszcz przenika jej ciało.

– Daj mi trochę czasu – szepnęła.

– Nie chcesz?

Uśmiechnęła się przez łzy. Przez chwilę zwlekała z odpowiedzią.

– Chcę. Nawet bardzo – wyznała. – I dlatego muszę sobie wszystko przemyśleć.

Kyle zerwał się na równe nogi.

– Dobrze, jeśli chcesz… – Narzucił na siebie drugi, jeszcze większy szlafrok. – A teraz się ubieraj! Chcę, żebyś mi opowiedziała o teledyskach Mirage.

Maren roześmiała się, zupełnie rozbrojona.

– Teraz? Zaraz?

– Muszę ci przecież udowodnić, że możesz pracować w La Jolla. Nie mam chyba innego wyjścia.

Przez chwilę patrzyli na siebie z uśmiechem. Maren otarła łzy.

– Dobrze – powiedziała. – Ale najpierw chciałabym wziąć prysznic i zjeść śniadanie.

– Załatwione – mruknął Kyle.


Sobota i niedziela minęły niepostrzeżenie. Pod koniec pobytu Maren zauważyła, że wrasta w ten krajobraz. Holly przestała się dąsać i odnosiła się do niej z sympatią. Lydia wprost rozpływała się nad nią z zachwytu. Trochę pomogły pochwały, jakie Maren wygłaszała jedząc kolejne potrawy. Robiła to szczerze. Lydia była naprawdę znakomitą kucharką.