Niemal każdą chwilę spędzała z Kyle’em. Razem pracowali, jedli, chodzili na spacery. Czasami dołączała do nich Holly. Jeżeli dziewczynka miała coś przeciwko związkowi ojca z Maren, ukrywała to bardzo starannie. Zdarzało się jedynie czasami, że przerywała w połowie zdania albo bladła, jakby o czymś sobie przypomniała.

Idyllę zakłóciło to, co wydarzyło się późnym niedzielnym popołudniem. Maren kończyła właśnie pakowanie walizki, kiedy w drzwiach stanął Kyle.

– Chętnie bym cię tutaj zatrzymał – powiedział.

Maren rozłożyła ręce w bezradnym geście.

– Ja też bym chętnie została – mruknęła znad walizki. – Ciekawe tylko, co powiedziałby właściciel pewnej wytwórni płytowej, gdybym nie załatwiła wszystkiego w terminie?

Kyle uśmiechnął się.

– Myślę, że doszlibyście jakoś do porozumienia – powiedział. – Przecież i tak chce się z tobą ożenić.

Maren spoważniała. Nie miała już ochoty na przekomarzania.

– A twoja córka?

– Holly cię uwielbia!

– Nieprawda. Po prostu mnie toleruje. To i tak dużo… – zamyśliła się. – Za mało jednak, żebym mogła zastąpić jej matkę.

Pochłonięta swoimi myślami nawet nie zauważyła, że Kyle zbliża się do niej. Jej serce zareagowało wcześniej szybszym biciem. Przygniótł ją sobą.

– Ty bestio – westchnęła i pocałowała go mocno.

Czuła wyraźnie ciężar jego ciała. Pragnęła, by ta chwila trwała jak najdłużej. Chciała zapomnieć o wyjeździe. Zapomnieć o problemach… Skoncentrować się na tym, co najważniejsze – na pocałunku…

Kyle z trudem oderwał się od Maren i spojrzał na nią z miłością. Jeszcze nigdy nie widział tak pięknej kobiety. Od czasu oświadczyn pozbył się już wszelkich wątpliwości. Wiedział, że stoi przed życiową szansą.

– Pomyśl teraz nad moją propozycją.

Delikatnie wyzwoliła się z jego objęć. Leżeli obok siebie i patrzyli w sufit.

– Myślę, że powinniśmy być ze sobą zupełnie szczerzy – zaczęła.

– Zgadzam się.

Maren poruszyła się niespokojnie.

– Naprawdę?

Kyle wziął ją za rękę.

– No powiedz, co cię gryzie.

– Chodzi mi nie tylko o to, że zostanę macochą Holly – powiedziała ostrożnie. – Powiedz, czy twoja propozycja ma coś wspólnego z… Festival Productions?

– Nie – warknął. Jednocześnie zacisnął mocno dłoń na ręce Maren. Z trudem powstrzymała okrzyk.

– To boli – jęknęła.

Natychmiast rozluźnił uścisk.

– Przepraszam – powiedział cicho. – Nie wiedziałem…

Maren chciała to jak najszybciej wyjaśnić.

– Powiedz, dlaczego sprawiasz wrażenie, jakby clę coś gnębiło w związku z moją firmą? – spytała spoglądając na niego spod oka. – Jeśli nie chodzi o sprzedaż, to o co?

Kyle wyraźnie się zmieszał. Obiecał, że będzie szczery. Przez chwilę marszczył czoło, a następnie wycedził wolno, przez zęby:

– Ryan Woods… uważa, że ktoś skopiował teledysk Mitzi Danner.

Maren zaparło dech z wrażenia.

– Z ostatniej płyty? – wydusiła w końcu.

Mimo że zrobiło mu się jej żal, skinął głową.

– To niemożliwe – protestowała Maren. – Dopiero niedawno skończyliśmy zgrywanie całości. Nie wysłałam nawet kasety do Sterling Recordings.

– Wiem.

Maren spojrzała na niego z gniewem.

– Myślisz, że mam u siebie piratów?

Kyle westchnął. Wolałby uniknąć tej rozmowy.

– Tak twierdzi Woods – wyjaśnił. – Ten facet zna się na rzeczy.

– Dowody! – krzyknęła zrywając się z łóżka. – Chcę dowodów! Nie pozwolę robić z siebie kryminalistki!

Spojrzała w dół. Kyle powoli podniósł się i usiadł na brzegu łóżka. Miał bardzo, bardzo nieszczęśliwą minę.

– Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?

– Chciałem mieć pewność.

– A teraz ją masz?

– Maren, na litość boską! Przecież sama zaczęłaś tę rozmowę – jęknął. – Woods obiecał, że zdobędzie piracką kopię. Proponuję zawiesić do tego czasu wszelkie rozmowy na ten temat!

– Piracką kopię?! – Maren nie wierzyła własnym uszom.

– Zostawmy to – powiedział. – Porozmawiajmy teraz o twoich sekretach.

Maren oblała się rumieńcem. O co tym razem mogło mu chodzić? Przecież powiedziała już wszystko.

– Co z Brandonem? – spytał. – Jak długo masz zamiar go utrzymywać?

Wzruszyła ramionami.

– Do chwili, kiedy będzie mógł pracować.

Kyle machnął ręką. W jego oczach pojawiły się złośliwe iskierki.

– Gdyby chciał, dawno by już znalazł pracę – mruknął. – Odnoszę wrażenie, że wcale nie chcesz uwolnić się od niego.

Maren pobladła z wściekłości.

– Brandon musi stanąć na nogi! – krzyknęła. – Dosłownie i w przenośni! Będę mu dawać pieniądze, dopóki nie zacznie pracować!

Miała już tego dość. Zatrzasnęła pełną ubrań walizkę, złapała ją i wybiegła na schody. Kyle nawet nie próbował jej gonić. Siedział na łóżku, zaskoczony tak gwałtowną reakcją.

Od razu skierowała się do kuchni, z nadzieją, że znajdzie tam Lydię i Holly. Nie myliła się. Siedziały obydwie przy wielkim stole i piły lemoniadę. Na piecu, w wielkiej misie, stało ciasto, które pewnie miało wyrosnąć. Holly mówiła coś po hiszpańsku do Meksykanki.

– Cześć, chcesz się pouczyć hiszpańskiego? – spytała na widok Maren.

Lydia pokręciła głową.

– Drogie dziecko, boję się, że mój akcent…

Holly machnęła ręką.

– Co tam akcent! I tak dostanę piątkę!

Maren poczuła ucisk w dołku. Dopiero teraz uprzytomniła sobie, jak bardzo przyzwyczaiła się do La Jolla i jej mieszkańców.

Podeszła bliżej. Zarówno Holly jak i Lydia zauważyły walizkę w jej ręku. Twarze im posmutniały.

– Przyszłam się pożegnać.

– Nie wyjeżdżasz chyba na zawsze, co? – rzuciła Holly.

Maren uśmiechnęła się.

– Nie wiem… – zawahała się. Holly wyraźnie straciła humor, a Lydia wytarła oczy brzegiem fartucha. – Zobaczę, co da się zrobić.

– A może zostanie pani na kolacji?

Maren uśmiechnęła się do zażywnej kucharki.

– Niestety, muszę wracać.

W kuchni pojawił się Kyle. Spojrzał najpierw na córkę i Lydię, a następnie wyjął bez słowa walizkę z dłoni Maren i skierował się w stronę drzwi.

– Mogłabyś zostać – rzucił przez ramię.

– Nie – pokręciła głową. – Muszę wrócić. Chcę sprawdzić to, o czym mówiłeś.

Kyle zmarszczył brwi. Teraz żałował, że jej o tym powiedział.

– Uważaj na siebie – rzekł ciepło.

Lydia i Holly spojrzały na siebie. Nie miały pojęcia, o co chodzi.

– Nie przejmuj się – mruknęła Maren. – Wszystko będzie dobrze…

Wyszli przed dom. Silny wiatr rozwiewał jej kasztanowe włosy. Zanosiło się na sztorm.

– Kiepska pogoda dla żeglarzy – zauważył.

– I piratów – dodała.

Kyle westchnął ciężko.

– Musisz mi obiecać, że nie będziesz się w nic mieszać – zażądał. – Gdybyś nie nalegała, nic bym ci nie powiedział.

Maren uśmiechnęła się.

– Zaczynasz mówić jak bohaterowie kryminałów.

Poczuli pierwsze krople deszczu. Kyle umieścił jej walizkę na tylnym siedzeniu. Maren usiadła za kierownicą.

– Bądź też ostrożna na drodze. Może być ślisko…

Spojrzała na niego po raz ostatni i przekręciła kluczyk w stacyjce.

– A ty biegnij szybko do domu, bo zaraz przemokniesz, zaziębisz się i umrzesz…

Kyle nie zwracał uwagi na jej złośliwości. Bruzdy na czole świadczyły o stanie jego ducha.

– Będzie mi ciebie brakowało – powiedział.

Chciała wyskoczyć z samochodu i wyznać, że pragnie z nim zostać na zawsze. Myśląc o tym poczuła, że do oczu napływają jej łzy.

Ruszyła ostro do przodu i po chwili zniknęła za bramą. Kyle włożył ręce do kieszeni dżinsów. Czy uda mu się kiedyś ją zatrzymać?


Kyle dotrzymał słowa. Pod koniec tygodnia zadzwoniła Elise z informacją, że według niej umowa jest już zupełnie w porządku. Maren dostała nawet pakiet akcji Sterling Recordings. Prawnicy Kyle’a mieli przygotować wszystkie dokumenty na koniec miesiąca.

Maren była tak zajęta pracą, że nie zdołała wykrzesać z siebie nawet odrobiny radości. Kłopoty związane z pracą nad teledyskami Mirage spędzały jej sen z powiek. Najpierw mieli problemy z oświetleniem. Potem z dźwiękiem. Przez dwa dni szukali jednego z kostiumów, który, jak się okazało, pozostał w wypożyczalni. Kiedy w końcu wydawało się, że nic już im nie przeszkodzi, niespodziewany wybuch sztucznych ogni uszkodził aparaturę. Na szczęście nikt nie został ranny.

– Wiesz – powiedział do niej Ted Bensen – mam wrażenie, że ktoś robi to specjalnie. Gdybym nie znał moich ludzi, oskarżyłbym ich o sabotaż.

Kompletnie wyczerpana, Maren nie chciała tego słuchać. Stwierdziła po prostu, że tym razem mają potwornego pecha. Przypominała sobie pierwsze teledyski, jakie robiła dla Mirage. Pracowała wtedy na złym sprzęcie, zaledwie z garstką ludzi, ale wszystko wyglądało podobnie. Pech. Po prostu pech.

Jeszcze bardziej martwiła ją Jane. Sekretarka przypominała teraz własny cień. Maren zupełnie nie mogła się z nią porozumieć.

– Założę się, że Kyle Sterling ma coś wspólnego z tym wybuchem – mówiła, podając jej kawę. – To jasne, że chce cię zmusić do sprzedania firmy…

Nie pomagały żadne tłumaczenia. Jane coraz bardziej pogrążała się w swojej obsesji. Maren mogła jej co najwyżej współczuć i unikać rozmów związanych z Jacobem. Co jakiś czas zapewniała ją tylko, że nie straci pracy.

Dopiero po trzech tygodniach znalazła trochę czasu dla siebie. Zadzwoniła do Kyle’a i zaprosiła go do studia, żeby obejrzał film do „Wczorajszej miłości”. Niestety, nie mieli jeszcze dźwięku. Podczas krótkiego spotkania Kyle podpisał umowę na teledysk Joeya Righteousa i Maren znowu zabrała się do pracy. Tym razem szło jej znacznie lepiej.

W czwartek odezwała się ponownie Elise. Poinformowała, że wszystkie dokumenty są już w porządku. Maren podpisała umowę o sprzedaży Festival Productions. Teraz firma miała się znaleźć w rękach Kyle’a.

Czekała z zapartym tchem na sygnał z La Jolla. Nareszcie osiągnął swój cel i, jeśli chciał, mógł się wycofać z propozycji małżeństwa. Miała dla niego pracować przez najbliższe trzy lata, ale… Gdyby chciał, nie musiałby się z nią nawet widywać.